O tym, że Polska "umie" w różne post metale wiemy już od dawna. Na przestrzeni ostatnich lat ukazało się wiele wydawnictw, które zyskały uznanie nie tylko w kraju, ale również na świecie. Kończący się rok pod kątem gatunkowym wypada mocno średnio, jednak sytuację próbuje swoim debiutanckim albumem ratować pochodzący z Sosnowca Grief Circle. Zespół jest na scenie zjawiskiem nowym, ponieważ powstał w zeszłym roku, jednak każdy z jego członków miał już doświadczenie muzyczne z innych projektów. "Weightless" przewinął mi się w Internecie kilkukrotnie krótko po premierze, jednak sięgnąłem po niego dopiero, gdy dzięki uprzejmości Heavision trafiła do mnie fizyczna kopia albumu. Zachęcony bardzo pozytywnymi opiniami słuchaczy, z biegu siadłem do wydawnictwa i już po kilku minutach wydałem wyrok, przyklejając ekipie z Sosnowca etykietę zespołu "Moanaa-podobnego".
Czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby muzyka mogła pachnieć? Ja sam czuję letnią bryzę i łąkę pełną kwiatów, słuchając niektórych utworów The War On Drugs. Jednak życie nie składa się z samych przyjemności i po drugiej stronie barykady stoją wątpliwie przyjemne aromaty szamba, gnojowicy Mniej więcej tak pachniałby album "God's Country" grupy Chat Pile.
Przynajmniej kilka razy w roku polska scena metalowa udowadnia, że jest niesamowicie silna i pomysłowa. I nie chodzi tu nawet o swoistą ekstraklasę, która od wielu lat ma ugruntowaną pozycję na rynku, ale przede wszystkim o nowe zespoły, które pokazują, że nawet do gatunku wyciśniętego jak cytryna można wnieść sporo świeżości. Jest to o tyle wartościowe, że spora część z nich tworzy muzykę w naszym rodzimym języku - i chwała im za to. W 2020 roku zadebiutował toruński Mag wywołując spore zamieszanie. Dwa lata później ukazuje się "Mag II: Pod Krwawym Księżycem", który ma ogromny potencjał, by na tej scenie namieszać jeszcze bardziej. I choć patrząc na etykietkę "doom/stoner" można pomyśleć, że w tym wyświechtanym stylu wszystko zostało już powiedziane, prawda okazuje się zupełnie inna.
Po ostatnim, bardzo przeciętnym albumie w ogóle nie czekałem na nowe wydawnictwo Lamb Of God. O tyle też większe było moje zaskoczenie, gdy w sieci pojawiła się pierwsza zapowiedź nowego albumu Amerykanów, bo przecież od premiery poprzedniego krążka minęły dopierodwa lata. A jeśli wcześniej nagranie takiego gniotka zajęło tej ekipie pięć lat, to z czym do czynienia będziemy mieli tym razem?
Pamiętacie ewolucję Blindead? "Affliction XXIX II MXMVI" i "Absence" dzieli stylistyczna przepaść, która podzieliła fanów zespołu. "Ascension" zdawał się kontynuować nowy kierunek, ale liczne zawirowania doprowadziły do tego, że pojawiła się "Niewiosna", która ponownie wywołała burzę. Podobną muzyczną przemianę prezentuje małopolska Mord'A'Stigmata. Wystarczy posłuchać trzech ostatnich wydawnictw, by usłyszeć, jak na przestrzeni sześciu lat zmieniła się muzyka zespołu. Osoba "spoza branży" mogłaby stwierdzić, że "Ansia", "Hope" i "Dreams Of Quiet Places" to albumy nagrywane przez zupełnie inne grupy. Szczególnie mocno czuć to w przypadku dwóch ostatnich wydawnictw, które mimo zachowanego trzonu są diametralnie różne. I równie wciągające. "Hope" kręci się w klimatach post black, post metal, sludge, a "Dreams Of Quiet Places" wpuszcza do świata awangardowego metalu duże ilości elektroniki.
Na polskiej scenie rockowo-metalowej nie ma chyba drugiego zespołu, który wywoływałby tak skrajne emocje jak Nocny Kochanek. Jeśli chcecie, aby domówka gitarowej świty skończyła się w ekspresowym tempie, wystarczy podrzucić temat ekipy ze Skarżyska-Kamiennej. Mamy wtedy gwarancję, że wszyscy pokłócą się w przeciągu kwadransa i rozejdą do domów, bo z pewnością znajdą się metalowi ortodoksi, dla których muzyka Nocnego Kochanka jest szczytem żenady, który to i tak przebija warstwa tekstowa. Po drugiej stronie stoją osoby, które potrafią podejść do tematu z dystansem, lekkim przymrużeniem oka, bez spiny. Sam należę do tej drugiej grupy i w muzyce metalowej bez problemu jestem wymienić co najmniej kilkanaście bardziej "przypałowych" kapel. A teksty? Wystarczy przetłumaczyć kawałki swoich ulubionych artystów zagranicznych, aby przekonać się, że tutaj również często nie ma powodu do zachwytów.
Najnowszy i poprzedni album Megadeth dzieli najdłuższa w historii zespołu przerwa wydawnicza. Przez sześć lat w ekipie Mustaine'a wydarzyło się wiele i to głównie w drugiej połowie tego okresu. Najpierw Dave w 2019 roku ogłosił światu, że walczy z rakiem. Na szczęście wygrał. Drugi grom uderzył w zeszłym roku, kiedy to ogłoszono informację, że "dyscyplinarnie" z zespołem pożegnał się David Ellefson, który tworzył muzyczną historię Megadeth przez 28 lat. Takie dwie wstrząsające informacje mogły bardziej sugerować zakończenie kariery zespołu niż premierę nowego krążka, ale w czerwcu tego roku pojawiła się pierwsza zapowiedź nowego wydawnictwa, "We'll Be Back", która podbiła moje serce już przy pierwszym przesłuchaniu. Mimo ponad 60-tki na karku Mustaine brzmi tu jak w czasach swoich najlepszych dokonań z przełomu lat 80/90. Utwór jest niesamowicie dynamiczny, chwytliwy i zwyczajnie wpada w ucho. I to w takim stopniu, że aż chce się go zapętlić.
Doskonale pamiętam początki swojej przygody z Behemothem czyli 2002 rok i album "Zos Kia Cultus". Oczywiście o zespole słyszałem już wcześniej, ale wyraźnie było nam nie po drodze, ponieważ w tamtym czasie skupiałem się na thrashu i grunge'u, jednocześnie uważając Behemotha za ekipę grającą coś tak ekstremalnego, że dalej nie ma już nic. Do tego dochodziła cała otoczka budowana przez Nergala. Ogólnie były to dla mnie "za wysokie progi". Szybko jednak okazało się, że są zespoły, przy których ekstremalność Behemotha łatwo podważyć i wielu artystów, przy których Nergal jest grzecznym chłopcem. Nie wpływa to w żaden sposób na mój odbiór twórczości zespołu z pierwszej dekady XXI wieku, do której stosunkowo często wracam, bo lubię te albumy za różnorodność oraz sporą dawkę szaleństwa.
Czy po wydaniu absolutnie beznadziejnego "Catharsis" ktoś w ogóle oczekiwał kolejnego albumu Machine Head? U części słuchaczy nastawienie do tej grupy zmieniło się stosunkowo szybko, bo już w drugiej połowie 2019 roku, kiedy to do zespołu dołączył Wacław Kiełtyka. Chyba większość polskich fanów ciężkiej muzyki była ciekawa, czy Vogg wniesie powiew świeżości do pogrążonego w marazmie zespołu a może nawet przemyci trochę elementów z Decapitated. Krótko po jego dołączeniu do Machine Head zaczęły pojawiać się nowe utwory - jeden w 2019 roku, rok później już trzy. Rok 2021 przyniósł tylko jedno premierowe nagranie i w zasadzie nie do końca było wiadomo, o co chodzi i czego się spodziewać. Również jakość zaprezentowanego materiału była różna - bardzo przyjemne "Arrows In Words From The Sky" i "My Hands Are Empty" przeplatały się ze średnio udanymi "Civil Unrest", "Do Or Die" i "Circle The Drain".
Ciężko stwierdzić, czy to pandemia, czy upływ lat sprawiły, że "Totem" i "Ritual" dzieli najdłuższa, bo aż czteroletnia przerwa w historii twórczości Maxa Cavalery. W tym czasie trochę pozmieniało się w szeregach Soulfly, ponieważ z zespołem pożegnał się Marc Rizzo, w przypadku którego można śmiało powiedzieć, że momentami sam ciągnął ten wózek, a swoją przygodę z zespołem zwieńczył bardzo dobrym krążkiem. Cztery lata to jednak wystarczająco dużo czasu, by przewietrzyć głowę i stworzyć coś fajnego. Ale chyba nikt nie spodziewał się rewolucji w twórczości Maxa? I dobrze, bo "Totem" to zbiór kolejnych dziesięciu utworów utrzymanych w charakterystycznym dla tej grupy klimacie.
Melodika to polska marka, która od samego początku działalności opowiadała się za zdroworozsądkowym podejściem do sprzętu audio. Trzonem oferty są kable i akcesoria, jednak firma kojarzona jest też z bardzo...
Kupowanie słuchawek bezprzewodowych przypomina rozwiązywanie skomplikowanej łamigłówki. Wybór zestawów głośnikowych, wzmacniacza, streamera czy gramofonu to przy tym bułka z masłem. Zacznijmy od tego, że sprzęt stacjonarny nie musi pasować do...
Kilkukrotnie podczas swojej przygody z testowaniem i użytkowaniem słuchawek dochodziłem do punktu, w którym stwierdzałem, że to już opus magnum, punkt kulminacyjny i apogeum tego, czego potrzebuję. Wydawało mi się,...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Cieszą mnie te nazwy jak Zen Hologram, audiofil wtedy już jest podjarany.
@Lucas 688 - Chyba lepiej wybrać Denka, mam Onkyo A-9050 i po modyfikacjach gra lepiej niż wcześniej. ale wydaje mi się. że Denon 900NE gra ładniej. Najlepiej p...
Hologram II to nieco inna półka - jednak wyższa. Ale Melodika też gra bardzo zacnie, tylko bez tego mięsistego basu Acoustic Zenów i bez aż takiej głębi sceny.
Porównanie flagowca Melodika do z tego co pamiętam Ultra Blue 2 jest drugim modelem Tellurium Q od dołu ma się nijak, bo to nie ta klasa. Przy tej cenie BS wtyk...
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.