Streaming krok po kroku
- Kategoria: Poradniki
- Tomasz Karasiński
Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe źródło muzyki w smartfonie, na komputerze, w samochodzie i domowym systemie stereo, od tych najprostszych po najbardziej ekscentryczne i luksusowe. Nie wszyscy jednak poruszają się po świecie cyfrowej muzyki z taką łatwością, jakby robili to od urodzenia. Nierzadko zdarza się też, że o ile słuchanie muzyki z jednego z serwisów strumieniowych z wykorzystaniem słuchawek lub głośnika przenośnego nie stanowi dla kogoś problemu, o tyle wejście na wyższy poziom, szczególnie w kwestii jakości brzmienia, stanowi już wyzwanie. Postanowiliśmy więc poświęcić jeden artykuł streamingowi jako takiemu i omówić całe zjawisko od początku do końca.
Strumieniowe odtwarzanie muzyki od dawna jest czymś więcej niż technologiczną ciekawostką. Światowy rynek w tej branży już w 2019 roku był wart niemal 21 miliardów dolarów i do 2027 roku ma rosnąć o 17,8% rocznie. Według raportu RIAA w 2022 roku aż 80% przychodu generowanego przez cały rynek muzyczny pochodziło właśnie ze streamingu. Mimo to wielu melomanów wciąż jeszcze nie wie, jak poradzić sobie z tematem odtwarzania muzyki z sieci - co trzeba zrobić, aby uzyskać dostęp to tej kopalni nagrań, który z dostępnych serwisów wybrać i jakiego sprzętu użyć, aby uzyskać jak najwyższą jakość dźwięku? To wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zanim jednak przejdziemy do porad praktycznych, zastanówmy się, od czego to wszystko się zaczęło.
Co to właściwie jest streaming i jak działa?
Jeżeli przyzwyczailiście się do fizycznych nośników, a słuchanie muzyki zawsze kojarzyło wam się z procesem otwierania pudełka lub koperty, wyjmowaniem płyty lub kasety i ładowaniem jej do odtwarzacza, przejście na muzykę z sieci wymaga zmiany tego przyzwyczajenia. Streaming polega bowiem na czerpaniu muzyki z Internetu lub plików udostępnionych lokalnie. W pewnym sensie jest to naturalne rozwinięcie słuchania muzyki z plików zgromadzonych na komputerze. Wyobraźcie sobie, że rippujecie całą swoją kolekcję płyt kompaktowych na dysk, aby odnajdywanie poszczególnych albumów było szybkie i aby pozbyć się problemów związanych z odczytem fizycznego nośnika (zabrudzenia, rysy, uszkodzenia napędu w odtwarzaczu, wibracje i tak dalej). A teraz przyjmijmy, że ktoś tworzy ogromny dysk zawierający niewyobrażalną bazę muzyki, ale zamiast podłączać go do swojego komputera w domu, montuje go w serwerowni, aby był dostępny dla wszystkich. Tak w dużym skrócie działają serwisy strumieniowe.
W dobie szerokopasmowego Internet nie ma już potrzeby przechowywania danych na dyskach własnych komputerów. Zamiast tego można słuchać muzyki bezpośrednio z sieci. Z punktu widzenia procesu odtwarzania wygląda to zasadniczo tak samo z tym, że muzyka przechowywana jest w chmurze, czyli na serwerze. Jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu mogłoby to być trudne z uwagi na prędkość transferu, jednak dziś nie stanowi żadnego problemu. Ilość i różnorodność dostępnych treści może przyprawić o zawrót głowy. Nawet jeśli gromadziliście pliki przez kilka ostatnich lat, ściągaliście co popadnie i ripowaliście każdą płytę w zasięgu wzroku, raczej nie przebijecie serwisów mających w swoich katalogach po kilkadziesiąt milionów utworów. A do całej tej muzyki dostaje dostęp każdy nowo zarejestrowany użytkownik. Dobry serwis streamingowy jest jak wypożyczalnia filmów z nieskończonymi zasobami, czynna całą dobę i dostępna niemalże bez względu na to, gdzie się znajdujemy. Co najlepsze, nie płacimy za każdorazowy odsłuch czy zakup danego albumu. Wszystko odbywa się na zasadzie miesięcznego abonamentu, którego wysokość waha się w granicach 10-40 zł. W każdej chwili można zrezygnować z takiej usługi, przerzucić się z jednego serwisu na inny lub podnieść standard posiadanego konta, co zwykle oznacza lepszą jakość odtwarzanej muzyki, brak reklam lub możliwość ściągania albumów i playlist do pamięci urządzenia.
Z punktu widzenia osób ceniących sobie wysoką jakość dźwięku streaming to nie tylko wygoda, ale także możliwość słuchania muzyki w jakości wyższej niż ta, którą zapewniają płyty kompaktowe. Te bowiem, jako nośnik liczący sobie ponad czterdzieści lat, mają istotne ograniczenia. W 1982 roku, kiedy na rynku pojawiły się pierwsze odtwarzacze i płyty CD, ukazał się "Thriller" Michaela Jacksona, w kinach można było obejrzeć takie filmy jak "Blade Runner", "E.T." czy "First Blood", a w sklepach pojawił się komputer Commodore 64. To przemawia do wyobraźni, prawda? Standard Compact Disc Digital Audio, którego parametry opisano w tak zwanej Czerwonej Księdze, przewiduje, że zapis danych audio na płycie odbywa się przy użyciu kodowania PCM w jakości 16 bit/44,1 kHz. Dzięki temu 12-cm krążek może pomieścić 74-80 minut muzyki, czyli 650-700 MB danych. Dziś dzięki łączom światłowodowym całą taką płytę moglibyśmy pobrać przez sieć w kilka, może kilkanaście sekund. Nawet w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych technologia cyfrowa rozwijała się tak dynamicznie, że parametry formatu CD szybko stały się przestarzałe. Oczywiście próbowano coś z tym zrobić, z czego najlepszą próbą było stworzenie formatu SACD przez firmy Sony i Philips. Ich pojemność wynosiła już od 4,7 do 8,5 GB, co w połączeniu z zapisem w formacie DSD (Direct Stream Digital) dawało zupełnie inne możliwości i wyższą jakość dźwięku. Nowy format się jednak nie przyjął. Niektórzy mówią, że był za mało rewolucyjny, a inni, że niepotrzebny. Ostatecznie po co nam nośniki fizyczne, skoro mamy Internet?
Streaming jest nie tylko innym kanałem dystrybucji treści, ale także logicznym krokiem w ewolucji formatów i standardów audio. Wystarczy mieć dostęp do plików, szybkie łącze i sprzęt umożliwiający odczyt takich treści, aby słuchać muzyki w jakości znacznie przewyższającej CD. Nawet więcej - można część muzyki czerpać z sieci, a część mieć u siebie, na komputerze lub dysku sieciowym, w formie plików hi-res, a następnie całą tę muzykę przekierować do swojego urządzenia za pomocą aplikacji na telefonie. I choć niektórzy melomani wskazują rozmaite wady zarówno samej koncepcji, jak i problemów z oprogramowaniem, licencjami, starzejącym się sprzętem czy wynagrodzeniami dla artystów, nikogo nie powinno dziwić, że streaming jest dziś na topie.
Od czego zacząć? Naturalnie, od źródła!
Aby rozpocząć swoją muzyczną podróż, w pierwszej kolejności powinniśmy wybrać jeden z popularnych serwisów strumieniowych. Warto już na tym etapie zastanowić się, który z nich będzie dla nas najlepszy. Na rynku funkcjonuje kilku głównych graczy. Każdy ma swoje zalety i przyciąga klientów o różnych potrzebach. Jednym z kryteriów wyboru na pewno będzie dostępność artystów i albumów, których słuchamy najczęściej. Muzykę najpopularniejszych wykonawców znajdziemy w każdym z nich, ale jeżeli nasze fascynacje krążą wokół muzyki klasycznej, jazzu, post metalu albo francuskiego hip-hopu, jedne serwisy strumieniowe mogą mieć dla nas bogatszą ofertę niż inne. Niezwykle ważna jest także kompatybilność z urządzeniami takimi jak streamery czy głośniki sieciowe. Jeżeli słuchamy muzyki na słuchawkach Bluetooth sparowanych z telefonem, zawsze sobie poradzimy, ale jeżeli chcemy przekierować sygnał do sprzętu domowego, w niektórych aplikacjach zrobimy to szybko i łatwo, a w innych będzie to problem i będziemy musieli radzić sobie naokoło. Z punktu widzenia audiofila istotnym czynnikiem jest też jakość dźwięku. W tej kwestii panuje akurat dość ostry podział - jedne serwisy uważają, że jakość MP3 powinna nam wystarczyć, natomiast inne walczą o to, aby jakość sygnału była naprawdę świetna, i to wyraźnie słychać.
Serwisem streamingowym, który zdecydowanie dominuje na rynku, jest oczywiście Spotify. Platforma ta została opracowana w 2006 roku w Sztokholmie przez zespół programistów pod kierownictwem Daniela Eka. Obecnie z tej aplikacji korzysta ponad 500 milionów użytkowników, z czego ponad 200 milionów regularnie opłaca abonament. Szwedzki serwis może pochwalić się doskonale działającą aplikacją. Drugą cechą rozpoznawczą Spotify jest bogaty katalog nie tylko muzyki, ale także podcastów. Znajdziemy tu propozycje edukacyjne, historie kryminalne i polityczne, programy dziennikarzy radiowych czy popularnych youtuberów. Jedną z największych zalet tej platformy jest funkcja Spotify Connect, dzięki której "wyślemy" odtwarzaną muzykę na dowolne kompatybilne z tym systemem urządzenie, takie jak głośnik sieciowy czy audiofilski streamer. Największym ograniczeniem Spotify jest jakość dźwięku. Nawet jeśli wykupimy abonament Spotify Premium, możemy liczyć co najwyżej na jakość 320 kbps w formacie Ogg Vorbis. Firma jest świadoma tego problemu i od dawna zapowiada, że coś z nim zrobi. W ostatnich miesiącach w jej komunikatach zaczęły pojawiać się konkretne informacje. Nowy abonament ma się nazywać Spotify HiFi, Spotify Supremium lub Spotify Music Pro i dawać nam dostęp do bezstratnej muzyki w jakości 16 bit/44,1 kHz lub 24-bitowych plików FLAC. Niestety, tylko wybrane utwory będą dostępne w tej jakości. Kiedy to się stanie, jaka będzie jakość dźwięku i jaka część muzyki będzie realnie dostępna w formie bezstratnej lub hi-res - tego w chwili pisania niniejszego tekstu jeszcze nie wiemy.
