Blues Pills - Lady in Gold
- Kategoria: Rock
- Paweł Pałasz
Blues Pills, jedna z największych nadziei muzyki rockowej ostatnich lat, powraca z drugim albumem studyjnym. Choć od wydania debiutu, zatytułowanego po prostu "Blues Pills", minęły zaledwie dwa lata, zespół zdążył zmienić skład (perkusistę Cory'ego Berry'ego zastąpił André Kvarnström) i przejść zaskakującą metamorfozę stylistyczną. Dominująca na debiucie inspiracja blues rockiem ustąpiła miejsca wpływom... Soulowym. Zdecydowanie większą rolę zaczęły odgrywać brzmienia klawiszowe - na poprzednim albumie występujące w śladowych ilościach, tutaj zaś wysunięte często na pierwszy plan i zachwycające swoim bogactwem. Oprócz popularnych w muzyce rockowej organów i fortepianu, pojawia się też rzadziej, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, stosowany melotron. Odbyło się to kosztem partii gitarowych - Dorian Sorriaux niemal nie gra tu żadnych solówek (a przecież jego popisy są jednym z największych atutów debiutu). Zupełną nowością są natomiast chórki, podkreślające soulowy charakter albumu. Zresztą głos Elin Larsson też nabrał bardziej soulowej barwy.
Najbardziej radykalnym przykładem tych zmian jest ballada "I Felt a Change", oparta wyłącznie na akompaniamencie klawiszy. Dzięki temu dość ascetycznemu podkładowi można w pełni docenić wokalny talent Larsson. Ogólnie jest to całkiem ciekawy eksperyment. Innym zaskakującym utworem jest "Bad Talkers", w którym największą rolę odgrywa chórek. Kompozycyjnie nie jest to jednak zbyt udany kawałek, bodajże najsłabszy na albumie. Na szczęście nie zabrakło tu bardziej rockowego grania. Bardzo chwytliwy utwór tytułowy, "Won't Got Back" albo "Rejection", mimo sporej roli klawiszy i soulowych chórków, mają w sobie też sporo rockowego czadu, dzięki energetycznej grze sekcji rytmicznej, ciężkim - choć schowanym w miksie - partiom gitary, oraz ekspresyjnym wokalom Elin. Z kolei w "Burned Out" i "You Gotta Try" w końcu większą rolę odgrywa Sorriaux, prezentujący bluesowe zagrywki, świetnie uzupełniane organowym tłem. Te dwa utwory najbliższe są poprzedniego albumu, mimo zdecydowanie bogatszego brzmienia. Gitarzysta pole do popisu ma także w początkowo balladowym, ale stopniowo zaostrzającym się "Gone So Long", w którym gra krótką, ale całkiem zgrabną solówkę. Zadziornie i intensywnie brzmi także finałowy "Elements and Things", oryginalnie nagrany w 1969 roku przez dziś już zapomnianego amerykańskiego muzyka Tony'ego Joe'ego White'a.
Cieszy, że muzycy Blues Pills nie chcą stać w miejscu, tylko rozwijają swój styl - i to w dość zaskakującym i nietypowym, ale bardzo interesującym kierunku. "Lady in Gold" jest na pewno albumem bardziej dojrzałym od swojego poprzednika, choć pod względem kompozytorskim oba prezentują podobny poziom (utwory są zgrabne, całkiem chwytliwe, lecz do rockowych klasyków im daleko). Obawiam się tylko, że przez ten stylistyczny zwrot grupa może stracić więcej dotychczasowych fanów, niż zyskać nowych. Mnie jednak przekonali swoim nowym materiałem.
Artysta: Blues Pills
Tytuł: Lady in Gold
Wytwórnia: Nuclear Blast Records
Rok wydania: 2016
Gatunek: Psychodeliczny Rock, Psychodeliczny Soul, Blues Rock
Czas trwania: 40:09
Ocena muzyki
Nagroda
-
-
1piotr13
Właśnie przesłuchałem. Nie jest zła ale pierwsza bardziej mi się podobała. Poza tym nagrana jest w kiepskiej jakości, wszystkie instrumenty zlane ze sobą razem, brzmi jak MP3: http://dr.loudness-war.info/album/list?artist=Blues+pills&album=
0 Lubię
Komentarze (2)