Unison Research Triode 25
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
W świecie sprzętu audio wzmacniacze lampowe są otaczane szczególnym kultem, podobnie jak gramofony czy hi-endowe monitory. Uważa się, że są to urządzenia dla wtajemniczonych. Dla koneserów, którzy dla osiągnięcia możliwie najlepszego brzmienia są w stanie uporać się z pewnymi trudnościami - poświęcić nie tylko swój czas i pieniądze, ale także wygodę aby rozkoszować się prawdziwie audiofilskim dźwiękiem. O ile jednak posiadanie gramofonu wymaga od użytkownika pewnej wiedzy na temat jego prawidłowego ustawiania, wykonywania wielu dodatkowych czynności takich, jak chociażby czyszczenie płyt i igły z kurzu, a także zdobywania nowych płyt, które mimo ponownego upowszechnienia wciąż tanie nie są, ze wzmacniaczami lampowymi sprawa wygląda o wiele prościej. Nie oszukujmy się - konieczność zapewnienia piecykowi odpowiedniej wentylacji, doboru odpowiednich kolumn i wymiany lamp mocy raz na jakiś czas to nie są rzeczy przerastające średnio ogarniętego melomana. Wszystko da się zrobić jeśli tylko wzmacniacz faktycznie zrewanżuje się nam brzmieniem, jakiego nie da żadna inna konstrukcja. Wielu audiofilów uważa, że lampy to potrafią, co szczególnie dobrze widać na hi-endowych wystawach. Ponadto wiele firm produkujących takie wzmacniacze stara się maksymalnie ułatwić życie swoim klientom i przekonać ich, że lampy nie gryzą. Jedną z takich firm jest Unison Research. Włosi budują wzmacniacze lampowe od wielu, wielu lat i uchodzą za prawdziwych artystów w swoim fachu. Nie tylko ze względu na nieprzeciętne wzornictwo swoich produktów, ale również ich brzmienie i niezawodność. Spośród wielu, wielu modeli, jakie firma wypuściła na rynek w trakcie trzydziestu lat działalności, kilka zyskało w audiofilskim środowisku status kultowych. Włosi wyróżniają tu swoje trzy największe hity - Simply Two, Triode 20 i Absolute 845. Triode 25 to nic innego, jak nowoczesna reinkarnacja modelu Triode 20, stworzona dla uczczenia trzydziestych urodzin Unisona.
Nasz test pozwolę sobie zacząć od chwili szczerości. Choć słuchałem w życiu wiele wzmacniaczy lampowych, jakoś nigdy nie ciągnęło mnie, aby postawić sobie takie urządzenie w domu. Odsłuch w trakcie testu - w porządku, fajna zabawa, ale kiedy przychodził moment na zmianę wzmacniacza, nigdy nie rozważałem lampy na poważnie. Może podchodziłbym do sprawy inaczej gdybym nie zajmował się testowaniem sprzętu, tylko słuchaniem muzyki wyłącznie dla przyjemności, jednak kiedy wyobrażałem sobie, że wzmacniacz będzie musiał służyć mi również do testowania kolumn i przetworników, większość lamp musiałem z gruntu skreślić. Nigdy nie rozumiałem czemu niektórzy producenci tych urządzeń zachowują się tak, jakby z premedytacją dokładali swoim klientom problemów. No bo jak wytłumaczyć to, że wzmacniacz posiada tylko 2-3 wejścia analogowe, nie ma pilota ani jakiejkolwiek osłony lamp, a regulacja prądu spoczynkowego to procedura wymagająca rozkręcenia obudowy, wyciągnięcia miernika i trafienia śrubokrętem w jakąś śrubkę umieszczoną pomiędzy ścieżkami, którymi biegnie wysokie napięcie? Pomijam już fakt konieczności doboru odpowiednich kolumn, bo prawie każdy wzmacniacz wymaga przeprowadzenia paru eksperymentów aby trafić we właściwą konfigurację, chociaż znacznie łatwiej jest to zrobić z 80-watowym tranzystorem, niż 8-watową lampką. Założyciele Unisona chyba podzielają moją opinię na ten temat, bo w swoich wzmacniaczach starają się omijać wszystkie tego typu pułapki. Zdalne sterowanie to w tym przypadku standard, osłony lamp znajdziemy praktycznie w każdym modelu, wejść i wyjść raczej nie brakuje, a regulacja biasu jest zwykle automatyczna. Co więcej, konstruktorzy dbają o to, aby ich wzmacniacze współpracowały z większością dostępnych na rynku kolumn. Sami zresztą budują zestawy głośnikowe Opera Loudspeakers, których parametry techniczne nie są "robione pod lampę". 90% wzmacniaczy dostępnych w katalogu wykorzystuje dobre, ale popularne lampy. Nie są to jakieś wynalazki, więc ich ewentualna wymiana nie powinna być żadnym problemem. Lampowe brzmienie bez wyrzeczeń? Na to wygląda.
Opisywany model Triode 25 to bardzo ciekawa konstrukcja. Po pierwsze, cały układ jest w istocie nowoczesnym wcieleniem jednego z najsłynniejszych wzmacniaczy w historii firmy - Triode 20. Jeśli odszukacie w sieci jego zdjęcia, zauważycie jak duży postęp dokonał się w dziedzinie wzornictwa. Układ lamp jest jednak taki sam, a największa różnica polega na tym, że wzmacniacz "odwrócono" tak, aby z przodu był symetryczny, co nadaje mu wyjątkowego uroku. Po drugie, Triode 25 jest drugim jubileuszowym modelem po integrze Simply Italy wprowadzonej dla uczczenia 150-lecia zjednoczenia Włoch. O ile jednak Simply Italy to prosta lampka single-ended o mocy 12 W na kanał, to Triode 25 wygląda nieco poważniej - z czterech lamp EL34 dostajemy tu 25 W na kanał w trybie triody i 45 W w trybie pentody. Wartości te i tak są prawdopodobnie zaniżone, bo Unison Research zaokrągla wyniki swoich pomiarów "w dół", aby na pewno nikt nie zarzucił konstruktorom naciągania parametrów. Taka moc w przypadku dobrze zaprojektowanego wzmacniacza lampowego powinna rzeczywiście pozwolić nam na wysterowanie większości dostępnych na rynku kolumn. Co więcej, Triode 25 może być wyposażony w opcjonalny moduł DAC-a z wejściem USB. Może w dzisiejszych czasach nie jest to już nic wyjątkowego, ale znajdźcie mi fajny wzmacniacz lampowy z wbudowanym przetwornikiem. To, co w budżetowych wzmacniaczach stało się standardem, do wielu producentów wciąż nie dociera, ale Unison na szczęście nie zakopał się w średniowieczu. Moduł DAC-a nie kosztuje majątku, podobno jest całkiem zacny, a jeśli ktoś nie słucha plików lub ma już wysokiej klasy przetwornik lub streamer, może z tej opcji zrezygnować i dostać "czysty" wzmacniacz analogowy. Taką właśnie wersję dostaliśmy do testu.
Wygląd i funkcjonalność
Podobnie, jak większość produktów włoskiej firmy, Triode 25 jest jednym z tych urządzeń, których nie da się do końca "poczuć" patrząc tylko na zdjęcia. W porządku - wzornictwo tego wzmacniacza na pewno jest oryginalne, ale... Kiedy wyjmiecie Unisona z opakowania, zrozumiecie, że to nie tylko dizajnerska zabawka, ale przede wszystkim kawał solidnego pieca. To maszyna wykonana z grubych, pięknie polakierowanych blach. To wzmacniacz, który naprawdę waży swoje i daje nam do zrozumienia, abyśmy traktowali go poważnie. Jego sercem są dwa klocki pełne żelastwa, drutów i kondensatorów, a elementy ozdobne, choć niewątpliwie piękne, zostały postawione w roli gustownego dodatku. Wzmacniacz wyjmujemy z kartonu oczywiście bez zamontowanych lamp, więc w oczy rzucają nam się przede wszystkim dodatkowe osłonki wykonane z lśniącej stali nierdzewnej. Pomiędzy nimi umieszczono kilka przełączników i okrągły wskaźnik wychyłowy. Z przodu znajdziemy dwa piękne, stalowe pokrętła i spory, metalowy hebelek pełniący funkcję głównego włącznika. Do testu otrzymaliśmy wersję z czarnym, drewnianym panelem frontowym, w którym tylko pierścienie wokół pokręteł i włącznika przypominały o zamiłowaniu włoskich konstruktorów do drewnianych elementów w obudowie. Dostępna jest również wersja z frontem w odwrotnej kolorystyce. Drewniany panel czołowy nie tylko łagodzi pewną metalową surowość tego wzmacniacza, ale według producenta poprawia również właściwości rezonansowe obudowy. Dzięki tej tłumiącej strukturze, lampy są znacznie mniej podatne na generowanie niepożądanych skutków takich, jak na przykład efekt mikrofonowy. Ich obsadzenie w gniazdach to bułka z masłem. Wszystkie bańki dostajemy w specjalnych pudełeczkach wyłożonych gąbką. Cztery EL34 są dobierane przez producenta tak, aby miały jednakowe parametry, więc możemy zamontować je w dowolnej kolejności. Do tego dokładamy dwie ECC83 (12AX7) i jedną ECC82 (12AU7) - to jedyny element, w którym można się pomylić - przed montażem należy więc tylko sprawdzić, czy aby na pewno ECC83 powędrowały na przód, a ECC82 - do pojedynczego gniazda z tyłu, pomiędzy lampami mocy.
Zanim przejdę do funkcjonalności dodam tylko, że jakość wykonania testowanego wzmacniacza jest absolutnie bezbłędna. Zresztą nie tylko urządzenia Unisona stanowią dowód na to, że Włosi nie stawiają tylko na dizajn i ewentualnie brzmienie - to również bardzo solidna inżynieria i dbałość o najmniejsze detale. Kilka lat temu miałem okazję zwiedzić fabrykę Unisona i Opery w Treviso i pamiętam, jaki wówczas przeżyłem szok. Spodziewałem się, że będzie to jakiś przytulny domek na uboczu, z dobudowanym magazynem i jakąś częścią odsłuchową, a zobaczyłem nowoczesną i profesjonalną fabrykę położoną w przemysłowej dzielnicy miasta, pełną wzmacniaczy poukładanych na stojakach, świeżo zamówionych części, kartonów i sprężarek, którymi pracownicy firmy czyścili urządzenia na etapie końcowej kontroli jakości. Stanowisk montażowych było dosłownie kilka, a to dlatego, że każdy jeden wzmacniacz Unisona jest montowany przez jednego pracownika, od początku do końca. Jeśli nie zdąży złożyć danego egzemplarza, zapisuje na kartce czynności jakie pozostały mu do wykonania, sprząta swoje stanowisko i kontynuuje pracę następnego dnia. Wszystkie komponenty takie, jak lampy czy kondensatory, wybierane są ze względu na właściwości brzmieniowe i niezawodność. Włosi kupują tylko takie podzespoły, które prawdopodobnie będą produkowane jeszcze wiele, wiele lat, aby nie trzeba było wycofywać danego modelu kiedy producent kondensatorów raczy się z nich wycofać albo zakończyć działalność. To również dobra informacja dla każdego z nabywców - gdyby nawet po wielu latach coś niedobrego działo się ze wzmacniaczem, części zamienne powinny być dostępne bez problemów - być może nawet będą leżały w tym samym miejscu, na tej samej półce, z której brał je inżynier montujący dany wzmacniacz.
Może to tylko moja wyobraźnia, ale to wszystko naprawdę czuć, kiedy stawia się Triode 25 na stoliku. Dokładnie widać, że każdy element tego wzmacniacza "kosztował". Nie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy urządzenie za poważne pieniądze wygląda tak, jakby zostało wykonane z najtańszych dostępnych części, a niestety i takie rzeczy w świecie audio się zdarzają. Producenci argumentują wówczas, że końcowa cena produktu wynika z wieloletnich testów odsłuchowych i przekonują nas, że nawet takie liche kondensatorki kosztujące w hurcie kilkadziesiąt eurocentów zostały wybrane spośród setek innych, i że to właśnie one w tym konkretnym wzmacniaczu lub zwrotnicy dają wyjątkowe, magiczne brzmienie. Człowiek zaczyna się zastanawiać jak to możliwe, że konstruktorzy spośród tylu dostępnych części wybrali właśnie te, ale nawet jeśli tak było, pozostaje nam wrażenie obcowania z produktem, w którym 10% ceny to koszt zastosowanych części, a pozostałe 90% to marże, cła, dorabiana filozofia i koszt kilku lat odsłuchów, które dało się przeprowadzić w ciągu dwóch tygodni. W przypadku Unisona jest dokładnie odwrotnie. Na zdjęciach zobaczycie ciekawy, piękny wzmacniacz, ale kiedy spotkacie się z nim na żywo, będziecie od razu wiedzieć, że jest to urządzenie zrobione bez żadnej ściemy. Nie mówię, że użyto najlepszych podzespołów na świecie, bo wtedy z prostej integry zrobiłby nam się wzmacniacz za kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Jeśli chodzi o walory funkcjonalne, Triode 25 to wzmacniacz wyjątkowo łatwy i przyjemny w obsłudze. Ma cztery wejścia analogowe oraz dwa wyjścia - tape-out i pre-out - z czego szczególnie przydatne wydaje się to ostatnie. Można wykorzystać je na przykład do podłączenia subwoofera aktywnego i nawet w ten sposób zostało to opisane przez producenta, bowiem jest mało prawdopodobne aby ktoś zechciał podłączać do lampowej integry dodatkową końcówkę mocy lub kolumny aktywne. Gniazda głośnikowe są pojedyncze, więc nie musimy nawet zastanawiać się nad wyborem odczepów dopasowanych do impedancji kolumn. Do tego z tyłu znajdziemy trójbolcowe gniazdo zasilające IEC i zaślepkę/gniazdo USB - w zależności od tego, czy zamówimy swój wzmacniacz w wersji z przetwornikiem czy bez. Najciekawsze elementy czają się na płycie pomiędzy lampami. Triode 25 jest jednym z modeli, w którym producent zrezygnował z automatycznej regulacji prądu spoczynkowego lamp mocy na rzecz systemu pół-manualnego. Unison informuje, że układ działa w 20% automatycznie, a w 80% manualnie przy czym część automatyczna jest w zasadzie swego rodzaju zabezpieczeniem przed nieświadomym lub celowym wprowadzeniem charakterystyki na niebezpieczne poziomy przez użytkownika. Kalibracja jest pomyślana tak, abyśmy nie musieli podłączać dodatkowego miernika, wyciągać małego śrubokrętu ani męczyć się w jakikolwiek sposób. Jak to wygląda? Na środku górnego panelu znajdziemy podświetlany wskaźnik wychyłowy, który podczas normalnej pracy wzmacniacza jest nieaktywny. Po rozgrzaniu lamp, niewielkim hebelkiem umieszczonym poniżej wybieramy kanał lewy (L) lub prawy (R). Wówczas wskazówka ruszy się i ustawi prawdopodobnie gdzieś w pobliżu punktu środkowego, z odchyłem w lewą lub prawą stronę. Naszym zadaniem będzie w tym momencie przekręcenie niewielkiego pokrętła tak, aby igła wskazywała godzinę dwunastą. To samo robimy dla drugiego kanału, korzystając z drugiego pokrętełka, a następnie ustawiamy hebelek w pozycji środkowej, tym samym kończąc regulację. Operację możemy sobie przeprowadzać co jakiś czas, choć raz ustawiony wzmacniacz powinien "trzymać" parametry naprawdę długo. Szczerze mówiąc, zabawa jest świetna i przypomina trochę obsługę nakręcanego manualnie zegarka lub wprowadzanie ustawień systemu kontroli trakcji lub skrzyni biegów w sportowym aucie. No co ja poradzę, że mężczyźni lubią takie rzeczy... Ale to nie koniec "audiofilskich przyjemności". Triode 25 ma jeszcze jedną niespodziankę dla prawdziwych melomanów - dwa dodatkowe hebelki umieszczone w pobliżu lampy ECC82. Pierwszy służy do wyboru trybu pracy wzmacniacza - triodowego lub pentodowego. Trioda da nam 25 W na kanał i nieco cieplejsze, bardziej jednolite brzmienie. W trybie pentody dostaniemy 45 W mocy i dźwięk idący trochę w kierunku typowego tranzystora. Drugi hebelek pozwala nam na wybór głębokości pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego - może to być 5 dB (high) albo 1,8 dB (low). Tutaj również powinniśmy zaobserwować pewne różnice brzmieniowe, choć o wiele bardziej subtelne, niż w przypadku zmiany trybu trioda/pentoda.
Z punktu widzenia użytkownika oznacza to kilka bardzo ważnych korzyści. Przede wszystkim w jednym wzmacniaczu mamy tak naprawdę cztery potencjalne konfiguracje dające trochę inne brzmienie - nie wspominając już o możliwości wpływania na ostateczny rezultat poprzez wymianę lamp na inne. Z kolei opcja wyboru trybu triodowego lub pentodowego może ułatwić nam wybór kolumn lub dopasowanie parametrów i brzmienia wzmacniacza do tych, które obecnie posiadamy. Jednocześnie ani dwa wspomniane hebelki ani manualna regulacja biasu nie wpływają na fakt, że Triode 25 jest prostym i przyjaznym w obsłudze wzmacniaczem. Po uruchomieniu zaczyna grać już po kilkudziesięciu sekundach, a optymalną jakość brzmienia osiaga powiedzmy po 15-20 minutach. Jeśli istnieje niebezpieczeństwo dotknięcia rozżarzonych lamp przez dzieci, zwierzęta lub jakiegoś przypadkowego imbecyla, można zastosować dołączoną do kompletu osłonę, która może piękna nie jest, ale spełnia swoje zadanie i nie odpadnie przy przypadkowym potrąceniu, bo jest przykręcana kilkoma małymi śrubkami. No i pilot - to prawdziwe mistrzostwo. Drewniane pudełeczko z metalowym panelem z przyciskami zostało wyrzeźbione w taki sposób, że może zarówno leżeć, jak i stać pionowo na stoliku. Jak na mój gust, sterownik mógłby mieć mniej przycisków, ale w przypadku zakupu odtwarzacza włoskiej firmy, jednym pilotem obsłużymy cały system.
A co z lampami? Producent deklaruje, że dzięki zastosowaniu układu push-pull i lamp od dobrego poddostawcy, pierwsza wymiana, nawet przy dość intensywnym użytkowaniu wzmacniacza, czeka nas dopiero za jakieś 5 lat. Jedną EL34 Tung-Sola można w tym momencie kupić za 100-110 zł, ECC83 (12AX7) to wydatek rzędu 60-70 zł za sztukę lub 110 zł w wersji Gold, natomiast ECC82 (12AU7) kupimy za 85 zł lub 165 zł w wersji Gold Lion. Można oczywiście wybrać te same lampy od innego producenta, a ponieważ nie mówimy o jakichś hurtowych ilościach, można stosunkowo niewielkim kosztem zdecydować się na doinwestowanie swojego wzmacniacza. Cały komplet taki, jak ten dostarczony w komplecie ze wzmacniaczem będzie kosztował około 600-650 zł, o ile oczywiście do wymiany będą się kwalifikowały również "małe" lampy. Tak czy inaczej - nie jest to żaden problem. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, niech sobie przypomni ile ostatnio wydał na komplet opon do swojego samochodu. Jeśli każda z lamp w takim wzmacniaczu kosztuje tyle, co butelka niezłego wina i wytrzymuje pięć lat pracy, to naprawdę nie widzę tu żadnego problemu w kategoriach kosztów eksploatacji.
Brzmienie
Audiofile mówią, że nic nie gra tak, jak dobra lampa, ale niestety nie każda lampa jest dobra. Co więcej, moim zdaniem wzmacniacze lampowe bardzo trudno jest choćby wstępnie sklasyfikować pod względem jakościowym jeszcze przed przeprowadzeniem odsłuchu. Powiecie, że pewne cechy brzmieniowe wynikają z rodzaju zastosowanych lamp i przyjętego przez konstruktorów układu? Pewnie, to najprostsza metoda, ale też nie zawsze skuteczna. W pewnym sensie udowodnił mi to poprzednio testowany przeze mnie lampowiec Unisona - P40. Ciekawy wizualnie, dopracowany w najmniejszym detalu i bardzo bezproblemowy jak na lampę, od początku zapowiadał się bardzo dobrze, ale w jego brzmieniu zabrakło mi tego typowo lampowego charakteru. P40 brzmiał bardziej jak wysokiej klasy tranzystor - dynamicznie, neutralnie, czysto, z celownikiem nakierowanym na wydobycie prawdy o muzyce. Bez wątpienia świetny wzmacniacz, ale akurat nie dla tych, którzy poszukują pewnego romantyzmu i wciągającej atmosfery, którą mogą dać tylko rozżarzone do czerwoności bańki. Przystępując do testu Triode 25 nie wiedziałem czego się spodziewać - pełnokrwistej lampy, która oczaruje mnie swoim brzmieniem, czy może wzmacniacza próbującego zaprzeczyć swojej naturze i wykreować brzmienie bliskie absolutnej neutralności. Odpowiedź uzyskałem już podczas pierwszego odsłuchu - będzie to pierwsza opcja!
Powiem krótko - jeśli chcecie przekonać się na czym polega prawdziwy czar lampowych konstrukcji lub w ciągu kilku minut zaprezentować to wyjątkowe brzmienie komuś innemu, musicie wypróbować Triode 25. Ten wzmacniacz to kwintesencja lampowego grania, ale zrealizowana z wyczuciem i umiarem. Włoski lampowiec nie jest audiofilskim odpowiednikiem latte z rozpuszczonymi trzema łyżkami cukru i dolanym syropem. Jego dźwięk jest ciepły, ale w stopniu jedynie delikatnie wykraczającym poza ramy umownej neutralności. Nie są to w każdym razie rozgotowane kluchy, ale z pewnością Triode 25 zachowuje się zupełnie inaczej, niż P40. Tutaj nie ma naciągania brzmienia w kierunku analitycznego tranzystora - wzmacniacz absolutnie nie ukrywa, że jest stuprocentowym lampowcem i taki rodzaj przekazu będzie nam oferował. Od samego początku urzekło mnie to, że Triode 25 ma w sobie wszystko, za co kochamy lampy. Nie tylko ciepło i wciągającą średnicę, ale także piękną, mieniącą się różnymi odcieniami górę pasma, rewelacyjną, trójwymiarową przestrzeń, bogatą paletę barw, niesamowicie organiczną średnicę i umiejętność kreowania prawdziwego klimatu nagrań, która bierze się nawet nie wiadomo skąd. Prawdę mówiąc, jak już nasłuchałem się trochę sprzętu w swoim życiu, tak wciąż nie potrafię opisać tego, co tak bardzo fascynuje mnie w brzmieniu dobrych wzmacniaczy lampowych. Skąd bierze się ten ich naturalny realizm, który sprawia, że nie czujemy się jakbyśmy byli obecni podczas sesji nagraniowej, a nie siedzieli w domu i puszczali muzykę z płyty czy z komputera. Myślę jednak, że to tu właśnie kryje się cała magia Triode 25. Lampowość tego wzmacniacza to nie wypchnięta średnica, ocieplenie całego pasma czy jakieś dziwne zmiękczenie całego dźwięku. Ba, włoska integra potrafi zagrać szybko, dynamicznie i z nieprawdopodobnym pazurem. Jej lampowa natura polega raczej na ukazywaniu muzyki jako wielowarstwowego, wysoce złożonego wydarzenia, którego każdy element jest ważny. Jeżeli słuchaliście kiedyś sprzętu grającego płasko i bezdusznie, Triode 25 jest tego całkowitym przeciwieństwem.
Największe atrakcje tego wzmacniacza jeśli chodzi o brzmienie? Pewnie domyślacie się, że wymienię w tym miejscu średnicę, stereofonię, słodką górę pasma lub ewentualnie zdolność malowania muzyki nieskończoną ilością barw i odcieni. Tak, o tym wszystkim mógłbym się dalej rozpisywać, ale nie napisałem jeszcze o jednym bardzo istotnym plusie tego wzmacniacza. Co ciekawe, zupełnie się tego nie spodziewałem, bo przed odsłuchem gdzieś z tyłu głowy kołatały mi się jeszcze opowieści o tym, że od wzmacniaczy zbudowanych w oparciu o lampy EL34 nie powinno się pod tym względem wymagać zbyt wiele. O co chodzi? O bas. Fakt, miałem okazję słuchać kilku wykorzystujących te lampy wzmacniaczy, których niskie tony były zdecydowanie zbyt krótkie i odchudzone, ale Triode 25 stanowi żywy dowód na to, że nie musi tak być. Nie dość, że niskich tonów mu nie brakuje, to jeszcze jaką one mają głębię, jakie uderzenie i wypełnienie... W porządku, niektóre wzmacniacze tranzystorowe w tej cenie zejdą jeszcze niżej, ale nie wiem czy niskie tony w ich wydaniu, nawet biorąc pod uwagę zasięg i szybkość reakcji, będą tak prawdziwe, jak te z Unisona. Może się okazać, że subiektywnie basu z potężnego tranzystora jest więcej, ale co z tego, skoro jest w nim mniej treści? Włoski piecyk znów udowadnia, że liczy się nie tyle puste łojenie, co granie pełnym, kalorycznym, pełnokrwistym basem. Jednocześnie Triode 25 jest wzmacniaczem, którego nie musimy traktować ulgowo. Nie muszę więc odejmować mu punktów za prezentację niskich tonów i pisać czegoś w rodzaju "jeśli chcecie słuchać muzyki z przyjemnością, dobierzcie do niego kolumny z dużym basem". Nie, tutaj tego typu zabiegi są zupełnie niepotrzebne. Triode 25 daje sobie radę od początku do końca i nie wymaga ani stosowania kolumn o ponadprzeciętnej skuteczności, ani korygowania równowagi tonalnej za pomocą kolumn czy kabli. Zdziwicie się jak naturalny i rzetelny może być dźwięk, który jednocześnie spełnia wszelkie kryteria lampowości.
Skąd to wiem? Ano przeprowadziłem próby z kilkoma parami kolumn, różnymi kablami i źródłami, i w żadnym z przypadków Unison nie dał za wygraną. Grał wciągająco, ale też dynamicznie, równo i bez zmuszania mnie do stosowania wobec niego taryfy ulgowej. Nawet w trybie triodowym i z płytszym sprzężeniem zwrotnym nie było potrzeby wyciągania "specjalnych" zestawów głośnikowych. Mogłem więc wykorzystać do odsłuchu takie kolumny, jakie najbardziej mi w danej chwili pasowały. Przez system przewinęły się takie konstrukcje, jak Pylon Audio Diamond 28, Rega RX5 czy Albedo HL 2.2 - wszystkie współpracowały z Unisonem bez zarzutu. Jednak prawdzie synergiczne zestawienie odkryłem podłączając do Triode 25 niepozorne Audiovectory SR3 Super - najtańszą odmianę tego modelu. Było to połączenie dość przypadkowe, podyktowane tym, że Diamondy 28 musiały na chwilę wyjechać z naszej sali odsłuchowej, a SR3 Super wybrałem dlatego, że... Stały najbliżej. Moje lenistwo zostało jednak nagrodzone pięknym, angażującym i stuprocentowo synergicznym brzmieniem. Naprawdę, była to jedna z tych sytuacji, które zdarzają się raz na kilka miesięcy, i to przy dużej rotacji urządzeń w systemie. Duńskie paczki zgrały się z włoskim lampowcem tak znakomicie, że przez kilka dni ich nie rozłączałem, a kolejni goście odwiedzający naszą salę odsłuchową słuchali tego systemu jak zahipnotyzowani. I nie znalazła się wśród nich ani jedna osoba, która kręciłaby nosem na jakikolwiek aspekt brzmienia tego zestawu. Nawet moja małżonka, która wcześniej kilka razy podkreślała, że Triode 25 wygląda jej zdaniem tragicznie, zdecydowała się podejść do odsłuchu. Spodziewałem się, że potrwa to maksymalnie 10-15 minut, więc usiadłem z boku czekając na werdykt, że to jednak "nie jej granie". Słuchaliśmy jednak dobre pół godziny, więc udałem się do komputera i z daleka słyszałem tylko jak "idzie" utwór za utworem i płyta za płytą. W końcu poszedłem sprawdzić czy aby nie przełączyła wzmacniacza na jakiegoś Atolla, Naima lub inną typowo tranzystorową integrę, ale nie - Unison wciąż grał, i grał coraz lepiej. Skoro więc nawet miłośnicy dynamicznego, przejrzystego, bezkompromisowego grania mogą słuchać Triode 25 z przyjemnością, nie mam nic do dodania w tym temacie.
Na koniec zostawiłem sobie zabawę przełącznikami trybu pracy i głębokości pętli sprzężenia zwrotnego. Obie opcje wprowadzają pewne zmiany w charakterze brzmienia - niektórzy uznają je za kosmetyczne, inni wręcz za kluczowe. Ja po kilku próbach doszedłem do wniosku, że najbardziej pasuje mi tryb triodowy z głębszą pętlą sprzężenia zwrotnego. W audiofilskim środowisku na pewno znajdą się ludzie twierdzący, że w trybie triodowym mogą grać tylko prawdziwe triody, jak kultowa 300B, a nie jakieś chude EL34 czy inne wynalazki. Może i tak, ale w takim przypadku wydobycie dobrego, w miarę uniwersalnego brzmienia z takiej konstrukcji okupione jest szeregiem wyrzeczeń - trzeba znaleźć kolumny o wysokiej skuteczności pasujące brzmieniowo do takiego wzmacniacza, zadbać o dobór okablowania, a często również podczas odsłuchu nie przekraczać pewnej bariery, w ramach której wzmacniacz czuje się komfortowo. Tymczasem Unison gra jak najprawdziwsza trioda, a do tego potrafi przyłożyć i nie łapie zadyszki za każdym razem, kiedy przekręcamy potencjometr w prawo. Mam nawet wrażenie, że czerpie z tego niesamowitą frajdę. Pewnego dnia rozkręciłem go naprawdę mocno, wciąż na trybie triodowym, i nie usłyszałem żadnych oznak "nasycania" się dźwięku. Powiecie, że to nic nadzwyczajnego, że tak przecież powinno być w każdym dobrym wzmacniaczu lampowym? Ach, no jak najbardziej się zgadzam - powinno. Ale często nie jest. Wiele lamp mimo wszystko ma jakieś swoje kaprysy, a spora część kompletnie rozkłada się na gęstym repertuarze, w towarzystwie bardziej wymagających kolumn. Triode 25 nie odpuszcza. Możecie na tym wzmacniaczu słuchać rocka, metalu, elektroniki, a nawet przeładowanych hollywoodzkich soundtracków, a ten będzie się tylko cieszył i grał coraz lepiej. Niesamowite urządzenie. Bez wątpienia jedna z najlepszych lamp i zarazem jeden z najbardziej audiofilskich wzmacniaczy za jeszcze akceptowalne pieniądze.
Budowa i parametry
Unison Research Triode 25 to zintegrowany wzmacniacz lampowy o tradycyjnej konstrukcji w klasie A, z lampami mocy pracującymi w układzie push-pull. Jak informuje producent, sygnał jest najpierw dzielony na połówki dodatnie i ujemne. Te ujemne są zamieniane (odwrócone) na identyczne o polaryzacji dodatniej i są wzmacniane oddzielnie przez lampy końcowe. Prawidłową rekonstrukcję sygnału uzyskuje się na transformatorze wyjściowym, który dzięki precyzyjnej, symetrycznej konstrukcji pozwala na "złożenie" obu połówek sygnału z jednoczesnym przywróceniem prawidłowej polaryzacji tej ujemnej i uzyskanie liniowego sygnału wyprowadzonego na zaciski głośnikowe. Rezultatem jest większa moc, wyższa efektywność, a zatem mniej ciepła generowanego przez lampy mocy, co ma pozytywny wpływ na ich trwałość, a także znaczne oszczędności w kosztach energii. Producent podkreśla, że w takim układzie nie ma również statycznej polaryzacji transformatora wyjściowego, co znów przekłada się na lepszą wydajność sekcji wzmacniacza końcowego. Triode 25 wykorzystuje dwie podwójne triody ECC83 w pierwszym stopniu wzmocnienia, pojedynczą lampę ECC82 w roli odwracacza fazy oraz cztery EL34 w stopniu mocy - po dwie na kanał. Transformator wyjściowy został zaprojektowany i wykonany tak, aby zapewnić szerokie pasmo przenoszenia - według danych producenta do 30 kHz. W sekcji zasilacza pracuje ekranowany magnetycznie niskostratny transformator toroidalny. Stopień mocy jest obsługiwany przez 8-A mostek prostowniczy oraz zespół filtrów LC. Ma on zapewniać odpowiedni poziom natężenia przy napięciu anodowym 500 V bez pulsowania. Producent twierdzi, że zarówno ekranowanie magnetyczne, jak i podwójna filtracja są konieczne dla zapewnienia wzmacniaczowi czystej energii. Poszczególne stopnie są zasilane poprzez filtry RC, oddzielne dla kanału lewego i prawego, co wpływa na zmniejszenie przydźwięków i zwiększa separację kanałów. Potencjometr głośności to niebieski Alps RK27 z napędem elektrycznym, kontrolowanym przez pilota na podczerwień. Z tyłu znajdziemy pozłacane złącza RCA oraz pojedyncze terminale głośnikowe WBT. Gdyby ktoś zdecydował się na wersję z przetwornikiem, moduł ten zbudowany jest w oparciu o kość ESS Sabre32 ES9010K2M i obsługuje formaty wysokiej rozdzielczości do 32 bitów i 384 kHz oraz DSD128. Aż szkoda, że wbudowany DAC ma tylko jedno gniazdo USB 2.0 typu B - przy takich specyfikacjach można by było pomyśleć o podłączeniu jakiegoś zewnętrznego urządzenia streamingowego, jak Sonos Connect czy Denon HEOS Link, a te najczęściej wyposażone są w wyjścia koaksjalne lub optyczne.
Konfiguracja
Pylon Audio Diamond 28, Audiovector SR3 Super, Albedo HL 2.2, PMC Twenty 5.24, T+A E-Serie Music Player Balanced, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid, Solid Tech Radius Duo 3.
Werdykt
Od początku wiedziałem, że Triode 25 może być bardzo dobrym wzmacniaczem, ale nie sądziłem, że polubię go tak bardzo... Jak bardzo? Cóż, Unison zostaje w moim systemie odniesienia, a być może już niedługo stanie się centralnym elementem kolejnego zestawu testowego. Dla mnie jest to praktycznie wzór lampy z tego przedziału cenowego i jednocześnie urządzenie, które nie dość, że spełniło wszystkie pokładane w nim nadzieje, to jeszcze dostarczyło mi mnóstwo przyjemności podczas odsłuchów. Może niektórym wyda się to dziwne, ale z racji wykonywanego zawodu nigdy nie potrafiłem wyobrazić sobie wzmacniacza lampowego we własnym systemie. Nawet jeśli podobało mi się brzmienie, zawsze pozostawały problemy z wyposażeniem i funkcjonalnością. Wychodziło mi na to, że jeśli chcę na co dzień słuchać lampy, powinienem kupić drugi wzmacniacz dysponujący większą mocą, grający tak samo dobrze z każdymi kolumnami, wyposażony we wszystkie potrzebne gniazdka i nie wymagający przeprowadzania czynności konserwacyjnych co drugi tydzień. Siłą rzeczy, zawsze kończyło się na wzmacniaczu tranzystorowym. Unison takich problemów po prostu nie ma. W połączeniu z kilkoma parami różnych kolumn okazał się tak samo dobry i uniwersalny, jak większość tranzystorów za te pieniądze. Po pierwszym ustawieniu biasu nie wymagał korekty przez cały czas trwania testu. Gniazda - wszystkie, których potrzebuję. Darowałem sobie nawet USB, bo mam już osobny przetwornik do którego wpięte są wszystkie pozostałe źródła - od komputera po konsolę. Skoro więc można mieć lampowe brzmienie bez żadnych wyrzeczeń, to ja w to wchodzę! Jeśli interesuje Was lampa, radzę Wam zrobić to samo albo przynajmniej posłuchać. Dla mnie Triode 25 to jeden z najlepszych wzmacniaczy do 15000 zł. Gorąco polecam!
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 45 W (pentoda), 2 x 25 W (trioda)
Impedancja wyjściowa: 6 Ω
Wejścia: 4 x RCA
Wyjścia: 1 x tape-out, 1 x sub-out
Impedancja wejścia : 47 kΩ
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 30 kHz
Lampy sterujące: 1 x ECC82 (12AU7), 2 x ECC83 (12AX7)
Lampy mocy: 4 x EL34 lub 6CA7
Wymiary (W/S/G): 20/30/45 cm
Masa: 20 kg
Cena: 12700 zł (13700 zł z modułem DAC)
Sprzęt do testu dostarczyła firma Trimex.
Zdjęcia: Unison Research, Marcin Jaworski, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze