Rega Brio MK7
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Kiedy Rega wprowadziła siódmą generację swojego wzmacniacza zintegrowanego Brio, byłem nieco zaskoczony. Którą?! Fakt, model ten figuruje w ofercie brytyjskiej firmy od kiedy pamiętam, ale nie zdawałem sobie sprawy, że doczekał się już aż tylu różnych wersji. Ostatni raz miałem z nim kontakt w 2016 roku, kiedy przetestowałem go w komplecie z odtwarzaczem Apollo-R i monitorami KEF LS50. Kompaktowy piecyk nosił wtedy nazwę Brio-R, a kolejna generacja była przedstawiana po prostu jako Brio, bez wskazywania na to, który to już "mark". Okazuje się, że historia tego modelu sięga początku lat dziewięćdziesiątych. I choć przez te ponad trzy dekady urządzenie zmieniało się, ewoluowało i dostosowywało do nowych wymagań rynku, jego filozofia konstrukcyjna pozostała niezmienna. Brio zawsze było sprzętem zaprojektowanym z myślą o prostocie, funkcjonalności i muzykalności. Miał dawać melomanom przedsmak tego, co potrafią zaoferować droższe, większe wzmacniacze, ale w przystępnej, minimalistycznej formie. Bez przesady i prężenia muskułów. Taka też wydaje się być najnowsza wersja, choć niewątpliwie w kilku aspektach "siódemka" została unowocześniona - pojawiły się tu rzeczy, na które spora część klientów rozglądających się za takim wzmacniaczem czekała i które z pewnością zostaną przyjęte z entuzjazmem.
Pierwszy Brio pojawił się na rynku w 1991 roku. Tak, ten projekt liczy sobie już niespełna 35 lat. Należy pamiętać, że mówimy o firmie założonej w 1973 roku, więc ten skromniutki piecyk, w różnych odmianach, był obecny w katalogu przez 2/3 jej istnienia. Szaleństwo. Pokazuje to, jak ważnym elementem biznesu rozkręconego przez Tony'ego Relpha i Roya Gandy'ego są komponenty elektroniczne i jak krzywdzące jest postrzegalnie Regi jako manufaktury specjalizującej się wyłącznie w produkcji gramofonów. Co więcej, Brio był trzecim wzmacniaczem w historii Regi, po Elexie i Elicicie, które do dziś pozostają w ofercie. W sieci znalazłem informację, że jego pierwowzorem był lampowy wzmacniacz Leak ST20, co już na wstępie świadczyło o wyjątkowej myśli konstrukcyjnej. Jak na bazie lampowca stworzyć integrę w stu procentach tranzystorową? Chyba lepiej nie wchodzić w szczegóły, bo zaraz przejdziemy do analizy układu Williamsona. Pierwsze wersje bazowej integry Regi były jak najbardziej pełnowymiarowymi klockami. Ostatnim "szerokim" Brio była trzecia odmiana, zaprezentowana w 2006 roku, a przejście na obudowę o połowie standardowej szerokości nastąpiło pięć lat później, wraz z premierą wspomnianego już Brio-R. W takim formacie piecyk jest produkowany do dziś.
Wersja MK7, choć różni się wyglądem od swojego poprzednika, zachowuje podstawowe cechy, które stały się znakami rozpoznawalnymi Regi - prostotę, funkcjonalność i wysoką jakość wykonania. "Siódemka" jest ciut mocniejsza i została wzbogacona o szereg nowych funkcji, ale co najważniejsze, producent nie uległ modzie na zastępowanie klasycznych wzmacniaczy gotowymi układami pracującymi w klasie D. Tak, Brio to wciąż normalny, klasyczny wzmacniacz tranzystorowy. Ba! Jest w całości produkowany w Anglii. I kosztuje 3999 zł. Patrzcie, kochani - jak się chce, to można. Brio MK7 to także symbol zmian, które zaszły w dziale inżynierii Regi. Głównym projektantem tej wersji jest niejaki Ashton Wagner, który zastąpił na tym stanowisku Terry'ego Batemana. To właśnie pod okiem pana Wagnera kompaktowy piecyk zyskał kilka gadżetów, które stanowią odpowiedź na współczesne potrzeby audiofilów. Po raz pierwszy w historii Brio pojawia się wbudowany DAC, co jest dużym krokiem naprzód, ponieważ do tej pory użytkownicy wzmacniacza musieli korzystać z zewnętrznych urządzeń, aby uzyskać jakikolwiek kontakt ze światem cyfrowym. Do dyspozycji mamy też wejście gramofonowe i gniazdo słuchawkowe. Sprawdźmy zatem, czy to po prostu nasz stary, dobry przyjaciel w nowym wdzianku, czy może zmiany zaszły dalej, niż moglibyśmy się spodziewać.
