DIMD PP10 Stereo
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Pewnego dnia, siedząc w poczekalni i wertując z nudów prasę, trafiłem na bardzo interesujący wywiad z kobietą, która przedstawiała się jako analityczka trendów. W normalnych warunkach raczej nie zwróciłbym uwagi na wypowiedzi jakiejkolwiek "tyczki" lub "loszki", jednak wybór periodyków na stole był mocno zawężony, więc po przekartkowaniu stron o życiu gwiazd, odchudzaniu, torebkach i pysznych plackach trafiłem wreszcie na jedyny godny uwagi artykuł. Z wywiadu wyłaniała się wizja dziwnej, ale jednak całkiem prawdopodobnej przyszłości, w jakiej niedługo przyjdzie nam żyć. Artykuł nie był jednak skoncentrowany na naddźwiękowych pociągach i tanich lotach w kosmos, a raczej pewnych procesach, za którymi już dziś ciężko nadążyć. Słowo klucz - przewartościowanie. Szybko zdałem sobie sprawę, że sam zauważam je w swoim otoczeniu. Pamiętam, jak w naszych sklepach zaczęły pojawiać się truskawki w plastikowych pudełkach. Wszystkie jednakowe, czyściutkie, idealne. Szybko jednak zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie smakują tak dobrze, jak te prosto z łubianki, choćby nawet były poobijane i ubrudzone ziemią. Pomidory, które przejechały kilka tysięcy kilometrów są stosunkowo tanie, a te z pola położonego pół godziny drogi od sklepu - drogie. Świat staje na głowie? A może ludzie wreszcie zaczynają doceniać prawdziwą jakość i są gotowi za nią zapłacić? Podobny efekt możemy zaobserwować w świecie sprzętu audio. Niektórym do szczęścia wystarczy amplituner z promocji, ale innych taki dźwięk zupełnie nie zadowala. Szukają więc czegoś lepszego, wyjątkowego i oryginalnego. Aby znaleźć taki sprzęt, nie wystarczy jednak pójść do pierwszego lepszego sklepu z walizką pieniędzy. Trzeba się jeszcze trochę nagimnastykować, często trafiając przy tym na mnóstwo drogiej, markowej słabizny. Być może dlatego poszukiwacze prawdziwie nietuzinkowego sprzętu audio z wielkim zainteresowaniem śledzą projekty młodych firm stawiających na oryginalność i jakość, o której wielu dużych graczy najwyraźniej dawno już zapomniało.
Czasami zastanawiam się ile jeszcze potrzeba nam nowych firm zajmujących się produkcją kolumn głośnikowych, wzmacniaczy lampowych lub audiofilskich kabli. Przykładowo podczas zbliżającej się wystawy Audio Video Show będzie można zobaczyć sprzęt 520 różnych marek! Potrzebujemy ich aż tyle? Nie chce mi się wierzyć, że istnieje choć jeden człowiek, który w poszukiwaniu swojego ideału przesłuchał wszystkie dostępne modele i stwierdził, że żaden nie spełnia jego oczekiwań. Tak się jednak składa, że DIMD PP10 Stereo jest właśnie jednym z urządzeń, które podczas warszawskiej imprezy zrobiły prawdziwą furorę. Jak się okazuje, jest to jak do tej pory jedyna konstrukcja małej manufaktury z Łotwy. Ale jaka! Tylko kilka wzmacniaczy lampowych zrobiło na mnie tak duże wrażenie w pierwszym kontakcie. Widziałem już bardzo ciekawe projekty, jak G Lab Design Fidelity Block czy Egg-Shell Prestige 12WKT, ale gdybym miał się kierować tylko wyglądem zewnętrznym, bez chwili zastanowienia wziąłbym DIMD-a. Wystarczy na niego spojrzeć i wszystko jest jasne. To piękna, prosta forma zaprojektowana z ogromnym wyczuciem. Połączenie klasyki i nowoczesności.
