20 hitów wystawy AXPONA 2018
- Kategoria: Galerie
- Tomasz Karasiński
W naszych galeriach zbieramy zazwyczaj nowości zaprezentowane na ważnych wystawach odbywających się na całym świecie, jednak dominują tu trzy główne imprezy - High End, IFA i CES. Audiofile uważnie śledzący zagraniczne portale i fora wiedzą, że tego typu wydarzeń jest znacznie więcej. Wystarczy wspomnieć o ISE w Holandii, Hi-Fi & AV Show i International HiFi Show w Australii, Bristol Show i Can Jam w Wielkiej Brytanii, Tokyo International Audio Show w Japonii, Moscow Hi-End Show w Rosji, High End Audio Visual Show w Hong Kongu, TAVES w Kanadzie czy Audio Video Show w Czechach. Tylko w USA oprócz CES-u odbywają się także takie wystawy, jak CEDIA, Rocky Mountain Audio Fest, New York Audio Show, Capital Audio Fest, California Audio Show, Los Angeles Audio Show czy Burning Amp Festival. Mimo to, wiele z tych imprez ma charakter lokalny. Dystrybutorzy i producenci pokazują swój najlepszy i najnowszy sprzęt, jednak zwykle nie są to absolutne, światowe premiery. Największe firmy w branży audio pokazują takie specjalne kąski własnie na największych wystawach, na które zjeżdżają się ludzie z całego świata. Jeżeli chcecie zobaczyć i posłuchać urządzeń, jakich jeszcze nigdzie wcześniej nie prezentowano, możecie darować sobie Brisol, Pragę, Budapeszt, Wiedeń, Lipsk i wiele innych tego typu lokalizacji. Prawdziwy wysyp nowości to tradycyjnie Monachium, Las Vegas, Berlin i może kilka innych miast, w których organizowane są największe targi sprzętu audio i elektroniki użytkowej. Nikt nie powiedział jednak, że sytuacja nie może się zmienić. Jedną z imprez, które szybko nabierają rozpędu jest AXPONA czyli Audio Expo North America.
Amerykańska wystawa na pewno także naznaczona jest pewną dozą lokalnego charakteru, co widać chociażby po obecności wielu nieznanych w Europie firm, ale wiele wskazuje na to, że AXPONA może wkrótce stać się jedną z największych tego typu wystaw na świecie. Co ciekawe, trwające aż trzy dni targi nie odbywają się w żadnym z wielkich miast zlokalizowanych na północy USA, jak Pittsburgh, Cleveland czy Minneapolis. W tym roku impreza po raz pierwszy odbyła się w miejscowości Schaumburg w stanie Illinois, znajdującej się właściwie na obrzeżach Chicago. To jednak nie miało znaczenia, bo wszystko działo się w ogromnym hotelu Renaissance Schaumburg Hotel & Convention Center, a zwiedzający mieli do dyspozycji ponad 150 sal odsłuchowych urządzonych tak, aby zasymulować warunki akustyczne panujące w normalnym domu. W imprezie wzięło udział ponad 400 wystawców. Oprócz niemal całkowicie swobodnego kontaktu ze sprzętem, uczestnicy mogli udać się na wykłady i seminaria, przegrzebać setki płyt lub porozmawiać z ekspertami i zagranicznymi gośćmi, a wieczorem posłuchać koncertu na żywo lub zaliczyć nocleg w jednym z 500 pokoi, aby następnego dnia kontynuować zwiedzanie i zakupy. Oficjalnych statystyk tegorocznej edycji jeszcze nie udostępniono, ale z samych zdjęć można wywnioskować, że impreza się udała. Potwierdzają to także premiery sprzętowe. Znalazło się wśród nich kilka urządzeń wprowadzonych na rynek miesiąc lub dwa miesiące temu, jednak były też takie, których prawdopodobnie nikt się nie spodziewał, a być może, gdyby nie AXPONA, nikt wciąż by o nich nie usłyszał. Oto dwadzieścia najciekawszych naszym zdaniem modeli zaprezentowanych podczas tegorocznych targów!
Acoustic Energy AE300
W Polsce marka Acoustic Energy kojarzy się głównie ze świetnymi monitorami AE1, przystępnymi cenowo zestawami z serii Aegis oraz innymi modelami dzięki którym firmie udało się przełamać stereotyp metalowych głośników grających brzydko, sztucznie i mało muzykalnie. Dziś w naszym kraju o tej brytyjskiej marce nie słyszy się zbyt często, żeby nie powiedzieć - wcale. A szkoda, bo jej konstruktorzy trzymają rękę na pulsie i wiedzą jak przyciągnąć klientów szukających ładnego, funkcjonalnego i nowoczesnego sprzętu. Dowodem na to mogą być chociażby monitory AE300. Proste, klasyczne zestawy zbudowano w oparciu o 13-cm głośnik nisko-średniotonowy najnowszej generacji z ceramiczno-aluminiową membraną o strukturze kanapkowej. Mocny układ magnetyczny, specjalnie opracowana cewka i szerokie zawieszenie zapewniają stożkowi duży skok, co z kolei przekłada się na bardziej energiczne brzmienie oparte na głębszym basie. Wysokimi tonami zajmuje się 28-mm miękka kopułka. Dwudrożny układ charakteryzuje się skutecznością 86 dB i impedancją nominalną 6 Ω. Obudowy wykonano z płyt MDF o grubości 18 mm. AE300 są dostępne w trzech wariantach wykończenia. Klienci mają do wyboru biały lub czarny lakier oraz okleinę w kolorze orzechowym. Wygląda na to, że to całkiem fajne głośniki.
