Lyngdorf TDAI-2210
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Jeżeli komuś wydaje się, że w audiofilskim hobby chodzi przede wszystkim o słuchanie muzyki, a technikalia mogą wywoływać emocje, ale nie są w stanie spolaryzować środowiska osób oddających się tej pasji, żyje w błogiej nieświadomości. Srebro kontra miedź, płyty kompaktowe kontra streaming, tranzystor kontra lampa, ES9028Q2M kontra AK4490REQ - niektórym wystarczy byle pretekst, aby rozpętać wojnę i z uporem godnym lepszej sprawy przekonywać wszystkich do swoich racji. Jednym z takich powracających jak bumerang tematów jest klasa pracy wzmacniacza. Tak, wiem - dla audiofila to ważne, jednak dla osób z zewnątrz wygląda to tak, jakby na forach motoryzacyjnych zbierały się grupy fanów samochodów z gaźnikiem i tych z wtryskiem bezpośrednim, na przemian obrzucając się błotem. Niedorzeczne, prawda? Dla kontrastu coraz liczniejsze wydaje się grono klientów, którzy w pierwszej kolejności nie studiują danych technicznych ani nie zaglądają wzmacniaczowi pod maskę - oceniają raczej jego wygląd, funkcjonalność i jakość dźwięku. Oni nie będą spierali się o to, która firma dostarcza obecnie najbardziej audiofilskie kondensatory albo jaki typ lampy najlepiej sprawdza się w roli odwracacza fazy. Wybierają sprzęt dla siebie i chcą, aby jak najlepiej trafiał w ich potrzeby - estetyczne, praktyczne i brzmieniowe. Co ciekawe, tacy mniej fanatyczni melomani coraz chętniej inwestują w aparaturę z wysokiej półki. Kiedyś uważano, że najwięcej wydają ci, którzy "siedzą w temacie" i naprawdę mocno się nim interesują. Dziś, kiedy słucham opowieści niektórych sprzedawców, odnoszę wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. Podczas gdy "doświadczeni audiofile" szykują się do kolejnej dyskusji o kablach, ze sklepów, z nowym sprzętem pod pachą, wychodzą ludzie, którzy nie potrafią w najdrobniejszych szczegółach opisać, jak on działa, za to doskonale wiedzą, do czego służy. I mają względem niego coraz wyższe oczekiwania.
Jak to do czego? Do słuchania muzyki, czyż nie? Owszem, ale to tylko początek historii, ponieważ za chwilę pojawia się szereg pytań. Z jakiego źródła owa muzyka będzie czerpana? Czy będzie to komputer, ulubiony serwis strumieniowy, a może gramofon? Jeśli streaming, to jaki dokładnie - Spotify, TIDAL, Qobuz, a może wszystko to połączy Roon lub JPLAY? Czy dźwięk będzie zawsze "szedł" na kolumny, czy może od czasu do czasu używane będą także słuchawki? Teraz dodajmy do tego telewizor, konsolę i parę innych urządzeń, a szybko okaże się, że przewagę w tym wyścigu ma każde urządzenie i każda firma, która wcześnie i zdecydowanie postawiła na szeroko rozumianą technikę cyfrową. Klasa pracy wzmacniacza staje się zdecydowanie mniej ważna niż łączność czy obecność gniazd umożliwiających integrację sprzętu z naszym domowym centrum rozrywki. Klienci oczekują, że ten sam wzmacniacz bez bólu połączy się z telewizorem, przejmie dźwięk z Netflixa, wybudzi się po wciśnięciu przycisku w aplikacji, a nawet uporządkuje problemy akustyczne salonu bez konieczności wieszania dyfuzorów na ścianach.
Lyngdorf już nie raz udowodnił nam, że potrafi taki sprzęt dostarczyć. Mowa tu przede wszystkim o modelach TDAI-3400 i znacznie skromniejszym TDAI-1120. Między nimi wytworzyła się luka, którą kiedyś wypełniał TDAI-2170, jednak ten od pewnego czasu nie jest już oferowany. Duńczycy szykowali następcę i właśnie doczekaliśmy się jego premiery. TDAI-2210 wydaje się być sprzętem skrojonym pod współczesny dom. Nie dość, że wypełnia lukę między flagową a podstawową integrą, to jeszcze wchodzi na rynek w tym samym momencie, w którym firma zaprezentowała swoją najnowszą aplikację sterującą. TDAI-2210 to w stu procentach cyfrowy wzmacniacz zintegrowany z odtwarzaczem sieciowym i systemem RoomPerfect, czyli korekcją akustyki, ale zamknięty w zgrabnej, przystępnej formie.
Wygląd i funkcjonalność
TDAI-2210 wygląda tak, jak gra większość urządzeń Lyngdorfa - bez zadęcia. Matowa czerń, perfekcyjne spasowanie paneli, na froncie jedno duże pokrętło i kolorowy ekran dotykowy przykryty gładkim szkłem. Po kilku minutach zabawy tym urządzeniem łatwo zrozumieć, czemu producent tak podkreślał wybór powierzchni i responsywność panelu. Ekran nie jest tu ozdobą, tylko prawdziwym interfejsem - prowadzi nas przez pierwszą konfigurację, pokazuje okładki, parametry odtwarzanego materiału, pozwala szybko zmieniać źródła i Voicingi (ustawienia korekcji), a przy okazji zostawia wrażenie urządzenia nowoczesnego, ale nieprzekombinowanego. Całość waży nieco poniżej pięciu kilogramów i ma niepełne 33 cm szerokości, więc bez problemu mieści się w szafce RTV obok konsoli czy odtwarzacza. Audiofilowi w tym momencie zapali się w głowie lampka ostrzegawcza, bo przecież nie powinno się upychać takiego sprzętu w ciasnej komodzie, chociażby ze względu na wentylację. Tak, ale przypominam, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem pracującym w klasie D, więc mimo że mamy do dyspozycji 105 W na kanał przy 8 Ω, obudowa robi się co najwyżej lekko ciepła. W pokrywie TDAI-2210 nie ma nawet otworów wentylacyjnych - nie są potrzebne.
TEST: Lyngdorf FR-2
Przypomina nam o tym sama nazwa modelu, a właściwie całej serii. TDAI to skrót od True Digital Amplifier Integrated (Prawdziwie Cyfrowy Wzmacniacz Zintegrowany). Wzmocnienie jest w 100% cyfrowe - bez konwersji sygnału do postaci analogowej, która mogłaby pogorszyć jakość dźwięku aż do samych wyjść głośnikowych. Zdaniem producenta to unikalne rozwiązanie eliminuje problemy, które są źródłem szumów, przesłuchów i zniekształceń. Można powiedzieć, że różnica między takim sprzętem a klasyczną, analogową integrą jest taka jak między autem elektrycznym a spalinowym. Tak, to nie jest rozwiązanie dla każdego, ale nie da się ukryć, że taka architektura niesie za sobą wiele plusów. Jednym z nich jest właśnie możliwość ustawienia sprzętu tam, gdzie tylko się on mieści, bez zastanawiania się, czy 15 cm wolnego miejsca nad obudową wystarczy, aby końcówka mocy się nie usmażyła. A że TDAI-2210 jest stosunkowo mały, zmieści się prawie wszędzie.
Jeśli chodzi o gniazda i możliwości połączeniowe, TDAI-2210 to hub dla wszystkiego, czego moglibyśmy używać domu. Po cyfrowej stronie dostajemy trzy wejścia koncentryczne, dwa optyczne, USB-C oraz gniazdo HDMI 2.1 z kanałem zwrotnym eARC. Wejścia cyfrowe przyjmują materiał do 24 bit/192 kHz, optyczne do 96 kHz, a HDMI pozwala szybko i bezproblemowo spiąć wzmacniacz z telewizorem jednym kablem. Złącza analogowe to dwie pary wejść RCA dla źródeł liniowych. Mało? Niby tak, ale po pierwsze ze względu na konstrukcję urządzenia te gniazda są z definicji "gorsze" (sygnał musi zostać najpierw przekonwertowany do postaci cyfrowej), a po drugie warto się zastanowić, co tak naprawdę moglibyśmy tu podłączyć. Odtwarzacz CD? Jeżeli tylko będzie on miał wyjście cyfrowe, stawiam dolary przeciwko orzechom, że lepszym rozwiązaniem będzie połączenie obu klocków w taki właśnie sposób, unikając podwójnej konwersji. Jedyną sensowną propozycją jest gramofon, ale nie jestem przekonany, czy klienci, którzy wybiorą tak nowoczesny wzmacniacz, zapragną postawić obok niego "szlifierkę" i ot tak, w ramach hobby, kolekcjonować czarne płyty.
W praktyce znacznie częściej zdarza się inna sytuacja - użytkownik integry Lyngdorfa postanawia wykorzystać ją jako zaawansowany streamer z przedwzmacniaczem i systemem korekcji akustyki pomieszczenia (swoją drogą, znajdźcie na rynku inne takie urządzenie - powodzenia...), dokładając do niego końcówkę mocy lub monobloki. Choćby i lampowe, a co! Dlatego też w TDAI-2210 mamy do dyspozycji jedno wyjście cyfrowe (koaksjalne) i dwa analogowe (RCA i XLR). Możemy więc kupić opisywaną integrę, a gdy przyjdzie nam ochota na więcej, wykorzystać jej potencjał, ale sam etap "produkcji watów" przerzucić na inne urządzenie. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie sprawdził. Podczas testu połączyłem Lyngdorfa z końcówką mocy Hegel H20, a co z tego wyszło - o tym za chwilę.
Jednym z największych atutów urządzeń Lyngdorfa jest system RoomPerfect, czyli firmowa technologia korekcji akustyki pomieszczenia. To rozwiązanie, które ma zagwarantować użytkownikowi możliwie najlepsze warunki odsłuchu niezależnie od tego, w jakim pokoju stoi sprzęt. W praktyce polega to na przeprowadzeniu serii pomiarów mikrofonem dołączonym do wzmacniacza. Mikrofon ustawiamy w kilku miejscach - najpierw w głównym punkcie odsłuchowym, czyli tam, gdzie najczęściej siedzimy, a następnie w innych wybranych lokalizacjach. Mogą to być miejsca losowe, ale szczególnie warto wykorzystać narożniki czy okolice ścian, gdzie dźwięk bywa najbardziej nierówny. Na podstawie tych odczytów urządzenie samo oblicza potrzebną korektę i wprowadza ją do systemu, a gotowe ustawienia można zapisać i w razie potrzeby przywrócić. Efekt jest taki, że pasmo zostaje wyrównane, a w systemach korzystających z subwoofera program potrafi płynnie połączyć niskie tony z resztą, eliminując typowe problemy związane z dudnieniem czy niedoborem basu. To sprawia, że RoomPerfect szczególnie dobrze odnajduje się właśnie w konfiguracjach 2.1, gdzie bez pomocy elektroniki uzyskanie idealnego balansu bywa trudne. Warto jednak pamiętać, że system nie jest cudownym lekarstwem na wszystkie bolączki. Potrafi wyrównać pasmo i kontrolować bas, ale nie zlikwiduje pogłosu w pustym salonie z wielkimi oknami. Tutaj nadal obowiązują prawa fizyki i żadne oprogramowanie nie zastąpi podstawowej pracy nad akustyką pomieszczenia.
RoomPerfect daje też sporo możliwości personalizacji. Po zakończeniu pomiarów użytkownik może wybierać pomiędzy kilkoma trybami odsłuchu, nazwanymi Voicing. Neutral to ustawienie referencyjne, wyliczone bezpośrednio z pomiarów, ale dostępne są również inne presety, takie jak Music, Relaxed czy Open, które można traktować jak zaawansowane korektory. Co istotne, niemal każdy z tych trybów da się modyfikować, korzystając z dodatkowych filtrów, a także przypisywać różne ustawienia do poszczególnych wejść. To otwiera drogę do eksperymentów i pozwala dopasować charakterystykę brzmienia do własnych preferencji i sytuacji odsłuchowej. W codziennym użytkowaniu RoomPerfect robi duże wrażenie, bo po kilkunastu minutach pomiarów system gra bardziej równo, spójnie i przewidywalnie. Dla wielu osób największą wartością będzie fakt, że nie trzeba godzinami przesuwać kolumn czy inwestować w kosztowne panele akustyczne, aby wyeliminować problemy, które w normalnych warunkach potrafią skutecznie zepsuć przyjemność ze słuchania muzyki. To właśnie w takich trudnych pomieszczeniach RoomPerfect pokazuje pełnię swoich możliwości i staje się rozwiązaniem, które może realnie zadecydować o satysfakcji z całego systemu audio.
Aby nie było wątpliwości - tak, najlepiej byłoby nie korzystać z takiego systemu, nie mieć takiej potrzeby, za to dysponować pomieszczeniem, w którym każdy panel akustyczny został zainstalowany z dokładnością do dwóch centymetrów, a cała operacja - podobnie jak w niektórych salonach audio - kosztowała dziesiątki tysięcy złotych. Pomarzyć zawsze można, co? O, wiem! W takim pokoju odsłuchowym mógłby się jeszcze znaleźć ogromny regał z winylami, na ścianach oprócz dyfuzorów i absorberów wisiałyby gitary elektryczne, w pobliżu znajdowałaby się lodówka z najlepszymi trunkami, a za oknem rozciągałby się widok na Bieszczady. Jeżeli jednak realia są dalekie od tej wizji, RoomPerfect może się przydać. I tu po raz kolejny procentuje to, że TDAI-2210 jest w pełni cyfrowy. Normalnie bowiem korekcja w mniejszym lub większym stopniu psuje dźwięk, stanowiąc dodatkowy etap obróbki sygnału. Ceną, jaką płacimy za wyrównane pasmo, jest to, że brzmienie staje się mniej spójne, zaczyna się trochę "rozpadać", nie jest tak przekonujące i "obecne". Tutaj natomiast ten efekt albo w ogóle nie występuje, albo jest osłabiony, ponieważ sygnał tak czy inaczej ma postać cyfrową. Powiem tak - jeśli zamawiamy hamburgera z frytkami, równie dobrze możemy wziąć podwójny ser. Nie ma się co oszukiwać, że zastąpienie sera plasterkiem pomidora uczyni to danie zdrowym. Dużym plusem TDAI-2210 jest fakt, że w zestawie dostajemy nie tylko mikrofon kalibracyjny i długi kabel XLR, ale nawet statyw. Wszystkie akcesoria zajmują mniej więcej jedną trzecią miejsca wewnątrz pudełka. Czy będziemy z tego oprzyrządowania korzystać regularnie, czy może użyjemy go raz, czy nigdy - nie ważne. Ważne, że nie musimy kupować go oddzielnie.
Kropką nad "i" jest modułowość. Oczywiście jeśli w standardzie mamy komplet gniazd i udogodnień sieciowych, takich jak Spotify Connect, TIDAL Connect, Roon, Chromecast, AirPlay 2, odtwarzanie z lokalnej pamięci USB i Bluetooth, zdecydowana większość użytkowników na tym poprzestanie, jednak gdyby komuś było mało, z tyłu mamy miejsce na dodatkowy moduł. Slot rozszerzeń pozwala dołożyć kolejne gniazda w formie karty, której montaż jest banalnie prosty. Co mamy do wyboru? Otóż dwa moduły o zupełnie innym przeznaczeniu. Pierwszy to HDMI 2.1, który umożliwia przesyłanie obrazu o zwiększonym kontraście i szczegółowości – zgodnie z najnowszym standardem, aż do rozdzielczości 8K 50/60 Hz i 4K 100/120 Hz. Obsługuje funkcje eARC i CEC, oferując dwa wejścia HDMI (dźwięk do 24 bit/192 kHz) oraz jedno gniazdo z obsługą eARC/ARC. Druga propozycja to moduł wysokiej klasy moduł wejść analogowych. Zawiera wejście gramofonowe z korekcją RIAA oraz oferuje dodatkowe wejścia analogowe - dwa niezbalansowane (RCA) i jedno zbalansowane (XLR). Czułość każdego wejścia można zwiększyć nawet o 24 dB, z czego pierwsze 6 dB realizowane jest za pomocą pozłacanych przekaźników, co pozwala w pełni wykorzystać możliwości przetwornika analogowo-cyfrowego. W praktyce oznacza to, że ten sam wzmacniacz można złożyć w wersji czysto stereo, a później rozbudować go o wejście gramofonowe lub bardziej rozbudowaną sekcję HDMI.
Obsługa duńskiego wzmacniacza jest banalnie prosta. Mimo że jego możliwości są ogromne, w momencie pierwszego uruchomienia czujemy się, jakbyśmy konfigurowali nowoczesny, przyjazny użytkownikowi głośnik sieciowy. Urządzenie zadaje nam kilka podstawowych pytań i przeprowadza "sound check", sprawdzając, czy prawidłowo podłączyliśmy kolumny. Pomiar akustyki RoomPerfect można sobie pominąć i wykonać kalibrację później. TDAI-2210 od razu bada też dostępność aktualizacji oprogramowania i tu ciekawostka - choć wzmacniacz dotarł do mnie priorytetowo, kilka dni po oficjalnej premierze, nowy soft już był gotowy do pobrania. Pozwala to sądzić - a dotychczasowe obserwacje to potwierdzają - że Lyngdorf dba o użytkowników i błyskawicznie reaguje na zmiany. Wiadomo, że przyszłość może przynieść ich wiele, zatem dobrze wiedzieć, że jesteśmy kryci.
Drobnym minusem było to, że w czasie testu wzmacniacz nie miał jeszcze nadanego certyfikatu Roon Ready. Zakładam, że zostanie to wprowadzone w najbliższej przyszłości i że jest to raczej wynik długiej kolejki urządzeń oczekujących na zakończenie prac przez zespół Roon Labs. Ot, każda firma musi swoje odczekać, a zespół testerów sprawdza wszystko bardzo drobiazgowo. Na szczęście w aplikacji Roona TDAI-2210 pojawił się trzy razy - normalnie (tu pojawił się komunikat o oczekiwaniu na certyfikat), a także przez Chromecast i AirPlay 2. I wszystko śmigało.
Z fajnych drobiazgów spodobał mi się oczywiście ekran - czytelny, ale nie za duży. Nowa integra Lyngdorfa ma też niezwykle fajne pokrętło. Przyjemnie, cichutko klika, ma wyczuwalną masę, ale prawie zerowy opór, w związku z czym można trącić je palcem i puścić, a ono jeszcze przez jakiś czas będzie się swobodnie obracało. Możliwe nawet, że było to konieczne, ponieważ regulacja głośności jest absurdalnie precyzyjna. Jedno kliknięcie pokrętła to skok o 0,1 dB. Jeżeli lubicie wieczorne odsłuchy albo po prostu cenicie sobie urządzenia, które pozwalają sterować wszystkimi funkcjami w intuicyjny i pewny sposób, będziecie zachwyceni.
Urządzenie jest nowoczesne i łatwe w użyciu, wygląda świetnie, jego funkcjonalność to temat na grubą książkę, mocy jest pod dostatkiem, mamy nowiutką aplikację, w pudełku otrzymujemy potężny zestaw akcesoriów, w tym mikrofon kalibracyjny ze statywem, a gdybyśmy mimo wszystko potrzebowali kolejnych gniazd, możemy dokupić i zainstalować jeden z dwóch modułów rozszerzeń.Z perspektywy codziennej obsługi najważniejsza zmiana dzieje się na ekranie telefonu lub tabletu. Wraz z TDAI-2210 zadebiutowała bowiem nowa aplikacja My Lyngdorf, która zastępuje wcześniejsze narzędzia i przeglądarkowe panele. Teraz wszystko ustawiamy z poziomu smartfona. To krok, na który czekali użytkownicy wzmacniaczy i procesorów tej marki. Dotychczas korzystali oni z Lyngdorf Remote - prostego narzędzia pozwalającego na podstawowe sterowanie urządzeniami. Chcąc dostać się do bardziej zaawansowanych ustawień, trzeba było zasiąść przy komputerze podłączonym do tej samej sieci i, jeśli dobrze pamiętam, wpisać w pasek przeglądarki adres IP naszego wzmacniacza albo hasło "tdai1120.local". Otwierała się wówczas strona zawierająca niemal wszystkie ustawienia, takie jak Voicingi czy czułość poszczególnych wejść. Dla kogoś, kto za dzieciaka co trzy miesiące przeinstalowywał Windowsa 98 na swoim blaszaku, było to wciąż dość intuicyjne, ale mamy 2025 rok i wypadało pójść dalej. Lyngdorf wreszcie to zrobił i muszę powiedzieć, że wygląda to świetnie. Najważniejszą zmianą jest interfejs. Lyngdorf Remote korzystał z klasycznego układu menu, w którym trzeba było przechodzić przez kolejne listy opcji, a część funkcji i tak wymagała logowania się przez przeglądarkę lub obsługi z poziomu panelu przedniego. W My Lyngdorf ekran wypełniają duże, czytelne ikony, które można przesuwać, układać według własnych potrzeb, a te, z których się nie korzysta, po prostu ukryć. Dzięki temu każdy może stworzyć sobie interfejs dopasowany do codziennych przyzwyczajeń.
Znacząco zmienił się też zakres ustawień dostępnych bezpośrednio w aplikacji. Teraz użytkownik może nie tylko sterować głośnością, wybierać źródła czy tryby pracy, ale także przeprowadzać pełną kalibrację RoomPerfect, konfigurować głośniki i subwoofery, zmieniać ustawienia wyświetlacza, edytować nazwy wejść i regulować poziomy głośności poszczególnych źródeł. Wszystko to odbywa się w jednym miejscu i w czytelnej formie graficznej. Nowością jest także obsługa Voicingów - ustawień korekcji dźwięku, które można samodzielnie tworzyć, zapisywać i porównywać. Wcześniej taka swoboda wymagała większej ingerencji i była mniej wygodna, teraz całość można obsłużyć kilkoma dotknięciami ekranu. My Lyngdorf to także inna jakość w zakresie odtwarzania muzyki. Aplikacja nie ogranicza się do prostego wyboru plików czy stacji, ale pozwala na korzystanie z radia internetowego, podcastów i streamingu z dodatkowymi informacjami o jakości sygnału. Użytkownik widzi, z jaką częstotliwością próbkowania i głębią bitową odtwarzany jest materiał, a wyszukiwanie stacji odbywa się nie tylko według regionu czy gatunku, ale nawet nastroju. Równie dużą zmianą jest wprowadzenie trybu jasnego i ciemnego, możliwości powiększenia tekstu i wsparcia dla Apple VoiceOver.
Minusy? Szczerze mówiąc, jestem trochę w kropce, bo tak naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Urządzenie jest nowoczesne i łatwe w użyciu, wygląda świetnie, jego funkcjonalność to temat nie na artykuł, lecz grubą książkę, mocy jest pod dostatkiem (przynajmniej jeśli wierzyć temu, co deklaruje producent, ale bądźmy szczerzy - firma ciesząca się taką renomą nie może wypisywać bzdur w tabelkach), dostajemy nowiutką aplikację, która prawdopodobnie zostanie z nami na wiele lat, w pudełku otrzymujemy potężny zestaw akcesoriów, w tym mikrofon kalibracyjny ze statywem, a gdybyśmy mimo wszystko potrzebowali kolejnych gniazd, możemy dokupić i zainstalować jeden z dwóch modułów rozszerzeń, podłączając do naszego wzmacniacza kolejne urządzenia ze złączem HDMI lub nawet - technicznie to trochę absurd, ale niech będzie - gramofon.
Dodajmy do tego też jeden istotny detal jakościowy, który nie zawsze widać w specyfikacji - każdy egzemplarz TDAI-2210 jest składany i testowany w Danii, przechodzi 24-godzinny test obciążeniowy z wykorzystaniem wszystkich wejść i wyjść, co w długim horyzoncie oznacza po prostu mniej zmartwień i mniej przypadkowych "zwiech". Nie twierdzę, że sprzęt składany w Danii jest lepszy niż ten produkowany w innych krajach. Co to, to nie. Ale jednak po tym, jak opisywana integra działa, widać, że firma naprawdę się postarała. Nie jest to urządzenie zrobione naprędce, zaprojektowane w dwa dni i wypuszczone na rynek z pominięciem wewnętrznych testów i kontroli jakości. TDAI-2210 szybko się uruchamia się szybko, błyskawicznie reaguje na polecenia, nie gubi połączeń sieciowych i nie grzeje półki jak piecyk w klasie A.
No właśnie - dla niektórych klientów to może być jedyny problem. No bo, wiecie, gdzie lampy, wielkie radiatory i transformatory toroidalne? Przyznaję, nowy Lyngdorf jest urządzeniem dla progresywnych audiofilów, ale jeśli konstrukcja końcówki mocy komuś przeszkadza i nie będzie chciał ocenić efektów podczas odsłuchu - jest na to rozwiązanie (o którym za chwilę). Dla pozostałych jedynym minusem może być cena. 17 990 zł to sporo, ale znów - to nie jest prosty, budżetowy wzmacniacz, tylko zaawansowany system all-in-one. Logo Lyngdorfa zobowiązuje, ale - to ważne - TDAI-2210 "dowozi" jakość, która powinna za tą marką stać. Sytuacja jest więc jasna - sprzęt kosztuje sporo, ale jeszcze więcej oferuje. Jeśli szukacie czegoś tańszego, jest przecież bardzo sympatyczny TDAI-1120 za 8990 zł. A jeśli i to za dużo, pozostają takie opcje jak NAD C389, Denon Home Amp czy Bluesound Powernode. Lyngdorfa w tym przedziale cenowym nie będzie chyba nigdy.
Brzmienie
Lyngdorf od lat idzie swoją drogą. Zamiast oswajać klasę D analogowymi sztuczkami, wycina z toru analogowe elementy i ogarnia wzmocnienie w domenie cyfrowej aż do wyjść głośnikowych. Muszę przyznać, że jest to imponujące. Kiedy przystąpiłem do odsłuchu opisywanego piecyka, po kilku minutach przyszła mi do głowy taka myśl, że może cały problem wynika z tego, że spora część producentów sprzętu audio nie potrafiła lub nadal nie potrafi się zdecydować, w związku z czym w ich urządzeniach obwody cyfrowe mieszają się z analogowymi w całkowicie niekontrolowany sposób. Otrzymujemy wówczas wzmacniacz, który częściowo korzysta z architektury poprzedniego, całkowicie analogowego modelu, ale ma wejścia cyfrowe i końcówkę mocy pracującą w klasie D, bazującą oczywiście na gotowych modułach wielkości paczki zapałek. Wtedy efekt jest, jaki jest - beznadziejny. Kiedy jednak producent przestanie stać w rozkroku i zdecyduje się pójść w kierunku "cyfry" na całość, przynosi to wymierne korzyści - nie tylko od strony praktycznej, ale także brzmieniowej. Taki sprzęt niczego nie udaje. Nie musi nam udowadniać, że jest w stanie zagrać cieplej niż stuprocentowa lampa. Reprezentuje zupełnie inne podejście do tematu, więc równie dobrze może zaprezentować swoje największe plusy. Właśnie to robi Lyngdorf. Zero sztuczności, zero fałszywej nieśmiałości i przymilania się na siłę. Ma grać, to gra. Potrafi uderzyć, to uderza. I robi to perfekcyjnie.
TDAI-2210 wpisuje się w charakter znany z TDAI-1120 i TDAI-3400. Jego brzmienie jest neutralne, bardzo równe i zaskakująco płynne, bez śladów suchości i ostrości lub zamulenia, ponieważ - co ciekawe - obie te skrajności kojarzone są przez audiofilów z klasą D. Nowa integra duńskiej firmy nie jest zimnym draniem, ale na pewno nie każe nam patrzeć na świat przez różowe okulary. Jeśli w ogóle ma własną barwę, powiedziałbym, że leciutko skręca w stronę chłodnego obiektywizmu, jednak ponieważ wiąże się to z przejrzystością, dynamiką i stereofonią, prezentacja pozostaje spójna. Ten dźwięk po prostu przekonuje. Co więcej, TDAI-2210 mógłby być wspaniałym sprzętem nie tylko dla melomana o szerokich horyzontach, ale także dla recenzenta. Idealna równowaga tonalna, barwa ustawiona blisko umownego zera, a do tego solidny zapas mocy, czytelna średnica, rozdzielcza, ale daleka od przesadnego wyostrzenia góra i trójwymiarowa przestrzeń - czego chcieć więcej? Jeśli obawiacie się, że na dłuższą metę taki dźwięk będzie nieprzyjemny, polecam wypożyczyć opisywany wzmacniacz, oswoić się z nim i dać mu nie godzinę i nie dwie, ale co najmniej kilka dni. Nie bawić się żadnymi korektorami, tylko pozwolić mu grać. Efekt jest taki, jakby człowiek po kilku tygodniach picia słodkich napojów, kawy, piwa, energetyków i nie wiadomo, czego jeszcze, postanowił zrobić sobie detoks i pić tylko czystą, chłodną wodę. Na początku, wiadomo - ciężko. Później jednak zaczynamy doceniać to, co daje nam świadoma rezygnacja ze sztucznych dodatków. Nawet jedzenie zaczyna smakować inaczej. Dokładnie tak działa TDAI-2210.
Najbardziej uderzają jednak takie aspekty jak dynamika (również w skali mikro), przejrzystość i porządek na scenie. Separacja kanałów i precyzja lokalizacji sprawiają, że instrumenty nie sklejają się w jedną plamę, tylko stabilnie stoją w swoich miejscach, mając wokół siebie mnóstwo powietrza. To nie jest efektowne "wow" na dzień dobry, które w pierwszej minucie robi nam sieczkę z mózgu, tylko zupełnie naturalny porządek, który po godzinie powoduje odruch sięgania po kolejne płyty, bo aż chce się posłuchać, jak nasze kolejne ulubione nagrania zabrzmią w tak czystej formie. Bas jest sprężysty i dobrze kontrolowany, średnica czysta, wysokie tony precyzyjne, ale bez szklistości i bez cukru. TDAI-2210 nie upiększa i nie dosładza, za to potrafi być gładki i kulturalny, kiedy materiał na to pozwala. Gdy trzeba, oddaje uderzenie i skok dynamiki, a jednocześnie nie rozkręca wszystkiego na pokaz. To urządzenie, które nie próbuje grać "pod nas", tylko odtwarza materiał możliwie wierny temu, co zostało zapisane na płycie.
Co ciekawe, kilka razy naszła mnie myśl, że to brzmienie bardzo łatwo można było zepsuć. Wystarczyło odrobinę przesadzić z ostrością albo wycisnąć z TDAI-2210 tak szybki i rytmiczny bas, że nawet wyjątkowo duże i miękkie woofery tańczyłyby kankana. Lyngdorf jednak doskonale wiedział, kiedy się zatrzymać - gdzie jest granica, której nie warto przekraczać, nawet jeśli ma się ku temu sposobność. Niskie tony są więc odrobinę zaokrąglone - tak, aby były sprężyste i przyjemne w odbiorze, a nie brutalne i kartonowe. Detali jest całe mnóstwo, szczególnie kiedy pozwolimy wzmacniaczowi wkręcić się na wyższe obroty, jednak brzmienie pozostaje spójne, płynne i kulturalne. Nawet w momentach wymagających maksymalnego skupienia dunski piecyk nie zamienia się w cyborga, którego zadaniem jest zmiażdżyć nas dźwiękiem. Wszystko, co robi, robi z wyczuciem. Jeżeli ktoś zna sposób grania TDAI-1120 lub TDAI-3400, TDAI-2210 nie zaskoczy go swoim charakterem - raczej potwierdzi, że szacunek dla marki (powszechny również wśród profesjonalistów i ludzi z branży hi-fi) nie bierze się znikąd.
Największą ciekawostką z punktu widzenia audiofila jest to, że możemy dostać większość zalet TDAI-2210, cieszyć się jego funkcjonalnością, wszechstronnością i nową aplikacją sterującą, ale ominąć cyfrową sekcję wzmacniacza. Jak? To proste - wystarczy podłączyć zewnętrzną końcówkę mocy.Na koniec dwa "drobiazgi". Pierwszy dotyczy oczywiście systemu RoomPerfect. Spotykam się z nim już któryś raz i niezmiennie jestem pod wrażeniem jego możliwości i dokładności. Po ustawieniu mikrofonu w pomieszczeniu i uruchomieniu trybu kalibracji urządzenie "uczy się" wszystkiego na temat naszego pomieszczenia i sposobu, w jaki rozchodzą się w nim fale dźwiękowe. Kiedy wykonujemy kolejne pomiary w różnych punktach, wzmacniacz pokazuje procentową wartość swojej "wiedzy” o akustyce. Podstawowe zastosowanie tej technologii jest oczywiście takie, aby można było zniwelować różne niedoskonałości wynikające z kształtu i "odpowiedzi" pomieszczenia. Zazwyczaj wyrównują się niskie tony, znika efekt dudnienia, dźwięk staje się równy i bardziej przewidywalny, a obraz stereo stabilniejszy, bo system wyrównuje różnice między kanałami wynikające z ustawienia kolumn względem ścian i mebli. Możliwości jest jednak znacznie więcej. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, abyśmy ustawili kilka kluczowych punktów, w których najczęściej słuchamy muzyki. Centralny punkt na kanapie wydaje się być takim pierwszym, najbardziej oczywistym strzałem, ale dlaczego mielibyśmy nie wykonać pomiaru także przy stole w jadalni, w kuchni, a może przy podłodze w miejscu, w którym ćwiczymy jogę? Wzmacniacz zapamięta te punkty, a my będziemy mogli później ustawić korekcję tak, aby właśnie tam muzyka brzmiała najlepiej. Rewelacyjnie działa też kalibracja subwoofera, więc jeśli zdecydowaliście się na system 2.1, ale używając klasycznego wzmacniacza za nic w świecie nie jesteście precyzyjnie zgrać ze sobą tych elementów, bo pokrętła w subwooferze są niewystarczające, a akustyka trudna do opanowania, RoomPerfect zrobi to szybko i skutecznie. Ba! Całkiem możliwe, że poprawi sytuację nawet tam, gdzie wszystko wydawało się być dopieszczone i wygładzone co do milimetra.
Największą ciekawostką z punktu widzenia audiofila jest jednak to, że możemy dostać większość zalet TDAI-2210, cieszyć się jego funkcjonalnością, wszechstronnością i nową aplikacją sterującą, ale ominąć cyfrową sekcję wzmacniacza. Jak? To proste - wystarczy podłączyć zewnętrzną końcówkę mocy. Pomyślicie, że w tym momencie coś sobie wymyśliłem, że szukam pretekstu, aby zdjąć z niego brzemię klasy D? Nie - mówię to na podstawie relacji użytkowników i dealerów, którzy rekomendują integry Lyngdorfa do takich zastosowań. TDAI-3400 jako cyfrowy mózg systemu, w którym moc generowana jest przez klasyczne tranzystorowe monobloki? Jako streamer i przedwzmacniacz podłączony do lampowej integry, która służy wyłącznie jako końcówka mocy? TDAI-1120 pracujący jako streamer w komplecie z kolumnami aktywnymi? Nawet jeśli komuś wydaje się to dziwne, zapewniam, że ma sens. W praktyce oznacza to, że cała sekcja odpowiedzialna za przyjmowanie sygnału, jego obróbkę, konwersję i korekcję akustyki (RoomPerfect) pozostaje w gestii Lyngdorfa, natomiast za końcowe wzmocnienie odpowiada inny komponent - często wyższej klasy, o jeszcze większej mocy lub odmiennym charakterze brzmieniowym.
Takie rozwiązanie wybierają użytkownicy, którzy posiadają już ulubione końcówki mocy albo chcą połączyć charakter Lyngdorfa z cechami pozostałych elementów. Zyskują w ten sposób nowoczesny, dopracowany "front end" ze stabilnym streamingiem, pełną kontrolą nad konfiguracją i znakomitym systemem korekcji pomieszczenia, a jednocześnie mogą kształtować końcowy efekt brzmieniowy poprzez dobór końcówki mocy. W takiej konfiguracji wybija się czystość i przejrzystość sygnału przygotowanego przez TDAI-2210. Przestrzeń pozostaje obszerna, trójwymiarowa i doskonale zorganizowana. Nadal doskonale słychać, że Lyngdorf jest w torze i robi swoją robotę, czyniąc dźwięk równym, naturalnym, dynamicznym i rozdzielczym. A co zrobimy z tym dalej? Czy zdecydujemy się uzupełnić tę kompozycję magią lamp, czy może pójdziemy w kierunku rzetelnego, tranzystorowego grania, ale w formie 200-watowej, ważącej 20 kg końcówki mocy pracującej w klasie AB, a nie "tego komputerowego czegoś"? To już wyłącznie kwestia naszych preferencji. Ja podkreślam jedynie, że można te rzeczy połączyć. Choćby w przyszłości, kiedy zechcemy wykonać kolejny krok i dołożyć do systemu coś ekstra. Żadnego audiofila nie trzeba przekonywać, że warto sobie taką furtkę zostawić.
Budowa i parametry
Lyngdorf TDAI-2210 to zintegrowany wzmacniacz strumieniowy z cyfrową technologią True Digital Amplifier i systemem RoomPerfect. Co istotne, mowa o cyfrowym wzmocnieniu w przypadku produktów tej marki nie jest naginaniem rzeczywistości. W TDAI-2210 sygnał pozostaje w domenie cyfrowej aż do końcówek mocy, a pokrętło głośności steruje wzmocnieniem na wyjściu, zamiast tłumić sygnał na wejściu, co eliminuje elementy analogowe w torze i związane z nimi źródła szumów i przesłuchów. Moc znamionowa wynosi 2 x 105 W przy 8 omach i 2 x 210 W przy 4 omach, a maksymalny prąd na kanał to 35 A. Producent podaje pasmo 20 Hz - 20 kHz z tolerancją pół decybela i zniekształcenia całkowite nieprzekraczające 0,05% w całym tym zakresie. W trybie jałowym urządzenie pobiera od kilkunastu do dwudziestu kilku watów, w czuwaniu spada poniżej pół wata, więc rachunki za energię elektryczną nie powinny wyraźnie wzrosnąć, nawet jeśli sprzęt będzie pracował cały czas. Sekcja cyfrowa to między innymi trzy wejścia koncentryczne, które obsługują materiał do 24 bit/192 kHz oraz dwa optyczne (do 96 kHz). Wejście USB-C przyjmuje sygnał do 24 bit/192 kHz, a wyjście coax może wypuścić 24 bit/96 kHz do zewnętrznego przetwornika. Wejście HDMI 2.1 z eARC i CEC sprawia, że telewizor staje się po prostu kolejnym źródłem, a poziom głośności można regulować za pomocą pilota od telewizora. Dla bardziej rozbudowanych instalacji jest moduł HDMI 2.1 z dwoma dodatkowymi wejściami i jednym gniazdem in-out, który przepuszcza obraz do 8K i 4K 120 Hz, więc konsola czy odtwarzacz 4K nie będą musiały szukać innej ścieżki. Po stronie analogowej w standardzie mamy dwie pary RCA oraz wyjścia pre-out w wersji RCA i XLR. Kto potrzebuje toru dla gramofonu i dodatkowych wejść liniowych, może dołożyć moduł analogowy z gniazdem phono MM i wejściem XLR. Obecny na pokładzie streamer nie jest dodatkiem, tylko pełnoprawnym źródłem. Urządzenie obsługuje Spotify Connect, TIDAL Connect, Roon, Chromecast i AirPlay 2, działa z DLNA, przyjmuje pliki z nośników USB i oferuje radio internetowe. Wymiary obudowy to 325 x 102 x 300 mm z uwzględnieniem wtyków, a masa wynosi dokładnie 4,8 kg. W zestawie znajduje się mikrofon kalibracyjny, statyw, komplet okablowania i pilot zdalnego sterowania.
Werdykt
Jeśli szukacie naprawdę dobrego, uniwersalnego i funkcjonalnego systemu all-in-one za 15-25 tysięcy złotych, nie możecie narzekać na brak ciekawych propozycji. Hegel H190v kusi klasycznym wnętrzem z technologią SoundEngine, bogatym wyposażeniem i świetnie ogarniętą sekcją strumieniową. Norwegowie zadbali nawet o wejście gramofonowe, gniazdo słuchawkowe i łatwą integrację z telewizorem. Naim Uniti Nova nie jest już najnowszym graczem na boisku, ale wciąż kusi dopracowanym ekosystemem, świetnym wzornictwem i nutką magii otaczającej produkty tej marki. AVM Inspiration CS 2.3 dokłada napęd CD i własny świat sieciowy, Lindemann Musicbook Combo pokazuje, jak wiele da się wycisnąć z kompaktowej obudowy. Do niedawna na tej liście znalazłby się jeszcze luksusowy Devialet Expert 140 Pro, ale jest już niedostępny. Szkoda. Jeśli jednak chodzi o szeroko rozumianą nowoczesność, Lyngdorf TDAI-2210 rozwala wszystkich swoich rywali. Nawet w porównaniu z tymi bardziej ogarniętymi wygląda, działa i gra jak hi-fi z przyszłości.
Nie bójmy się tego powiedzieć - swoją formą, wyposażeniem i wszechstronnością miażdży ich i masakruje. I jeszcze ten RoomPerfect, i nowa, rewelacyjna aplikacja sterująca, i możliwość zamontowania kolejnego modułu na tylnym panelu - kosmos. Okej, nie każdy marzy o wzmacniaczu, który mieści się w ciasnej komodzie pod telewizorem i waży niecałe pięć kilogramów, ale to naprawdę ma swoje plusy. Żeby jeszcze ta "ekologiczność" dawała nam się we znaki podczas odsłuchu, żeby to małe, czarne pudełko grało beznadziejnie, ledwo dawało sobie radę z wysterowaniem przeciętnych kolumn i coraz bardziej odpychało nas swoją beznamiętnością... Ale nie. Skubaniec gra naprawdę wspaniale. Równo, czysto, dynamicznie, obiektywnie, żwawo i przestrzennie. Dodatkowo gdybyśmy chcieli po prostu włączyć film i cieszyć się potężnym dźwiękiem, z takim basem, jakby obok naszych kolumn stał ogromny subwoofer, wystarczy skorzystać z odpowiedniego ustawienia korektora. Oczywiście to nie to samo, gdyby taki głośnik faktycznie się tam znalazł, ale blisko. I nie trzeba wnosić do domu dodatkowego pudła. Zresztą, spójrzcie na zdjęcia poniżej i zobaczcie, jak prezentuje się system złożony z TDAI-2210 i wiszących na ścianie kolumn FR-2, które testowałem kilka miesięcy temu. One też potrafią grać. Szczerze mówiąc, jest to jeden z niewielu dizajnerskich zestawów, których naprawdę mógłbym używać na co dzień i nie narzekać, że do audiofilskiego sprzętu ma się on jak pasztet do kawioru.
A jeśli potrzebujecie czegoś innego? Jeśli zakochaliście się w brzmieniu lamp albo wzmacniaczy tranzystorowych pracujących w klasie A? Cóż, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać TDAI-2210 wyłącznie jako zaawansowany przedwzmacniacz z wejściami cyfrowymi, wbudowanym odtwarzaczem sieciowym, systemem korekcji akustyki pomieszczenia i kilkoma innymi dodatkami, których próżno szukać w klasycznym sprzęcie. Dla niektórych audiofilów Lyngdorf będzie też idealnym "sprzętem zapasowym" - urządzeniem, które w jednej obudowie ma wszystko, czego potrzeba, a żeby zaczęło grać, nie trzeba przeprowadzać całej procedury stopniowego włączania i wygrzewania kolejnych elementów. Może zabrzmi to kuriozalne, ale wiele osób dysponujących naprawdę zaawansowanymi i rozbudowanymi zestawami po pewnym czasie zaczyna szukać czegoś "normalnego" - sprzętu, który nie marudzi, nie zadaje pytań, zawsze jest gotowy do działania i który mogą obsługiwać inni członkowie rodziny, nie sprawdzając za każdym razem, czy zeszłej nocy tata znów nie testował kabli. Niezależnie, czy planujecie zrobić użytek z całego TDAI-2210, czy tylko z jego "większej połowy", myślę, że będziecie z niego bardzo, ale to bardzo zadowoleni.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 105 W/8 Ω, 2 x 210 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 2 x RCA
Wyjścia analogowe: 1 x RCA, 1 x XLR
Wejścia cyfrowe: 3 x koaksjalne, 2 x optyczne, 1 x USB-C, 1 x HDMI 2.1
Wyjście cyfrowe: 1 x koaksjalne
Gniazdo słuchawkowe: 3,5 mm
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (±0,5 dB)
Zniekształcenia (THD): 0,05%
Maksymalny prąd wyjściowy: 35 A
Łączność: Spotify Connect, TIDAL Connect, Roon Ready, Google Chromecast, Apple AirPlay2, DLNA, UPnP, Bluetooth
Pobór mocy w stanie spoczynku: 18-26 W
Wymiary (W/S/G): 10,2/30/32,5 cm
Masa: 4,8 kg
Cena: 17 990 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze