Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo
- Kategoria: Poradniki
- Tomasz Karasiński
W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w naszych publikacjach. Skupiamy się bowiem na rynkowych nowościach i testach, od czasu do czasu uzupełniając je poradnikami, reportażami czy wywiadami. Zadaniem tych artykułów jest pokazanie aktualnych trendów w branży audio i sprawdzenie choćby części dostępnego na rynku sprzętu. Komentarze i pytania czytelników również w znakomitej większości krążą wokół jednej kwestii - co wybrać, co kupić i co z czym połączyć, aby uzyskać jak najlepsze brzmienie. Załóżmy jednak, że ten problem magicznie się rozwiązał - nagle wiemy już, jak ma wyglądać nasz system stereo i przystępujemy do działania. Ba! Pudełka ze sprzętem i niezbędnymi akcesoriami czekają już pod naszymi drzwiami. Co dalej? Jak bezpiecznie rozpakować nasz nowy nabytek, jak go podłączyć i ustawić, a wreszcie jak go użytkować, aby służył nam jak najdłużej? Właśnie takimi, najczęściej omijanymi szerokim łukiem, zagadnieniami zajmiemy się w niniejszym poradniku.
Osoby, które dopiero zaczynają przygodę ze sprzętem audio, zadają zwykle te same pytania dotyczące konfiguracji, użytkowania i łączenia takiej aparatury. Jak się okazuje, wcale nie jest łatwo znaleźć na nie konkretne odpowiedzi. Sprzedawcy mogą pomóc, jeśli akurat znajdą dla nas czas i wykażą się odrobiną dobrej woli. Recenzenci mogą pogratulować nam dobrego wyboru, ale ich rola zasadniczo kończy się w momencie publikacji testu i odesłania urządzenia do dystrybutora. Producent teoretycznie powinien pomóc każdemu klientowi, który natknął się na problem lub nie jest pewien, czy robi wszystko prawidłowo, ale prowadzenie każdego użytkownika za rękę i odpowiadanie na pytania dwadzieścia cztery godziny na dobę nie jest możliwe. Tymczasem nawet w naszej redakcji spora część pracy ze sprzętem hi-fi polega na jego rozpakowywaniu i pakowaniu, podłączaniu, ustawianiu, czyszczeniu (głównie pod kątem sesji zdjęciowych) i wykonywaniu tych samych czynności, które zazwyczaj spoczywają na barkach użytkowników.
W szerzeniu wiedzy na temat prawidłowego obchodzenia się z elektroniką audio nie pomaga fakt, że coraz częściej mówimy tu o zakupach przez Internet. Jeśli kontakt ze sklepem ogranicza się do jednego maila lub telefonu, a często nie ma nawet tego, bo po wypełnieniu formularza i opłaceniu zamówienia pozostaje nam już tylko czekać na kuriera, nie dajemy sprzedawcy szansy, aby cokolwiek nam wytłumaczył, doradził albo upewnił się, że wiemy, co robić, gdy otrzymamy przesyłkę. A przecież chodzi o to, aby zabawa ze sprzętem audio była dla nas przyjemnością, a nie źródłem niepotrzebnych nerwów i frustracji. Poświęćmy zatem chwilę, aby przyjrzeć się podstawowym zasadom i wskazówkom, dzięki którym nasze wzmacniacze i kolumny będą miały komfortowe warunki pracy, nasze otoczenie będzie bezpieczne, uśmiech zagości na twarzach wszystkich słuchaczy, a wojny i choroby na świecie... Nie, czekajcie, zapędziłem się. Generalnie chodzi o to, aby niczego nie zepsuć, nie rozbić i nie spalić ani pierwszego dnia, ani później.
Przywozimy i odbieramy, czyli o czym pamiętać, zanim otworzymy kartony
W wielu przypadkach nasza przygoda ze sprzętem hi-fi zaczyna się w momencie opuszczenia salonu, w którym go kupiliśmy. Zacznijmy więc od takiej najbardziej typowej sytuacji - oto niesiemy jakiegoś rodzaju pudło z cenną zawartością. Pomijam scenariusz, w którym naszym nowym nabytkiem są słuchawki, kable, wkładka gramofonowa lub inny drobiazg mieszczący się w plecaku. Załóżmy, że jest to coś większego, jak wzmacniacz czy zestawy głośnikowe. Już na tym etapie powinniśmy zwrócić uwagę na jeden szczegół - na kartonie mogą znajdować się opisy lub strzałki sugerujące, w jakiej pozycji powinien się on znajdować podczas transportu. W niektórych przypadkach obecność owych symboli wynika z nadgorliwości producenta, który po prostu woli dmuchać na zimne, ale tak naprawdę nic się nie stanie, jeśli ułożymy pudełko odwrotnie. Tu jednak pojawia się pewien szkopuł - najczęściej nie przekonamy się o tym do momentu otwarcia opakowania. A co jeśli wewnątrz znajduje się gramofon, który na czas transportu podzielono na kilka elementów ułożonych od najcięższego do najlżejszego? Po odwróceniu tej układanki wewnętrzne zabezpieczenia pewnie jakiś czas wytrzymają, ale czy kawałek kartonu lub folii utrzyma ciężki talerz podczas dłuższej jazdy samochodem? Powiecie, że gramofon to specyficzne urządzenie, a ze wzmacniaczami, kolumnami czy przetwornikami takie ryzyko nam nie grozi? Nie zgodzę się, ponieważ wielokrotnie widziałem już ułamane gniazda i pokrętła, a nawet powyginane obudowy, co było spowodowane transportowaniem sprzętu w pozycji pionowej, a więc tak, że cała jego masa opierała się właśnie na takim maleńkim elemencie. Nawet grube kawałki pianki nie zamortyzują każdego uderzenia, nie mówiąc już o styropianie. Warto zatem pamiętać o tym drobnym szczególe, aby unboxing nie rozpoczął się od przykrej niespodzianki.
Druga wskazówka dla kupujących sprzęt metodą "tradycyjną" jest raczej oczywista - przed przystąpieniem do tej operacji, trzeba upewnić się, że jesteśmy w stanie udźwignąć swój nowy nabytek i bezpiecznie przewieźć go do domu. Może to brzmieć głupio, ale gdybym robił zdjęcia za każdym razem, gdy ja lub ktoś z moich znajomych zrobił sobie krzywdę z tak błahego powodu jak brak rękawiczek, pasów i wózka, zbyt wąski korytarz, ostro zakończona poręcz lub fakt, że ktoś postanowił nieść ważący 30 kg wzmacniacz w klapkach, bo było gorąco, wystarczyłoby to za wszystkie ostrzeżenia. Sukces zależy wprawdzie od gabarytów i masy sprzętu i naszej tężyzny fizycznej, ale jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, nie bójcie się poprosić o pomoc. Noga w gipsie, rozbita szyba na klatce schodowej lub wgnieciona klapa samochodu potrafią skutecznie popsuć radość z zakupu nowego lampowca.
Trzeci scenariusz jest w dzisiejszych czasach coraz bardziej powszechny, żeby nie powiedzieć - dominujący. Jeśli zamawiamy sprzęt w sklepie internetowym, prawdopodobnie przywiezie nam go kurier. Dzień dobry, oto paczka, proszę podpisać i do widzenia? Nie, nie, chwileczkę... Mam dużo szacunku dla pracowników firm przewozowych i wiem, że zawsze, ale to zawsze im się spieszy, ale oni zwykle nie wiedzą albo nie zawracają sobie głowy tym, czy w danym pudełku znajdują się ubrania z wyprzedaży, saszetki z kocią karmą czy może odtwarzacz sieciowy warty kilkanaście tysięcy złotych. Żaden kurier nie powinien robić nam problemów, jeśli poprosimy go, aby poczekał, aż sprawdzimy, czy z przesyłką wszystko jest w porządku. Nie chodzi bynajmniej o to, aby wyjmować i oglądać całą zawartość opakowania. Dobrze jest jednak przynajmniej obejrzeć karton i upewnić się, czy nie jest uszkodzony. Naderwana folia, widoczne wgniecenia, dziury, metaliczne dzwonienie lub inne niepokojące dźwięki dobiegające ze środka to sygnały, że coś może być nie tak. Powiecie, że takie wartościowe przesyłki są ubezpieczone, a nawet po odebraniu paczki można zgłosić reklamację? Tak, to prawda, ale lepiej dmuchać na zimne i poświęcić tę minutę, aby zaoszczędzić sobie stresu. Jeżeli wykryjemy jakieś nieprawidłowości od razu, nie będzie żadnych wątpliwości, że to nie my odpowiadamy za uszkodzenia powstałe w transporcie.
Ostatnia wskazówka w tym akapicie dotyczy czegoś, o czym łatwo zapomnieć, szczególnie gdy nie możemy się już doczekać spotkania z nowym sprzętem. Chodzi o doprowadzenie go do temperatury pokojowej, co jest szczególnie istotne w okresie zimowym. Na zimnych elementach może bowiem skraplać się para wodna, co dla elektroniki jest bardzo niebezpieczne, żeby nie powiedzieć - zabójcze. Niejednokrotnie zdarzyło mi się odbierać od kuriera sprzęt, który spędził wiele, wiele godzin w temperaturze kilku czy kilkunastu stopni poniżej zera. Szybkie wyjęcie takiego urządzenia z kartonu i umieszczenie go w pokoju, w którym czujemy się komfortowo, siedząc w koszulce z krótkim rękawem, nie może skończyć się dobrze. Kiedyś widziałem kolumny, które doznawszy takiego szoku termicznego, "spociły" się do tego stopnia, że dosłownie lała się po nich woda. Byłem świadkiem szybkiego rozpakowywania i uruchamiania wzmacniacza, który po kilku minutach grania spalił się, wysadzając bezpieczniki w mieszkaniu. Jeżeli więc kupujemy sprzęt w okresie zimowym i nie wiemy, czy podczas transportu nie było mu za zimno, warto lekko rozchylić karton, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, a następnie zostawić sprzęt w opakowaniu co najmniej na kilka godzin. Lepiej poczekać niż obserwować, jak para wodna skrapla się na obudowie naszego nowiutkiego wzmacniacza i zastanawiać się, czy w jego wnętrzu nie utworzyło się już małe jezioro. W tym czasie można zapoznać się z instrukcją obsługi albo przystąpić do kolejnych etapów, czyli...
Przygotowanie do instalacji sprzętu audio
Może to zabrzmi banalnie, ale przed rozpakowaniem i instalacją nowej aparatury warto po prostu usiąść i zastanowić się, czy mamy wszystko, co będzie nam do tego potrzebne - kable, podkładki, a nawet wolne gniazdko w ścianie. Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których dokładnie nie da się wszystkiego przewidzieć, dopóki sprzęt nie stanie już na swoim miejscu, ale warto działać z wyprzedzeniem, a nawet z pewnym zapasem. Doskonale wiedzą o tym przedstawiciele firm biorących udział w różnych wystawach i pokazach. Tam rzadko kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, bo a to jeden kabel jest za krótki, a to brakuje gniazdka do podłączenia oświetlenia, a to okazuje się, że kolumny powinny być rozstawione szerzej, niż pierwotnie zakładaliśmy, bo w takiej konfiguracji grają znacznie lepiej. Podobnie, choć w niego innej skali, może to wyglądać w domu. Powiecie, że brak jakiegoś kabla to nie problem? Generalnie tak, ale system stereo to łańcuch. Brak jednego ogniwa sprawia, że nie zadziała całość. Trochę głupio jest siedzieć na kanapie i wpatrywać się w milczące kolumny, szczególnie jeśli jest sobotni wieczór, a sklepy już dawno zamknięte.
Drugim ważnym elementem jest przygotowanie miejsca - zarówno tego, w którym nasz nowy sprzęt ma stanąć, jak i tego, gdzie będziemy mogli go bezpiecznie rozpakować. Co do drugiego punktu nie wymyślono chyba nic lepszego niż miękki dywan lub wykładzina, stabilny stół, sofa, fotel albo łóżko. Przestrzeń jest szczególnie istotna, jeśli przymierzamy się do instalacji zestawów głośnikowych lub elektroniki o dużych gabarytach i masie. Jeśli zaś chodzi o umiejscowienie samego sprzętu, istnieje kilka reguł, których powinniśmy się trzymać i o których większość producentów wyraża się dość kategorycznie.
Każde urządzenie, który wytwarza dużo ciepła, wymaga odpowiedniej wentylacji. Podwyższona temperatura sprzętu może spowodować jego uszkodzenie. Chociaż obecnie istnieje wiele systemów zapobiegających przegrzaniu aparatury audio (takich jak specjalne obwody, które automatycznie wyłączają urządzenie, gdy temperatura niebezpiecznie wzrośnie), lepiej jest to ryzyko ograniczyć już na starcie. Niektóre urządzenia stereo pracują lepiej, gdy są dobrze rozgrzane, ale to nie oznacza, że powinniśmy im w tym pomagać, na przykład umieszczając je w ciasnej szafce. Najbardziej narażone na przegrzanie są wzmacniacze zintegrowane i końcówki mocy. Problem rzadko dotyczy innych rodzajów sprzętu stereo, ale nie oznacza to, że przetworniki, streamery, odtwarzacze płyt kompaktowych, przedwzmacniacze gramofonowe i inne klocki poradzą sobie bez dobrej wentylacji. Po prostu problemy wynikające ze zbyt wysokiej temperatury pracy zaczną dawać o sobie znać nieco później, prowadząc do skrócenia żywotności sprzętu. Należy także pamiętać, że umieszczenie urządzeń elektronicznych na miękkim dywanie może spowodować pogorszenie przepływu powietrza. Aspekt ten radziłbym wziąć pod uwagę również tym, którzy decydują się na zastąpienie oryginalnych nóżek innymi, bardziej audiofilskimi. Kolce i podkładki antywibracyjne są kuszące, ale muszą mieć odpowiednią wysokość. Jeśli nasz wzmacniacz ma masywne nóżki, producent zapewne nie wybrał ich dlatego, aby piecyk lepiej się prezentował. A przynajmniej nie tylko dlatego.
Dla formalności musimy wspomnieć także o tym, że elektronika nie powinna być narażona na podwyższoną wilgoć ani tym bardziej zalanie. To oczywiste, że nikt nie będzie instalował wzmacniacza pod prysznicem (a przynajmniej mam taką nadzieję), ale w pobliżu okna lub pod roślinami, które czasami zdarzy nam się przelać podczas podlewania - to już jak najbardziej realne. Wybierając miejsce dla naszego sprzętu, warto jednak wziąć pod uwagę coś, o czym często zapominamy - światło słoneczne. Wbrew pozorom może ono powodować wiele problemów, choć zwykle nie zauważymy ich od razu. Sprzęt stereo powinien pracować w miejscach, które są choć częściowo zacienione. W szczególności dotyczy to kolumn wykończonych fornirem. Długotrwałe działanie światła słonecznego sprawi, że fornir wyblaknie. Nie stanie się rzecz jasna śnieżnobiały, ale różnicę będzie widać, szczególnie jeśli będziemy używali maskownic i pewnego dnia postanowimy je zdjąć albo jeśli w słońcu stanie tylko jedna z kolumn, a pewnego dnia, na przykład podczas sprzątania, odłączymy ją i postawimy obok drugiej. Lakiery z reguły charakteryzują się większą odpornością na ostre światło, ale lepiej dmuchać na zimne. Jeśli nasz pokój odsłuchowy jest nierównomiernie oświetlony, ale nie chcemy robić z niego audiofilskiej pieczary, warto przynajmniej od czasu do czasu zamienić kolumny miejscami (o ile pozwala na to ich konstrukcja i nie mamy na przykład niesymetrycznie zamontowanych tweeterów). Światło przyspiesza także deformację elementów wykonanych z gąbek lub pianek. O ile tego typu materiały stosowane są zazwyczaj jako wewnętrzne wytłumienie, o tyle łatwo sobie wyobrazić, że wystawienie membran i resorów głośników na słońce nie jest najlepszym pomysłem. Dziś wszystko będzie w porządku, jutro i za tydzień również, ale w dłuższej perspektywie elementy te mogą zacząć tracić kolor i elastyczność, a następnie zwyczajnie popękać.
Kodeks unboxingu, czyli jak bezpiecznie rozpakować sprzęt audio
Być może niektórym wyda się to głupie, ale pierwszą rzeczą, na którą powinniśmy zwrócić uwagę przed rozpakowaniem naszego nowego nabytku jest... nasze ubranie. Amerykański dziennikarz muzyczny i ekspert od gramofonów, Michael Fremmer, wyjaśnił to podczas jednego z wykładów dotyczących sposobów ustawiania ramion i wkładek gramofonowych, ale ja rozszerzę jego słowa na wszystkie urządzenia hi-fi - jeżeli się do tego zabieramy, to nie w koszuli z krawatem i mankietami na spinki, nie w odrobinę zbyt dużej bluzie ze zwisającymi rękawami, kapturem i kieszenią na brzuchu, nie w spodniach z wystającymi kieszeniami i dużymi, metalowymi guzikami. Nasze ubranie powinno być wygodne, gładkie i w miarę możliwości przylegające do ciała. Mogą to być nawet ulubione dresy i koszulka z krótkim rękawem. Ważne, aby nic nam się przypadkiem nie zaczepiło ani nie porysowało nowego sprzętu.
Drugą najważniejszą rzeczą jest uwzględnienie gabarytów sprzętu, który zamierzamy rozpakować. Zarówno powyższa, jak i kolejne wskazówki wydają się przesadzone, jeśli wyjmujemy z pudełka mały przetwornik lub słuchawki, ale gdy chodzi o kolumny podłogowe lub wzmacniacz ważący 50 kg, perspektywa zmienia się diametralnie. W takim przypadku niezbędna może być pomoc drugiej lub nawet trzeciej osoby. Nie bójmy się poprosić o takie wsparcie, ponieważ najczęściej innej możliwości po prostu nie ma. Nawet jeśli regularnie chodzimy na siłownię, wyciśnięcie sztangi to jednak co innego niż wyjęcie z kartonu wzmacniacza lampowego. Niezależnie od tego, czy operację przeprowadzamy samodzielnie, czy z pomocnikami, w razie problemów warto pomóc sobie kocem, miękką poduszką, oparciem sofy lub czymkolwiek innym, co zabezpieczy cenną zawartość kartonu przed uszkodzeniem.
Podczas rozpakowywania sprzętu hi-fi powinniśmy zwracać szczególną uwagę na wskazówki, które daje nam sam producent. Niestety zależy to od konkretnej firmy, jej doświadczenia i profesjonalizmu, dlatego w niektórych przypadkach wszystko będziemy mieli opisane i wyjaśnione za pomocą obrazków, a w innych będziemy musieli się domyślić, co i w jaki sposób należy zrobić. O strzałkach na kartonach już wspominaliśmy, ale różne niespodzianki mogą czekać nas również po otwarciu opakowania. Jeżeli mamy do czynienia z dużym i ciężkim gratem, dobrym pomysłem może być na przykład wysunięcie całej zawartości kartonu, wraz ze styropianami lub piankami zabezpieczającymi. Najczęściej stosujemy ten trik w przypadku zestawów głośnikowych. Zamiast zdejmować górną wytłoczkę, a następnie zastanawiać się, jak wyciągnąć kolumnę z tak wysokiego opakowania, lepiej jest otworzyć pudło, przewrócić je na bok, a później ustawić je do góry nogami, tak abyśmy mogli zdjąć opakowanie z zawartości, unosząc je do góry, a nie odwrotnie. Bonusem jest fakt, że od razu będziemy mogli w wygodny sposób zająć się podstawami kolumn, wkręcając w nie nóżki lub kolce, ewentualnie na szybko przyklejając do nich filcowe podkładki. Wówczas pozostanie nam tylko sprawdzić, jak zapakowano maskownice lub inne elementy wyposażenia dodatkowego, a następnie bezpiecznie przywrócić nasze zestawy głośnikowe do właściwej pozycji.
W zależności od firmy i rodzaju sprzętu producent może dawać nam też inne wskazówki, umieszczając w różnych miejscach napisy, symbole lub kolorowe naklejki. Nie warto więc rozpakowywać sprzętu w pośpiechu. Można wówczas przeoczyć jakiś istotny element. Jeżeli zobaczymy napis "z tej strony nie otwieraj" albo "nie podnoś urządzenia, chwytając za ten element", należy wziąć sobie te uwagi do serca i bezwzględnie się do nich stosować. Część elementów, które zobaczymy wewnątrz kartonu, nie służy naszej wygodzie, pełniąc wyłącznie funkcję ochrony sprzętu na czas transportu. Podczas unboxingu powinniśmy zatem upewnić się, że usunęliśmy tego rodzaju zabezpieczenia. Jeżeli nie jesteśmy pewni, czy będziemy potrafili później zapakować urządzenie w taki sam sposób (na przykład podczas przeprowadzki albo jeśli okaże się, że nowy nabytek nie spełnia naszych oczekiwań), dobrze jest robić zdjęcia na każdym etapie tego procesu. Szczególnie polecam to nabywcom gramofonów i wzmacniaczy lampowych. Jeżeli choćby jeden z elementów nie zostanie zapakowany tak, jak zrobiła to fabryka, możemy spodziewać się problemów. Dotyczy to nie tylko talerzy gramofonów czy klatek na lampy elektronowe, ale także maskownic, pilotów, kabli i wszelkiego rodzaju gadżetów, które mogą narobić szkód, gdy wsadzimy karton do samochodu lub przekażemy go firmie przewozowej. Rok temu sam o tym zapomniałem, rozpakowując wzmacniacz Fezz Audio Mira Ceti 300B. Nie zrobiłem zdjęć ani nie ułożyłem dużych kawałków gąbki w taki sposób, abym później nie musiał się niczego domyślać. No bo bez przesady, przecież umiem zapakować wzmacniacz... Skończyło się tak, że przez dwadzieścia minut kombinowałem, jak włożyć do środka osłonę lamp, aby pudełko się domknęło.
Osobną kategorię stanowi sprzęt hi-endowy. W urządzeniach z najwyższej półki można bowiem zobaczyć nie tylko nietypowe, drogie podzespoły i rozwiązania konstrukcyjne, ale także oryginalne pomysły na opakowanie i zabezpieczenie aparatury na czas transportu. W tym ekstremalnym świecie normą są na przykład drewniane skrzynie, które trzeba otwierać za pomocą wkrętarki lub nawet łomu czy kolumny z wkręconymi kółkami, które następnie trzeba w odpowiedni sposób podmienić na kolce. Niektóre wzmacniacze są pakowane do kartonów na grubych płytach OSB, do których przykręcone są wielkimi śrubami. Niektóre kolumny (Focal Grande Utopia EM Evo) są wysyłane do klientów w częściach i dopiero na miejscu należy je złożyć. W zestawie z kolumnami Sonus Faber Aida dostawało się wózek do ich podnoszenia i przewożenia. Jednym słowem - cuda. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby nabywca tak luksusowego sprzętu był pozbawiony jakiegokolwiek wsparcia ze strony dealera, dystrybutora lub producenta. Taka aparatura najczęściej jest rozpakowywana i instalowana przez wykwalifikowany personel, dlatego wspominam o tym tylko na zasadzie ciekawostki. A może sami mieliście styczność z nietypowo zapakowanym sprzętem z najwyższej półki? Jeśli tak, koniecznie opiszcie swoją historię w komentarzu.
Co na czym stoi, jeśli w ogóle stoi na sobie?
Po uwolnieniu sprzętu z objęć kartonu prawdopodobnie od razu postawimy go tam, gdzie będzie pracował. Jeżeli jednak mówimy o systemie złożonym z przynajmniej dwóch elementów i nie zaplanowaliśmy tego tak, aby każde urządzenie miało swoją własną półkę lub aby elektronika była rozstawiona poziomo, pojawia się jedno pytanie, które, jak się okazuje, spędza wielu użytkownikom sen z powiek - czy wzmacniacz powinien stanąć na odtwarzaczu, czy odwrotnie? Jedna z popularnych (szczególnie wśród starszych audiofilów) teorii głosi, że prawidłowy jest ten pierwszy sposób, ponieważ w takim układzie wzmacniacz ma zapewnioną lepszą wentylację, a odtwarzacz jest dociążony, dzięki czemu ma lepsze warunki pracy, szczególnie pod kątem wibracji. Oczywiście w teorii miało to sens, gdy mówiliśmy o odtwarzaczu płyt kompaktowych. W dzisiejszych czasach jego rolę prawdopodobnie będzie pełnił streamer, w którym nie ma płyt, napędu, ani jakichkolwiek ruchomych elementów, których stabilność przekłada się na precyzję odczytu danych. Z kolei mówiąc o wzmacniaczu, raczej nie będziemy mieli na myśli lampowego piecyka, których wybitnie mocno się nagrzewa. Dziś typowa sytuacja to streamer połączony ze wzmacniaczem pracującym w klasie AB lub D, w związku z czym oba "klasyczne" argumenty przemawiające za stawianiem wzmacniacza na odtwarzaczu idą w odstawkę. Pamiętajmy też, że obudowa każdego urządzenia ma swoją wytrzymałość i nawet jeśli na początku nic złego się nie stanie i system będzie prezentował się wspaniale, pokrywa odtwarzacza, na którym postawimy ważący kilkanaście kilogramów wzmacniacz, może zacząć odkształcać się z czasem, powoli się zapadając. Dlatego właśnie dziś poleca się raczej opcję numer dwa - jeśli wzmacniacz i odtwarzacz mają być ustawione jeden na drugim, najlepiej umieścić wzmacniacz na dole, aby zapewnić wieży lepszą stabilność i zminimalizować ryzyko uszkodzenia odtwarzacza.
Kablologia stosowana, czyli słówko o tym, o czym nie pisze się w testach
W tym poradniku wyjątkowo odłożymy na bok kwestie brzmieniowe oraz dyskusje o tym, czy kable "grajo", czy "niegrajo". Przyjmijmy, że spinamy nasz system przewodami niewiadomego pochodzenia, nie znamy ich ceny i nie mamy wobec nich żadnych oczekiwań. Interesuje nas tylko to, aby przeprowadzić całą operację zgodnie ze sztuką. Czyli jak? Przede wszystkim należy zapoznać się z instrukcją obsługi każdego podłączanego urządzenia, upewnić się, że używamy właściwych kabli i zamierzamy podłączyć je go odpowiednich gniazd. We wzmacniaczach i amplitunerach należy szczególnie uważać na gniazdo opisane jako "main in", "power in", "ht bypass" lub coś w tym guście. Jest to bezpośrednie wejście do końcówki mocy. Jeżeli podłączymy do niego źródło pozbawione regulacji głośności lub mające akurat ustawioną maksymalną głośność na wyjściu, wzmacniacz wypluje z siebie wszystko, co ma do zaoferowania. Należy również wbić sobie do głowy, że przewody zasilające zawsze podłączamy na końcu. Producenci elektroniki są zgodni co do tego, że wszelkie operacje - nawet jeśli mówimy o podpięciu kabla optycznego do przetwornika lub systemu all-in-one - powinniśmy wykonywać na wyłączonym sprzęcie.
Niezwykle istotną sprawą z punktu widzenia "audiofilskiego BHP" jest prawidłowość wykonania wszystkich połączeń elektrycznych, a więc sprawdzenie, czy wtyczki pasują do gniazd, czy wszystko siedzi mocno i pewnie, czy wystarczająco mocno dokręciliśmy terminale głośnikowe (ma to szczególnie duże znaczenie w przypadku wtyków widełkowych i kabli pozbawionych izolacji), czy żaden element nie jest skorodowany, zaśniedziały lub zwyczajnie brudny i tak dalej. Dużym błędem, jaki może popełnić użytkownik sprzętu hi-fi, jest doprowadzenie do zwarcia przewodów głośnikowych. Ot, nie przyjrzeliśmy się, że czerwony zetknął się z czarnym, a teraz coś nie działa. W dużym skrócie, takie zwarcie może prowadzić do uszkodzenia wzmacniacza, który jest zaprojektowany do pracy z określoną impedancją głośników. Kiedy kable głośnikowe są zwarte, wzmacniacz uzna, że impedancja jest bliska zeru, co doprowadzi do jego przegrzania i potencjalnego zniszczenia. W skrajnych przypadkach, może to także stworzyć ryzyko pożaru. Wiele wzmacniaczy ma oczywiście zabezpieczenie przed tego typu sytuacją, ale niektóre - w szczególności te najbardziej purystyczne - są go pozbawione, a przed uszkodzeniem może uchronić je wyłącznie odpowiedzialność i cierpliwość właściciela. Jeśli nie wiedzieliście, dlaczego czasami recenzenci narzekają na zbyt blisko rozstawione gniazda, to już macie odpowiedź.
Wróćmy zatem do kwestii kabli, a konkretnie do ich prowadzenia i ułożenia. Wielu melomanów montuje sprzęt grający w różnego rodzaju szafkach lub komodach. Nie dość, że stwarza to obawy o prawidłową wentylację, to jeszcze zmusza użytkownika do kupna dłuższych przewodów i prowadzenia ich w dziwny sposób. Nie jest to wielki błąd, ale tylko wtedy, gdy zachowamy minimum zdrowego rozsądku. Przede wszystkim większości kabli przeznaczonych do łączenia komponentów hi-fi nie wolno zbyt mocno zginać, ponieważ może to prowadzić do kilku problemów. Przede wszystkim, zbyt mocne zgięcie może uszkodzić wewnętrzne przewody lub izolację, co może spowodować przerwanie obwodu elektrycznego. Utrzymywanie odpowiedniego promienia zgięcia jest kluczowe dla zachowania wytrzymałości i sprawności kabli przez dłuższy czas. Kable, które są zginane w sposób niezgodny z ich specyfikacją, mogą szybciej się zużywać. Ponadto, zbyt mocne zgięcie może prowadzić do pęknięcia izolacji, co może powodować zwarcia lub porażenia elektryczne.
Jedna z podstawowych reguł dotyczących kabli mówi, że bez względu na to, czy nasz sprzęt jest ustawiony symetrycznie, czy nie, przewody głośnikowe powinny mieć jednakową długość dla prawego i lewego kanału. W przeciwnym wypadku możemy spodziewać się przesunięcia sceny stereo i nierówności w charakterystyce tonalnej obu kolumn (długość kabla wpływa nie tylko na czas, w jakim sygnał dociera ze wzmacniacza do głośników, ale także na parametry elektryczne samego kabla, takie jak rezystancja, pojemność i indukcyjność). Jeżeli musimy ukryć nadmiarowy odcinek kabla, najlepiej zrobić to w sposób chaotyczny albo ułożyć przewód w "zygzaka". Zwijając kabel w ciasną spiralę, tworzymy bowiem cewkę, która prawdopodobnie również będzie miała wpływ na to, co usłyszymy.
Warto również zwrócić uwagę na dwie ważne kwestie - ekranowanie oraz prowadzenie przewodów w taki sposób, aby na przykład interkonekt gramofonowy (w którym biegnie bardzo słaby sygnał) nie stykał się z kablami zasilającymi lub głośnikowymi lub nie biegł równolegle z nimi w bardzo bliskiej odległości. Osobom przyzwyczajonym do podpinania telewizorów, komputerów, konsol do gier i innych tego typu urządzeń może się to wydać dziwne, ale sprzęt audio jest po prostu o wiele bardziej wrażliwy na zakłócenia. Czasami nawet mocniejsze dokręcenie wtyczki lub odsunięcie interkonektu od listwy zasilającej potrafi sprawić, że znika denerwujący przydźwięk w głośnikach.
Krótko o zasilaniu i rozgałęziaczach
Typowym problemem osób instalujących sprzęt audio w domu jest to, że potrzebują do tego więcej przewodów zasilających, niż jest wolnych gniazdek w ścianie. Naturalnie, pojawia się wtedy pomysł użycia rozgałęziacza i oczywiście jest to możliwe, aczkolwiek trzeba pamiętać o tym, że najprostsza "komputerowa" listwa może mocno degradować dźwięk. Mówiąc wprost, podstawowym zadaniem takiej listwy jest zwiększenie dostępnej liczby gniazdek, a drugim - zapewnienie podłączonym urządzeniom ochrony przed "niespodziankami" z sieci, takimi jak chociażby przepięcia. Pytanie tylko, jak skuteczne może być owo zabezpieczenie, jeśli cała listwa, wraz z długim na kilka metrów kablem, kosztuje na przykład 79 zł. Zwykle efekt jest taki, że potencjał sprzętu audio - przede wszystkim jeśli chodzi o dynamikę, przejrzystość i stereofonię - jest dławiony już na starcie. Dodatkowo jeśli pojawiają się jakieś problemy z prądem, najczęściej ich źródło leży poza pokojem odsłuchowym. Może to być na przykład stara lub wadliwa instalacja elektryczna w budynku, ale także przeciążenie sieci, bliskość zakładów przemysłowych, kolejowych lub tramwajowych sieci trakcyjnych, a nawet zbyt wysokie napięcie spowodowane działaniem instalacji fotowoltaicznych. Z drugiej strony wykonywane dziś instalacje są naprawdę porządne. Mamy dobre bezpieczniki, przewody, gniazdka i różnego rodzaju systemy, które obejmują cały nasz dom lub blok. Owszem, opowieści o braku uziemienia, częstych zwarciach i aluminiowych przewodach w ścianach dla niektórych osób nie są wspomnieniem minionej epoki, tylko rzeczywistością, jednak to już temat na osobny artykuł. Dla naszych rozważań istotne jest jedno - jeśli potrzebujemy dodatkowych gniazdek, najlepiej zaopatrzyć się w rozsądną listwę. Nie musi to być od razu audiofilski rozgałęziacz za dziesięć tysięcy złotych. Ważne, żeby był porządnie zbudowany, zapewniał realną ochronę (lub był jej pozbawiony, jeśli polegamy na innych, wcześniejszych zabezpieczeniach) i nie zdławił potencjału naszego systemu stereo.
W jakiej kolejności włączamy i wyłączamy sprzęt?
Tu akurat sprawa jest prosta, ponieważ zarówno producenci, jak i użytkownicy elektroniki audio są zgodni co do tego, że system hi-fi należy włączać, zaczynając od źródła (lub źródeł) i kontynuować ten proces w kolejności, w jakiej sygnał dociera do głośników. Jeżeli więc mamy system złożony z odtwarzacza płyt kompaktowych i wzmacniacza, najpierw włączamy ten pierwszy, a chwilę później - drugi. W bardziej rozbudowanym zestawie będziemy kolejno włączali na przykład gramofon, phono stage, transport cyfrowy, przetwornik, a następnie przedwzmacniacz i końcówki mocy. Przy wyłączaniu sprzętu postępujemy odwrotnie, najpierw wyłączając urządzenia, które w torze audio znajdują się najbliżej kolumn. Dlaczego należy tak postępować? Włączanie wzmacniacza jako pierwszego, zanim źródło dźwięku zacznie przesyłać sygnał, może prowadzić do niepożądanych skoków głośności, objawiających się zwykle jako trzaski i puknięcia. Taki nagły dźwięk, szczególnie jeśli jest to szum startowy, może być nie tylko nieprzyjemny dla uszu, ale również może uszkodzić głośniki. Jeżeli najpierw włączymy źródło, a potem wzmacniacz, ograniczymy ryzyko takich zdarzeń. Oczywiście znane są wzmacniacze, które same z siebie posyłają do głośników głośne puknięcie przy włączaniu i wyłączaniu (na przykład starsze konstrukcje Naima), ale dziś większość wzmacniaczy, nawet lampowych i hybrydowych, ma układ miękkiego startu, zapobiegający takim "niespodziankom". Z tego samego powodu przed uruchomieniem sprzętu warto również upewnić się, czy regulator głośności we wzmacniaczu jest ustawiony na minimum. Lepiej sprawdzić wszystko dwa razy niż zaciągać się smrodem spalonego wzmacniacza lub zbierać resztki membran z podłogi.
Nie musisz? Nie dotykaj!
W instrukcjach obsługi komponentów hi-fi często znajdziemy informacje o elementach, których nie powinniśmy dotykać. W szczególności mam tu na myśli lampy elektronowe i membrany głośników. Jeśli chodzi o te pierwsze, niektórzy twierdzą, że podczas montażu lepiej jest trzymać te elementy pewnie, bez żadnych ściereczek czy rękawiczek, a później zwyczajnie je wytrzeć. Chodzi o to, że podczas wsadzania lampy do gniazda często trzeba użyć siły, a miękki, śliski materiał stwarza ryzyko, że lampa wyślizgnie nam się z rąk. Generalnie jednak uważa się, że kontakt lamp z ludzką skórą należy ograniczać. Podczas pracy szklane bańki mocno się nagrzewają, a zbierający się na nich kurz i brud, w tym tłuste odciski palców, przyspieszą proces ich zużycia. Jeżeli nie dysponujemy rękawiczkami, możemy użyć nawet ściereczki do okularów.
W przypadku głośników sprawa wygląda podobnie. Membrany często wykonane są z delikatnych materiałów, takich jak papier, tkaniny kompozytowe, różne rodzaje polimerów, a nawet jedwab. Dotykanie ich palcami może spowodować uszkodzenia mechaniczne, takie jak zarysowania, wgniecenia lub pęknięcia. Nawet niewielkie uszkodzenia mogą prowadzić do zniekształceń dźwięku lub wpływać na efektywność pracy głośnika. Zanieczyszczenia z naszej skóry mogą osadzać się na membranie, co może zmieniać jej właściwości akustyczne. Tłuszcz i brud mogą wpłynąć na elastyczność materiału, co z kolei może prowadzić do zniekształceń i obniżenia jakości reprodukcji dźwięku. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, aby aluminiowej membranie stało się coś złego, gdy kilka razy delikatnie muśniemy ją czystym jak łza palcem, jednak częste dotykanie papierowego lub jedwabnego głośnika może negatywnie odbić się na jego brzmieniu i długowieczności.
Istnieje jednak inny powód, dla którego producenci generalnie zakazują użytkownikom dotykania takich elementów. Najzwyczajniej w świecie chcą oni dmuchać na zimne, dając klientom do zrozumienia, że skoro lamp elektronowych czy membran nie wolno dotykać nawet palcami, to jeszcze gorszym pomysłem jest na przykład próba wyczyszczenia głośnika rękawem swetra czy odklejenia włoska od tweetera za pomocą śrubokręta lub pęsety. Należy bowiem pamiętać, ze tuż za membraną znajduje się zwykle bardzo silny magnes. Przyłożenie jakiegokolwiek metalowego elementu do głośnika może skończyć się tym, że "narzędzie" zostanie nam wyrwane z ręki i wciągnięte w sam środek membrany, co w najlepszym wypadku spowoduje jej wgniecenie, a w nieco gorszym - przedziurawienie. To samo tyczy się pierścionków, bransolet i zegarków. Nie warto tego robić i po raz kolejny mówię to z własnego doświadczenia. Wystarczy powiedzieć, że po pewnym wypadku, który przydarzył mi się kilkanaście lat temu, do wykręcania głośników nie używam już śrubokręta z wymiennymi bitami.
Jak bezpiecznie czyścić sprzęt audio?
Istotnym elementem dbałości o jego długowieczność i jakość dźwięku sprzętu audio jest utrzymanie go w czystości. Jak się do tego zabrać? W sklepach dostępne są różne akcesoria i środki do czyszczenia elektroniki, jednak wbrew pozorom nie trzeba od razu kupować całej dostępnej chemii "for audio". Równie dobrze poradzi sobie z tym zadaniem dobra ściereczka z mikrofibry, którą możemy spryskać wodą, płynem do mycia szyb lub preparatem do konserwacji drewna (w przypadku kolumn). Przy konserwacji aparatury audio zawsze warto nanosić płyn na miękką szmatkę, a nie bezpośrednio na urządzenie. Bezpośrednie spryskiwanie płynem może spowodować, że substancja dostanie się do wnętrza urządzenia i je uszkodzi. Obudowy kolumn głośnikowych, zwłaszcza te pokryte laminatami drewnopochodnymi, powinny być czyszczone przy użyciu środków specjalnie przeznaczonych do takich powierzchni. Podobnie jak w przypadku elektroniki, płyn nanosimy na miękką szmatkę i czyści samą obudowę. W przypadku lakierów fortepianowych i wszelkiego rodzaju lustrzanych powierzchni (takich jak chociażby wyświetlacze) polecam używać najdelikatniejszych możliwych ściereczek, takich jak te przeznaczone do czyszczenia okularów.
W porządku, a co z głośnikami? W tym przypadku polecam albo przetrzeć membrany na sucho, zwijając ściereczkę w kłębek i delikatnie przykładając go do powierzchni głośnika (bez przesuwania, aby nic się nie zahaczało) albo od razu sięgnąć po sprężone powietrze. Należy jednak zachować przy tym szczególną ostrożność, ponieważ ciśnienie powietrza może wyrządzić delikatnym elementom jeszcze większą krzywdę niż przecieranie ich ściereczką. Polecam najpierw sprawdzić to na własnej skórze, a następnie - wiedząc, jakiej siły należy użyć - przedmuchać głośnik pod kątem (aby nie dmuchać bezpośrednio w sam środek membrany). Jeżeli nie mamy pewności, czy zrobimy to dobrze, lepiej się wstrzymać lub poprosić o pomoc kogoś, kto ma w tej dziedzinie jakieś doświadczenie. Kurz zalegający na membranie i zawieszeniu z pewnością jest dla głośnika mniejszym zagrożeniem niż nieumiejętnie przeprowadzone czyszczenie.
Osobną kategorią sprzętu w kwestii czyszczenia i konserwacji są gramofony i płyty winylowe. Ich użytkownicy są przyzwyczajeni do tego, że przed odsłuchem warto oczyścić czarne krążki za pomocą specjalnych szczoteczek, a nawet myjek, które są specjalnie budowane do takich zastosowań. Szczoteczki te usuwają kurz i pomagają rozładować ładunek elektrostatyczny, który może wpływać na jakość dźwięku. Gramofony również wymagają regularnej konserwacji. W szczególności mam tu na myśli ramiona i wkładki, ale nie tylko, ponieważ od czasu do czasu warto zdemontować talerz, przejrzeć układ napędowy, nasmarować łożysko, a nawet - w zależności od modelu - wpuścić kropelkę smaru do mechanizmu windy odpowiedzialnej za delikatne opuszczanie ramienia na płytę. Każdy jest w stanie wyobrazić sobie, że czyszczenie igły powinno odbywać się zgodnie z zaleceniami producenta. Jednym z prostszych, ale skutecznych sposobów jest użycie do tego paczki zapałek, a konkretnie draski. Po oderwaniu tego elementu lub złożeniu pudełka na płasko można delikatnie przesunąć draskę po igle, w kierunku od mocowania ramienia do jego końca (tak, jak odbywa się odczyt płyty). Dostępne są również specjalne preparaty do czyszczenia wkładek gramofonowych, zazwyczaj w formie płynu z miękką szczoteczką. Szczególnie ważne w tym procesie jest to, aby płyn nie dostał się do wnętrza wkładki. Nie trzeba chyba dodawać, że do czyszczenia gramofonu należy zabierać się z zachowaniem szczególnej ostrożności. Niejedna wkładka została brutalnie pozbawiona igły przez zbyt szybkie, pospieszne czyszczenie gramofonu zwykłą ściereczką. Chcąc unikać zabrudzeń i kurzu, warto wybrać gramofon z pokrywą lub, jeśli jest taka możliwość, trzymać go w zamykanej szafce (choć zwykle niełatwo jest to pogodzić z innymi wymaganiami, takimi jak stabilność całej konstrukcji czy konieczność wypoziomowania podłoża, ale to już zupełnie inna historia).
Audiofilizm a bezpieczeństwo ludzi i otoczenia
W niniejszym poradniku koncentrujemy się na wzmacniaczach, kablach, gramofonach i zestawach głośnikowych, ale jest coś jeszcze ważniejszego - my, nasi bliscy, zwierzęta domowe, a nawet dom jako taki. Bez względu na to, jak mocno pochłonęło nas audiofilskie hobby, powinniśmy dbać o bezpieczeństwo nas samych i naszego najbliższego otoczenia. Często zwracam na to uwagę w testach, więc nie mogłem nie poruszyć tej kwestii również w tym artykule.
Stawiając ciężki gramofon na kolcach, kulkach czy platformach antywibracyjnych, należy zastanowić się, czy nie ma ryzyka, że cała ta konstrukcja przechyli się i spadnie ze stolika. Ustawiając w pokoju nowe kolumny, warto upewnić się, że nie przewrócą się, gdy potrąci je dziecko, pies lub kot. Jeżeli chcemy zamontować głośniki na półkach lub wieszakach ściennych, musimy wiedzieć, że uchwyty i kołki udźwigną taki ciężar. Wyjście do sklepu albo udanie się do innego pomieszczenia, podczas gdy w salonie pracuje wzmacniacz lampowy, a po domu chodzi kot rasy maine coon? Nie jest to karygodne ani skrajnie nieodpowiedzialne, ale odrobinę ryzykowne - na pewno.
Dla naszego zdrowia ważny jest także odpowiedni poziom głośności. Długotrwałe słuchanie dźwięku o poziomie głośności powyżej 85-90 dB może prowadzić do uszkodzenia słuchu. Im wyższy poziom decybeli, tym krótszy czas ekspozycji jest bezpieczny. Przykładowo 85 dB jest uważane za bezpieczne przez około 8 godzin dziennie, ale poziom 100 dB tylko przez około 15 minut dziennie. Nawet jeśli sami nie lubimy słuchać muzyki zbyt głośno, warto zabezpieczyć sprzęt tak, aby na przykład dzieci pod naszą nieobecność nie rozkręciły takiej imprezy, po której trzeba będzie udać się z nimi do laryngologa. Kupując słuchawki dla dziecka, warto natomiast wybrać takie z fabrycznym ograniczeniem poziomu głośności.
Podsumowanie
Chyba każdy meloman chciałby, aby raz wybrany i zakupiony sprzęt stereo cieszył go swoim brzmieniem i nieskazitelnym wyglądem jak najdłużej. Bezpieczny transport, podłączenie i użytkowanie audiofilskiej aparatury ma kluczowe znaczenie dla jej długowieczności. Odpowiednie ustawienie, bezpieczne podłączenie, ochrona przed przegrzewaniem, regularna konserwacja oraz odpowiednie użytkowanie pomagają w utrzymaniu sprzętu w dobrym stanie i zapobiegają przedwczesnym uszkodzeniom. Jeżeli czytając niniejszy poradnik mieliście wrażenie, że przesadzam, dramatyzuję albo piszę o sprawach oczywistych, uprzejmie przepraszam. Sprzęt hi-fi to nie szatańska maszyneria służąca do zabijania zwierząt i rażenia ludzi prądem, ale jeśli chcemy wiedzieć, jak należy z nim postępować, trzeba również jasno powiedzieć, czego na pewno nie należy z nim robić. Sam mam na koncie wiele "osiągnięć", takich jak uszkodzenie głośnika podczas sesji zdjęciowej, postawienie na stoliku z lakierowanymi półkami ważącego ponad 30 kg wzmacniacza lampowego bez sprawdzenia, czy przypadkiem zamiast nóżek nie ma ostrych kolców, a także nieodpowiednie zapakowanie maskownic, które walając się po pudełku, porysowały piękne monitory z obudowami wykonanymi z prawdziwego drewna. Jak na ponad dwadzieścia lat pracy to i tak dobry wynik, ale każda taka sytuacja była dla mnie nauczką, najczęściej kosztowną. Zdecydowanie lepiej jest celebrować każdy kontakt ze sprzętem stereo, robić wszystko powoli, z rozmysłem i wyczuciem, a w razie wątpliwości lub problemów poprosić o pomoc sprzedawcę lub producenta. Chodzi przecież o to, abyśmy czerpali z tego jak najwięcej przyjemności, czego wszystkim czytającym te słowa serdecznie życzę.
-
Obywatel GC
@Piotr - Jak najbardziej się zgadzam, sprzedawanie gramofonów bez pokryw, ba, nawet gramofonów, do których pokryw dokupić nie można, jest po prostu chore. Ale nie od dziś wiadomo, że tak, jak wszystko idzie do przodu, tak gramofony się cofają...
2 Lubię -
Jacek
Ale większość tych "lepszych" gramofonów to jakaś zemsta stylisty/projektanta. Te konstrukcje wyglądają jak jakieś kosmiczne maszyny a nie gramofony. I to wszystko usprawiedliwiane jakimiś kolejnymi kosmicznymi technologiami i pomysłami na to, żeby było drożej...
4 Lubię -
Piotr P.
Jeśli macie na myśli pokrywy przymocowane na jakiś zawiasach do obudowy gramofonu, to raczej dobrze, że nie są sprzedawane, ponieważ mogą przenosić wibracje od dźwięku wydobywającego się z kolumn.
Lepszym rozwiązaniem są obudowy nakładane na gramofon, które się zdejmuje podczas odsłuchu płyty.0 Lubię -
Tichy62
Co do gramofonów... Zdumiewa brak systemu auto-stop w sprzęcie za dziesiątki tysięcy złotych. Sprzedawcy bezczelnie wmawiają, że "tak ma być", że to "degraduje dźwięk" i tym podobne bzdury.
1 Lubię -
Michał
Przed rozpakowaniem sprzętu warto też zdjąć z rąk biżuterię, obrączka czy sygnet - też potrafią podrapać nasze nowe nabytki. A jeśli chodzi o odkurzanie głośników, to używam miękkiego pędzelka. Delikatnymi ruchami wymiatam nim kurz wprost do końcówki węża odkurzacza. To działa, nigdy nie uszkodziłem mechanicznie żadnego głośnika.
0 Lubię -
Stan
Chyba sobie jaja robicie z ludzi, pisząc, że odtwarzacze stawiamy na wzmacniaczach! Wzmacniacze w klasie AB się nie nagrzewają, tak Proponuję zacząć pisać artykuły o AGD;)
1 Lubię -
Teacher
Niektórzy wmawiają klientom, że brak pilota czy wyświetlacza poprawia dźwięk. Kiedyś dałem się nabrać na wzmacniacz hybrydowy. Było fajnie póki działały lampy, później zaczęło się kupowanie niby sparowanych lamp, które przypominały fabryczne tylko wyglądem. Kupiłem nawet jakieś NOS-y za... 2000 zł i to dopiero zaczęło grać. Nigdy więcej lampy! To technologia to przeżytek i obecne sprzęty tylko nieudolnie naśladują stare konstrukcje. To samo tyczy się gramofonów, to wyłącznie moda.
3 Lubię -
leszcz
Gdy już zejdą z tego świata "stare, wąsate audiofile", ta zabytkowa technologia i tak zaginie.
0 Lubię -
leszcz
@Teacher - Pewnie, że przeżytek. Nigdy nie było lepiej, bo gdyby było, lampy były by wyłącznie i na wieki. Nikt nie chce lampowych telewizorów.
0 Lubię -
Garfield
@Teacher - Osobiście lubię okazjonalnie posłuchać dobrej lampy albo dobrego gramofonu, ale z uwagi na niedogodności użytkowe nie kupiłbym ani jednego, ani drugiego.
0 Lubię
Komentarze (12)