Ze względu na jakość dźwięku dla wielu audiofilów serwisem strumieniowym numer jeden jest TIDAL. Uruchomiono go w 2015 roku, ale u jego podstaw leży założony już w 2010 roku duński serwis muzyczny WiMP (Wireless Music Player). Został on zakupiony przez jedną z firm należących do amerykańskiego rapera, Jaya Z, który do dziś pełni funkcję prezesa TIDAL-a. W działanie serwisu od początku zaangażowani byli znani artyści. Na konferencji prasowej, na której ogłoszono start nowej usługi, pojawili się między innymi Beyoncé, Jack White, Madonna, Daft Punk czy Calvin Harris. Serwis od samego początku skierowany był do świadomych słuchaczy, którym zależy na wysokiej jakości brzmienia. W abonamencie TIDAL HiFi podstawowym formatem jest 16 bit/44,1 kHz FLAC, a więc format odpowiadający jakości CD, natomiast w wyższym pakiecie TIDAL HiFi Plus mamy dostęp nawet do plików 24 bit/96 kHz. Miłośników nowości zainteresuje seria TIDAL Rising, gdzie publikowane są nowe nagrania młodych muzyków. Podobnie jak w Spotify, tutaj także mamy opcję przesyłania muzyki prosto na urządzenie docelowe - TIDAL Connect. Jest to na tyle wygodne, że zdaniem wielu użytkowników całkowicie eliminuje potrzebę korzystania z jakiegokolwiek innego oprogramowania.
Wiele do powiedzenia w temacie streamingu mają dwie platformy z Francji - Qobuz i Deezer. Ten pierwszy jest chętnie wybierany przez audiofilów, ponieważ oferuje zarówno wysoką jakość dźwięku, jak i dostęp do muzyki wielu szanowanych wytwórni, takich jak Bee Jazz, Ambronay Editions, Zig Zag Territoires, ECM, Aeolus, Ondine czy Winter & Winter. W zasobach Qobuza znajduje się ponad 100 milionów utworów, a maksymalna jakość plików to 24 bit/192 kHz - więcej niż oferuje TIDAL, nie wspominając już o Spotify. To prawdziwe hi-res audio bez potrzeby odtwarzania muzyki z własnego dysku. Aplikacja nie ma jednak wielu udogodnień, które oferują więksi rywale, a dodatkowo jest dostępna tylko w 26 krajach. To i tak postęp, bo jeszcze na początku w 2021 roku Qobuz był dostępny w zaledwie 12 krajach, ale gwałtowna ekspansja najwyraźniej nie jest tym, na czym Francuzom zależy najbardziej. To samo można powiedzieć o Deezerze, który w swoim czasie był dość popularny, a dziś należy do rzadziej wybieranych aplikacji. Wciąż oferuje jednak możliwość odsłuchu bezstratnych plików w jakości 16 bit/44,1 kHz oraz funkcje, za które wielu użytkowników wciąż go uwielbia, takie jak chociażby SongCatcher, który rozpoznaje utwory, które gdzieś słyszymy lub nawet spróbujemy je zaśpiewać (odpowiednik Shazam czy SoundHound).
W ostatnich latach na rynku usług streamingowych rozpychają się dwaj technologiczni giganci - Apple i YouTube. Ten pierwszy prowadzi serwis Apple Music, którego naturalną przewagą jest to, że jako czerwona ikona z nutkami znajduje się na standardowym wyposażeniu MacBooków, iPadów i iPhone'ów. Do korzystania z niej wystarczy Apple ID, płatność (po trzymiesięcznym, darmowym okresie próbnym) odbywa się poprzez Apple Pay, więc wszystko to będzie łatwe i intuicyjne dla osób korzystających ze sprzętu z symbolem nadgryzionego jabłka. Choć jakość plików jest niższa w porównaniu ze Spotify (256 kbps), wielu użytkowników twierdzi, że brzmienie Apple Music jest po prostu lepsze. Różnica ma tkwić w kodowaniu, ponieważ gigant z Cupertino zamiast formatu Ogg Vorbis gigant zdecydował się na AAC. Wciąż, do bezstratnego audio czy nawet plików hi-res jest jeszcze daleko i nie wiadomo, czy w najbliższej przyszłości się to zmieni. Podobnie wygląda sprawa z serwisem YouTube Music. Tutaj również najlepsze dostępne pliki to 256 kbps AAC. Dużym plusem tej usługi jest jednak ogromna biblioteka nagrań oraz to, że oprócz muzyki dostajemy też wiele treści wideo. Ale w końcu chyba nie jest to aż takie zaskakujące.
Własna biblioteka plików - dodatek czy konieczność?
Dla wielu melomanów ulubiony serwis streamingowy jest podstawą lub jednym z ważnych elementów, ale na pewno nie końcem historii. Drugim źródłem muzyki, którym nakarmimy swój sprzęt - czy będzie to podłączony do komputera przetwornik, czy może wzmacniacz zintegrowany z modułem sieciowym - może być nasza własna kolekcja plików audio. Po co mielibyśmy trzymać je na dysku, skoro miliony utworów są dostępne na wyciągnięcie ręki? Cóż, powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze, oferta serwisów strumieniowych mimo wszystko nie jest nieograniczona, a do tego nie jest stała. Prawdopodobieństwo, że szukając jakiegoś albumu, nie znajdziemy go w ich zasobach, jest oczywiście małe, ale melomanom o szerokich horyzontach i zdarza się regularnie. Niczym niezwykłym nie jest również sytuacja, w której jeszcze kilka miesięcy temu słuchaliśmy jakiegoś utworu, a nawet dodaliśmy go na swoją playlistę, a teraz już go nie ma, jest oznaczony ciemniejszym kolorem, a aplikacja przeskakuje go, tak jakby nie istniał. Wynika to najczęściej z wycofania tych treści z zasobów serwisu przez artystę lub reprezentującą go wytwórnię.
Mając muzykę na własnym dysku, jesteśmy pewni, że nikt nam jej nie usunie. Co więcej, jeśli wasza muzyczna pasja trwa już długo, polujecie na ciekawe wydania, kupujecie płyty niedostępne w sklepach na koncertach i festiwalach, może nawet przejęliście kolekcję płyt kompaktowych i winylowych od swojego ojca lub wujka, jest wielce prawdopodobne, że macie nagrania, których nie da się znaleźć w sieci. Zgrywanie takich zasobów do postaci plików jest oczywiście czasochłonnym procesem, ale dzięki plikom zyskujecie dodatkowe zabezpieczenie tych treści i wygodny sposób odnajdywania muzyki, której akurat macie ochotę posłuchać. Na tym jednak nie koniec. Posiadanie własnej kolekcji plików oznacza, że możemy sięgnąć po takie, których jakość przewyższa wszystko, co oferują serwisy streamingowe. Mogą to być nie tylko bezstratne pliki WAV lub FLAC, ale także uwielbiane przez audiofilów DSD. Mówiąc wprost, jeśli zależy nam na brzmieniu najwyższej jakości, powinniśmy wręcz zacząć od plików hi-res, traktując serwisy strumieniowe jako dodatek, opcję awaryjną i sposób na odnajdywanie nowej muzyki, zanim zdecydujemy się na zakup i ściągnięcie wybranych albumów w formie plików hi-res.
Jak zbudować własną bibliotekę plików i nie umrzeć ze starości
Bez wątpienia w tej kwestii najlepiej maja ci, którzy plikami zainteresowali się już dawno temu. Jeżeli startujemy od zera, przygotowanie takiej biblioteki będzie wymagało trochę pracy zarówno od strony technicznej, jak i software'owej. Przede wszystkim musimy zastanowić się, gdzie będziemy trzymać taką kolekcję muzyki. Na komputerze, dysku przenośnym, w pamięci laptopa, a może na jakimś przeznaczonym tylko do tego celu urządzeniu? Jeżeli mamy szeroko zakrojone plany albo od samego początku planujemy gromadzić wyłącznie nagrania bezstratne i pliki hi-res, jedno jest pewne - lepiej od razu zapewnić sobie więcej miejsca niż później dojść do ściany, kupować nowe dyski i przenosić całą kolekcję muzyki zanim jeszcze na dobre się rozkręcimy.
Druga kwestia dotyczy wygody korzystania z takiej biblioteki plików. Udostępnianie folderów z muzyką z laptopa lub kopiowanie wybranych albumów na pendrive i podłączanie go do streamera (o ile w danym modelu istnieje taka możliwość) jest rozwiązaniem tymczasowym. Można sobie w ten sposób radzić na początku, dla sprawdzenia działania i brzmienia całego systemu, albo jeżeli wiemy, że po pliki będziemy sięgać sporadycznie. Jeżeli jednak podchodzimy do tego poważnie, warto od razu zastanowić się nad zakupem dysku sieciowego (NAS) lub innego urządzenia, które będzie pełnić funkcję naszego domowego skarbca z muzyką. Wśród audiofilów popularnym wyborem są dyski NAS takich firm jak QNAP, Synology czy Asustor. Możemy także połączyć funkcję banku plików i transportu sieciowego, wybierając serwer muzyczny, taki jak chociażby Naim Uniti Core, Trigon Audio Exxceed Audio Server, Cocktail Audio X45 PRO czy Roon Nucleus. Niektóre dyski sieciowe i serwery pozwolą nam zainstalować dodatkowe oprogramowanie do odtwarzania muzyki lub wręcz mają je zainstalowane fabrycznie. Mam tu na myśli głównie Roona, ale do tego wątku wrócimy później. Na razie istotne jest tyle, że podstawą naszych dalszych działań jest urządzenie spełniające kilka kluczowych wymogów - będzie podłączone do domowej sieci, zawsze włączone, wyposażone w pojemne dyski, ciche i gotowe do pracy z wybranym przez nas oprogramowaniem.
Jeżeli mamy już cały potrzebny sprzęt, czas zastanowić się nad tym, skąd będziemy brać pliki. Melomani posiadający sporą kolekcję płyt kompaktowych zaczną oczywiście od nich. Aby przenieść srebrne krążki na dysk, na przykład w formacie FLAC, wystarczy nam komputer z napędem CD i odpowiednia aplikacja, taka jak Exact Audio Copy, dBpoweramp czy Audiograbber. Oczywiście istnieją bardziej zaawansowane urządzenia i metody ripowania płyt, ale rzadko komu opłaca się w nie inwestować. Często wybierany przez audiofilów Exact Audio Copy to naprawdę świetne narzędzie. Analizuje specyfikę naszego napędu, potrafi ściągnąć dane o danym albumie z bazy CDDB (dzięki czemu rzadko kiedy będziemy musieli ręcznie wpisywać nazwę artysty, albumu i tytuły utworów), a po zakończeniu całego procesu pokazuje nam zgodność zgranej płyty z oryginałem. Jedynym minusem jest czas potrzebny na zripowanie choćby kilkudziesięciu płyt. Co tu dużo mówić, najlepiej zarezerwować sobie na to jakiś weekend albo robić to systematycznie podczas wykonywania jakichś innych czynności. Jeżeli nasza kolekcja liczy kilkaset albo kilka tysięcy albumów, godziny zamienią się w dni, dni w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Nawet jeśli musimy tylko nadzorować pracę rippera i zmieniać płytę co kilkanaście minut, jest to uciążliwe.
Drugim źródłem plików jest oczywiście Internet. Wielu artystów udostępnia swoje nagrania w formie plików na Bandcampie. Sami ustalają cenę i dostępne formaty. Znalezienie albumów w formie plików FLAC 16-bit/44,1 kHz raczej nie stanowi problemu. W poszukiwaniu plików warto odwiedzić strony wytwórni muzycznych, takich jak Linn Records, Presto Classical, Hyperion Records czy Blue Coast Records, a także niezależne serwisy takie jak HDtracks, HighResAudio, Native DSD, ProStudioMasters, Presto Music, HiResTracks czy Sound Liaison. Znajdziemy tam mnóstwo audiofilskiego "towaru", w tym pliki hi-res. Trzeba jedynie pamiętać o kontrolowaniu wydatków i dostępnej przestrzeni dyskowej, ponieważ jeden album w formie plików DSD64 może kosztować 15-30 euro i zająć około 2-4 GB. Decydując się na DSD256, mówimy już bardziej o 10-12 GB na album. Teraz już wiecie, dlaczego najlepiej zainwestować w duży dysk sieciowy i dlaczego taką kolekcję muzyki trzeba przechowywać w zasobach lokalnych, a nie na serwerze na drugim końcu świata.
Hardware, czyli streamer w systemie audio
Ponieważ nowoczesne zestawy hi-fi mogą przybierać różne formy, tak samo wygląda to z odtwarzaczami sieciowymi. Czasami nasz streamer jest po prostu jednym z elementów głośnika bezprzewodowego, soundbara, amplitunera lub wzmacniacza, może to być małe pudełko wyposażone w kilka wyjść cyfrowych, ale też pełnowymiarowe urządzenie lub nawet cała wieża zbudowana z kilku oddzielnych klocków połączonych drogimi kablami. Niezależnie od tego, w jaki rodzaj streamera celujemy, przed zakupem sprzętu warto zastanowić się, skąd będziemy czerpać muzykę i sprawdzić, czy dany model obsługuje wszystkie źródła, serwisy i formaty, które nas interesują. Większość modeli pochodzących od poważnych producentów może pochwalić się bardzo długą listą tych funkcji i kompatybilnością ze wszystkimi popularnymi usługami, jednak zawsze lepiej poświęcić pięć minut, aby przebrnąć przez dane techniczne, niż potem na bieżąco rozwiązywać potencjalne problemy w domu. Niektórzy twierdzą, że najważniejsza jest aktywność i zaangażowanie producenta w kwestii aktualizacji oprogramowania. Jeżeli szybko wprowadzane są nowe funkcje i poprawiane błędy, to dobra wróżba. Jeśli natomiast użytkownicy pytają o aktualizacje, a producent milczy lub uparcie twierdzi, że wszystko, czego im potrzeba, to aplikacja, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, w głowie powinna nam się zapalić lampka ostrzegawcza.
Projektanci urządzeń audio już dawno zauważyli rosnące zainteresowanie klientów plikami i streamingiem, dlatego jest spore prawdopodobieństwo, że w posiadanym już sprzęcie macie do dyspozycji co najmniej jedno wejście cyfrowe. Jedną z firm, która bardzo wcześnie zauważyła ten trend, jest Hegel. Podczas gdy rywale nieśmiało wprowadzali do swoich wzmacniaczy pojedyncze wejścia USB, norweska manufaktura montowała w integrach duże moduły przetwornika cyfrowo-analogowego (DAC) z kilkoma różnymi wejściami. Przyszłościowe myślenie procentuje, ponieważ mając taki wzmacniacz, potrzebujemy tylko transportu sieciowego, czyli urządzenia, które nakarmi nasz przetwornik danymi. Taki transport to w dużym uproszczeniu komputer, którego jedynym zadaniem jest odczytywanie muzyki z sieci. Może to być małe pudełeczko, takie jak Primare NP5 Prisma MK2, Silent Angel Munich M1 albo SOtM sMS-200 Neo, ale jeśli interesuje nas naprawdę wysoka jakość brzmienia, powinniśmy zainteresować się pełnowymiarowymi urządzeniami, takimi jak chociażby Lumin U2, Auralic Aries S1 czy Bryston BDP-3. No, ale...
Skoro już kilkanaście lat temu można było zamontować we wzmacniaczu spory przetwornik, kolejnym logicznym krokiem było dodanie łączności sieciowej. Wiele wzmacniaczy zintegrowanych w istocie zamieniło się więc w systemy all-in-one, do których wystarczy podłączyć zestawy głośnikowe i zapewnić im jakieś źródło muzyki. Wspomniany Hegel znów jest tego świetnym przykładem, ponieważ w tym momencie ofercie norweskiej marki nie ma już zwykłych, analogowych wzmacniaczy. H95, H120, H190v, H390, H400 i H600 - każdy z nich jest nie tylko wzmacniaczem, ale i pełnoprawnym streamerem. Flagowy model pozwoli nam słuchać podcastów i radia internetowego, wspiera Apple AirPlay, Spotify Connect, TIDAL Connect, Google Cast, a nawet Roona. Nie ma więc potrzeby kupowania zewnętrznego streamera. Nic dziwnego, że tą samą ścieżką poszło wielu innych producentów. Naturalnie, streamer może być "przyklejony" nie tylko do wzmacniacza. Z technicznego punktu widzenia logiczne jest połączenie odtwarzacza sieciowego z przetwornikiem cyfrowo-analogowym (Auralic Vega G2.2, NAD M33), przedwzmacniaczem (Naim NCS 222, Bryston BR-20) lub odtwarzaczem płyt kompaktowych (Marantz CD50n, T+A MP 1000 E). Mając tak wszechstronne źródło z regulacją głośności na wyjściu, nie potrzebujemy już wzmacniacza zintegrowanego. Zamiast tego możemy zainteresować się końcówką mocy lub kolumnami aktywnymi, co w ostatecznym rozrachunku może okazać się korzystniejsze i dla dźwięku, i naszego portfela.
Mówiąc o streamerach, zwykle mamy jednak na myśli urządzenia, które potrafią odtworzyć muzykę z sieci i zamienić ją na sygnał analogowy. Jak się zapewne domyślacie, ich wybór jest niemal nieograniczony. Małe pudełeczko, które pozwoli nam rozszerzyć funkcjonalność posiadanego już zestawu hi-fi - nawet jeśli jest to sprzęt liczący sobie kilkadziesiąt lat - kupimy już za 600-800 zł. Zamiast kupować absolutnie najtańsze źródło wywiązujące się ze swojego zadania, warto dołożyć kilkaset złotych i wybrać nieco lepszy streamer, taki jak chociażby Pro-Ject Stream Box S2, iFi Audio ZEN Stream, Cambridge Audio MXN10, WiiM Ultra czy NuPrime Omnia WR-1, Yamaha WXC-50 czy Bluesound Node Nano. Wybór streamera ze średniej półki cenowej wcale nie jest łatwiejszy. Mając do wydania 5000-15000 zł możemy już liczyć na bardzo bogate wyposażenie, większą i znacznie ładniejszą obudowę oraz to, co najważniejsze - wnętrze, w którym wiele uwagi poświęcono na przykład sekcji DAC-a, zasilaczowi i analogowym układom wyjściowym. Lumin D2, Arcam ST25, Auralic Vega S1, Audiolab 9000N, Atoll ST200 Signature czy Rose RS250 to tylko kilka ciekawych propozycji mieszczących się w tym przedziale cenowym. Na samym szczycie drabinki znajdują się hi-endowe odtwarzacze strumieniowe, których ceny zaczynają się od kilkudziesięciu tysięcy złotych - NAD M66, Matrix Audio Element X2, Auralic Vega G3, Naim NDS, Lumin X1, Linn Selekt DSM, Ayon S-5, Moon 791, Cary Audio DMS-700 - to znów tylko kilka wybranych przykładów, pierwszych z brzegu. Jeżeli jesteście gotowi wydać na streamer więcej niż sto tysięcy złotych, również nie jest to żadne wyzwanie. Wystarczy wspomnieć o takich modelach jak Mytek Empire Streamer DAC (114495 zł), Mark Levinson Nº 519 (123990 zł), Moon 891 (138888 zł) lub złożonej z czterech elementów (Aries G2.2, Vega G2.2, Leo GX i Sirius G2.1) wieży Auralica (144379 zł). Producenci hi-endowej aparatury z pewnością nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w tej wojnie.
Ostatni element układanki - sterowanie
Kiedy przebrniemy już przez wszystkie opisane wyżej etapy, pozostaje nam tylko wybrać aplikację, dzięki której będziemy mogli wygodnie zarządzać procesem odtwarzania muzyki z sieci. Jak łatwo się domyślić, nie ma tutaj jednej słusznej drogi. Każdy wybiera oprogramowanie, które najlepiej pasuje do jego potrzeb i posiadanego sprzętu, a niektórzy melomani na zmianę korzystają z kilku aplikacji i takie rozwiązanie również ma swoje plusy. W pierwszej kolejności należy sprawdzić oprogramowanie, które podsuwa nam producent sprzętu. Kupując odtwarzacz sieciowy, informację o aplikacji polecanej do jego obsługi znajdziemy zapewne już na opakowaniu lub w dołączonych do niego dokumentach, takich jak instrukcja obsługi czy przewodnik szybkiego startu. Większość firm rekomenduje własną aplikację, która w wielu przypadkach służy głównie do tego, abyśmy mogli wygodnie sterować sprzętem i dostać się do jego ustawień. Czasami - najczęściej w przypadku naprawdę dużych firm - taka aplikacja pozwoli nam również odtwarzać muzykę z wielu źródeł, zbudować system multiroom, a nawet skalibrować brzmienie na podstawie pomiaru wykonanego za pomocą mikrofonu. Co ciekawe, nie zawsze mówimy tu o aplikacji na telefon lub tablet. Niektórzy wolą korzystać z odtwarzacza na komputerze, co w niektórych przypadkach również jest możliwe lub nawet wskazane.
Niestety nawet najbardziej zaawansowane aplikacje mają swoje ograniczenia. Często spotykanym problemem jest na przykład dostęp do treści z serwisów strumieniowych. Po wpisaniu danych logowania dostaniemy się do interesującej nas muzyki, ale nie dodamy jej do naszej playlisty tak, jak moglibyśmy to zrobić za pomocą właściwej aplikacji danego serwisu. Krótko mówiąc, jeśli korzystamy z aplikacji dostarczonej przez producenta sprzętu, to wszelkie dane, takie jak playlisty, będą przechowywane właśnie w niej. Nie zobaczymy ich, gdy wyjdziemy z domu i odpalimy ulubiony serwis strumieniowy na telefonie. Z tego względu "firmową" aplikację najlepiej jest traktować jako mniej lub bardziej rozbudowany pilot zdalnego sterowania. Niezależnie od opinii użytkowników warto upewnić się, że oprócz niej będziemy mieli alternatywę, taką jak AirPlay, kompatybilność z systemem Spotify Connect lub TIDAL Connect oraz możliwość skorzystania z zupełnie innej, zewnętrznej aplikacji.
Zdaniem wielu audiofilów i melomanów najlepszym rozwiązaniem w kwestii sterowania sprzętem i procesem odtwarzania muzyki z sieci jest specjalistyczne oprogramowanie kompatybilne z urządzeniami wielu różnych marek i popularnymi usługami strumieniowymi. Najlepsze aplikacje tego typu potrafią przeskanować, skatalogować i opisać całą naszą bibliotekę plików, połączyć je z zasobami serwisu takiego jak TIDAL czy Qobuz, wyświetlić listę wszystkich dostępnych w naszym domu urządzeń audio, od soundbarów i głośników sieciowych po audiofilskie streamery, a następnie umożliwić nam łatwe odtwarzanie muzyki na każdym z nich, nie wspominając już o korektorach, filtrach i całej masie ustawień, których nie znajdziemy ani w aplikacji serwisu streamingowego, ani tej oferowanej przez producenta naszego sprzętu. Mowa tu o takich aplikacjach jak Audirvāna, Amarra, JPLAY czy bodaj najbardziej rozbudowany i popularny wśród audiofilów Roon. Ten ostatni jest tak zaawansowanym i potężnym programem, że można o nim napisać osobny artykuł. Bez wątpienia jest to wspaniałe narzędzie dla każdego miłośnika muzyki korzystającego ze streamingu i stawiającego na wysoką jakość brzmienia. Największym minusem Roona jest cena - w tym momencie wynosi ona 15 dolarów miesięcznie lub 12,5 dolara miesięcznie, jeśli zapłacimy za cały rok z góry. Istnieje też trzecia, bezkompromisowa opcja - jednorazowa płatność zapewniająca nam dostęp do Roona do końca życia, co obecnie kosztuje 830 dolarów. Przed podjęciem decyzji można jednak zdecydować się na darmowy okres próbny i na własnej skórze przekonać się, czy to jest to, czego szukaliśmy.
Podsumowanie
Czy powyższy artykuł wyczerpuje temat streamingu? Oczywiście, że nie. Gdybyśmy chcieli dojść do samego dna tej góry lodowej, zamiast poradnika wyszłaby nam gruba książka. Doświadczeni audiofile pewnie powiedzą, że prawie wszystko, o czym napisaliśmy powyżej, już wiedzieli. Mamy jednak nadzieję, że dla pozostałych - a więc głównie początkujących - będzie to mapa drogowa zawierająca wiele destynacji godnych odwiedzenia. Streaming nie jest oczywiście lekarstwem na wszelkie zło. Ma wiele minusów, ale wciąż dojrzewa. Ewoluują serwisy strumieniowe, pliki hi-res nie są już niczym egzotycznym, a i sam sprzęt okazał się bardziej długowieczny, niż sądziliśmy, kiedy moda na muzykę z sieci rozkręciła się na dobre. Niektórych melomanów najbardziej boli to, że streaming, choć wygodny, nie niesie ze sobą pewnych wrażeń, które towarzyszą słuchaniu muzyki z fizycznych nośników. Pliki przesyłane przez sieć nie pachną świeżo zadrukowanymi książeczkami. Nie trzeba ich wycierać z kurzu i układać na półce w kolejności alfabetycznej, ale też nie można zabrać ich na koncert, aby artyści złożyli na nich swoje autografy. To jednak też powoli się zmienia. Kilka lat temu cały proces faktycznie był trochę bezduszny, ale dziś możemy słuchać muzyki, jednocześnie przesyłając na ekran telewizora teledysk lub grafikę ze słowami piosenki, a na tablecie poczytać o odtwarzanym albumie i samym artyście - dowiedzieć się, czego tak naprawdę słuchamy, a następnie przejrzeć podpowiedzi podsuwane nam przez coraz doskonalsze algorytmy. Streaming sprawia, że stajemy się wygodni, ale dzięki niemu można odkrywać muzykę w sposób nieznany i niedostępny wcześniej. Wystarczy dodać do tego wysokiej jakości sprzęt, bezstratne lub gęste pliki oraz aplikację zaprojektowaną z myślą o doświadczonych melomanach i audiofilach, a może się okazać, że nie potrzebujemy już niczego więcej.
-
kornik
Za 500 zł to chyba jednak będzie ciężko. W tej cenie pozostaje ewentualnie opcja zakupu odbiornika/adaptera Bluetooth i przesyłania muzyki ze Spotify do wieży za pośrednictwem smartfona.
1 Lubię -
Snail
@dabkin - Dzieki, poczytam :)
@kornik - Zdaje sobie z tego sprawe. Jezeli mialbym wydac na urzadzenie ponad tysiaka to zastanawiam sie czy nie lepiej wtedy kupic PS4 i za jej posrednictwem sluchac Spotify na wiezy. Mam dodatkowo konsole. Co myslisz o takim rozwiazaniu. A moglbys mi polecic jakies urzadzenie do tysiaca zlotych? Takie co by dobrze wspolagralo z moim pianocraftem?1 Lubię -
Snail
@kornik - "W tej cenie pozostaje ewentualnie opcja zakupu odbiornika/adaptera Bluetooth i przesyłania muzyki ze Spotify do wieży za pośrednictwem smartfona."
Czy takie rozwiazanie ma bardzo duzy wplyw na jakos dzwieku? Czy jest to bez znaczenia?1 Lubię -
kornik
Czy wydałbym na taką przyjemność tysiąc złotych to nie wiem, ale są dostępne takie urządzenia więc pewnie warto spróbować. Może kiedyś wieża Yamahy zostanie zastąpiona wzmacniaczem i dużymi kolumnami, a odbiornik Bluetooth zostanie, prawda? Ja przyjrzałbym się takim urządzeniom, jak Advance Acoustic WTX-1000, Arcam rBlink czy Mass Fidelity Relay. Czy takie rozwiązanie ma wpływ na jakość dźwięku? Jasne, że ma. Z mojego doświadczenia wynika, że z serwisów streamingowych najlepsze brzmienie można uzyskać albo poprzez urządzenie z wbudowaną obsługą danego serwisu (typu zewnętrzny streamer) albo z komputera wyposażonego w przetwornik cyfrowo-analogowy - kablem USB najpierw z komputera do przetwornika, a następnie kablem RCA lub XLR do wzmacniacza. Bluetooth zawsze w mniejszym lub większym stopniu degraduje jakość brzmienia, ale czy jest to ważne w przypadku odsłuchu z miniwieży? Chyba nie podchodziłbym do tego aż tak pedantycznie;-)
0 Lubię -
Snail
@kornik - Dzieki za odpowiedz. Zdecydowalem sie i zamowilem Logitech Bluetooth Audio Adapter. W przyszlosci jak bede zmienial sprzet to kupie juz taki z obsluga muzyki internetowej. Na obecna chwile bluetooth wystarczy. Tym bardziej, ze najwazniejsze dla mnie plyty i tak mam na CD wiec spotify sluzy glownie do odkrywania nowych brzmien:) Dzieki Panowie za pomoc. Pozdrawiam!
0 Lubię -
a.s.
Na Amazon Music Unlimited jest dużo muzyki w jakości lepszej od CD, mam wrażenie że większość, nie potrzeba do tego MQA.
1 Lubię -
-
Piotr
TIDAL za 21,99 zł. to chyba obecnie najlepsza opcja. Pliki Hi-Res FLAC. Spotify od co najmniej dwóch lat zapowiada ze za pół roku uruchomi streaming właśnie z plikami Hi-Res i jak do tej pory nic im z tego nie wyszło...
3 Lubię -
Dariusz
Apple Music ma 3 poziomy jakości. Stratna, bezstratna (jakość CD) i hi-res (tylko część utworów). Ostatnio mocno promuje dźwięk przestrzenny. Wszystko to w podstawowej cenie. Dodatkowo Apple oferuje aplikację/ serwis dedykowany muzyce klasycznej Apple Music Clasical pozwalający na zaawansowane wyszukiwanie wykonań utworów klasycznych. Nie znam ceny i jakości muzyki w tym serwisie. Pewnym problemem usług Apple jest ograniczona otwartość. Niby można z nich korzystać w innych urządzeniach niż apple'owskie, ale często działa to gorzej.
1 Lubię -
Slawomir
Witam. Chociaż mam 70 lat i słucham muzyki od lat sześćdziesiątych, to dopiero teraz dałem się namówić na streaming. Kupiłem Eversolo 6 i wykupiłem TIDAL-a, napędzam to Heglem 100. Tutaj przeczytałem o możliwości stworzenia biblioteki za pomocą serwera plików. Czy ktoś może mi podpowiedzieć w zrozumiałym dla laika języku, co miałbym kupić do tego, żeby mieć zbór płyt w DSD. Dla mnie ten 21-wieczny temat to koszmar, ale potrafię go docenić odsłuchując muzykę i jej jakość.
0 Lubię
Komentarze (24)