Nakamichi 700II
- Kategoria: Vintage
- Tomasz Karasiński
W ramach tegorocznego Międzynarodowego Tygodnia Słuchania Kaset Magnetofonowych najlepiej byłoby odkurzyć swoją kolekcję taśm, podłączyć magnetofon i przypomnieć sobie klimat szalonych lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to kasety były w naszym kraju absolutnym nośnikiem numer jeden. Ponieważ szybko wciągam się w takie akcje, postanowiłem uczynić to samo, ale zablokowały mnie dwa maleńkie, prawie nieistotne detale - nie mam magnetofonu, a moja kolekcja kaset najprawdopodobniej zaginęła albo w najlepszym wypadku spoczywa na strychu w takim miejscu, że odnajdzie się dopiero podczas wymiany dachu za kilkadziesiąt lat. W związku z tym postanowiłem "zaszaleć" w inny sposób i pomarzyć sobie, jakiż to magnetofon mógłbym kupić, jeśli tej chwili dożyję i rzeczywiście okaże się, że kasety przetrwały i do czegoś się nadają. Otwieram więc kilka portali aukcyjnych, zaznaczam opcję "cena od najwyższej" i patrzę na jakież to cuda można się w tym momencie załapać. Spośród wszystkich pięknych, vintage'owych magnetofonów jeden model wyraźnie się wyróżniał - to właśnie Nakamichi 700II. Przede wszystkim dlatego, że w ogóle nie wygląda jak magnetofon. Z opisu aukcji niestety niczego się nie dowiedziałem, więc postanowiłem przeprowadzić własne śledztwo.
Japoński magnetofon prezentuje się... Całkiem nowocześnie - jak na dzisiejsze standardy! Prosta, aluminiowa płyta frontowa skrywa jedynie kilka prostokątnych przycisków i niemal całkowicie zabudowane "drzwiczki" na kasetę. W dolnej części obudowy znalazły się dwa podświetlane wskaźniki wychyłowe oraz kilka dodatkowych przycisków i pokręteł. Gdy jednak przyjrzymy się kilku detalom, dojdziemy do wniosku, że w tym urządzeniu wszystko jest "na odwrót". Obudowa jest wysoka i płytka, drzwiczki otwierają się w bok, kasetę ładuje się w pozycji pionowej, za drugim "skrzydłem" znajdują się dodatkowe przyciski i pokrętła do kalibracji napędu i głowicy, z typowo "gramofonowymi" opcjami (regulacja wysokości tonu i azymutu), wskaźniki wychyłowe są umieszczone "do góry nogami" (z igiełką zamocowaną u góry i skalą na dole), a panel z gniazdami znajduje się na górnej ściance - na wielu zdjęciach publikowanych w sieci przez użytkowników widać 700II z interkonektami idącymi do góry i dalej w bok do wzmacniacza. Kosmos.
Model 700II to oczywiście następca pierwszej "siedemsetki", w którym wprowadzono szereg drobnych usprawnień. Produkowano go w latach 1976-1979. Modyfikacje dotyczyły głównie układu napędowego i głowicy, a także układu kompensacji fazowej. W głowicy zastosowano materiał, który otrzymał nazwę Super Head - była to mieszanka niklu, niobu i tantalu. W poprzednim modelu stosowano permaloj czyli stop składający się zwykle z 80% niklu i 20% żelaza, który następnie pokrywano cienką warstwą tytanu. Oprócz tego 700II był wyposażony na przykład w manualną regulację poziomu dla taśm EX i SX, filtry Dolby i MPX, pneumatyczne tłumienie głowicy, trzy wejścia mikrofonowe, wyjście słuchawkowe, bardzo zaawansowany jak na owe czasy silnik prądu stałego oraz - tu ciekawostka - przewodowy pilot o symbolu RM-10. Wszystko to sprawia, że Nakamichi 700II jest uznawany za jeden z najbardziej zaawansowanych, a już z pewnością najbardziej eleganckich magnetofonów z tamtego okresu. Użytkownicy chwalą go za piękny wygląd, precyzyjną pracę mechaniki i wspaniałe, wciągające brzmienie. Audiofile, którym udało się go zdobyć, raczej się z nim nie rozstają, a jeśli już tak się zdarzy, to egzemplarze w dobrym stanie osiągają ceny na poziomie 1500-2000 zł. Dużo, mało? Jak na kilkudziesięcioletni magnetofon pewnie sporo, ale patrząc na dzisiejsze ceny nowego sprzętu - niewiele. Ciekawe ile Nakamichi 700II będzie warty za kilkadziesiąt lat, kiedy przyjdzie mi wymienić ten dach;-)
-
1piotr13
Kolorowe lata 80-te i sprzęt w tym okresie to specyficzny klimat, kto tego nie przeżył, ten dużo stracił :)
0 Lubię -
Stefan Zakszewski
Ładny sprzęt - w starszych pierwszych modelach nawet z drewnianym elementem od góry. Pilot na kablu świadczy o zamierzchłej technice sterowania - ale wszyscy producenci jacy mieli u siebie tego typu rozwiązania szybko doszli do wniosku, że mają za dużo zgłoszeń do serwisu z powodu przepięć elektrycznych. Chodzenie po dywanie czy wykładzinie dość mocno nas ładuje elektrostatycznie w kontakt z takim pilotem świetnie przewodził to wyładowanie. Pozdrawiam, Stefan.
0 Lubię
Komentarze (2)