Aqua La Voce S3
Włoska firma jest jedną z tych, którym nie zależy na medialnym rozgłosie. Jeżeli jednak spytacie osłuchanych, doświadczonych audiofilów, chyba żaden nie powie o urządzeniach z Mediolanu złego słowa. Podczas amerykańskiej wystawy Aqua pokazała najnowszy przetwornik cyfrowo-analogowy La Voce S3 czyli poprawioną wersję jednego ze swoich hitów. Nowy model ma modułową konstrukcję, której sercem jest DAC zbudowany w technologii Discrete R2R Ladder. Urządzenie obsługuje sygnały PCM o częstotliwości próbkowania do 384 kHz oraz DSD128. Nie są to może rekordowe wyniki, ale - jak to bywa w przypadku tej marki - nie chodzi o liczby w tabeli danych technicznych, ale o brzmienie. W porównaniu do wcześniejszego modelu, zmodyfikowano układy FPGA i sekcję interfejsu USB i drabinek rezystorowych. Wnętrze nowego La Voce S3 wygląda imponująco, ale najciekawsze jest to, że właściciele poprzednich wersji tego urządzenia będą mogli skorzystać z opcji fabrycznego upgrade'u do najnowszej specyfikacji. Na razie nie wiadomo wprawdzie ile taka przyjemność będzie kosztowała, ale dbałość o dotychczasowych klientów jest godna odnotowania. Większość firm po prostu w pewnym momencie wypuszcza na rynek nowy model, a jeśli miesiąc temu ktoś akurat kupił ten stary, cóż - zawsze może sprzedać go na rynku wtórnym, dołożyć kilka średnich krajowych i naprawić swój błąd. Miło wiedzieć, że nie wszyscy obchodzą się ze swoimi klientami w ten sposób. A swoją drogą, La Voce S3 może być bardzo dobrym przetwornikiem.
ATC CDA2 Mk2
Kto by się spodziewał, że w epoce streamingu można jeszcze wyskoczyć na dużych targach z nowym odtwarzaczem płyt kompaktowych? Brytyjski sprzęt ma się przecież kojarzyć z klasyką i poszanowaniem tradycji, warto więc od czasu do czasu przypomnieć światu, że taka opinia nie wzięła się znikąd. Ale zaraz, zaraz... Najnowsze źródło ATC to nie tylko kompakt, ale także całkiem nowoczesny przetwornik i przedwzmacniacz w jednym. Konwersję powierzono jednemu z bardziej zaawansowanych układów AKM-a, dzięki czemu CDA2 Mk2 radzi sobie z plikami PCM w jakości do 384 kHz, a na wejściu USB obsłuży nawet DSD256. Oprócz wejścia USB, koaksjalnego i optycznego, użytkownicy mają do dyspozycji dwa wejścia analogowe, wyjście słuchawkowe oraz analogowe gniazda wyjściowe w dwóch standardach - RCA i XLR. W środku zastosowano między innymi nowy zasilacz z dziewięcioma niezależnymi regulatorami napięcia. W porównaniu do poprzedniego modelu, zoptymalizowano także rozmieszczenie poszczególnych elementów na płytce drukowanej. ATC twierdzi, że CDA2 Mk2 to najtańszy na rynku odtwarzacz oferujący tak wysoką jakość brzmienia. Cóż, z ceną na poziomie 4300 dolarów ciężko tu mówić o "taniości", ale jeżeli nowe źródło faktycznie brzmi tak, jak zapowiada producent, faktycznie coś może w tym być.
Audio Research REF160M
Najnowszy monofoniczny wzmacniacz mocy amerykańskiej firmy jest podobno efektem dwóch lat prac badawczych, które pozwoliły opracować konstrukcję zasadniczo różniącą się od wszystkich wcześniejszych. Zmniejszono ilośc komponentów w ścieżce sygnałowej, zadbano o ich jeszcze dokładniejszą selekcję, a użytkownikom dano do zabawy przełącznik trybu pracy (ultraliniowy lub triodowy), automatyczny układ regulacji biasu, system kontrolujący pracę lamp wyjściowych oraz piękny wskaźnik wysterowania wmontowany w szybę na przedniej ściance. Zastosowano tu innowacyjne, dwuwarstwowe szkło z wyraźnie zaznaczoną skalą. Wskazania miernika świecą dzięki ukrytym diodom LED. Dodatkowo możliwa jest regulacja poziomu jasności podświetlenia. Ale REF160M to coś więcej niż ładna lampka. Wzmacniacz oddaje 150 W w trybie ultraliniowym i 75 W w triodowym, co powinno zaspokoić apetyt nawet dużych, wymagających kolumn. Piękna rzecz.
Auralic Aries G2
Auralic to bardzo mocny zawodnik w dziedzinie strumieniowego przesyłania dźwięku. Teraz firma wreszcie wprowadza na rynek urządzenia z serii G2, które dzięki najnowocześniejszym protokołom transferowym, szybszemu przetwarzaniu, ulepszonej izolacji oraz przeprojektowanej obudowie mają podnieść standard łączenia się ze światem muzyki. Aries G2 posiada tę samą łączność oraz jedyne w swoim rodzaju właściwości, co produkowany dotychczas Aries. Opiera się na nich, wprowadza kolejne oryginalne rozwiązania inżynieryjne, koncentrujących się na zabezpieczaniu sygnału przed zakłóceniami. Jedną z najważniejszych zalet nowego modelu jest technologia Lightning Streaming, która wykorzystuje istniejące sieci Wi-Fi do utworzenia dedykowanej sieci strumieniowania muzyki. Umożliwia to bezprzewodowe dostarczanie formatów muzycznych najwyższej jakości, w tym nawet PCM 32 bit/384 kHz i DSD512. Lightning Streaming zapewnia również pozostałe funkcje, takie jak odtwarzanie bez przerw, buforowanie pamięci, bit-perfect, multiroom, czy upsampling. Oprócz zgodności z AirPlay, Aries G2 jest certyfikowanym punktem końcowym Roon Ready do łatwej integracji z oprogramowaniem Roon. Dzięki kieszeni dla 2,5-calowego dysku HDD lub SSD, nowy Auralic może stać się samodzielnym serwerem muzycznym.
AVM AVM30
Niemiecka firma z okazji trzydziestu lat działalności przygotowała całą serię jubileuszowych urządzeń. Nie są to jednak specjalne wersje regularnie oferowanych modeli, ale konstrukcje bazujące na klasycznych projektach AVM-a z lat osiemdziesiątych. Dokonano w nich niezbędnych modyfikacji i dostosowano do dzisiejszych wymogów, ale można powiedzieć, że jest to w pewnym sensie powrót do korzeni i odkrywanie klasycznych urządzeń na nowo. Rocznicową serię wprowadzono najpierw na rynek niemiecki w bardzo ograniczonej ilości. Dostępny był wzmacniacz zintegrowany, przedwzmacniacz i monobloki. Pomysł się przyjął, więc szefowie firmy podjęli decyzję o rozszerzeniu tej wyjątkowej linii i wprowadzeniu jej do sprzedaży w innych krajach. Od trzydziestych urodzin AVM-a minęły już dwa lata, ale linia AVM30 była jednym z hitów tegorocznych targów AXPONA. Docelowo w serii ma się znaleźć siedem urządzeń - phono stage P 30, wzmacniacz zintegrowany A 30, przedwzmacniacz PA 30, odtwarzacz płyt kompaktowych CD 30, streamer MP 30, wszechstronny amplituner CS 30 i monobloki MA 30. Patrząc na ich zdjęcia, można pomyśleć, że ceny zwalą z nóg nawet zamożnych audiofilów, ale nie jest aż tak źle. Przykładowo, przedwzmacniacz PA 30 kosztuje 1690 euro, wzmacniacz zintegrowany A 30 wyceniono na 2490 euro, a najdroższy w całej serii amplituner CS 30 ma kosztować 2990 euro. Oczywiście to wciąż sporo, ale porównywalny R 1000 E niemieckiej firmy T+A kosztuje 5190 euro. Może seria AVM30 to prezent nie tylko dla samej firmy, ale przede wszystkim dla jej fanów?
Bryston 24B3
Firma rozkręcona przez syna byłego inżyniera NASA doskonale zna amerykański rynek, a na tegorocznej wystawie zaprezentowała sześciokanałową końcówkę mocy 24B3. Bryston twierdzi, że jego nowy wzmacniacz będzie znakomitym partnerem dla kolumn z serii Mini lub Middle T, jednak może być łączony również z zestawami głośnikowymi innych producentów. Jego funkcja na pierwszy rzut oka nie jest oczywista, jednak amatorzy prawdziwego kina domowego lub innych potężnych systemów i instalacji multiroom z pewnością zrobią użytek z takiego pieca. Nowa końcówka Brystona dysponuje mocą 2 x 300 W oraz 4 x 75 W przy 8 Ω z pojedynczej, całkiem eleganckiej obudowy. Łatwo sobie wyobrazić wielokanałowy system zasilany takim wzmacniaczem. Specjaliści od kompletnych instalacji i systemów automatyki domowej będą mogli z kolei wykorzystać to urządzenie aby nagłośnić trzy oddzielne pomieszczenia w systemie stereo. Jak przystało na sprzęt tej marki, 24B3 jest dostępny w wersji z frontem o szerokości 17 lub 19 cali - ta druga może być wyposażona w rączki i przystosowana do montażu w specjalnym racku. Ach, no i jest jeszcze dwudziestoletnia gwarancja. Tak na wszelki wypadek.
Cambridge Audio Edge
Jeśli zastanawialiście się w jaki sposób Cambridge Audio bedzie świętować pięćdziesiątą rocznicę działalności, nie musicie się już niczego domyślać - oczywiście wprowadzając najdroższe i najbardziej audiofilskie komponenty audio w historii firmy. Najnowsza seria Edge to nic innego, jak krok w kierunku hi-endu. Coś, co jeszcze dziesięć lat temu w przypadku tej marki wydawało się niemożliwe, albo przynajmniej mało prawdopodobne. Serię tworzą póki co trzy komponenty stereo - streamer z funkcją przedwzmacniacza Edge NQ, końcówka mocy Edge W oraz wzmacniacz zintegrowany Edge A. Flagowa linia została nazwana na cześć profesora Gordona Edge'a, jednego z założycieli Cambridge Audio i twórcy pierwszego produktu sygnowanego logiem marki - wzmacniacza zintegrowanego P40. Podczas projektowania nowych modeli kierował się on zasadą "najpierw odsłuch, potem pomiar". W dzisiejszych czasach wielu producentów uznałoby takie postępowanie za objaw czystego szaleństwa, ale być może właśnie dzięki takiemu stawianiu sprawy komponenty Cambridge'a zaskarbiły sobie serca wielbicieli dobrego brzmienia. Jak można się domyślać, w serii Edge wszystko jest nowe. Obudowy to wręcz przykład audiofilskiego minimalizmu i to samo ma dotyczyć wewnętrznej architektury każdego z urządzeń. Brytyjczycy twierdzą, że całą serię zaprojektowano tak, aby w torze sygnałowym znalazło się jak najmniej komponentów - może nawet mniej, niż nakazywałby zdrowy rozsądek. Oczywiście w takiej sytuacji każdy z elementów musi być wybrany nieprzypadkowo i tutaj inżynierowie Cambridge'a podobno przyłożyli się do swojej roboty. Ceny nie są tak szokujące, jak można się było spodziewać. Integra Edge A będzie kosztowała 4500 funtów, streamer Edge NQ wyceniono na 3500 funtów, a końcówkę mocy Edge W kupimy za 2500 funtów.
Clarus Audio AC Power
A to już ciekawostka, o której raczej mało kto słyszał. Jeżeli nie kojarzycie marki Clarus Audio, nie ma się czemu dziwić, bo do tej pory zajmowała się ona wyłącznie produkcją audiofilskich kabli. Ani nie jest ich specjalnie dużo, ani też sama marka nie stara się w agresywny sposób wychodzić na zagraniczne rynki. Oferuje za to całkiem ciekawe przewody dla audiofilów, którzy wiele w życiu słyszeli, ale wciąż nie odkryli tego, co chcieliby odkryć. Teraz firma zaprezentowała całą serię rozgałęziaczy mających za zadanie ochronić nasz sprzęt przed zakłóceniami i nieprzyjemnymi niespodziankami z sieci zasilającej, a przy okazji poprawić brzmienie. Jak mówią projektanci, wszystko zaczęło się siedem lat temu od kabla sieciowego o nazwie Crimson, który wypadł znakomicie w testach odsłuchowych. Co jest jeszcze ciekawsze, producent sam zadaje sobie pytanie dlaczego przewód zasilający może mieć tak duży wpływ na brzmienie systemu audio i przyznaje, że jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie po prostu nie ma. "Istnieje wiele teorii tłumaczących to zjawisko, ale nie ma wśród nich żadnej, którą można by było potwierdzić w czysto naukowy sposób. Jedyne, co wiemy na pewno, to że robi to dużą różnicę." - powiedział Joe Perfito, prezes Clarus Audio i powiązanej z nią marki Tributaries. O listwach zasilających wie chyba trochę więcej. W ramach nowej serii do sprzedaży trafią cztery modele - Duet, Sextet, Octet i flagowy Clarus Power. Najtańszy rozgałęziacz z dwoma gniazdami wyjściowymi ma kosztować 600, a najdroższy - 2500 dolarów.
EAT LPS
European Audio Team to siostrzana marka Pro-Jecta, utworzona i prowadzona przez Jozefinę Lichtenegger. Można powiedzieć, że gramofony wypuszczane na rynek pod szyldem EAT to takie luksusowe, dopieszczone w każdym calu odpowiedniki hi-endowych modeli Pro-Jecta, zbudowane z użyciem lepszych materiałów i podzespołów. Oprócz gramofonów, w katalogu tej marki znajdziemy kilka komponentów elektronicznych, takich jak chociażby przedwzmacniacz gramofonowy E-Glo, ale też ramiona, wkładki, a nawet lampy i akcesoria dla miłośników winylu. Jak napisano na stronie firmy, jej inżynierowie wierzą, że układy zasilające mają bardzo duży wpływ na brzmienie całego systemu audio, dlatego też na rynek wprowadzono właśnie zasilacz o nazwie LPS. Zastosowano w nim wysokiej klasy podzespoły. Układ regulacji napięcia jest w pełni dyskretny, a całkowita pojemność filtrująca to aż 8800 μF. EAT twierdzi, że taka konstrukcja pod wieloma względami przewyższa nawet zasilacze akumulatorowe. Wartość napięcia nie wychodzi poza 0,05% poziomu referencyjnego. Co więcej, LPS może obsłużyć dwa urządzenia. Z tyłu zamontowano wyjścia o parametrach 15 V/2 A i 18 V/1,5 A, dzięki czemu jeden zasilacz nakarmi prądem zarówno nasz gramofon, jak i przedwzmacniacz korekcyjny. Do zestawu dołączone są kable, dzięki którym bez problemu podepniemy do naszego LPS-a takie modele, jak C-Sharp, C-Major, E-Flat, Forte S oraz wszystkie gramofony Pro-Jecta, a do drugiego gniazda możemy wtedy podłączyć phono stage, taki jak Forte lubE-Glo S oraz większość modeli Pro-Jecta za wyjątkiem Phono Boxa RS i AD Boxa S2 Phono.
Esoteric N-03T
Podobnie, jak większość tego typu wystaw, AXPONA to przede wszystkim wielki pokaz siły. Dlatego właśnie firma Esoteric pokazała swój najnowszy transport sieciowy, oczywiście w otoczeniu innych komponentów kosztujących razem tyle, co domek na Mazurach. Wystarczy jednak wczytać się w dane techniczne, aby zrozumieć za co płacimy. W dużym skrócie, N-03T to jeden z najbardziej zaawansowanych odtwarzaczy sieciowych na rynku. Mając w systemie takie źródło, posłuchamy muzyki z każdego urządzenia od tabletu lub smartfona, przez komputer aż po dysk NAS, nie wspominając już o serwisach streamingowych i innych atrakcjach. Urządzenie odczyta wszystkie formaty plików wysokiej rozdzielczości, w tym FLAC, ALAC, WAV, AIFF, DSF, DFF i DoP. Maksymalne parametry sygnału PCM to 32 bit/384 kHz, a i z DSD 11,2 MHz nie będzie problemu. Odtwarzanie bez przerw? Jest. Sterowanie aplikacją? Jest. Ale najważniejsze są oczywiście wnętrzności, przekładające się na jakość brzmienia. Wystarczy wspomnieć o zasilaczu sekcji sieciowej wyposażonym w kondensator o pojemności 1F (1000000 μF) lub obudowie opartej na dwóch stalowych podstawach o grubości 5 mm i 2 mm. Metalowe płyty są cięte laserowo, dzięki czemu pasują do siebie z dokładnością do ułamka milimetra, a to z kolei ma się przekładać na skuteczne tłumienie wibracji. Podobnie, jak opatentowane nóżki. Urządzenie waży 17 kg, co jak na komponenty Esoterica nie jest jeszcze wartością rekordową, ale w porównaniu z innymi transportami sieciowymi robi wrażenie. No właśnie... Zła wiadomość jest taka, że N-03T nie ma wyjść analogowych, więc do kompletu trzeba od razu dołożyć adekwatny jakościowo przetwornik. Ale spokojnie, bo sam streamer kosztuje 12000 dolarów, więc z firmowym konwerterem i kablami może zmieścimy się w stu tysiącach złotych. Podobno bez nerki można żyć, a bez muzyki - ciężko.
Final Audio Design E4000 i E5000
Japończycy skonstruowali już tak wiele ciekawych, hi-endowych słuchawek dokanałowych, że chyba ciężko im będzie w tej kwestii przebić swoje własne pomysły. Od czasu do czasu przypominają sobie jednak, że większość klientów szuka porządnego sprzętu za rozsądne pieniądze. Wówczas schodzą na ziemię, rezygnują z ultranowoczesnych przetworników i pięknych obudów wytwarzanych na drukarkach 3D, dając nam modele na pierwszy rzut oka nie mniej luksusowe, za to cenowo plasujące się właściwie w średnim lub wyższym przedziale supermarketowym. Takie właśnie mają być E4000 i E5000. Dokanałówki zaprezentowane podczas targów AXPONA wyglądają podobnie, ale różnią się pewnymi szczegółami technicznymi. Cylindryczne obudowy o niewielkim przekroju mają zapewnić nam wysoki komfort użytkowania, a za audiofilskie brzmienie odpowiadają dynamiczne przetworniki o średnicy 6,4 mm. Model E4000 charakteryzuje się 15-omową impedancją i waży 18 g, a w przypadku E5000 jest to odpowiednio 14 omów i 24 g. W obu słuchawkach zastosowano miedziany przewód o długości 1,2 m ze złączami MMCX pozwalającymi na swobodne odpięcie kabla od pchełek lub jego wymianę w przyszłości. Nowe dokanałówki Finala kosztują odpowiednio 149 i 279 dolarów.
Gryphon Sonett
Duński specjalista od hi-endowej elektroniki powiedział już chyba ostatnie słowo w dziedzinie wzmacniaczy zintegrowanych, przedwzmacniaczy i końcówek mocy, dlatego od jakiegoś czasu wprowadza również inne urządzenia dla zamożnych melomanów żądnych prawdziwie bezkompromisowego dźwięku. Niedawno w katalogu Gryphona pojawiły się potężne kolumny Kodo, więc teraz przyszła pora na sprzęt zupełnie innego kalibru i o całkowicie innym przeznaczeniu. Model o wdzięcznej nazwie Sonett to przedwzmacniacz gramofonowy przystosowany do pracy z wkładkami MM i MC. Symetryczny front nowego phono stage'a to dopiero początek. Swymi lustrzanymi odbiciami są również gniazda na tylnym panelu oraz umieszczone wewnątrz obwody elektroniczne, pracujące zresztą w czystej klasie A. Dla skrócenia ścieżki sygnałowej, złącza są lutowane bezpośrednio do płytek drukowanych z miedzianymi ścieżkami o grubości 70 µm. W celu dopasowania parametrów pracy przedwzmacniacza do posiadanej wkładki, należy pobawić się maleńkimi przełącznikami umieszczonymi tuż obok złoconych, izolowanych teflonem gniazd RCA. Może nie jest to zbyt wygodne, ale czego się nie robi dla dźwięku... Zresztą który posiadacz Sonetta będzie ciągle przełączał hebelki z powodu wymiany wkładki? Prawdopodobnie wybierze się do najbardziej luksusowego sklepu w okolicy i weźmie tę najdroższą, a ustawienie całej aparatury powierzy dealerowi, nagradzając go skromnym napiwkiem. Duński phono stage będzie bowiem kosztował 5990 euro.
Luxman L-509X
Japońska marka pokazała na tegorocznej wystawie kilka nowych konstrukcji. Wśród nich znalazł się piękny wzmacniacz zintegrowany L-509X. Piecyk dostarcza 120 W na kanał, przy czym najważniejsza wcale nie jest moc, ale sposób, w jaki jest generowana. Końcówki mocy pracują w klasie AB, a producent informuje, że całość opiera się na obwodach zapożyczonych z jego topowych modeli, takich jak końcówka mocy M-700u czy przedwzmacniacz C-900u. Jak przystało na japońską integrę, L-509X ma na pokładzie nie tylko szereg przycisków i pokręteł umożliwiających dokonanie niezbędnych regulacji w zależności od jakości i charakteru nagrania, ale także przyciągające wzrok wskaźniki wychyłowe wmontowane w czarną ramkę na przednim panelu. Na pierwszy rzut oka nie widać tu ani grama plastiku i może to nie być dalekie od prawdy, bo integra waży 29,3 kg, a całą obudowę oparto na nóżkach odlewanych ze stali o zmiennej gęstości. Cały układ wzmacniający to konstrukcja zbudowana zgodnie z technologią ODNF (Only Distortion Negative Feedback) w wersji 4.0, a kontrolą głośności zajmuje się układ LECUA1000 (Luxman Electric Controlled Ultimate Attenuator). Właściciele nowego Luxmana będą mieli do dyspozycji między innymi wejście gramofonowe MM/MC i gniazdo słuchawkowe 6,3 mm. Producent wyposażył swoją integrę w elegancki, aluminiowy pilot zdalnego sterowania, którym można kontrolować także firmowy odtwarzacz CD. Nas cieszy to, że L-509X jest jedną z nowości, które można było zobaczyć w Polsce już podczas ubiegłorocznej wystawy Audio Video Show. Najwyraźniej Japończykom do Warszawy jest jakoś bliżej...
Parasound Halo JC 5
Firma Parasound zaprezentowała potężną końcówkę mocy zaprojektowaną przez Johna Curla. Masywny piec dostarczający 400 W na kanał to zdaniem producenta esencja brzmienia monobloków Halo JC 1 w bardziej przystępnej, jednoczęściowej formie. Wspomniane monobloki zostały zaprojektowane i wprowadzone na rynek 16 lat temu. Pierwsze 12 W dostajemy w czystej klasie A. Później, pracując już w klasie AB, dostarczają prąd zdolny wysterować nawet bardzo wymagające zestawy głośnikowe. W stopniu mocy pracują aż 24 tranzystory bipolarne. Mamy więc do czynienia z przykładem bezkompromisowego sprzętu w amerykańskim wydaniu. Halo JC 5 pod względem konstrukcyjnym ma być bardzo zbliżony do projektu sprzed szesnastu lat. W zasilaczu pracuje wielki, ekranowany transformator toroidalny o mocy 1,7 kVA z rdzeniem ze stali szlachetnej klasy H18. Trafo ma oczywiście niezależne uzwojenia wtórne dla każdego kanału. Niezależne zasilacze wykorzystują baterie kondensatorów o pojemności 8880 μF. Mało? Tak, bo mówimy tylko o układach przeznaczonych dla stopnia wejściowego! Prąd dla końcówek mocy trafia do oddzielnych kondensatorów Rubycona o pojemności 132000 μF. Wzmacniacz ma oczywiście wejścia zbalansowane i niezbalansowane, w razie gdyby ktoś nawet na tym poziomie chciał się bawić kablami RCA. Cena? 5995 dolarów. Należy jednak pamiętać, że monobloki Halo JC 1 kosztują 4495 dolarów za sztukę. W takim układzie cena nowej spawarki Parasounda wydaje się już całkiem kusząca.
Pass Labs XP-22 i XP-27
Nelson Pass to jedna z najbardziej legendarnych postaci audiofilskiego świata. Jego wzmacniacze to dla wielu prawdziwa świętość. Poszczególne modele są chętnie kopiowane, ale oryginał ciężko jest przebić. Firma ciesząca się taką renomą nie musi już nikomu niczego udowadniać. Jak informują jej przedstawiciele, żaden produkt nie jest wymieniany na nowy jeśli nie pojawi się możliwość jego ulepszenia. Mówiąc inaczej, jedno urządzenie może być wytwarzane w niezmienionej formie dopóki, dopóty za dane pieniądze nie będzie można zbudować nic lepszego. Każda premiera jest więc dla Passa dużym wydarzeniem, a premiera podwójna to już rzecz niemal niespotykana. Na tegorocznych targach AXPONA doszło do takiej właśnie kumulacji. Firma zaprezentowała zupełnie nowy przedwzmacniacz XP-22 i phono stage XP-27. Ten pierwszy zastępuje model XP-20 produkowany od 2008 roku, a więc dokładnie dziesięć lat. Nowa wersja wykorzystuje dwa niskoszumowe, ekranowane transformatory toroidalne, lepsze okablowaniem sekcji zasilacza wykonane z miedzi beztlenowej, rozbudowany stopień wyjściowy bazujący na tranzystorach Toshiby oraz potencjometr gwarantujący dokładniejszą regulację głośności. To zresztą taki sam układ, jaki zastosowano wcześniej w modelu XP-30. Podobne rozwiązania znajdziemy w przedwzmacniaczu gramofonowym XP-27. Jego układ elektroniczny bazuje na tym z modelu Xs Phono. XP-22 będzie kosztował 9500 dolarów, a model XP-27 wyceniono na 11500 dolarów.
Playback Designs MPS-8
To kolejne urządzenie na widok którego wielu audiofilów podrapie się po głowie i spyta - co, kto, za ile? Faktycznie, marka Playback Designs jest u nas praktycznie nieznana, a podczas targów AXPONA zaprezentowała wyczynowy odtwarzacz sieciowy MPS-8. Wystarczy rzut oka na niecodzienną, niebieskawą obudowę o skomplikowanych kształtach i już wiadomo, że tanio nie będzie. Lektura informacji prasowych i danych technicznych tylko potwierdza te przypuszczenia. Nowy model korzysta z rozwiązań zapożyczonych z przetwornika MPD-8. Jak twierdzi producent, można go więc traktować jako bardziej kompaktową wersję kompletu składającego się z DAC-a MPD-8 i transportu MPT-8. Streamer odtwarza muzykę z różnych źródeł, w tym dysków i pamięci podłączonych do gniazda USB, sieciowych dysków NAS, serwisów streamingowych, takich jak TIDAL, Qobuz czy Deezer, a także wszystkich innych urządzeń łączących się przez DLNA i UPnP. Na wejściu USB uzyskamy możliwość odczytu plików PCM do 384 kHz i DSD 11,2 MHz. Całym procesem zarządza autorskie oprogramowanie Playback Designs. Wiemy już co i kto, a za ile? To na razie ciężko ustalić, ale skoro za zestaw MPD-8 + MPT-8 trzeba zapłacić od 36000 do 42000 dolarów w zależności od wybranej specyfikacji, to chyba nie ma co liczyć na łagodny wyrok.
PS Audio DirectStream P20
Amerykańska firma odważnie wkracza na rynek totalnie hi-endowych urządzeń. Trzy lata temu zaprezentowała pierwsze urządzenia z serii BHK Signature, a w tym roku pokazała światu jeden z najbardziej zaawansowanych kondycjonerów zasilających w historii. DirectStream P20 na pierwszy rzut oka wygląda jak potężna końcówka mocy i być może to skojarzenie nie jest zupełnie chybione, bo urządzenie dostarcza aż 2000 W zregenerowanego, odbudowanego od podstaw prądu. Amerykańscy inżynierowie pozostają wierni idei mówiącej, że żadne transformatory separujące ani wielostopniowe układy filtrujące nie są w stanie całkowicie wyeliminować problemu zakłóceń, nierównego napięcia i innych śmieci, jakie nasz sprzęt dostaje z gniazdka w ścianie. DirectStream P20 traktuje nasze domowe źródło prądu jak surowiec, swego rodzaju półprodukt, z którego można stworzyć to, o co nam chodzi - idealną sinusoidę. Jak zapewnia PS Audio, urządzenie jest zupełnie niewrażliwe na jakość prądu na wejściu, podając nam w rezultacie czysty, sprawdzony sygnał, z którym nasz sprzęt na pewno się polubi. Dokładne parametry dla każdego z szesnastu gniazd wyjściowych można ustawić samemu, a efekty pracy kondycjonera są wyświetlane na dużym ekranie znajdującym się na przedniej ściance. Totalny odlot. Cena? 9999 dolarów. Jeżeli szukacie czegoś tańszego, wraz z opisywanym modelem firma zaprezentowała większą wersję wzmacniacza Sprout. Sprout 100 jest oczywiście większy i - zgodnie z nazwą - dysponuje mocą 100 W na kanał przy obciążeniu 4 Ω, a będzie kosztował 599 dolarów.
Sonoma Acoustics Model One
Czego nam w tej galerii brakowało? Tak, zgadliście - hi-endowych słuchawek! Sonoma Acoustics Model One to właściwie zestaw złożony z nauszników i zaprojektowanego specjalnie dla nich wzmacniacza. Jest to pierwszy na świecie system słuchawkowy wykorzystujący elektrostatyczne przetworniki HPEL (High-Precision Electrostatic Laminate Transducer) zaprojektowane przez firmę Warwick Audio Technologies. To opatentowane rozwiązanie ma łączyć wszystkie zalety tradycyjnych elektrostatów z nieosiągalnym wcześniej poziomem dokładności wykonania i parowania przetworników. Szkielet słuchawek wykonano z magnezu charakteryzującego się wysoką sztywnością i niską masą. Pady i pałąk wykończono natomiast luksusową owczą skórą Cabretta. Dedykowany wzmacniacz tudzież energizer został wyposażony w przetwornik bazujący na dwóch kościach ESS Sabre, co pozwoliło na uzyskanie stosunku sygnału do szumu na poziomie 129 dB. W pełni dyskretny układ wzmacniacza mocy został zbudowany w oparciu o tranzystory FET pracujące w klasie A i układzie single-ended. Co ciekawe, sygnał wejściowy jest od razu kierowany do 64-bitowego procesora DSP, który ma za zadanie dokonać jego wstępnej obróbki w taki sposób, aby uzyskać maksymalną przejrzystość i jakość brzmienia przewyższającą to, z czym na co dzień mają do czynienia profesjonaliści pracujący w studiach nagraniowych. Poważna deklaracja, ale cena też daje do zrozumienia, że Model One nie jest zabawką dla każdego. Zestaw kosztuje dokładnie 4995 dolarów.
VPI Fatboy
Gramofony na zdjęciach prezentują się bardziej seksownie, ale tym razem firma VPI przygotowała dla nas coś, bez czego każda szlifierka będzie bezużyteczna - nowe ramię o nazwie Fatboy. Wiadomo, że będzie ono produkowane w różnych wersjach i dotyczy to nie tylko długości, ale także rodzaju zastosowanego zawieszenia. Jako pierwsza na rynku pojawi się odmiana 12-calowa, jednak później dołączą do niej wersje o długości 10 i 9 cali. Niezależnie od wybranego rozmiaru, Fatboy będzie dostępny z klasycznym zawieszeniem kardanowym lub podparciem jednopunktowym typu unipivot. Jak tłumaczy producent, obie wersje zapewniają świetną równowagę i precyzję, a wybór jednej z nich będzie zależał tylko od indywidualnych preferencji użytkownika i stopnia jego wtajemniczenia. Ramię kardanowe może być dla wielu melomanów łatwiejsze w obsłudze, jednak warto także wziąć pod uwagę unipivota, który został uzupełniony kilkoma gadżetami, z możliwością ustawienia specjalnych odważników po obu stronach oraz innych podstawowych parametrów. Co ciekawe, samo ramię zostało wykonane w technologii druku 3D. Fatboy ma być kompatybilny zarówno z nowymi gramofonami VPI, jak i modelami już nieprodukowanymi, za wyjątkiem Travelera i Nomada. Ich posiadacze prawdopodobnie nie będą jednak brali pod uwagę zakupu Fatboya, bo jego cena w USA ma oscylować w granicach 4000 dolarów.
Zdjęcia: Materiały producentów
Komentarze