Gdynia, listopad retrofuturystycznego 2019 roku, zanurzoną w gęstym smogu latarnię morską mija na niebotycznej wysokości 800 m należący do korporacji AudioPolex zeppelin, na którego obleczonej ciekłokrystalicznymi ekranami powierzchni wyświetlana jest tajemnicza postać z gitarą. Nagły szkwał rozwiewa na chwilę smog i oczom pilota ukazuje się panorama Gdyni - sieć sięgających nieba, monumentalnych drapaczy chmur, między którymi w idealnych szykach mkną latające samochody, w oddali majaczy gigantyczna piramida, siedziba korporacji AudioPolex. Zanim smog znów zgęstnieje, a widoczność na tej wysokości spadnie do zera, pilot ustawia kurs na piramidę, której majestat podkreśla równomierny puls światła z niestrudzenie pracującej gigantycznej latarni. Tajemnicza postać na ekranie unosi kąciki ust w (nawet przy idealnej pogodzie) niedostrzegalnym z poziomu ulicy, niepokojącym grymasie i zaczyna grać. To melodia przywiedziona z dalekomorskiej, niekończącej się wyprawy - bluesowy riff napierający niczym fale na skaliste wybrzeże. Mieszkańcy Gdyni wiedzą, że do momentu zacumowania Zeppelina będą hipnotyzowani muzyką.
Był sobie taki serial dla nastolatków pod tytułem "iZombie". Typowy kryminalny procedural z twistem - główna bohaterka jest współpracującą z policją pracownicą kostnicy i jednocześnie... zombie. W kolejnych odcinkach rozwikłuje mordercze zagadki, wypijając koktajl z mózgów ofiar i zyskując tym samym dostęp do ich ostatnich wspomnień. Jeszcze przed narodzinami mojego potomka raz w tygodniu przychodził do nas znajomy, siadaliśmy z czipsami i piwem i oglądaliśmy kolejny odcinek serialu. Oczywiście była tona lepszych rzeczy do oglądania, ale "iZombie" był po prostu, jak to mówią Anglicy, comfy. I tak się niezamierzenie składało, że każdy odcinek rytualnie zaczynaliśmy od wspólnego odśpiewania na dwa głosy piosenki z czołówki. Prostej, ale bezczelnie chwytliwej piosenki będącej definicją angielskiego określenia "earworm". Serio, nie słuchajcie jej, bo zaczniecie przez cały dzień nucić "Stop... nanana... ooooo...", tak jak ja to będę robił przez cały czas pisania tej recenzji.
Ciężko uwierzyć w to, że Fisz jest obecny na muzycznej scenie już ćwierć wieku. Dwadzieścia pięć lat temu jego muzyka trafiła na podatny grunt - zbuntowanego licealisty, który poszukiwał innych dźwięków niż te lecące w rozgłośniach radiowych. I tak pośród grunge'u i metalu znalazło się sporo miejsca na zagraniczny i polski rap. Od tego momentu muzyka braci Waglewskich towarzyszy mi na różnych etapach życia. I tak, jak zmieniają się owe etapy, tak zmienia się muzyka Tworzywa.
Jednym z niezaprzeczalnych plusów serwisów strumieniowych jest możliwość znalezienia niezwykle ciekawych wykonawców bez większego trudu. Wystarczy odpowiednio "nakarmić" algorytm i poczekać, aż podsunie nam co smakowitsze kąski. W ten właśnie sposób odkryłem zespół Thee Marloes z... Indonezji. I zanim pomyślicie, że grają "jakieś folkowe pitu-pitu", od razu uprzedzam - przygotujcie się na doskonały lounge wymieszany z bossa novą, R'n'B i easy-listeningiem. To wszystko opakowane w znakomicie zrealizowany album, który łączy ze sobą dwa światy - zachód ze wschodem. Debiutancki krążek "Perak" (co z indonezyjskiego oznacza "srebro") to naprawdę świetna uczta dla miłośników lat 60.
Połowa kalendarzowego lata za nami, ale nie jest jeszcze za późno, żeby porozmawiać o wakacyjnych przebojach. Otóż wakacyjne przeboje dzielę na własny użytek na trzy kategorie: (a) Męskie Granie - wiadomo, to co roku nowy hicior do radia, który zna każdy szanujący się fajnopolak; (b) Taneczny banger do kręcenia nóżką w dusznym namiocie na deptaku we Władysławowie ("Kanikuły" na zawsze w moim czarnym jak smoła sercu) i wreszcie: (c) Słoneczna kraina łagodności - muzyczny odpowiednik leniwego, ciepłego popołudnia. Trzy lata temu na całe wakacje zauroczył mnie należący do tej ostatniej kategorii album "The Blue Elephant" Matta Berry. A niech to, właśnie uświadomiłem sobie, jak dawno go nie słuchałem... (pauza na odświeżenie "The Blue Elephant"). W tym roku takim lepkim miodkiem działającym osłonowo na przytłoczoną codzienną mordęgą psychikę jest "A La Sala" Teksańczyków z Khruangbin.
Znacie tę mieszankę ekscytacji i dumy, kiedy młodzi wykonawcy stworzą album mocno inspirowany złotą erą w historii muzyki i zrobią to z taką klasą i wdziękiem, że aż serce rośnie? Młodzież potrafiąca umiejętnie ożywić ducha tamtych wspaniałych lat jest na wagę złota. Dokładnie takie emocje towarzyszyły mi podczas odsłuchu najnowszego albumu kanadyjskiej formacji BadBadNotGood, która razem z niesamowitą wokalistką Baby Rose wyczarowała prawdziwie przepiękny krążek. Jeżeli, podobnie jak ja, jesteście fanami grania retro, a do tego uwielbiacie głębokie żeńskie wokale, to zapraszam do recenzji albumu "Slow Burn".
Ostatnie, co mogę powiedzieć o Chelsea Wolfe, to to, że w jej przypadku jestem obiektywny. Uwielbiam jej mroczną, zagadkową, niepokojącą i intrygującą twórczość. Od razu po pojawieniu się pierwszych wzmianek o nadchodzącym wydawnictwie zapisałem sobie datę premiery i przebierając nogami, oczekiwałem zapowiedzi. No i chyba za bardzo się napaliłem, ponieważ "Dusk" był dla mnie sporym rozczarowaniem. W zasadzie trudno się tutaj do czegokolwiek przyczepić, bo to Chelsea, której mogliśmy oczekiwać, jednak w utworze zabrakło mi tego czegoś, tej magii i mistyczności, do której przyzwyczaiła mnie artystka.
Moja przygoda z twórczością Łony trwa już ponad dwadzieścia lat. Zaczęło się nieśmiało od urywków Wiele C.T. i rozkręciło w pełni przy "Końcu Żartów". Trochę z boku obserwowałem rozwój kariery "lokalsa", któremu od początku towarzyszył Webber. Duet wydawał albumy rzadko, ale każdy z nich robił spore zamieszanie na rodzimym rynku i przede wszystkim spotykał się ostatecznie z bardzo ciepłym odbiorem - zarówno krytyki, jak i fanów. Pierwsze informacje o projekcie z Krupą i Koniecznym uznałem za jakiś poboczny projekt czy odskocznię od współpracy z Webberem. Zbaczając na chwilę od mocno wytartej, ale nadal doskonale prowadzącej do celu ścieżki, Łona wraz z resztą trio nagrał jeden z najlepszych albumów w swojej karierze.
Myślę, że wiele osób ucieszyło się w momencie przeczytania newsa o nadchodzącym albumie z udziałem Mariusza Dudy. Te same osoby mogły czuć się rozczarowane, gdy okazało się, że udział Lunatic Soul w całym projekcie jest znikomy i ogranicza się do wokalu w jednym z szesnastu utworów umieszczonych na krążku. Słuchając całości, szybko można dojść do wniosku, że jednak nie jest to wielka strata, bo "Music Inspired By Slavs" doskonale obroniłoby się również i bez udziału tego artysty. Okazuje się, że "Music Inspired By Slavs" to nie jednorazowy wyskok, ale projekt z długoletnią historią, której początki sięgają jeszcze poprzedniego tysiąclecia. W 1999 roku ukazała się część inspirowana tarotem, dwa lata później znakami zodiaku, a w 2016 roku alchemią. Przyznam, że żaden z tych tematów specjalnie do mnie nie przemawia, no ale Słowianie? Nie wypada nie znać swoich korzeni.
Niespełna rok temu pandemiczną rzeczywistość umilała mi w okresie letnim ekipa Blues For Neighbors. Wrocławski duet swoim bluesem, folkiem i country idealnie wpasował się w potrzebę oderwania od polskiej rzeczywistości, przenosząc mnie na amerykańskie bezdroża i przydrożnych barów znanych z filmów zza oceanu. Opisując "Cursed Songs" wspomniałem, że album ten wywołuje w słuchaczu chęć rzucenia wszystkiego i wyjechania w plener chociażby po to, by w sielskiej atmosferze pobujać się w hamaku przy dźwiękach zamykającego krążek "Blue Canyon", który - podobnie jak ta sielska atmosfera - mógłby nigdy się nie kończyć.
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Przez wieki jedynym sposobem na delektowanie się muzyką było udanie się osobiście na koncert, recital lub jakiś mniejszy występ. Oczywiście zwykłemu zjadaczowi chleba nie dane było usłyszeć niczego oprócz karczemnych zespołów biesiadnych. Na takie ekscesy jak pełnoprawny koncert w operze, teatrze lub sali koncertowej pozwolić sobie mogli jedynie najbardziej zamożni,...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Czy znasz firmę Sennheiser? Na to pytanie twierdząco odpowie niemal każdy, kto interesuje się szeroko pojętym sprzętem audio. DJ, prezenter radiowy, producent muzyczny, artysta, gwiazda estrady, kierownik sceny, zapalony gracz, audiofil, a nawet zwyczajny słuchacz mający chrapkę na porządne słuchawki jednej z prestiżowych marek - wszyscy oni prawdopodobnie choć raz...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.