Co ciekawe, historia firmy została zapoczątkowana przez znaną wiolonczelistkę i jednocześnie żonę założyciela DIMD-a, Edgarsa Spārniņša. Zauważył on, że słuchawki były jej nieodłącznym towarzyszem podczas słuchania muzyki. Dlaczego wybrała nauszniki? Bo jakość dźwięku ich domowego zestawu stereo zwyczajnie jej nie odpowiadała. Posiadający doktorat z zakresu fizyki, mający ciągoty do elektroniki i jednocześnie będący profesjonalnym muzykiem Edgars poważnie podszedł do problemu i w efekcie zapadła decyzja o stworzeniu własnego wzmacniacza lampowego. Pewnego letniego dnia gotowy produkt został zaprezentowany Marcie. Podobno już po pierwszych taktach była pod ogromnym wrażeniem naturalnego i bogatego brzmienia. Dopiero na tym etapie pojawia się kwestia dizajnu. Stworzenie ostatecznego kształtu wzmacniacza zajęło kolejny rok. Edgars zwrócił się do swego przyjaciela, Gustsa Rutkisa. Panowie zaczęli pracę od podstaw, a ich celem było stworzenie wzmacniacza lampowego o zwiewnym i lekkim wyglądzie. Niektóre z podjętych decyzji były wyjątkowo odważne, ale plan został zrealizowany i ostateczny projekt wreszcie ujrzał światło dzienne. Aż ciężko sobie wyobrazić, że takie urządzenie mogli stworzyć ludzie nie mający dużego doświadczenia w branży audio. DIMD PP10 nie wygląda bowiem jak zlutowany naprędce prototyp. Podczas wystawy Audio Video Show prezentował się wręcz spektakularnie. Takie cudo na pewno chciałaby mieć w swojej ofercie niejedna firma, która na lampach zjadła zęby. No ale... Rewelacyjne wzornictwo i wysoka jakość wykonania to jeszcze nie wszystko. W tym świecie liczy się przede wszystkim brzmienie. Edgars Spārniņš twierdzi, że i w tej dziedzinie jego integra gwarantuje niezapomniane doznania. Czas się o tym przekonać!
Wygląd i funkcjonalność
Zwykle staram się nie rozwodzić specjalnie nad wyglądem testowanych urządzeń, zwracając uwagę raczej na jakość ich wykonania. Na zdjęciach widać przecież z czym mamy do czynienia. To, co podoba się jednej osobie, niekoniecznie musi się podobać innym. Co ciekawe, wiele kontrowersji dotyczy właśnie wzmacniaczy lampowych. Kiedy testujemy tranzystorową integrę z dowolnego przedziału cenowego, rzadko który komentarz dotyczy jej wyglądu. Taki piecyk musiałby być wyjątkowo odjechany, ale większość dostępnych na rynku modeli to metalowe klocki z pokrętłami i przyciskami. Projektanci wzmacniaczy lampowych są natomiast z definicji zmuszeni do kombinowania, bo tego typu konstrukcja aż się prosi o ładne opakowanie. Oczywiście można zamknąć wszystko w wysokiej obudowie, jak w niektórych modelach VTL-a, Lebena czy Coplanda, jednak większość firm stara się raczej eksponować lampy, zapewniając im dodatkową oprawę w postaci chromowanych lub szklanych elementów, które wieczorem pięknie odbijają żar szklanych baniek, potęgując efekt wizualny. Unison Research montuje w swoich wzmacniaczach ozdoby z drewna i stali nierdzewnej, Fezz Audio stawia na proste bryły i atrakcyjną kolorystykę, Jadis to pełen przepych i klasyczna elegancja, Pathos nawet z kondensatorów potrafi zrobić dzieło sztuki. Unikalny dizajn mają także wzmacniacze takich firm, jak Eryk S Concept, Auris Audio, Manley Labs, czy Audio Research. Czy można w tej dziedzinie wymyślić coś jeszcze? Wydawałoby sie, że nie, a tu proszę. Pojawia się zupełnie nowa firma i na dzień dobry prezentuje wzmacniacz, który wygląda jak żaden inny. W dodatku jest po prostu prześliczny!
Oryginalne pomysły wcale nie muszą być skomplikowane, a PP10 Stereo jest tego doskonałym przykładem. Jest cudownie prosty, wręcz minimalistyczny, a jednak robi niesamowite wrażenie. Jego obudowa została skonstruowana zupełnie inaczej, niż w przypadku większości lampowców dostępnych na naszym rynku. Zwykle mamy bowiem szeroką podstawę, z której wystaje szereg dodatkowych elementów. Nie tylko lampy, ale także obudowy transformatorów, czasami kondensatory oraz dodatkowe pokrywy lamp w formie kratownicy, blaszanego pudła z otworami wentylacyjnymi lub czegoś podobnego. W rezultacie taki wzmacniacz jest ciężki nie tylko fizycznie, ale też optycznie. DIMD to zupełnie inna bajka. Jego obudowa jest płaska i prezentuje się wyjątkowo subtelnie. Przed zamontowaniem lamp, łotewska integra wygląda jak bardzo nowoczesny tranzystorowiec. Domyślam sie, że konstruktorzy mogliby nawet bez problemu opracować taką wersję, z wykorzystaniem pokrywy w roli radiatora. Skoro jednak doszli do wniosku, że tylko dobrze zaprojektowany wzmacniacz lampowy może zapewnić oczekiwany efekt brzmieniowy, na wyposażeniu PP10 Stereo znajdziemy parę sterujących lamp ECC83 i cztery EL84, które należy zamontować w gniazdach otoczonych ciekawymi, koncentrycznymi wycięciami. Przy zachowaniu należytej ostrożności, poradzi sobie z tym nawet początkujący użytkownik. Po tej operacji możemy już podłączać kable i rozpocząć wygrzewanie naszego DIMD-a. Jego górnej ścianki nie szpecą także obudowy transfomatorów, bo wszystkie elementy sprytnie schowano w środku. Jest to dość imponujące w przypadku tak płaskiej skrzynki, ale - jak widać - chcieć to móc. Właściciel PP10 Stereo może natomiast skorzystać z osłon zakrywających lampy. Ich montaż jest wprawdzie nieco kłopotliwy, ale producent prawdopodobnie wyszedł z założenia, że takiej czynności nie wykonuje się codziennie. Każdy z klientów szybko zdecyduje czy taka ochrona jest mu potrzebna. Jeśli w domu zą małe dzieci i ciekawskie zwierzęta, założy kratki i zostanie z nimi na dłużej. Jeśli nie - będzie mógł schować je do kartonu, a swe oczy nacieszyć widokiem odsłoniętych lamp. Inna sprawa, że metalowe osłonki też są bardzo eleganckie i nie odbierają wzmacniaczowi uroku. Niektórym taka wersja podoba się nawet bardziej.
Jeśli należycie do grona mocno wkręconych audiofilów, w PP10 Stereo dojrzycie nie tylko piękny przedmiot, ale przede wszystkim fajny, minimalistyczny wzmacniacz, którego rozmaite cechy świadczą o tym, że konstruktorom naprawdę zależało na dobrym dźwięku. DIMD to czysta integra pozbawiona jakichkolwiek dodatków. Nie ma podświetlanych wskaźników wychyłowych, przetwornika cyfrowo-analogowego ani nawet zdalnego sterowania. Tego akurat nie rozumiem, bo zdecydowano się na potencjometr ALPS-a, więc można było wybrać wersję z silniczkiem. Moim zdaniem do tak efektownego wzmacniacza za te pieniądze powinien być dołączony równie stylowy pilot, choćby nawet z dwoma przyciskami do regulacji głośności. No ale cóż, na razie zdalne sterowanie nie występuje nawet jako opcja. Na przedniej ściance wzmacniacza mamy do dyspozycji tylko włącznik oraz dwa pokrętła - wybór źródła i potencjometr. Aby nie zaburzyć eleganckiego projektu, selektor wejść zamiast numerów czy opisów ma symbole jednej, dwóch, trzech i czterech kropeczek, a włącznik jest podświetlany na biało. Tył jest równie minimalistyczny. Znajdziemy tu tylko cztery wejścia liniowe, pojedyncze terminale głośnikowe oraz gniazdo zasilające IEC z wymiennymi bezpiecznikami. Naprawdę aż trudno mi sobie wyobrazić, że osoba bez dużego doświadczenia w branży audio mogła zaprojektować coś tak genialnego. Użytkownik DIMD-a nie musi się nad niczym zastanawiać. Lampy są fabrycznie dobierane tak, aby trzymały parametry. Do każdego wzmacniacza otrzymujemy zmierzony i sprawdzony komplet. Zabawy z miernikiem i śrubokrętem nie ma. Nawet podczas podłączania kolumn nie musimy się zastanawiać czy lepiej wykorzystać odczepy dla impedancji 4 czy 8 Ω. Wyjmujemy, montujemy lampy, podpinamy źródło i głośniki i po chwili możemy rozpocząć słuchanie. A to wszystko otrzymujemy w porządnym i dopracowanym opakowaniu przecudnej urody. Duża klasa.
Na tym mógłbym już zakończyć, ale zdjęcia i opisy nie do końca oddają prawdziwą przyjemność obcowania z testowanym wzmacniaczem. Z tego punktu widzenia, PP10 Stereo to absolutnie hi-endowy sprzęt, który daje swojemu posiadaczowi ogromną satysfakcję, w zamian nie wymagając praktycznie niczego poza wkładem finansowym i odpowiednim doborem urządzeń towarzyszących. Zaimponowała mi w nim przede wszystkim niesamowita jakość wykonania, którą widać na każdym kroku. Obudowę złożono z dwóch połówek, przy czym wszystkie części są obrabiane na precyzyjnych maszynach sterowanych komputerowo. DIMD wygląda jakby wyjechał prosto z ekranu komputera, na którym był projektowany. Możecie się przyglądać łączeniom na linii styku drewna i metalu, pokrętłom, otworom wentylacyjnym, osłonom lamp czy terminalom, a nie znajdziecie najmniejszej skazy, brzydkiej szpary czy wystającej śrubki. Specyficzna forma obudowy to nie wszystko, bo dzięki niej PP10 Stereo wygląda świetnie z każdej strony. Nawet od dołu! Podstawa została bowiem wyrzeźbiona z jednego kawałka drewna dębowego, a jej boczki są jednocześnie nóżkami. W czterech punktach podklejono je tylko silikonowymi krążkami, dzięki czemu urządzenie stabilnie opiera się na stoliku. Ten wzmacniacz jest po prostu perfekcyjny w każdym calu. Jak siedzę w branży audio kilkanaście lat, tak jeszcze czegoś podobnego nie widziałem. I to w wykonaniu debiutującej na rynku firmy! DIMD zadbał nawet o profesjonalne opakowanie, ma nowoczesną stronę internetową, piękne zdjęcia... Wszystko się tu zgadza. Pytanie tylko czy konstruktorzy zadbali również o jakość brzmienia. Pora więc ostatecznie przekonać się z czym mamy do czynienia.
Brzmienie
Teoretycznie powinienem specjalnie z myślą o wzmacniaczu DIMD-a ściągnąć na odsłuch kolumny o ponadprzeciętnej efektywności, jednak po pierwsze akurat takich nie miałem, a po drugie nie lubię, kiedy recenzenci stosują wobec opisywanych urządzeń taką taryfę ulgową. Gdybyśmy mieli do każdego modelu dobierać całą resztę systemu, to po pierwsze byłoby to niezwykle trudne pod względem logistycznym, a po drugie prawie zawsze można by było dojść do dobrego dźwięku. Za pierwszym, drugim lub trzecim podejściem. Dlatego łotewska lampa ostatecznie została przeczołgana z kilkoma różnymi zestawami, zaczynając od tych najtrudniejszych. Powiecie, że podłączanie 10-watowego piecyka do podłogówek Equilibrium Ether Ceramique z przetwornikami Accutona to szaleństwo? Mnie też się tak wydawało, ale DIMD wyszedł z tej potyczki na tarczy. Naturalnie zestawy o skuteczności 85 dB nie były dla tego wzmacniacza szczytem marzeń, więc do efektu synergii jeszcze trochę brakowało, ale uzyskany dźwięk był co najmniej dobry. Zrównoważony, spokojny, poukładany i przyjemnie głęboki, a do tego obdarzony typową dla lamp, organiczną barwą. PP10 Stereo przepracował z polskimi kolumnami kilka dni i nie dał po sobie poznać, że coś mu w tym układzie nie pasuje, a to już bardzo dobry znak. W kolejnym odsłuchu wykorzystałem więc Tannoye Revolution XT 6F i tutaj bohater naszego testu mógł już popisać się nie tylko barwą, ale całkiem niezłą dynamiką, szczególnie w skali mikro. Jeżeli komuś zależy na ekstremalnie głośnym graniu lub zmuszeniu sąsiadów do przeprowadzki, za te pieniądze znajdą się na pewno lepsze wzmacniacze, ale jeśli jesteście normalni i słuchacie muzyki bez wkręcania się na poziomy koncertowe, nie będziecie rozczarowani. Odkryjecie za to mnóstwo innych rzeczy, jak chociażby bliskość średnicy i delikatność wysokich tonów. DIMD gra trochę tak, jakby chciał we wszystkich aspektach prezentacji zachować bezpieczną poprawność, a jednocześnie zalotnie puścić do nas oko. Bez ordynarnych zagrywek, ale w taki sposób, abyśmy wiedzieli, że zrobi co trzeba, aby nasza ulubiona muzyka zabrzmiała po prostu wybornie.
Przyznam, że dość długo nie mogłem rozstrzygnąć czy na dominujący zestaw cech tego wzmacniacza składa się naturalność, równowaga i przyjemny spokój, czy raczej lampowa barwa, delikatność i pieczołowitość objawiająca się chociażby w sposobie prezentacji wysokich tonów i organizacji przestrzeni. Do testu wykorzystałem więc kolejne kolumny, które gościliśmy w naszej sali odsłuchowej - Chartwelle LS6, Pylony Diamond Monitor, a nawet Audiovectory SR3 Super, których nigdy oficjalnie nie opisywałem, a które uważam za jedne z najlepszych kolumn do lampy w swoim przedziale cenowym. Testowane przez nas SR3 Avantgarde Arreté też sprawdzają się świetnie, ale ze względu na liczne ulepszenia i modyfikacje względem podstawowego modelu, ów przedział cenowy jest już zupełnie inny. We wszystkich systemach DIMD zachowywał się bardzo elastycznie, choć - zgodnie z moimi przypuszczeniami - Audiovectory pasowały mu najbardziej. Domyślam się, że można w tym temacie pójść jeszcze dalej, sięgając chociażby po wysokie modele Focala lub coś tak oryginalnego, jak testowane niedawno Klipsche Heresy III 70th Anniversary Edition, a najlepiej jeszcze wyższe modele, które w pełni pokażą potencjał łotewskiej lampy. Jak się okazuje, można z niej wydobyć bardzo wiele. Konstruktor DIMD-a musiał bardzo długo szlifować układ elektroniczny aby tak bezboleśnie połączyć ze sobą dwa światy. W jednym dostajemy normalny, uniwersalny dźwięk sprawdzający się w każdym repertuarze. Brzmienie nie jest więc naznaczone jakimiś wyczuwalnymi na kilometr cechami szczególnymi. Wysokie tony nie są zamulone ani tym bardziej wyostrzone. Bas nie jest króciutki ani pudełkowaty. Średnica owszem lekko wyróżnia się na tle pozostałych fragmentów pasma, ale bardziej charakterem niż ilością. Wszystko to sprawia, że słuchając swoich ulubionych płyt czujemy się całkowicie komfortowo. Nic nas nie rozprasza ani nie irytuje. DIMD nie funduje nam przykrych niespodzianek. Jest bas, środek i góra. Jest przestrzeń, barwa, a także wystarczająca rozdzielczość i dynamika. Jednak z drugiej strony, po prostu czuć, że mamy do czynienia z konstrukcją lampową. I znów - nie taką hardcore'ową, serwującą nam dźwięk w pewnych aspektach rewelacyjny, a w innych raczej kontrowersyjny. Słychać to jedynie w sposobie prezentacji wokali, wypełnieniu niskich tonów, leciutkiej słodyczy w zakresie wysokich tonów i przestrzeni, która nie składa się tylko z dźwiękowych punktów i oddzielającego je powietrza. Tutaj całe powietrze jest czymś wypełnione - jeśli nie "daniem głównym", to przynajmniej jego pogłosem lub pewną "mgiełką", w której kryją się informacje i detale ignorowane przez wiele wzmacniaczy.
