Numerologia stosowana
- Kategoria: Felietony
- Małgorzata Karasińska
Jako, że idzie wiosna, dzisiaj będzie optymistycznie. Ostatnimi czasy zaczynam wierzyć w lepszą przyszłość. Na razie jest to lepsza przyszłość branży audio, ale zawsze lepsze to niż nic. Nasz naród genetycznie zaprogramowany jest do marudzenia i wynajdowania dziury w nawet w najpiękniejszej całości, a sceptyków opowiadających, że audio skończyło się kilkadziesiąt lat temu i od tamtej pory sprzęt jest jedynie coraz gorszy jest od metra. Ale nie o tym miało być. Dziś zupełnie o innym zjawisku. Od roku, czyli od czasu założenia StereoLife ilość konstruktorów sprzętu, akustyków, realizatorów dźwięku czy osób odpowiedzialnych za tworzenie pokoi odsłuchowych w moim życiu drastycznie wzrosła. Spotkania z nimi zawsze są okazją do dyskusji i poznania filozofii drugiej strony.
Jednego złotego środka na zrobienie dobrego sprzętu nie ma, a ile jest osób, tyle prawd. Teoretycznie teoria powinna być jedna, ale tylko teoretycznie:) Jakoś nie chce to działać w ten sposób. I bardzo dobrze. Ja patrzę na tę sprawę egocentrycznie, bo gdyby wszystkie graty były takie same, byłabym bezrobotna. Spora część z tego źródła wiedzy wyznaje kult pomiarów. Na początku sądziłam, że to bardzo dobrze. Wszak umysł ludzki to rzecz omylna, a słuch absolutny nie należał się każdemu. Coraz częściej jednak spotykam się ze stwierdzeniem, że nie ma sensu słuchać swojego dzieła, skoro w pomiarach wychodzi dobrze. Sytuacja może też być odwrotna. Pomiary mogą nie być zadowolone. Pomiary twierdzą, że bas zaczyna się od nieprzyjemnej dla ludzkiego ucha częstotliwości, a wykres przyjmuje kształt słoneczka zamiast kwiatuszka. Co z tego, że obiektywnie kolumny grają świetnie i słoneczkowaty wykres w ogóle nie przeszkadza im w byciu świetnym głośnikiem. Nie można tego zaakceptować. Trzeba gmerać dalej, kombinować, przelutowywać, aż pomiary zatwierdzą produkt. Nawet jeśli w ten sposób utracimy scenę, barwę czy cokolwiek innego, co tworzyło charakter sprzętu i było jego zaletą.
Podobnie ma się rzecz z tworzeniem pokoi odsłuchowych. Załóżmy, że chcemy takowy zbudować. Jak to może wyglądać? Zadzwonimy po akustyka, który przyjedzie z większą ilością sprzętu niż pogromcy duchów. Następnie pobiega z mikrofonem dookoła pokoju, zajrzy nim w każdy róg pomieszczenia i stwierdzi, że to się do niczego nie nadaje i trzeba wytłumić. Przyjdzie do naszego domu niemała przyczepa paneli akustycznych, który stworzy nam sterylne pomieszczenie. Śmiało możemy w nim mordować ludzi. I tak nikt nie usłyszy. Ja na przykład test takowego pomieszczenia rozpoczęłabym od rękoczynu na akustyku, który z mojego domu chce zrobić komorę bezechową. Na własnej skórze mógłby się wtedy przekonać, czy efekty jego pracy są zadowalające.
Zaczęłam od optymizmu i na optymizmie skończę. Ostatnio konstruktor, którego lubię i szanuję powiedział, że tworzenie sprzętu to jak bycie w lesie. Ciemno i nie wiadomo, co robić. Pomiary to jedynie latarka. Wciąż nie wiadomo, co robić, ale może przynajmniej się nie zabijemy. Jeśli ktoś, kto wyznaje taką filozofię potrafi zrobić doskonały sprzęt - a wiem, że potrafi - to chyba musi być w tym sporo prawdy. Im jestem starsza, tym bardziej zaczynam doceniać w ludziach zdrowy rozsądek. I o niego właśnie apeluję w tym momencie. Wszystko, co związane ze słuchaniem ma służyć ludziom. Dźwięki mają dawać przyjemność słuchaczom, a nie kartce papieru. Jak już mówiłam, jestem egocentryczna. Wolałabym, żeby konstruktor chciał uszczęśliwić mnie, a nie jakiś świstek z wykresem. Jeśli o tym zapomnimy i zapatrzymy się na numerki, cała ta zabawa przestaje mieć sens. A chyba wszyscy się zgodzimy, że na pewno nie o to tu chodzi.
Komentarze