Ray Kimber - Kimber Kable
[English version] Rynek audiofilskich kabli może na pierwszy rzut oka wydawać się niezwykle skomplikowany - setki marek i produktów powiązanych ze sobą chyba tylko przeznaczeniem, a i to nie zawsze. Jednak wśród firm zupełnie nowych, pojawiających się regularnie już od wielu lat, a także tych, których produkty są obecnie z jakiegoś powodu modne, swoje stałe miejsce mają zagwarantowane tak zwani starzy wyjadacze. Audioquest, Nordost, Monster Cable, Cardas Audio, Van den Hul czy Kimber Kable to firmy, które w dużym stopniu ten rynek tworzyły i wciąż kształtują go w największym stopniu. W większości przypadków filozofia i pewien technologiczny kierunek obrany przez daną firmę są nierozerwalnie związane z osobą ich założyciela, dlatego też niezwykle ucieszyłem się na wiadomość, że będę mógł przeprowadzić ekskluzywny wywiad z jedną z legend kablowego świata - Rayem Kimberem.
Kimber Kable jest w tym gronie marką wyjątkową chociażby z uwagi na jej rynkowy staż. Sam Ray Kimber jest natomiast niezwykle ciepłym i sympatycznym, a jednocześnie ciekawym człowiekiem. Podczas naszego spotkania od początku był wesoły i otwarty. Mimo, że ciągle coś interesującego dzieje się w jego telefonie, w jego plecaku i na pewno również w jego głowie, przez cały czas pozostawał spokojny i skoncentrowany, a podczas wywiadu urządził mi nawet maleńki wykład na temat procesu produkcji kabli. Ray posiada dar opowiadania o dość skomplikowanych sprawach w sposób bardzo prosty i łatwo przyswajalny, dlatego zadawałem kolejne pytania, a czas zarezerwowany na nasze spotkanie uciekł nie wiadomo kiedy. To jeden z tych ludzi, których naprawdę warto posłuchać, nie tylko ze względu na merytoryczną wartość ich opowieści, ale także umiejętność spojrzenia na świat zarówno przez lupę, jak i z orbity. A skoro nie każdemu będzie dane poznać go osobiście, zapraszam do przeczytania zapisu naszej rozmowy.
Zanim się spotkaliśmy, próbowałem znaleźć jak najwięcej wywiadów z Panem i, ku mojemu zaskoczeniu, nie było ich aż tak wiele. Czy to dla Pana nietypowa sytuacja?
Nie, ale w pewnym sensie ma Pan rację. Ostatnimi czasy nie byłem zbyt aktywny, albo przynajmniej nie robiłem wszystkiego, co powinienem. W ciągu ostatnich dziesięciu lat niewiele podróżowałem, oddawałem się swojej pracy i innym pasjom na miejscu, w domu. Przede wszystkim uwielbiam swoje motocykle, często mówię, że są moimi dziećmi. W pewnym momencie miałem w garażu 28 motocykli, potem 26, rok później już tylko 23, jeszcze później 20... Nadszedł taki dzień, kiedy zdałem sobie sprawę, że większość tych maszyn nie była uruchamiana od roku, nikt nimi nie jeździł, więc pomyślałem sobie - co ty u licha robisz Ray? Wtedy mocno wziąłem się za siebie, wróciłem do pracy na poważnie, zacząłem podróżować, spotykać się z rodziną, znajomymi i, oczywiście, ze swoimi dystrybutorami i partnerami z całego świata. Dlatego właśnie jestem teraz w Polsce. Tak właściwie jest to przystanek na drodze z Indii, przez Koreę i Europę do USA. Na szczęście nie mam problemu z lataniem na zachód. To prawidłowy kierunek jeśli weźmiemy pod uwagę strefy czasowe i nasz naturalny zegar biologiczny.
Założył Pan firmę Kimber Kable w roku 1979, a więc dość wcześnie jak na manufakturę audiofilskich kabli. AudioQuest powstał w 1980 roku, Tara Labs w 1986, a Cardas Audio w 1987. Czy w tamtych czasach było trudno przebić się z takimi produktami?
Tak, cała koncepcja specjalistycznych kabli do zastosowań audio była wówczas całkiem nowa, jednak zrodziła się z zapotrzebowania czysto praktycznego - chodziło o wyeliminowanie zakłóceń i interferencji w systemach profesjonalnych, a więc w sprzęcie studyjnym i koncertowym. W kategoriach czasowych, kiedy zaczynaliśmy działalność na rynku funkcjonowała tylko jedna duża firma dostarczająca okablowanie, które można było nazwać audiofilskim - Monster Cable. Większość marek podobnych do Kimber Kable pojawiła się na rynku dopiero kilka lat później, jednak skoro już o tym mówimy, myślę że każdy ma swoją metodę, własną drogę prowadzącą do perfekcji i większość z tych firm tworzy naprawdę bardzo dobre przewody. Sam dobrze znam takich ludzi, jak George Cardas, Bill Low czy J.J. Van den Hul, a także wielu innych założycieli i szefów firm kablowych, więc mogę powiedzieć, że większość naszych konkurentów to także moi przyjaciele. Ale tutaj ciekawostka - nigdy nie porównywaliśmy naszych kabli do produktów innych firm. Mamy bardzo dobre zaplecze testowe, prowadzimy testy odsłuchowe w trakcie których porównujemy prototypowe modele z kablami, które już wytwarzamy, i to w zupełności nam wystarczy. Moim punktem odniesienia nie są produkty konkurencji, ale muzyka grana na żywo. Uczestniczę w wielu sesjach nagraniowych, spędzam mnóstwo czasu w studiach i salach koncertowych, więc mam całkiem niezłe pojęcie na temat tego, czym jest prawdziwy, żywy dźwięk.
W połowie lat siedemdziesiątych pracował Pan jako dźwiękowiec w jednej z firm instalujących nagłośnienie i oświetlenie w salach koncertowych w Los Angeles i wtedy właśnie odkrył Pan, jak mocno profesjonalne systemy oświetleniowe mogą zakłócać dźwięk. Ich szumy były zbierane przez kable, co wyraźnie słychać było w głośnikach i właśnie wtedy opracował Pan swoje pierwsze wynalazki. Czy może Pan powiedzieć nam coś więcej na ten temat?
Tak, to wciąż bardzo interesująca historia. Jako inżynier dźwięku pracowałem wtedy przy budowie systemów nagłośnieniowych w pierwszych dużych dyskotekach w USA. Problem z kablami zbierającymi zakłócenia generowane przez elektronikę, a w szczególności przez systemy oświetleniowe, był naprawdę duży i to właśnie moim zadaniem było opracowanie jakiegoś sposobu, aby go rozwiązać. Jeśli wyobrazimy sobie dużą salę koncertową albo stadion, zniekształcenia wbrew pozorom nie będą aż tak dokuczliwe ponieważ w takich warunkach cały ten sprzęt jest od siebie oddalony na wystarczająco dużą odległość. Głośniki stoją po obu stronach sceny, światła znajdują się ponad nią i gdzieś za widownią, więc nic aż tak bardzo ze sobą nie sąsiaduje. W klubie czy dyskotece mamy zupełnie inną sytuację - wszystko jest rozmieszczone bardzo ciasno, a szumy i zniekształcenia generowane przez światła natychmiast przenoszą się do wzmacniaczy i głośników. Zwykły kabel działa w takich warunkach jak antena, zbierając wszystkie brudy i fale elektromagnetyczne, co tak naprawdę w ogóle nie jest zaskakujące. W tamtym czasie, rozwiązanie tego problemu było dla nas niezwykle ważne.
Więc jak udało się to zrobić?
Na początku próbowałem eksperymentować z ekranowaniem, jednak było to bardzo irytujące ponieważ każdy kabel reaguje z ekranem, kiedy kablem zaczyna płynąć prąd. Przykładowo, jeśli weźmiemy stalową płytę, położymy na niej przewód i puścimy sygnał, nasz przewód zacznie się poruszać, może nawet lekko podskakiwać, co ma dość proste fizyczne uzasadnienie - nie ma w tym żadnej magii. Drgania takiego kabla są oczywiście pewną formą energii, a dokładniej - jest to energia kinetyczna zrodzona z energii elektrycznej dostarczonej do kabla ze wzmacniacza. Ponieważ cześć energii jest marnowana na wprawianie przewodu w ruch, dostajemy jej mniej na drugim końcu, czyli przy głośnikach. Postanowiłem rozwiązać ten problem poprzez obrócenie żył przewodzących względem siebie, aby nie reagowały ze sobą, nie wprawiały się wzajemnie w ruch. I to zadziałało. Już nie zbieraliśmy zakłóceń z systemów oświetleniowych, więc wykonałem swoją robotę, ale wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że brzmienie również będzie inne. Teraz wydaje się to oczywiste, ale wówczas różnica w jakości dźwięku naprawdę mnie zszokowała. Wtedy zacząłem zajmować się tym na poważnie. Swoje pierwsze kable splatałem ręcznie, następnie słuchałem rezultatów, wprowadzałem kolejne modyfikacje i tak narodziła się firma Kimber Kable.
Jak dokładnie zmieniło się brzmienie po podłączeniu tych pierwszych kabli?
Pojawiło się znacznie więcej pewności w zakresie niskich tonów. Bas był bardziej precyzyjny i mocniejszy, średnica nie była tak szorstka jak wcześniej, a w zakresie wysokich tonów nie było już pewnych artefaktów i zniekształceń, które obserwowałem przed zmianą kabli. W dużym skrócie, wreszcie można było usłyszeć przestrzeń między dźwiękami. Dlatego nawet pomimo tego, że całkiem nieźle zarabiałem jako inżynier dźwięku, zdecydowałem się zbadać sprawę dokładniej i pójść dalej w tym kierunku.
Wiele firm produkuje kable o specyficznym, firmowym brzmieniu. George Cardas wyjawił nam, że w pewnym momencie zdobyta wiedza pozwoliła mu stworzyć kable o dowolnym charakterze, jednak postanowił produkować takie o brzmieniu naturalnym i ocieplonym ponieważ tego wymagała większość systemów stereo w tamtych czasach. Czy Pan również musiał w pewnym momencie dokonać takiego wyboru?
Nie, ponieważ moje zaplecze to właściwie sprzęt profesjonalny, a nie domowy, dlatego nie wybierałem konkretnego kierunku czy charakteru brzmienia, który chciałem osiągnąć. Dla mnie celem numer jeden było zawsze uzyskanie stuprocentowo neutralnego dźwięku. Aby to uzyskać, trzeba mieć przezroczystą elektronikę, neutralne kolumny i kable. Gdybyśmy porównali to do akcentu, chcę by moje kable miały zupełnie neutralny akcent - nie Kanadyjski, nie Australijski, po prostu neutralny.
Świetnie, ale jak to osiągnąć?
Tak, to bardzo dobre pytanie. Oczywiście należy przeprowadzić mnóstwo badań i eksperymentów aby uzyskać to, o co nam chodziło, a także dbać o każdy jeden element, który znajdzie się w ostatecznym produkcie. Ponieważ w moim przypadku szybko okazało się, że potrzebuję skręconego kabla, zacząłem kupować maszyny służące do uzyskania wymaganych splotów i tak zacząłem produkować pierwsze przewody dostępne komercyjnie. Później zaczęliśmy mocno eksperymentować z liczbą i jakością przewodników, izolatorów czy konkretnych stopów metali, jednak celem zawsze było stworzenie kabli tak neutralnych, jak to tylko możliwe.
Kimber Kable to przede wszystkim geometria, jednak jakie inne czynniki w największym stopniu wpływają na jakość przewodów? Czystość przewodników, materiały izolacyjne, wtyki?
Wszystko po trochu. Możemy mieć prawidłową geometrię, ale jeśli wykorzystamy przewodniki czy dielektryk kiepskiej jakości, ostateczny rezultat także będzie kiepski. Naturalnie, czystość miedzi lub srebra jest ważna, jednak metale o ultra wysokiej czystości istnieją tylko w formie laboratoryjnej ciekawostki. Pogoń za coraz czystszymi przewodnikami zrodziła zresztą pewien problem na rynku japońskim, gdzie jedna firma wypuściła na rynek kable o czystości 4N, następnie 6N, 7N, 8N... Oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli mamy miedź o teoretycznej czystości 99,999999%, to na 100000000 cząsteczek miedzi znajdzie się jedna cząsteczka czegoś innego. Moim zdaniem jest to po prostu niemożliwe. A jeśli jest, to pozwolę sobie zapytać, czym jest ta jedna cząsteczka? Skoro ktoś potrafi ją znaleźć i stwierdzić, że mamy do czynienia z miedzią o czystości 8N, to proszę niech mi powie, czy tą jedną cząsteczką było żelazo, aluminium, srebro? Zadawałem to pytanie już wcześniej i nikt nie potrafił mi na nie odpowiedzieć. Jest jeszcze jeden aspekt całej tej historii. Kto może sprawdzić, czy producent podaje nam prawdziwe dane? Klient może kupić taki przewód wykorzystujący powiedzmy miedź o czystości 8N, ale kto może samodzielnie sprawdzić, czy tak jest naprawdę? Nikt, no chyba, że dany klient ma akurat w piwnicy potężne laboratorium. Należy także pamiętać o tym, że kabel wykorzystujący zgodnie z zapewnieniami producenta tak czystą miedź, raczej nie będzie tani. A zatem kto będzie na tyle odważny, aby w ogóle przeciąć taki przewód na pół i zanieść go do laboratorium w celu sprawdzenia czystości przewodników? Normalny klient nie może sprawdzić takich rzeczy, dlatego różne firmy mogą pisać na opakowaniach co tylko im się podoba.
Zatem jak ważna jest tak naprawdę czystość przewodników?
Oczywiście jest ona istotna, ale moim zdaniem nie ma sensu brnąć w ten temat dalej, niż już zabrnęliśmy. W materiale wykorzystywanym na przewodniki zawsze będą jakieś niedoskonałości i zanieczyszczenia, jednak bardzo ważne jest to, z jakiego rodzaju zanieczyszczeniami mamy do czynienia. Przykładowo w srebrnych kablach na pewno nie chcemy mieć siarki, a w przewodnikach miedzianych nie powinno być żelaza ani żadnych ferrytów. Lista rzeczy ważniejszych, niż czystość przewodnika wydrukowana na opakowaniu kabla, jest tak naprawdę całkiem długa.
Niektórzy audiofile twierdzą, że z punktu widzenia fizyki idealny kabel powinien być wykonany z maksymalnej liczby bardzo cienkich drucików. Zgodziłby się Pan z tym?
Nie, to nie jest rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Aby to zrozumieć, musimy wyobrazić sobie jak z grubego przewodu można zrobić cieńszy przewód. Otóż trzeba przepuścić taki drut przez serię maszyn, które wyciągają go, jednocześnie czyniąc go mniejszym w sensie średnicy. Dzieje się to zwykle kilka razy pod rząd, a prędkość przeciągania kabla przez głowicę maszyny zwiększa się za każdym razem. Ściskanie i wyciąganie przewodu sprawia, że po kilku takich przejściach staje się on gorący, więc musi być być smarowany i chłodzony. Z grubym drutem to nie problem, ale przy bardzo małej średnicy przewodu, porównywalnej z grubością ludzkiego włosa, zaczynają się schody. Pamiętajmy o tym, że lubrykant musi się gdzieś podziać, więc częściowo wnika w powierzchnię przewodnika. Mamy tarcie, ciepło, naprężenia mechaniczne, a kolejną zagadką jest głowica maszyny wyciągającej tak cienkie kable. Zwykle ma ona diamentowe końcówki, co jest w porządku w przypadku grubszych drutów, ale co z cienkimi? Zastanówcie się, jak w ogóle można wykonać w diamentowej głowicy tak maleńką dziurkę. To bardzo skomplikowane, dlatego bardzo cienkie przewodniki są generalnie do niczego. Cały proces może zmienić ich strukturę wewnętrzną i oczywiście właściwości brzmieniowe. W moim przekonaniu minimalny, krytyczny rozmiar to 32 AWG. Jeśli chce się zbudować kable z cieńszych przewodników, trzeba dysponować naprawdę zaawansowaną technologią. Oczywiście w niektórych przypadkach, jak w interkonektach gramofonowych, konieczne jest stosowanie cieniutkich przewodników, jednak w większości przypadków przesadne odchudzanie żył przewodzących sprawi, że ucierpi na tym brzmienie.
Wszystko to prowadzi nas do delikatnej kwestii cen. Audiofilskie kable są raczej kosztowne, a w niektórych przypadkach przepaść dzieląca modele budżetowe i flagowe jest ogromna. To ciekawe, bo zazwyczaj technologia używana do ich produkcji jest podobna, więc za co tak naprawdę płacimy?
Mamy wolny rynek, więc każda firma może ustalać ceny swoich produktów wedle własnego uznania. Aby wyjaśnić naszą filozofię posłużę się przykładem kabla, który wciąż produkujemy. Chodzi o cyfrowy przewód optyczny. Kiedy zdecydowaliśmy się wprowadzić taki kabel do naszej oferty, zaczęliśmy od poszukiwania firmy, która mogłaby nam dostarczyć najczystsze włókno optyczne czyli światłowód. Znaleźliśmy taką firmę w Japonii, zajmowała się ona dostarczaniem światłowodów do przyrządów laparoskopowych. Kupiliśmy tysiące metrów takiego włókna optycznego oraz maszynę do jego precyzyjnego przycinania. Kiedy kabel był gotowy, wykonaliśmy serię testów odsłuchowych i efekty były raczej mizerne. Zadzwoniliśmy do japońskiego dostawcy i zapytaliśmy czy przypadkiem nie wysłano nam światłowodu gorszej jakości, ale nie - wszystko było w porządku. Przeprowadziliśmy więc dość dogłębne śledztwo i okazało się, że problemem była niewłaściwa metoda nakładania izolacji na włókno optyczne. Robiliśmy to na ciepło, co niestety negatywnie wpływało na właściwości samego światłowodu. Opracowaliśmy więc metodę nakładania izolacji w niższej temperaturze. Następnie musieliśmy rozwiązać kilka innych problemów, wśród których największy wpływ na brzmienie miały plastikowe końcówki przewodu. W pierwszych prototypach wtyki były wykonane z błyszczącego tworzywa, a jeśli mamy ładnie wypolerowane końcówki, część światła odbije się od nich i wróci do źródła, zakłócając transmisję i powodując utratę danych. Dlatego postanowiliśmy zastosować matowe wtyczki. Ostatecznie kabel został przetestowany przez recenzentów jednego z czołowych amerykańskich magazynów branżowych, którzy stwierdzili, że był on znacznie lepszy od konkurencyjnych modeli. Jedynym elementem, na który narzekali były te mało eleganckie wtyki - wszystkie inne się błyszczały, a nasze nie. Pomyślałem sobie - dokładnie tak, panowie! Jednak mimo, że cały proces projektowania kabli jest tak skomplikowany, i tak jesteśmy w stanie zaproponować rozsądne ceny ponieważ produkujemy je w dużych ilościach. W naszym przypadku, ostateczna cena kabla zależy tylko od wartości zastosowanych w nim materiałów, a także czasu i środków, jakie poświęcono na jego opracowanie.
Jak już wspominaliśmy, kiedy firma Kimber Kable startowała, na rynku nie było zbyt wielu konkurencyjnych produktów. Teraz są ich setki, dlaczego więc klienci mieliby kupować akurat Pańskie kable?
Tutaj mogę przytoczyć historię związaną z jednym z naszych dealerów w USA. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że postanowił pozbyć się wielu produktów ze swojego sklepu ponieważ w pewnym momencie wybór stał się dla klientów przytłaczający. Aby pozostawić na półkach tylko te najlepsze, najbardziej wartościowe wyroby, właściciel salonu poprosił każdego z pracowników o przeprowadzenie testów odsłuchowych i przygotowanie listy produktów, które ich zdaniem brzmiały najlepiej. To bardzo duży sklep, więc mówimy o jakichś 40 osobach słuchających wszystkich zgromadzonych tam kabli. No i cóż się okazało... Właściciel sklepu zadzwonił do mnie i powiedział - Ray, nie jesteś pierwszy, ale prawie każdy pracownik wytypował Twoje kable jako numer dwa. Pierwsza pozycja zmieniała się w zależności od osoby dokonującej odsłuchu, pozycje trzy, cztery i pięć były różne, ale w większości przypadków numerem dwa były kable Kimber Kable. To dla nas bardzo dobra wiadomość ponieważ od samego początku staramy się utrzymywać pewną powtarzalność w tym, co robimy. Ten eksperyment dobitnie wykazał, że nasze kable mają prawdziwą wartość, sprawdzają się w praktyce i mają w sobie coś, co ceni w brzmieniu praktycznie każdy człowiek. Jako firma, staramy się uszczęśliwiać naszych klientów i dealerów. Wkładamy naprawdę mnóstwo wysiłku, aby tak pozostało.
Niektórzy ludzie w ogóle nie wierzą we wpływ kabli na dźwięk. Na drugim końcu skali są audiofile, którzy uważają, że kable, listwy czy platformy antywibracyjne są absolutnie najważniejsze w systemie hi-fi. Jak Pana zdaniem jest naprawdę?
Kable są dla systemu audio tym, czym opony dla samochodu. Nie są najważniejszym elementem całej układanki, ale na pewno chcemy, aby były w porządku. Jeżeli mamy normalny, niedrogi samochód, którym jeździmy na zakupy albo wozimy dzieci do szkoły, wystarczy że będziemy mieli opony, które nie zawiodą nas kiedy zacznie padać deszcz. Natomiast jeśli mamy naprawdę dobre auto sportowe, będziemy potrzebowali bardzo dobrych opon i na pewno odczujemy różnicę, jaką da ich wymiana na lepsze. W niektórych przypadkach zmiana będzie naprawdę duża. Większość melomanów, dla których muzyka jest rzeczywiście ważna, na pewno pragnie posłuchać swoich ulubionych artystów na żywo, ale tutaj zawsze będzie problem, bo albo już dawno nie żyją albo są tysiące kilometrów dalej. Dlatego większość z nas musi polegać na głośnikach w domu, a tutaj zawsze można coś poprawić i ta potrzeba, by czynić brzmienie odrobinę lepszym nie jest niczym niezwykłym. Ponieważ kable trudno jest zepsuć, dość dobrze trzymają one swoją cenę, dlatego klienci kupują je, a po jakimś czasie mogą odsprzedać te same kable za bardzo rozsądne pieniądze i kupić lepsze. W przypadku Kimber Kable jest to możliwe także dlatego, że nie wymieniamy katalogu zbyt często.
No właśnie, obecna oferta Kimber Kable jest naprawdę imponująca, więc co dalej? Jakich nowych produktów możemy spodziewać się w najbliższej przyszłości?
W świecie sprzętu audio zawsze znajdą się niezbadane obszary, w których można jeszcze coś poprawić. Potrzeba jest matką wynalazku, a w tej chwili obserwujemy na rynku ogromne zapotrzebowanie na specjalistyczne kable słuchawkowe. Zabrałem nawet dwa takie przewody ze sobą. To wyjątkowe kable ponieważ są produkowane przez nas dla firmy Sony, a zostały zaprojektowane z myślą o poprawie brzmienia ich najlepszych słuchawek, jak MDR-Z7. Przewody te mają nawet logo Sony i będą sprzedawane przez tę firmę, w ich opakowaniach i tak dalej. Łatwo dostrzec tutaj naszą geometrię i materiały, wtyczki są bardzo eleganckie, a kable rzeczywiście sprawiają, że słuchawki brzmią o wiele lepiej. Ze względu na gęsty splot poszczególnych żył, nie trzeba było też stosować specjalnej tulejki rozdzielającej przewód na dwa kanały, po prostu w pewnym miejscu jedne żyły odchodzą w jedną stronę, a drugie w przeciwną, wciąż w postaci splecionej. Każdy z tych kabli wykorzystuje 8 żył przewodzących, która to konfiguracja oferuje znakomitą odporność na zewnętrzne zakłócenia, a także minimalizuje straty sygnału. Jak się okazało, zapotrzebowanie na tego typu kable jest większe, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Sony już sprzedało kilka razy więcej, niż zakładano, więc wiemy, że zmierzamy w dobrym kierunku z tego typu produktami. Będziemy teraz produkować całą serię kabli o nazwie Axios, zaprojektowanych dla słuchawek takich marek, jak Sennheiser, HiFiMAN czy Audeze. Rynek słuchawek rośnie jak szalony, dlatego odpowiadamy na potrzeby klientów, tak jak powinniśmy.
Zdjęcia: Tomasz Karasiński, Kimber Kable
Komentarze