Wygląd i funkcjonalność
Na pierwszy rzut oka poza przednią ścianką niewiele się tu zmieniło. Brio wygląda teraz poważniej i idealnie pasuje do swoich starszych braci. Niedawno miałem przyjemność testować topowe modele Osiris i Aethos, gdzie zwracałem uwagę na niesamowitą wręcz solidność i wrażenie, jakby ich obudowy były pancerne, monolityczne. Ta sama filozofia została teraz zastosowana w drugim modelu od dołu (niżej jest jeszcze iO). I choć oczywiście powtórzono to w mniejszej skali, efekt nadal imponuje. Obudowa Brio Mk7 zachowała kompaktowy format o połowie szerokości typowego komponentu audio. Dzięki temu urządzenie bez problemu zmieści się nawet na ciasnej półce czy stoliku. Mimo niedużych rozmiarów, Brio robi wrażenie bardzo solidnego. Skromny piecyk waży swoje, a metalowa obudowa została wykończona z dużą starannością. Na wysoką masę (5 kg to sporo jak na tak kompaktowe pudełko) składa się nie tylko obudowa, ale także to, co znajduje się w środku. Nie liczę już, ilu producentów przerzuciło się na wzmacniacze pracujące w klasie D. Z jednej strony nic do tego nie mam, bo technologia wciąż robi postępy, ale z drugiej kiedy mówimy o sprzęcie budżetowym, tradycyjne układy sprawdzają się lepiej. Dla części użytkowników nie ma to aż takiego znaczenia, ale niektórzy słyszą różnicę od razu i trzymają się od tych nowoczesnych "wynalazków" z daleka. Myślę, że Brio bardzo ich zainteresuje. Tym bardziej, że mówimy o dobrze wyposażonym wzmacniaczu kosztującym cztery tysiące złotych, a w tych pieniądzach znalezienie sensownej integry zbudowanej jak za starych, dobrych czasów jest coraz trudniejsze. Audiolab, Atoll, Musical Fidelity, Denon, Vincent, kilka propozycji mniej rozpoznawalnych marek i to właściwie wszystko. Tymczasem Brio oferuje zdrowe 50 W przy 8 Ω w klasie AB, ma naprawdę piękną obudowę i stoi za nim renoma legendarnej, brytyjskiej marki.
PREZENTACJA: Królowa gramofonów - Rega
Brio MK7 jest kolejnym dowodem na to, że w ostatnich latach Rega obudziła się z letargu. Nowe gramofony, nowe wkładki, nowe kolumny, a teraz nawet - o matko jedyna - przetwornik w podstawowym, budżetowym wzmacniaczu zintegrowanym. Tak, wiem... Wielu producentów wykonało ten krok dziesięć lat temu, a dziś są na etapie dodawania kolejnych funkcji do swoich wzmacniaczy strumieniowych, integracji z systemami automatyki domowej lub wprowadzania własnych aplikacji na urządzenia mobilne, ale pochwalmy Regę za to, że złapała kontakt z rzeczywistością. Jeżeli w dziedzinie rozwiązań cyfrowych Brytyjczycy nie mogą rywalizować z najlepszymi, to wiedzy na temat gramofonów i sprzętu towarzyszącego nikt im nie odmówi. I właśnie ten atut postanowili wykorzystać, projektując siódmą generację Brio. Jedną z nowości jest bowiem obecność bardzo przyzwoitego przedwzmacniacza korekcyjnego dla wkładek MM. Nie jest to dodatek wprowadzony na siłę, ale pełnoprawny phono stage, który spokojnie wystarczy do współpracy z gramofonem ze średniej półki. Jeśli parametry wejść cyfrowych nie są dla nas aż tak istotne, ale za to mamy fajny gramofon i chcemy wykorzystać jego potencjał bez inwestowania w kolejny klocek, Brio MK7 jawi się jako arcyciekawa propozycja. Oprócz tego piecyk oferuje trzy standardowe wejścia liniowe RCA, a na przedniej ściance znajdziemy duże gniazdo słuchawkowe - dobrze wkomponowane w lustrzany panel frontowy, nierzucające się w oczy, ale bardzo przydatne. Jeśli miałbym na coś narzekać, szkoda, że firma nie poświęciła jednego z trzech wejść analogowych, montując w tym miejscu wyjście z przedwzmacniacza. Mogłoby się przydać chociażby do podłączenia subwoofera albo zewnętrznej końcówki mocy.
Wróćmy jednak do dodatku, który zasadniczo zmienił oblicze Brio. Wbudowany DAC to dla tak konserwatywnej firmy duży krok naprzód. Teraz oprócz standardowych wejść liniowych mamy do dyspozycji jedno wejście optyczne i jedno koaksjalne, co daje możliwość podłączenia wzmacniacza do transportu sieciowego lub telewizora. Niestety sporym ograniczeniem jest tu szerokość tylnej ścianki, bowiem aby Brio MK7 mógł zaspokoić potrzeby użytkowników korzystających niemal wyłącznie ze źródeł cyfrowych, do pełni szczęścia brakuje chociażby gniazda HDMI czy USB, a także wsparcia dla plików DSD. Po raz kolejny musimy jednak zejść na ziemię - to jest najtańszy wzmacniacz w katalogu Regi, a dla melomanów używających odtwarzacza płyt kompaktowych, telewizora czy prostego, taniego streamera, możliwości wbudowanego DAC-a i te dwa wejścia będą w zupełności wystarczające. I choć niektórzy konkurenci oferują w tej cenie więcej, Rega pozostała przy swojej filozofii - nie komplikować sprawy tam, gdzie nie trzeba. Wprowadzenie wejść cyfrowych to nie tylko ukłon w stronę użytkowników bardziej "multimedialnych", ale też dość odważna zmiana jak na markę, która do tej pory trzymała się tradycyjnych rozwiązań. Mimo tej nowinki Brio MK7 nie próbuje być wszechstronnym centrum audio. No bo gdzie tu na przykład Bluetooth, nie mówiąc już o Wi-Fi? Nie ma. To nie jest kombajn, tylko wzmacniacz, który ma kilka dodatkowych elementów wyposażenia i to wszystko.
Do pełni szczęścia brakuje chociażby gniazda HDMI czy USB, a także wsparcia dla plików DSD. Po raz kolejny musimy jednak zejść na ziemię - to jest najtańszy wzmacniacz w katalogu Regi, a dla melomanów używających odtwarzacza płyt kompaktowych, telewizora czy prostego, taniego streamera, możliwości wbudowanego DAC-a i te dwa wejścia będą w zupełności wystarczające.Ogólne wrażenia z użytkowania? Jak najbardziej pozytywne. Brio MK7 to klasyczny wzmacniacz, w którym wszystko działa tak, jak powinno. Ma nawet klasyczny, analogowy potencjometr, więc po raz kolejny można powiedzieć, że projektanci nie eksperymentowali tam, gdzie nie trzeba. Po upływie około jednej godziny braku sygnału na wybranym wejściu wzmacniacz automatycznie przechodzi w tryb czuwania. Funkcja ta może zostać wyłączona. Jeśli miałbym na coś ponarzekać, zwróciłbym uwagę na gniazdo zasilające. Nie wiedzieć czemu, ma tylko dwa bolce, więc o uziemienie musimy zatroszczyć się we własnym zakresie. Będzie to szczególnie ważne dla użytkowników, którzy skorzystają z wejścia gramofonowego. Pod gniazdami RCA zamontowano zacisk uziemiający, ale co z tą masą ma się stać dalej? Proponuję od razu zaopatrzyć się w sprawdzone i tanie rozwiązanie, jakim jest kabel Melodika MDG. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o nowym pilocie systemowym. Rega zdecydowała się na zdalne sterowanie, które nie tylko pozwala regulować głośność czy zmieniać wejścia, ale też obsługiwać odtwarzacz CD i przełączać urządzenie w tryb czuwania. To niby drobnostka, ale znacznie podnosi komfort użytkowania. Co więcej, pilot ma być kompatybilny z przyszłymi urządzeniami tej marki, więc wygląda na to, że Rega buduje spójny ekosystem. Problemem polega na tym, że póki co Brio MK7 nie ma w katalogu żadnego logicznego partnera. Dziesięć lat temu był nim odtwarzacz Apollo-R, a teraz najtańszy kompakt w ofercie, Saturn MK3, kosztuje 11 299 zł i choć pasuje do Brio MK7 pod względem wzornictwa, jest dwukrotnie szerszy. Przedwzmacniacz gramofonowy w stylu Fono MM MK5 lub Fono MC MK4? Nie wiem, czy użytkownicy będą rozważali taki upgrade, biorąc pod uwagę, że Brio MK7 ma wbudowany przedwzmacniacz korekcyjny dla wkładek MM. Moim zdaniem w ofercie ewidentnie brakuje DAC-a, nie mówiąc już o odtwarzaczu lub transporcie sieciowym. Ale kto wie - może proces, który obserwujemy od paru lat, to dopiero początek poważniejszych zmian? Na razie Brio traktowałbym jako samodzielny produkt, a koncepcja systemowa nabierze sensu dopiero wtedy, gdy (jeśli w ogóle) dołączy do niego źródło w identycznej obudowie.
Brzmienie
Elektronika Regi zawsze kojarzyła mi się z dynamicznym, rozdzielczym, dziarskim, rozrywkowym brzmieniem skoncentrowanym na średnicy, jednak opisywane niedawno wzmacniacze Osiris i Aethos pokazały, że brytyjska firma ewoluuje i to - co ciekawe - w tym samym kierunku, w którym poszło ostatnio wielu innych producentów. Manufaktury, których zestawy głośnikowe i komponenty stereo odznaczały się unikalnym, charakterystycznym brzmieniem, teraz mocniej stawiają na neutralność, równowagę i uniwersalność. Bowers & Wilkins, Audio Physic, Triangle - kiedyś kolumny tych marek słynęły z dość bezkompromisowego brzmienia, w stylu "kochaj albo rzuć". Dziś natomiast zadaję sobie pytanie, czy ten charakter faktycznie wciąż słychać, czy to tylko moje przyzwyczajenie i wniosek płynący z tego, że wiem, czego szukać (a być może szukam tego na siłę). Podobnie jest z Brio MK7. Czy w jego brzmieniu jest obecny pierwiastek "starej" Regi? Tak, ale nie koncentrowałbym się na tym zbyt mocno. Przede wszystkim jest to dobry, wszechstronny wzmacniacz, który nie pokłóci się z żadnymi dobrymi zestawami głośnikowymi i żadnym gatunkiem muzycznym.
TEST: Rega Aethos
Brio MK7 prezentuje bardzo dobrze wyważoną charakterystykę tonalną, która pozwala mu odnaleźć się w różnym repertuarze. W paśmie nie słychać większych "górek" ani "dołków". Niskie tony są zwarte, zwarte i szybkie - nie dominują, ale stanowią solidny fundament, który dobrze definiuje rytm odtwarzanych utworów. Jak to bywa z kompaktowymi wzmacniaczami, bas nie schodzi na samo dno piekieł, ale jego zwartość, sprężystość i naturalne zabarwienie rekompensują brak subsonicznych pomruków. Najmocniejszym punktem prezentacji jest zakres średnich tonów - nasycony, organiczny, z bardzo dobrą mikrodynamiką i naturalnym oddaniem barw. Wokale brzmią żywo, z zachowaniem faktury głosu i bez śladu nienaturalnego podbarwienia. Góra pasma została potraktowana z dużym wyczuciem. Wysokie tony są obecne i rozdzielcze, ale nie popadają w agresję. Mają nieco zaokrąglony charakter, co wpływa pozytywnie na długotrwały komfort odsłuchu. Wyczuwalne jest także lekkie osłodzenie, subtelna miękkość, która wygładza ostrzejsze nagrania. Ten aspekt prezentacji trochę kłóci się ze wspomnianym wyżej stereotypem Regi, ale jeśli dobrze pamiętam, Brio-R grał bardzo podobnie. Gdyby przesadzał z wysokimi tonami i nie miał tak przyjemnej barwy, połączenie go z KEF-ami LS50 nie byłoby tak udane.
Analizując kolejne aspekty prezentacji, dochodzimy do wniosku, że dla inżynierów Regi priorytetem była spójność. Wszystko, co słyszymy, jest ze sobą połączone i osadzone w logicznej strukturze. Nawet w obszarze dynamiki czy rozdzielczości Brio MK7 prezentuje podejście wyważone. Nie jest to wzmacniacz, który narzuca się agresywną prezentacją czy eksploduje nadmiarem energii, ale też nie gra w sposób ospały czy zgaszony. Jego siłą jest naturalna skala dynamiczna, wierne oddanie kontrastów oraz pełna kontrola zarówno nad atakiem, jak i wygasaniem dźwięku. Brio świetnie trzyma rytm. Dźwięk nie rozłazi się ani nie rozlewa po podłodze. Nagrania oparte na rytmice brzmią pewnie i stabilnie. Brio potrafi pokazać muzyczne kontrasty bez sztucznej ekscytacji, popadania w przesadę, którą moglibyśmy odebrać jako sztuczność, trik obliczony na pięć pierwszych minut odsłuchu. Brzmienie siódmej generacji Brio można określić jako zbalansowane, z lekkim ukłonem w stronę bezpośredniości. To urządzenie, które gra "do przodu". Taki sprzęt pozwala skupić się na muzyce, a nie na analizowaniu, co w dźwięku działa, a co nie. Gra wystarczająco dobrze i pewnie, abyśmy zaangażowali się w odsłuch, ale także na tyle neutralnie i bezpiecznie, aby nie irytować na dłuższą metę.
Jak można się było spodziewać po firmie słynącej z produkcji gramofonów, wejście to zostało potraktowane bardzo poważnie, a efekty słychać od razu. Wejście phono prezentuje jakość, której można by oczekiwać raczej po zewnętrznym przedwzmacniaczu w cenie 1000-1500 zł, a nie płytce, którą większość producentów upycha wewnątrz na siłę.Na koniec zostawiłem sobie ocenę "gratisów". Jeśli chodzi o wejścia cyfrowe, nie nastawiałem się na hi-endowe doznania i bardzo dobrze, bo nie o to tutaj chodzi. Zadaniem wbudowanego DAC-a było rozszerzenie funkcjonalności wzmacniacza i ta misja zakończyła się powodzeniem. Sercem układu jest kość WM8742 Wolfsona - sprawdzony konwerter, któremu jednak daleko do poziomu wyczynowego. Dźwięk nie stracił na płynności czy emocjonalnym zaangażowaniu. Bez względu na to, czy wykorzystamy wejście optyczne, koaksjalne, czy analogowe, Brio zachowuje swój charakter. Nie ma tu wyraźnych przeskoków jakościowych, ale nie można powiedzieć, że czegoś brakuje. Spójność między wejściami świadczy o dojrzałości projektu i o tym, że cyfrowa sekcja została potraktowana jako integralna część wzmacniacza, a nie jako dodatek, który ewidentnie od tej całości odstaje. Zupełnie inaczej prezentuje się wejście phono. Jak można się było spodziewać po firmie słynącej z produkcji gramofonów, wejście to zostało potraktowane bardzo poważnie, a efekty słychać od razu. Wejście phono prezentuje jakość, której można by oczekiwać raczej po zewnętrznym przedwzmacniaczu w cenie 1000-1500 zł, a nie płytce, którą większość producentów upycha wewnątrz na siłę. Brzmienie z winyli było przestrzenne, dynamiczne i barwne. Wzmacniacz znakomicie poradził sobie w połączeniu ze znacznie droższym gramofonem Clearaudio Concept, pokazując wiele detali, zwinny, dobrze kontrolowany bas i nasyconą, pełną średnicę. Jeżeli kochacie czarne płyty, a przymierzając się do kupna sprzętu audio długo analizujecie, co się opłaca, a co nie, obecność tak dobrego phono stage'a będzie ogromnym, może nawet decydującym elementem tego równania. Dzięki temu inwestycję w zewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy można odłożyć na później. Kto wie, może nawet dojdzie do tego dopiero wtedy, gdy zmienicie już kolumny, wkładkę, okablowanie i sam gramofon, a kolejnym logicznym krokiem będzie przejście na integrę z wyższej półki. Jeżeli natomiast nie macie takich zapędów i planujecie pozostać przy szlifierce za 1500-3000 zł, wejście phono w Brio MK7 będzie w sam raz, a nawet lepsze niż potrzeba. Z przyzwoitym napędem i dobrą wkładką MM ten skromny piecyk potrafi wyczarować to, co melomani i audiofile nazywają magią analogowego brzmienia. Nie jest to może poziom Dumbledore'a, Harry'ego Pottera ani Hermiony, ale Ronowi Weasleyowi też czasami udawało się dobrze machnąć różdżką, mimo że nie miał blizny na czole i nie pochodził z bogatej rodziny.
Budowa i parametry
Rega Brio MK7 to zintegrowany wzmacniacz stereo pracujący w klasie AB, oferujący 50 W na kanał przy obciążeniu 8 omów oraz 72 W przy 6 omach. Choć na pierwszy rzut oka wnętrze prezentuje się niemal tak samo jak w poprzednim modelu, tak naprawdę zostało gruntownie przeprojektowane i nie chodzi tu tylko o dodanie DAC-a. Brio otrzymał nową płytkę drukowaną, mającą na celu poprawę separacji pomiędzy sekcją przedwzmacniacza a końcówką mocy, co zdaniem producenta przekłada się na niższy poziom zniekształceń i lepszą separację kanałów. Cały układ elektroniczny znajduje się na jednej płytce drukowanej, co ogranicza długość ścieżki sygnałowej. Urządzenie wykorzystuje mieszany montaż elementów elektronicznych - powierzchniowy (SMD) i przewlekany. Wybór wejść odbywa się za pomocą hermetycznych przekaźników, co pozwala na minimalizację zakłóceń. Rega twierdzi, że układ został zaprojektowany w taki sposób, aby zminimalizować wpływ na główną ścieżkę sygnału, co gwarantuje, że nie zakłóca on ogólnej jakości dźwięku. Szczególną uwagę poświęcono przełącznikowi, który dezaktywuje kolumny głośnikowe po podłączeniu słuchawek do przedniego panelu. Gniazdo słuchawkowe zostało zaprojektowane pod kątem współpracy ze słuchawkami o niskiej impedancji. W stopniu końcowym zastosowano komplementarny układ push-pull oparty na tranzystorach Sanken STD3N i STD3P, które zostały przykręcone bezpośrednio do podstawy obudowy, aby pełniła ona rolę radiatora. Zasilanie oparto na transformatorze toroidalnym wyprodukowanym na zamówienie Regi, co sugeruje umieszczone na nim firmowe logo. Wejścia cyfrowe obsługiwane są przez przetwornik Wolfson WM8742, znany z wcześniejszych produktów marki, oferujący obsługę sygnału PCM do 24 bitów i 192 kHz dla obu dostępnych wejść -optycznego i koncentrycznego. Choć przetwornik ten nie należy do najnowszych kości dostępnych na rynku, powinien zaspokoić potrzeby większości użytkowników tego, bądź co bądź, niedrogiego wzmacniacza. Kolejnym ukłonem w stronę początkujących amatorów sprzętu hi-fi są zabezpieczenia. Brio MK7 może i jest mały, ale to nie oznacza, że pozbawiono go takich istotnych udogodnień. W przypadku zwarcia przewodów głośnikowych, zabezpieczenie przed zwarciem ochroni stopień wyjściowy przed nadmiernym natężeniem prądu. Producent informuje, że obwód zabezpieczający nie jest umieszczony w ścieżce sygnału audio, a zatem nie wpływa na jakość dźwięku. Godny podkreślenia jest także fakt, że Brio MK7 powstaje w brytyjskiej fabryce Regi.