Muszę przyznać, że DIMD bardzo mi się spodobał. Czy tak gra lampa, której konstruktorowi zależało na maksymalnej uniwersalności? A może wyjątkowo naturalny i muzykalny wzmacniacz z wyczuwalnym charakterem szklanych baniek? Moim zdaniem jedno i drugie, albo oba naraz. Takie połączenie jest po pierwsze rzadko spotykane, a po drugie bardzo audiofilskie. Aby jednak odkryć to wszystko i dowiedzieć się za co - oprócz nieziemskiego wyglądu i wysokiej jakości wykonania - można ten wzmacniacz pokochać, trzeba dać mu szansę i stworzyć odpowiednie warunki do odsłuchu. To nie jest urządzenie, które zrobi na nas wrażenie podczas pięciominutowego porównania z konkurencją. W jego dźwięku na pierwszy rzut oka nie ma nic imponującego, może poza barwą i stereofonią. PP10 Stereo nie ma atomowego basu ani świdrującej w uszach góry, bo zupełnie nie o to mu chodzi. Dostrzegą go i docenią raczej tylko doświadczeni melomani i audiofile, którzy dokładnie wiedzą czego szukają. Druga sprawa to oczywiście sprzęt towarzyszący, z naciskiem na kolumny. DIMD udowodnił, że jest w stanie poradzić sobie z trudnymi do napędzenia zestawami, ale przecież w prawdziwym życiu nikt nie będzie podłączał do niego paczek o skuteczności poniżej 88-89 dB i patrzył co się stanie. Decyzja o zakupie takiego wzmacniacza nie może być przypadkowa, a jego właściciel musi wiedzieć, że wiąże się z nią potencjalna wymiana kolumn - od razu lub w przyszłości. No, ale... Przecież możliwa jest też wersja odwrotna. Wielu audiofilów ma kolumny, które fantastycznie nadają się do lampy. W takim przypadku układzie DIMD powinien zaprezentować sto procent swoich możliwości.
Wiecie czym tak naprawdę jest ten wzmacniacz? To zderzenie elektroniki ze sztuką. Nie mówię tylko o jego kształcie zewnętrznym, ale przede wszystkim o wrażeniu obcowania z czymś niepowtarzalnym. Towarzyszyło mi ono przez cały czas trwania testu i wydaje mi się, że wielu doświadczonych słuchaczy podzieli mój pogląd. Jednocześnie mam świadomość, że PP10 Stereo jest wymagającym urządzeniem, które stawia użytkownikowi pewne warunki i nie odkrywa wszystkich swoich kart na dzień dobry. To purystyczna konstrukcja, z którą trzeba umieć się obchodzić. Ale bądźmy szczerzy, taki wzmacniacz raczej nie trafi w ręce początkującego amatora sprzętu audio. Jego brzmienie docenią przede wszystkim miłośnicy lamp szukający muzycznej dojrzałości i uniwersalności. DIMD nie ucieka od stereotypu ciepłego i przyjemnego w odbiorze lampowca, ale chwilami zachowuje się bardziej jak porządna hybryda. Łączy romantyczne brzmienie szklanych baniek z odrobiną neutralności i poprawności charakterystycznej dla tranzystorów. To mieszanka, która może się podobać, a z każdą godziną, z każdym kolejnym dniem będzie tylko lepiej. Minusy? Dla mnie najpoważniejszym jest brak zdalnego sterowania. Możecie mnie nazwać leniuchem, ale uważam, że w tej cenie powinien się zmieścić pilot z drewna i metalu, piękny i oryginalny jak sam wzmacniacz. Drugim problemem DIMD-a jest niska moc, która jednak trochę ogranicza wybór kolumn. Na szczęście na rynku znajdziemy dziesiątki, jeśli nie setki modeli, które potencjalnie powinny zgrać się z takim lampowcem, a może nawet stworzą z nim synergiczne zestawienie. I wreszcie trzeci minus - cena. Czy usprawiedliwia ją dźwięk, wygląd lub jakość wykonania PP10 Stereo? Osobno pewnie nie. Sęk w tym, że tutaj to wszystko dostajemy w jednym pakiecie. To trochę tak, jak z nowoczesnymi urządzeniami typu all-in-one. Jeżeli ktoś szuka tylko wzmacniacza albo tylko streamera, kupno takiego klocka mija się z celem, bo za te same pieniądze spokojnie znajdziemy lepszy wzmacniacz lub streamer. Ale jeśli chcemy mieć w jednym pudełku wszystko, włącznie z przetwornikiem, tunerem i wzmacniaczem słuchawkowym, wybór takiego klocka zaczyna nabierać sensu. Jeśli więc potrzebujecie tylko dobrze grającego lampowca i możecie zaakceptować to, że będzie wyglądał jak spawarka, a z jego obudowy po pewnym czasie zacznie odłazić lakier, spokojnie wyrobicie się w kwocie 6000-8000 zł. Ale jeśli chcecie też kupić coś naprawdę pięknego, oryginalnego i wykonanego absolutnie perfekcyjnie, DIMD spełni wszystkie te życzenia naraz. Inna sprawa, że na rynku można znaleźć znacznie droższe wzmacniacze, które przy PP10 Stereo będą wyglądały jak amatorszczyzna zrobiona młotkiem. Jeśli nie wierzycie, umówcie się na odsłuch i poznajcie go osobiście.
Budowa i parametry
DIMD PP10 Stereo to lampowy wzmacniacz zintegrowany wykorzystujący parę sterujących podwójnych triod ECC83 i cztery pentody EL84 dające moc 10 W na kanał. Co ciekawe, stopień końcowy pracuje w układzie push-pull i klasie AB. Po takiej konstrukcji spodziewalibyśmy się wyższej mocy, jednak jego twórcy zdecydowali się zaaplikować bardzo płytkie, 6-dB sprzężenie zwrotne. Podobno egzemplarze prototypowe pracowały nawet bez globalnego sprzężenia zwrotnego, jednak ostatecznie zdecydowano się wprowadzić je w bardzo delikatny sposób, dzięki czemu uzyskano szerokie pasmo przenoszenia, niskie zniekształcenia i optymalny współczynnik tłumienia. Producent informuje również, że osiągnięcie pożądanego efektu brzmieniowego możliwe było tylko dzięki wykorzystaniu wysokiej jakości komponentów takich, jak potencjometr ALPS-a, polipropylenowe kondensatory sprzęgające o tolerancji 1% czy rezystory metalizowane. Wszystko to zostało połączone metodą punkt-punkt ponieważ zdaniem łotewskich konstruktorów gwarantuje ona pewność montażu i pozwala skrócić ścieżkę sygnału do minimum. Obudowa wzmacniacza została wykonana na obrabiarkach CNC, i chodzi tu zarówno o aluminiową pokrywę o grubości 5 mm, tworzącą również przednią i tylną ściankę, jak i podstawę wyrzeźbioną z drewna dębowego. Lampy mocy są fabrycznie parowane, a gniazda wejściowe i głośnikowe pokryto warstwą srebra. Aby dobrać się do wnętrza DIMD-a, należy zlokalizować wszystkie śruby i otwory montażowe. Po tej operacji uda nam się idealnie oddzielić od siebie dwie połówki obudowy - drewnianą i metalową. Drewno pełni w zasadzie tylko rolę podstawy, a wszystkie istotne elementy elektroniczne i mechaniczne przykręcone są od wewnątrz do górnej pokrywy. Kryją się tu między innymi transformatory, które sprytnie ukryto w specjalnym pogrubieniu, które z zewnątrz zobaczymy tylko patrząc na wzmacniacz od spodu. Klasyczne trafa głośnikowe uzupełnia zasilający toroid wykonany w Polsce przez firmę, która jest odpowiedzialna między innymi za wzmacniacze marki Fezz Audio. DIMD chwali się zresztą, że wszystkie elementy wykorzystane do budowy testowanej integry zostały wykonane w Unii Europejskiej, Szwajcarii i Japonii, a całość jest projektowana i montowana na Łotwie. W broszurce informacyjnej, firma drukuje między innymi kilka wykresów - pasmo przenoszenia, zniekształcenia harmoniczne itd. To rzadko spotykana praktyka, a już tym bardziej u początkujących manufaktur, które co jak co, ale szczegóły techniczne wolą raczej zachowywać dla siebie.
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Tannoy Revolution XT 6F, Chartwell LS6, Pylon Audio Diamond Monitor, Audiovector SR3 Super, T+A MP 1000 E, Marantz HD-DAC1, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid, Solid Tech Radius Duo 3.
Werdykt
Niesamowity sprzęt. Nie tylko ze względu na brzmienie, wygląd zewnętrzny czy precyzję wykonania, ale przede wszystkim z uwagi na połączenie wszystkich tych atrybutów w jedną, wyjątkowo apetyczną całość. Na pewno nie jest to wzmacniacz dla każdego, ale właśnie w tym rzecz! Dla każdego mogą być popularne głośniki bezprzewodowe i słuchawki za dwieście złotych, a DIMD jest urządzeniem dla wąskiej grupy wymagających melomanów, którzy lubią otaczać się pięknymi, nietuzinkowymi przedmiotami z duszą, a podczas słuchania muzyki chcą czuć się autentycznie pochłonięci, odizolowani od codziennych trosk. PP10 Stereo potrafi dać właśnie coś takiego. Możemy włączyć ulubioną płytę, rozsiąść się wygodnie w fotelu i spędzić cały wieczór zatopieni w świecie pięknego, organicznego dźwięku i wpatrzeni w delikatny, bursztynowy blask lamp wyrastających z naszego DIMD-a. Powiecie, że takie wrażenia potrafi zapewnić wiele wzmacniaczy? No to szukajcie. Albo lepiej - wypożyczcie kilka modeli do domu i dopiero po dłuższych odsłuchach zastanówcie się za którym z nich będziecie tęsknić najbardziej. Ja właśnie odesłałem paczkę do dystrybutora i trochę mi szkoda.
Dane techniczne
Wejścia: 4 x RCA
Lampy sterujące: 2 x ECC83
Lampy mocy: 4 x EL84
Moc wyjściowa: 2 x 10 W (pentoda)
Obsługiwane kolumny: 6-8 Ω
Czułość wejściowa : 420 mV
Zakres dynamiki: 90 dB
Zniekształcenia: < 0,1% (1 W)
Globalne sprzężenie zwrotne: 6 dB
Impedancja wyjściowa: 2,8 Ω (1 W)
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+0/-0,5 dB)
Zużycie energii: 100 W
Wymiary (W/S/G): 15,9/43/28 cm
Masa: 9 kg
Cena: 13999 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Audio-Connect.
Zdjęcia: DIMD, Marcin Jaworski, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze