Królowa gramofonów - Rega
- Kategoria: Prezentacje
- Ludwik Jasiński
Rega - nazwa znana i ceniona w całym świecie audio, głównie z powodu znakomitych gramofonów, ale także innych komponentów hi-fi. Każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem grającym, doskonale woe, że produkty brytyjskiej legendy są uważane za jedne z najlepszych na świecie i chyba każdy marzy, aby chociaż raz sprawdzić na własnej skórze, jak brzmi i sprawuje się jeden z jej topowych modeli. Warto jednak wiedzieć, że Rega to nie tylko znakomite gramofony, wzmacniacze, odtwarzacze CD czy kolumny, które elektryzują cały świat. To przede wszystkim filozofia jej założyciela, Roya Gandy'ego, którą przesiąknięte są wszystkie produkty dostępne w aktualnym katalogu i modele historyczne. Tak się właśnie składa, że w tym roku mija dokładnie 50 lat od oficjalnego rozpoczęcia działalności firmy. Przyjrzyjmy się więc, jak przez te pięć dekad Roy Gandy i jego współpracownicy oczarowywali i nadal oczarowują świat sprzętu hi-fi swoimi wynalazkami.
"Hi-fi nigdy nie było moją pasją. Moją pasją jest muzyka." - odrzekł kiedyś Gandy, zapytany przez jedno z branżowych czasopism o swoją pasję. To jedno zdanie chyba najtrafniej określa sposób, w jaki założyciel Regi podchodzi do swojej pracy od lat, ponieważ wszystko zrodziło się właśnie z pasji do muzyki i... majsterkowania, a właściwie - przynajmniej z początku - chęci przetrwania. Już od wczesnych lat dzieciństwa Roy musiał nauczyć się, jak za pomocą prostych narzędzi naprawić chociażby zdezelowany rower, będący jego jedynym środkiem transportu do szkoły. "Musiałem nauczyć się go naprawiać i regulować, ponieważ nie mogłem sobie pozwolić na spóźnianie się do szkoły. W tamtych czasach zepsuty rower czy spóźniony autobus nie były wymówką. Trzy takie spóźnienia i mogłem zostać dosłownie wychłostany przez nauczyciela. Dlatego musiałem wiedzieć, jak naprawić hamulce czy wyregulować śruby, a miałem do dyspozycji jedynie kombinerki." - opowiada Gandy. Właściwa motywacja kluczem do sukcesu, nieprawdaż?
Potrzeba matką wynalazków
W późniejszych latach pojawiły się kolejne wyzwania i zrodziły nowe pasje - do motoryzacji i muzyki. To pierwsze hobby zaprowadziło młodego Roya Gandy'ego w rejony samodzielnego odrestaurowywania motocykli i brania udziału w rajdach (był nawet właścicielem podrasowanego Mini). Miłość do muzyki wypracował sobie dzięki wychowywaniu się w muzycznej rodzinie (jego ojciec był wokalistą, a matka pianistką), co z kolei było bezpośrednim przyczynkiem do własnoręcznego budowania gitar elektrycznych, a nawet naprawienia szkolnego klarnetu. Oprócz ręki do budowania i majsterkowania, Roy miał również zmysł do interesów - często mył samochody sąsiadów albo reperował rowery kolegów za pieniądze. "Wtedy tego nie rozumiałem, ale konstruowanie to nie tylko stworzenie czegoś z niczego według planu czy instrukcji. Bo nawet, jeśli nasze założenia konstrukcyjne są zgodne z pryncypiami inżynierii czy nauki, to bez eksperymentowania nic nie osiągniemy. Musimy przetestować to, co zbudowaliśmy, w prawdziwym świecie. Nawet jeśli sami coś stworzymy, to nie sprawia, że od razu staje się to lepsze. Szanse na to, że okaże się zdecydowanie gorsze niż produkt ze sklepu, są równie duże. W świecie hi-fi mamy dokładnie to samo - eksperymentowaniem jest tam słuchanie. Oczywiście, słuchanie jest bardzo subiektywne, dlatego przez lata starałem się pozostawać jak najbardziej obiektywnym słuchaczem." - wspomina swoje doświadczenia ze swoimi pierwszymi konstrukcjami założyciel Regi.
Po pójściu na studia i wzięciu ślubu, 23-letni Roy Gandy przeprowadził się wraz z żoną do nowego mieszkania. Zabrał ze sobą swoją niewielką kolekcję winyli, którą uzbierał przez lata. Problem polegał na tym, że w jego nowym lokum nie było sprzętu grającego. W latach sześćdziesiątych XX wieku w Anglii koncepcja sprzętu hi-fi była jeszcze w powijakach. Większość rodzin posiadała tak zwane radiogramy, czyli połączenie eleganckiego barku na alkohole, telewizora, radioodbiornika, głośnika i gramofonu ze zmieniarką. Takie kombajny były dowodem dobrego prosperowania rodziny i chociaż sprzęt ten był monofoniczny, to przecież zdecydowana większość albumów i singli była nagrana właśnie w tym systemie. Posiadanie osobnych komponentów audio i telewizora (z dwoma kanałami i w kolorze) było już oznaką prawdziwego burżujstwa.
Pierwsze podrygi systemów hi-fi w Zjednoczonym Królestwie zaczęły być naprawdę odczuwalne dopiero w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych, kiedy to znane zespoły przestały nagrywać wyłącznie pojedyncze hity na siedmiocalowe single, a zaczęły się interesować nagrywaniem całych albumów, nierzadko tak zwanych albumów koncepcyjnych, co z całą pewnością było zasługą między innymi Beatlesów i ich "Sierżanta Pieprza", oraz wcześniejszego "Revolvera", które już nie brzmiały jak zbiór oderwanych od siebie piosenek, a jako ukończone dzieła, stanowiące całość. To właśnie w tamtym momencie opinia publiczna zainteresowała się słuchaniem muzyki "na poważnie", a na popularności zyskały konstrukcje Thorensa, Goldringa, Leaka, czy Wharfdale'a. Sprzęty muzyczne zaczęły być określane mianem "high fidelity", a zasypujące kioski magazyny o tematyce audio podsycały społeczny głód reprodukcji dźwięku na porządnym poziomie.
Problem polegał na tym, że zwykli studenci, tacy jak Roy Gandy, nie byli w stanie sobie na takowe zestawy audio pozwolić. Kompletny gramofon Goldring Lenco GL75 kosztował bagatela 3600 dzisiejszych złotych, a to był przecież tylko jeden komponent całego zestawu. Właśnie w tamtym okresie Roy rozpoczął swoje praktyki w fabryce Forda, podczas których przeszedł kurs na inżyniera-mechanika. Motoryzacja nie dawała mu jednak tyle radości, dlatego zamiast konstruować nowe modele Fordów, został copywriterem technicznym firmy. Nadal dotkliwie odczuwał brak zestawu hi-fi w domu, dlatego skusił się na kupno jednego z popularnych magazynów audio, w którym przeczytał artykuł "Jak samodzielnie zbudować wzmacniacz z układów scalonych". Zbudowanie wzmacniacza byłoby idealnym rozwiązaniem jego problemu, jednak Gandy nie bardzo rozumiał technikalia artykułu. Poczuwszy przypływ entuzjazmu, udał się do kolegi z Forda, Johna Chesneya, aby ten objaśnił mu, o co w tym wszystkim chodzi. "To była wspaniała konwersacja. Chesney posadził mnie naprzeciw siebie, przestudiował artykuł, spojrzał znad niego z poważną miną i zapytał: Dobra, to po co chcesz to zbudować? Odpowiedziałem mu, że mam w domu kilka płyt, ale nie mam na czym ich odtwarzać, a ten projekt wg autora artykułu był tani jak barszcz i łatwy." - rzekł Gandy, przypominając sobie tamte lata. Reszta rozmowy potoczyła się zupełnie inaczej, niż Roy się spodziewał. John wytłumaczył młodemu studentowi, że tego typu magazyny publikują setki takich artykułów miesięcznie, obiecując szybkie rezultaty, jednak tak naprawdę takie projekty wymagają czasu, działania metodą prób i błędów. Chesney twierdził nawet, że jeśli Roy nie będzie czerpał przyjemności z samego procesu budowania wzmacniacza, to całe przedsięwzięcie nie ma żadnego sensu. Poradził mu, aby ten najpierw zbudował sobie kolumny głośnikowe, które były zdecydowanie prostszym przedsięwzięciem, a pieniądze, które mógłby wydać na magazyny audio, zaoszczędził na porządny wzmacniacz.
Rozochocony Roy czym prędzej zabrał się więc za zbudowanie swoich pierwszych kolumn z obudowami z płyt betonowych. Za resztę zestawu robiły mu części wymontowane ze starego radiogramu, który dostał od znajomego. Chociaż Roy był dumny z kolumn, to reszcie zestawu było zdecydowanie daleko do ideału. Młody mężczyzna doskonale o tym wiedział, dlatego z uporem wprowadzał kolejne modyfikacje, aby poprawić brzmienie i wygląd swojego chałupniczego hi-fi. Udało mu się przerobić napęd talerza rozklekotanego gramofonu na paskowy i zamontować silnik z jednego z legendarnych już odtwarzaczy firmy Transcriptors. Dodał nawet na talerzu metalowe, cylindryczne wsporniki, na których spoczywała płyta, na wzór bardzo postępowego modelu Transcriptors Reference. Szybko do niego dotarło, że budowanie sprzętu grającego jest bardzo przyjemne i rozpoczął hobbystycznie konstruować kolejne pary kolumn głośnikowych. Budziło to coraz większe zainteresowanie jego kolegów z pracy w fabryce Forda. W ten sposób Roy Gandy rozpoczął sprzedawanie pierwszych zestawów głośnikowych i szybko zyskał rozgłos wśród swoich znajomych. Zaowocowało to też pierwszą profesjonalną recenzją jego sprzętu, opublikowaną na łamach magazynu "Hi-Fi Sound" w lutym 1972 roku.
Początek prawdziwej kariery
"Hi-Fi Sound" co miesiąc recenzowało zestawy hi-fi swoich czytelników i w lutowym numerze znalazł się zestaw Gandy'ego, nawet ze zdjęciami. Był to wzmacniacz Leak 70, tuner Truvox, wcześniej wspomniany gramofon własnej roboty, korzystający z części Transcriptorów z wkładką G800SE, oraz zbudowane własnoręcznie, betonowe kolumny. "Nie mam pojęcia jak mój zestaw znalazł się w tej gazecie. Ja go tam nie zgłaszałem, a więc musiał to zrobić jeden z moich klientów." - wspomina Roy. Recenzent magazynu "Hi-Fi Sound" był oczarowany i zaskoczony skromnym zestawikiem Roya Gandy'ego. Szczególną uwagę zwrócił na jego betonowe kolumny, których brzmienie określił jako "wyjątkowo gładkie i wyrównane, ze znakomicie kontrolowanym basem", i chociaż góra pasma pozostawiała wiele do życzenia, to tak pozytywna recenzja w profesjonalnym magazynie branżowym mogła oznaczać tylko jedno - rozgłos.
Tak też się stało. Roy budował kolumny po pracy i w weekendy, zajmując sobie tym każdą wolną chwilę, tylko po to, aby zadowolić rosnący popyt. Produkowanie betonowych obudów było tanie, ale całkowicie niepraktyczne, dlatego Gandy szybko znalazł alternatywne rozwiązanie w jednym z magazynów muzycznych - obudowy z linią transmisyjną. Wkrótce przestał korzystać z przetworników Wharfdale'a na rzecz KEF-ów, które sprawdzały się znacznie lepiej, zwłaszcza w obudowie tego typu. Rosnąca ilość zamówień zmusiła Roya do przybrania roli sprzedawcy hi-fi, czego bardzo nie lubił. Wynikało to z faktu, iż nie znał się za dobrze na sprzęcie muzycznym, a coraz więcej osób prosiło go o rekomendacje całych zestawów. Nie chcąc zawieść swoich klientów, Roy wkrótce znalazł dystrybutora gramofonów, wkładek i wzmacniaczy. Współpraca nie układała się jednak najlepiej, ze względu na ogromne ilości uszkodzonych w transporcie sprzętów, na które Gandy marnował czas i pieniądze. To właśnie stało się impulsem do dopracowania swojego amatorskiego gramofonu.
Roy zaczął projektować nowe wersje swojej konstrukcji, sporządzając rysunki techniczne i budując prototypy, które następnie prezentował różnorakim podwykonawcom w nadziei nawiązania współpracy. Z wieloma z nich nie udało się dogadać, jednak ci, którzy się zgodzili, utwierdzili Gandy'ego w przekonaniu, że zlecanie poszczególnych komponentów podwykonawcom jest odpowiednim rozwiązaniem. Ten model produkcji utrzymuje się zresztą w Redze po dziś dzień. Po wielu próbach i eksperymentach Roy zastosował prostą płytę wiórową pokrytą czarnym laminatem. Zamienił wsporniki na talerzu na coś, co przypominało trzy pływaki przymocowane do centralnego krążka wokół trzpienia gramofonu. W nowatorski sposób zamontował silnik Philipsa, podwieszając go od spodu plinty na zawieszeniu, które pozwalało na niwelowanie pionowych wibracji i pozwalało uzyskać jak największą niezależność od reszty mechanizmu. Sam kleił i wykrajał pasek napędowy z wytłaczanych, gumowych cylindrów, a ostatecznie znalazł podwykonawców, którzy wykonali pokrywę z formowanego wtryskowo plastiku z niekonwencjonalnymi, polipropylenowymi zawiasami. Zbudowany w ten sposób gramofon szybko okazał się hitem sprzedaży. Roy nazwał go "Planet" i tak narodziła się legenda.
Rozwinąć skrzydła
Roy miał jednak znacznie ambitniejsze plany - pragnął, aby jak najwięcej osób mogło cieszyć się jego gramofonem. Chodząc po sklepach ze sprzętem audio, w poszukiwaniu sprzedawców chętnych dystrybuować jego produkt, poznał swojego przyszłego partnera biznesowego i współzałożyciela Regi, Tony'ego Relpha. Tony prowadził kilka sklepów ze sprzętem hi-fi w okolicy i zaintrygowany Planetem, postanowił dać Royowi szansę. Gramofon sprzedawał się znakomicie. Do tego stopnia, że Relph zaproponował Gandy'emu wspólne założenie firmy. 1 lipca 1973 roku Tony Relph i Roy Gandy zarejestrowali spółkę Rega Research Limited. Nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwisk obu założycieli. Dopisek "research" znalazł się tam, ponieważ według Tony'ego brzmiało on "górnolotnie", jak w przypadku firmy Audio Research. Samo słowo "rega" poniekąd nawiązuje również do sformułowania "regal" (z angielskiego "królewski"), co bardzo podobało się Relphowi.
Początkowe siedziby Regi nie były zbyt okazałe i zwykle mieściły się na małych poddaszach albo w ciasnych budynkach na przedmieściach, ale w tamtych czasach to zupełnie wystarczało. Wszakże produkcją zajmowali się wyłącznie Roy i... matka Tony'ego. Sam Relph był głównie zainteresowany doradzaniem Gandy'emu w kwestiach biznesowych i dawaniem mu wsparcia finansowego. Biznes nabierał tempa. Rega podpisała umowę z Cosmocordem na dostarczanie ramion gramofonowych, ale Roy czuł się coraz bardziej przytłoczony pracą na dwa etaty, dlatego w drugiej połowie 1973 roku zwolnił się z fabryki Forda. Po pewnym czasie Roy i Tony zaczęli jeździć po całej Europie w poszukiwaniu nowych kontraktów, porzucając wkrótce Cosmocorda na rzecz lukratywniejszych układów. Rega rosła w siłę, produkując coraz więcej gramofonów, zmieniając swoją siedzibę na znacznie większą i zatrudniając nowych pracowników.
Planet sprzedawał się świetnie, ale gramofon coraz bardziej odstawał od standardów parametrów wow i flutter (kołysanie i drżenie dźwięku) i rosnącego rynku konkurencji. Roy postanowił opracować i zbudować nowy model. Z ciężkim sercem porzucił atrakcyjny dizajn oparty na trzech odsadniach na rzecz konwencjonalnego talerza. Jednakże, to jest Rega, talerz nie mógł być całkowicie klasyczny! I tak w głowie Gandy'ego zrodził się pomysł gramofonu z talerzem ze szkła. Powstały w ten sposób dwa pierwsze nowoczesne modele Regi - Planar 2 i Planar 3 (ten drugi zadebiutował w 1976 roku). Planar 3 miał trudny start, ponieważ jego wygląd nie zrobił już takiego szału wśród klienteli jak to było w przypadku Planeta, ale był gramofonem zdecydowanie lepszym technicznie i po jakimś czasie jego sprzedaż nabrała tempa. W 1977 roku całkowicie zaprzestano produkcji modelu Planet.
8 lipca 1976 roku Tony Relph, widząc, jak jego przyjaciel coraz lepiej sobie radzi w roli biznesmena, podjął decyzję o zwolnieniu się z szeregów Regi. Oddał więc swoją część udziałów w firmie Gandy'emu i wyemigrował do Nowej Zelandii w poszukiwaniu nowych przedsięwzięć. "Szczerze uważam, że Tony podejmując tę decyzję, miał na względzie mój interes. Widział, jak sobie radzę i ukierunkował swoje działania tak, abym na tym zyskał. Mam do niego spory sentyment, ponieważ nasza współpraca była oparta na szczerości. Kiedy Tony nie musiał już wypełniać swoich obowiązków, dobrowolnie się wycofał w taki sposób, aby jego odejście było z korzyścią dla firmy." - powiedział zapytany o to Roy.
Nowy rozdział
Po odejściu swojego kolegi Roy nie zatrzymywał się ani na chwilę, a nawet wracał do swoich starych pomysłów. Jeszcze w 1975 roku zapragnął oferować klientom kompletne gramofony, bez konieczności dokupowania ramion innych producentów. Przyszła więc pora na zaprojektowanie i zbudowanie własnej wkładki i ramienia. Pierwsze próby, w postaci wkładki R100 i ramienia R200, skończyły się wykorzystaniem istniejących projektów z Japonii, poddanych niewielkim modyfikacjom. Mimo to wkładka R100 sprzedawała się świetnie, zapewniając Gandy'emu pieniądze i czas na eksperymenty z ramieniem gramofonowym zbudowanym jak żadne inne. Miał bowiem pomysł odlania ramienia z jednego kawałka metalu, aby uniknąć wszelkich zagięć, odkręcanego headshella i typowego dla ówczesnych ramion kształtu litery "S".
Udało się dopiero po ośmiu latach ciągłych wyjazdów, prób i eksperymentów. Przez większość tego czasu Roy próbował wyprodukować swoje wymarzone, proste ramię bez łączeń i zagięć w Japonii, jednakże tamtejsi inżynierowie potrzebowali jasnych instrukcji, a nie prototypowych rysunków. Zadaniu podołała brytyjska firma Morris Ashby Castings, w której specjalnie na potrzebę projektu ramienia zrewolucjonizowano proces ciśnieniowego odlewania aluminium. W tym trudnym czasie nieoceniona okazała się pomoc nowego pracownika Regi, Kena Palmera, specjalisty od projektowania odlewów, który poprawił techniczne rysunki i projekty Roya. Całość przedsięwzięcia w fabryce Morris Ashby Castings trwała 18 miesięcy. Było jednak warto, ponieważ dzięki temu na rynku pojawiły się niesamowicie nowatorskie ramiona gramofonowe RB250 oraz RB300 ("B" w nazwie oznaczało produkcję w Wielkiej Brytanii).
W 1985 roku Gandy nawiązał współpracę z Goldringiem, aby stworzyć nową wkładkę, która tym razem nie będzie tylko rebrandingiem produktu z kraju kwitnącej wiśni. Tak powstała wkładka moving magnet Rega RB100, która była zdecydowanie lepsza od importowanej i lekko modyfikowanej R100, jednak jakimś cudem sprzedawała się kiepsko. Właśnie wtedy Roy postanowił ulepszyć projekt RB100 i stworzyć linię wkładek, które będą w 100% produktem Regi. W wyniku usprawnienia procesu produkcji znanego z Goldringa, Rega stworzyła w 1988 roku nowe wkładki Bias i Elys, dzięki którym firma zawojowała świat hi-fi, a za sprawą droższego modelu Exact, również i świat hi-endu.
Kryzys w krainie winyli
Konkurencja na rynku audio była zażarta. Dosłownie tysiące najróżniejszych firm produkujących własne zestawy grające, w tym gramofony były potencjalnymi konkurentami dla brytyjskiej spółki. Planary musiały stawać więc w szranki choćby ze znakomitymi i pełnymi ultra-nowoczesnych rozwiązań, gramofonami Technicsa, Duala, Thorensa, Linna, Sony, Sharpa, Mitsubishi, a nawet znanej i darzonej szacunkiem marki Bang & Olufsen. Gramofonami pracującymi w pionie, z wbudowanymi w pokrywę dociskami, tangencjalnymi, w pełni zautomatyzowanymi, odtwarzającymi obie strony jedna po drugiej, czy nawet programowalnymi, umożliwiającymi wybór poszczególnych ścieżek. Otoczony z każdej strony coraz to nowszymi i doskonalszymi konstrukcjami, Roy Gandy postanowił uzupełnić ofertę Regi o kolumny głośnikowe. Wszakże za młodu sam budował takowe i wychodziły całkiem dobrze. Kolumny z linią transmisyjną Ela - bo tak nazwany był pierwszy model - powstały w 1989 roku i produkowane były przez małą fabrykę w Danii. Popyt przewyższył podaż kilkukrotnie, przez co bardzo szybko zaniechano produkcji tego modelu. Rega miała coraz większe problemy. "Nie chodzi o to, że nie zarabialiśmy. My staliśmy w miejscu. Całkowity zastój, nic się nie ruszało, ani w przód, ani w tył." - opowiada Gandy o ówczesnej sytuacji firmy.
I wtedy nastąpił kolejny cios - zaprezentowanie na rynku płyty kompaktowej. Dla firmy, której głównym źródłem dochodu były gramofony, pojawienie się srebrnych krążków mogło oznaczać spore kłopoty. I tak w istocie było. Oprócz spadku sprzedaży, do bardzo stagnacyjnego poziomu, pojawiły się problemy z pracownikami. Odejście Terry'ego Davisa, który wypełnił lukę po Tonym Relphie, zaowocowało kolejnymi zwolnieniami z powodu braku osoby decyzyjnej za sterami firmy. Gandy nigdy nie czuł się dobrze jako kierownik i zawsze wszystkie kwestie administracyjne zostawiał w rękach Relpha, a później Davisa. W pewnym momencie nad Regą wisiało widmo wykupienia przez większe konsorcjum. Należało coś z tym zrobić, i to natychmiast.
Rego, powstań z kolan!
Ratunek pojawił się w postaci pomysłu na wyprodukowanie wzmacniacza zintegrowanego. Roy nie zamierzał nigdy wchodzić na rynek wzmacniaczy, jednak dał się przekonać jednemu ze swoich starych przyjaciół, który miał gotowy projekt. Wystarczyło go jedynie zbudować. Gandy wpadł na pomysł wykonania obudowy składającej się z dwóch identycznych połówek. W ten sposób, w okolicach 1990 roku powstała pierwsza integra Regi, 70-watowy model Elicit, oraz jej młodszy brat, 35-watowy Elex. Po wprowadzeniu na rynek dwóch wzmacniaczy stało się jasne, że dotychczasowa siedziba nie nadawała się już dla Regi, wybudowano więc nową fabrykę w Temple Farm, gdzie firma mieści się do dziś. Po przeprowadzce powrócono do produkcji kolumn Ela, rozwijając je i wprowadzając w 1991 roku ich następcę, model Ela 2. Tym razem kolumny były całkowicie produkowane przez Regę, bez żadnych podwykonawców. Rok później do oferty dołączyły półkowe kolumny Kyte i podłogowe EL8. Po drodze zaczęły powstawać kolejne modele wzmacniaczy, a nawet tuner radiowy zbudowany na licencji i podzespołach NAD-a. Filozofia Regi polegała na tym, aby nadal oferować znakomitą jakość dźwięku za stosunkowo niewielkie kwoty. Problem polegał na tym, że na tamten moment stawało się to już powoli niemożliwe. Nastał rok 1995, a firma nadal nie oferowała odtwarzacza CD.
Roy Gandy zawsze lubił płynąć pod prąd, więc zamiast kompaktu zaprezentował światu... kolejny gramofon. Planar 9 był krokiem w kierunku osiągnięcia analogowego ideału. Tym razem talerz wykonany był ze szlifowanej diamentowo ceramiki, a zasilacz był osobnym, pełnowymiarowym komponentem stojącym obok gramofonu na regale. Z myślą o nowym modelu zaprojektowano również ramię RB900 i zaprezentowano go razem z końcówką mocy na monoblokach Exon, kolumnami XEL, pasywnym przedwzmacniaczem Hal, stereofoniczną końcówką Exs i phono stagem Eos. Oferta Regi pękała w szwach od nowych opcji wyboru. Każdy mógł znaleźć w niej coś dla siebie.
Oprócz odtwarzacza CD! Ale do czasu. Roy Gandy w końcu złamał się i nawiązał współpracę z Sony, wykorzystując ich zestawy deweloperskie do zaprojektowania własnego odtwarzacza kompaktów. W końcu, po długim procesie projektowania i produkcji prototypów, zaprezentowano w 1997 model Planet, w oczywisty sposób nawiązujący nazwą do pierwszego gramofonu Roya. Planet został zrecenzowany między innymi przez "American Stereophile Magazine" w czerwcowym numerze, w którym padło dość kluczowe zdanie - "Wreszcie odtwarzacz CD, od firmy, która nie lubi CD!". Przedstawiciele Regi mogli powiedzieć, że oferują całkowicie kompleksowe systemy audio (chociaż firma nigdy nie wyprodukowała magnetofonu kasetowego).
Kamienie milowe, czyli najważniejsze produkty Regi
Oprócz oryginalnego Planara, rewolucyjnego Planeta 3, całej gamy kolumn i ramion gramofonowych, pierwszych tunerów czy kompaktów, o których napisałem wyżej, warto zwrócić uwagę na kilka szczególnych produktów Regi, które zaistniały w historii i wyróżniły się na tle przepełnionego rynku audio. Przyjrzyjmy się paru pozycjom, które zasługują na uznanie po dziś dzień.
Wzmacniacz zintegrowany Rega Brio (1991 r.) to trzeci wzmacniacz w ofercie firmy po Elexie i Elicicie. Idealnie wstrzelił się w filozofię marki, ponieważ był tańszy od konkurencji, a generował dźwięk bardzo wysokiej jakości. Dość powiedzieć, że Brio produkowany był w różnych wcieleniach przez lata. Ostatnie jego wcielenie kontynuuje tradycje marki, a więc posiada jedynie wejścia analogowe oraz zapewnia znakomite brzmienie przy relatywnie niskich kosztach.
Gramofon Rega P25 (1998 r.) zbudowany został na dwudziestopięciolecie firmy. Gramofon idealnie łączył w sobie elementy Planarów 3 i 9, stanowiąc prawdziwy pomost pomiędzy nimi - tak cenowo, jak i technologicznie. P25 wyposażono w nieco okrojoną wersję zewnętrznego zasilacza znanego z Planara 9, oraz bardzo podobne, aluminiowe ramię, RB600. Warto zwrócić uwagę, że to chyba jedyny model Regi, który wykończono drewnem, co miało być ukłonem w stronę konsumentów zapatrzonych w topowe zestawy konkurencji, które obijano drewnem na wzór sprzętów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Gramofon Rega P5 (2002 r.) był ukłonem w stronę osób, których portfele nie były dostatecznie głębokie na zakup modelu P25 lub P7. Dlatego właśnie P5 okazał się takim hitem. Łącząc w sobie najlepsze cechy pozostałych modeli, takie jak aluminiowa obudowa, plinta z mikrowłókien i ramię RB700, ale oferując również coś od siebie, w postaci 15-milimetrowego, szklanego talerza, był idealną propozycją za rozsądne pieniądze.
Odtwarzacz CD Rega Apollo (2004 r.) był bezpośrednim następcą niechętnie wprowadzonego do oferty Planeta. Tym razem jednak, zamiast modyfikować zestaw deweloperski Sony, Rega zaprojektowała i wyprodukowała całkowicie swój odtwarzacz, którego konstrukcję oparto na zrobionym na zamówienie procesorze, podłączonym do własnoręcznie zaprojektowanych obwodów, idealnie dobranych przetworników cyfrowo-analogowych i wysokiej jakości kondensatorów sygnałowych. Uzyskany efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Gramofon Rega RP8 (2012 r.) był naprawdę kosmicznym wynalazkiem. Powycinana w fikuśny kształt obudowa, wykonana z pianki poliolefinowej sprawiła, że plinta modelu RP8 była lżejsza od, i tak już bardzo lekkiej, plinty modelu Planar 3. I to aż siedmiokrotnie! RP8 to jeden z modeli, który absolutnie zdefiniował topową serię gramofonów Regi.
Gramofon Rega Naiad (2013 r.) był wyjątkowym gramofonem zbudowanym na 40-lecie powstania firmy. Naiad zrywał z tradycją Regi pod względem cenowym. Kosztująca w przeliczeniu prawie 160 tysięcy złotych szlifierka była nie tylko cenowo przedmiotem kolekcjonerskim. Powstało bowiem zaledwie 50 sztuk tego gramofonu, co sprawiło, że obecni posiadacze Naiada znajdują się w nielicznym gronie największych fanów Regi.
Gramofon Rega Planar 1 Plus (2018 r.) to pierwszy w historii marki gramofon z wbudowanym przedwzmacniaczem gramofonowym. W tym przypadku jest to Rega Fono Mini A2D, który był zawsze bardzo dobrze oceniany przez recenzentów. Planar 1 Plus jest doskonałą propozycją w dzisiejszych czasach, kiedy to sceny phono montowane we wzmacniaczach są często nie najlepsze, albo nie ma ich wcale. Model ten również wspaniale sprawdzi się podłączony do małego zestawu kolumn aktywnych.
Epilog
Obecnie w ofercie brytyjskiego producenta znajdziemy ogromną ilość przeróżnych urządzeń. Chcąc skomponować sobie zestaw grający składający się z samych komponentów Regi, możemy z pewnością wkroczyć w świat analogu i cyfry bez najmniejszych obaw o dobre brzmienie. Rega Research to nadal absolutna królowa gramofonów i chyba nie było jeszcze takiego śmiałka, który próbowałby strącić jej koronę z głowy. No, może za wyjątkiem Pro-Jecta, ale to zupełnie inna historia. Oczywiście, konkurencyjnych konstrukcji było, jest i będzie od groma, jednakże Rega jako jedna z pierwszych firm wprowadziła produkty, które łączyły w sobie nietuzinkowe, często pionierskie rozwiązania, wytrzymałość i walory brzmieniowe oraz przystępną cenę. Do dziś zarówno gramofony i akcesoria, jak i komponenty elektroniczne Regi są darzone przez audiofilów ogromnym szacunkiem i obsypywane nagrodami przez ekspertów z całego świata. Roy Gandy stworzył coś naprawdę magicznego. Podobnie jak naprawiane przez niego w młodości motocykle, które odbudowywał od zera, tak jego firma stworzona została z czystej pasji, ciężkiej pracy, pomysłów, obrotności, uporu i nieszablonowego myślenia. Te wszystkie cechy do dzisiaj czuć i słychać we wszystkim, co nosi czteroliterowe logo.
Artykuł powstał we współpracy z firmą 21Distribution.
-
Piotr
Przyznam się, że nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego od jakiegoś już czasu większość nowych modeli gramofonów nie posiada zabezpieczenia przed kurzem? Mogę jeszcze zrozumieć kiedy taki nowy gramofon, który posiada dziwny kształt jak ten tu opisywany bo nie ma gdzie przyczepić takiego ''dekielka'', ale jest mnóstwo nowych modeli w klasycznym kształcie, które również nie posiadają ochrony przed kurzem. Później ludzie i tak kombinują jak to samemu zrobić. Nie rozumiem tej ''mody''. Przecież kurz jest największym ''wrogiem'' jeśli chodzi o winyle. Producenci i konsumenci to wiedzą.
10 Lubię -
a.s.
Bo gramofony to moda, muszą być stylowe, ja ten wynalazek miałem w młodości i teraz dla mnie nie istnieje.
1 Lubię
Komentarze (2)