Werdykt
O tym, że Rega to nie tylko znakomite gramofony, wiedziałem już od dawna, jednak dopiero teraz przekonałem się, jak dobrze brytyjska firma radzi sobie z komponentami stereo z zupełnie skrajnych poziomów cenowych. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że wyceniony na 41999 zł Osiris zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale żeby taką frajdę sprawił mi test wzmacniacza za mniej niż jedną dziesiątą tej kwoty? Taki wyczyn zasługuje na jeszcze większe uznanie. Naturalnie, Brio MK7 nie jest najlepszą integrą, jaką widział świat, ale trzeba spojrzeć na niego uczciwie, z dystansem, mając jakieś porównanie z konkurencją. I co nam z tego porównania wynika? Rotel A11 MKII, Denon PMA-900HNE, Audiolab 6000A MKII, Musical Fidelity M3si, Atoll IN50 Signature - to kilka fajnych propozycji w cenie 3000-4500 zł, ale w porównaniu z Brio MK7 wszystkie są duże, pod względem jakości wykonania obudowy podobny poziom prezentuje tylko Audiolab, a jeśli chodzi o jakość "dodatków", znów bronią się tylko Audiolab, Denon i może Rotel. Mając w ofercie dobrą, sprawdzoną, lubianą integrę, nie trzeba robić zbyt wiele, aby dostosować ją do dzisiejszych standardów. I właśnie taki jest opisywany piecyk. Brytyjczycy jakoś strasznie się nad nim nie napracowali, ale na sukces Brio zapracowali sobie już wcześniej, więc i tak wychodzą na prowadzenie.
Maluch Regi plasuje się w ścisłej czołówce wzmacniaczy z tej półki i nie zawdzięcza tego efekciarskim gadżetom, tylko rzetelnej robocie, która przekłada się na bezproblemowe działanie i równe, naturalne, uniwersalne brzmienie. Siódma generacja wzmacniacza wprowadzonego na rynek niemal 35 lat temu nie rewolucjonizuje świata (na szczęście - szczególnie jeśli chodzi o wnętrze), ale dopieszcza to, co już było dobre. To sprzęt, który potrafi zaangażować nas w słuchanie, ale nie męczy na dłuższą metę. Spokojny, pewny swoich umiejętności, ale nie nudny. Wisienką na torcie jest jakość wbudowanego phono stage'a. A jeśli nie musimy kupować zewnętrznego przedwzmacniacza, możemy dołożyć tę różnicę do gramofonu lub wkładki. Z aktualnych propozycji Regi najbardziej kusi chyba Planar 2 z wkładką Nd3. Do tego sensowne kolumny, niedrogi transport sieciowy i mamy system, na którym będziemy z przyjemnością słuchali muzyki z wielu źródeł, od serwisów strumieniowych po winyle. A że Brio MK7 nie ma najnowszego DAC-a i nie stoi na pierwszej linii technologicznej wojny? Spokojnie... Posłuchajcie go, a zrozumiecie, że dopracowany, zaprojektowany trochę "po staremu" wzmacniacz jest ważniejszy niż obsługa DSD512 i Bluetooth 5.4 z kodekami aptX Hi-Res Adaptive HD XD.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 50 W/8 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA
Wejście phono: MM
Wejścia cyfrowe: 1 x optyczne, 1 x koaksjalne
Maksymalna jakość sygnału: 24 bit/192 kHz
Wyjście słuchawkowe: 6,3 mm
Zniekształcenia: 0,005%
Maksymalne zużycie energii: 200 W
Wymiary (W/S/G): 7,9/21,6/36,5 cm
Masa: 4,9 kg
Cena: 3999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze