Auralic Vega G1
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Rynek audiofilskich odtwarzaczy plikowych, streamerów, serwerów, transportów cyfrowych i przetworników cyfrowo-analogowych w dalszym ciągu rozwija się niezwykle dynamicznie. Przesiadka z nośników fizycznych na odtwarzania muzyki z plików lub z sieci u każdego melomana przebiegała w nieco inny sposób. Jedni już dawno temu zaczęli archiwizować swoją muzykę, zgrywając płyty do postaci bezstratnych plików, drudzy postanowili zachować odtwarzacz i płyty kompaktowe, kupione przecież za niemałe pieniądze, ale uzupełnić je streamerem i nową muzyką w jakości hi-res, a jeszcze inni wybrali rozwiązanie najprostsze i najwygodniejsze czyli streaming, bez czasochłonnego ripowania płyt i gromadzenia terabajtów muzyki na potężnych dyskach. Jeżeli chcemy podejść do tematu tak, aby uzyskać jak najwyższą jakość brzmienia i faktycznie prześcignąć to, co oferuje wprowadzony niemal czterdzieści lat temu format CD, wybór jest prosty - stawiamy na gęste pliki. Oczywiście nie każdy album można kupić w takiej formie, ale katalogi sklepów i wytwórni oferujących muzykę w jakości hi-res stale się powiększają. Z audiofilskimi plikami radzą sobie niemal wszystkie nowoczesne przetworniki, nawet te montowane we wzmacniaczach i kolumnach aktywnych. Tylko w jaki sposób je odczytywać? Pytanie nie jest nowe, a każdy amator cyfrowej muzyki musiał w pewnym momencie znaleźć na nie odpowiedź. Problem jest o tyle złożony, że nie chodzi o prosty fakt odczytu danych tak, jak to się dzieje w odtwarzaczu płyt kompaktowych. Pliki trzeba przecież na czymś trzymać, dostać się do nich i zarządzać ich odtwarzaniem. Idealne źródło musi więc nie tylko obsługiwać audiofilskie formaty, ale też łączyć się z siecią i pozwolić nam wygodnie zawiadywać całym procesem, najlepiej za pomocą aplikacji na urządzenia mobilne. A obsługa serwisów streamingowych? A odtwarzanie bez przerw? A kompatybilność z Roonem? Krótko mówiąc, zaczynają się schody. Gdzieś w tym wszystkim musi jeszcze znaleźć się miejsce na coś bardzo, ale to bardzo ważnego - jakość dźwięku. Wielu producentów hi-endowej aparatury do dziś nie dało rady sprostać temu wyzwaniu. W spektakularny sposób zrobiła to natomiast firma, o której jeszcze kilka lat temu mało kto słyszał - Auralic.
Historia firmy zaczęła się w 2008 roku, kiedy jej założyciele - Xuanqian Wang i Yuan Wang - spotkali się na festiwalu Waldbühne w Berlinie. Ich wspólne uznanie dla muzyki i doskonale uzupełniające umiejętności były podstawą nieuniknionej współpracy, która rok później doprowadziła do narodzin Auralica. Firma od początku koncentrowała się na nowoczesnych technologiach, obsłudze nowych formatów i projektowaniu obwodów cyfrowych i analogowych w sposób charakterystyczny dla marek specjalizujących się w sprzęcie hi-endowym. Mówiąc wprost, konstruktorzy rzadko kiedy szli na kompromisy. Może w tańszych urządzeniach, takich jak popularny Aries Mini, jednak audiofilów zawsze najbardziej interesowały modele z wyższej półki - Aries, Altair, Polaris czy Vega. Jednak w chwili obecnej wśród pełnowymiarowych komponentów liczą się tylko dwie serie produktów - wprowadzona pod koniec 2017 roku flagowa G2 i zaprezentowana w ubiegłym roku, niższa linia G1. Obie są na razie mało rozbudowane, bo składają się zaledwie z dwóch modeli - transportu cyfrowego Aries i strumieniowego przetwornika Vega. Urządzenia będące swoimi odpowiednikami z zewnątrz prezentują się bardzo podobnie. Niższą serię można rozpoznać właściwie tylko po srebrnych przyciskach i pokrętłach. Największe różnice dotyczą architektury wewnętrznej i - jak łatwo się domyślić - ceny. Należące do flagowej serii Aries G2 i Vega G2 kosztują odpowiednio 16999 i 24999 zł. Modele z dopiskiem G1 także trudno nazwać budżetowymi, jednak finansowy wyrok jest w tym przypadku zdecydowanie łagodniejszy. Aries G1 został wyceniony na 9999 zł, natomiast model Vega G1 kupimy za 16999 zł. Pierwszy został stworzony z myślą o audiofilach, którzy posiadają już wysokiej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy. Wystarczy podłączyć go do sieci lub wpiąć dysk z muzyką do gniazda USB, aby w wygodny sposób, za pośrednictwem aplikacji na smartfony i tablety, dobrać się do swojej muzycznej biblioteki i przesłać sygnał do DAC-a w jak najczystszej postaci. Vega G1 jest natomiast propozycją dla melomanów, którzy chcieliby połączyć to wszystko z funkcją przetwornika, a więc uzyskać możliwość podłączenia takiego źródła bezpośrednio do wzmacniacza, z kilkoma dodatkowymi wejściami cyfrowymi do wykorzystania. To wysokiej klasy pomost między naszym systemem a całym światem cyfrowej muzyki. Właśnie dlatego ten model trafił do naszego testu.
Wygląd i funkcjonalność
Stosunkowo wysoka cena lokuje wszystkie wspomniane wyżej urządzenia w klasie sprzętu nie dla każdego. To fakt, jednak audiofile szukający hi-endowego źródła łączącego w sobie wszystkie najważniejsze funkcje, a jednocześnie oferującego brzmienie naprawdę wysokiej próby, mogą znaleźć w ofercie Auralica dokładnie to, czego potrzebują. Rozbicie katalogu na dwie serie różniące się poziomem zaawansowania technicznego na pewno był dobrym pomysłem, bo o ile ceny urządzeń z dopiskiem G2 będą dla wielu audiofilów nie do przeskoczenia, linia G1 daje już jakąś nadzieję na spełnienie tego marzenia. Jeszcze mądrzejszy jest moim zdaniem utrzymanie całkiem racjonalnego podziału obowiązków między dwoma modelami. Aries to sieciowy transport cyfrowy, do którego trzeba podłączyć zewnętrzny przetwornik. Wielu audiofilów już takowy ma, więc kupno tego modelu pozwoli im zaoszczędzić sporo pieniędzy, a w przyszłości po raz kolejny podnieść poprzeczkę poprzez wymianę DAC-a na lepszy. Vega to natomiast połączenie streamera i przetwornika czyli źródło, które załatwia sprawę na wielu frontach. Można podłączyć je do wzmacniacza z wykorzystaniem analogowego wyjścia RCA lub XLR, a przy okazji skorzystać z kilku dodatkowych wejść cyfrowych, aby podpiąć do systemu konsolę lub poprawić brzmienie posiadanego odtwarzacza CD.
Jeżeli właśnie taka opcja nas interesuje, różnica w cenie między Vegą G1 a wyższym modelem G2 jest niebagatelna. Zachowując osiem tysięcy złotych, można się pogodzić z pewnymi kompromisami w stosunku do flagowca. Największym jest oczywiście wewnętrzna budowa urządzenia. W ogromnym uproszczeniu można bowiem powiedzieć, że klocki z serii G2 bazują na całkowicie nowych układach, natomiast te z niższej linii G1 wykorzystują ulepszoną odmianę pierwszej platformy Tesla. Pomimo zewnętrznego podobieństwa, trochę inne są także obudowy - w droższych modelach niemal całkowicie monolityczne, tutaj zaś skręcane z grubych, aluminiowych płyt. Do kluczowych różnic należy zaliczyć także układ regulacji głośności czy wejścia, które w modelach z serii G2 otrzymały izolację galwaniczną. Nie ma co ukrywać, że wnętrze odpowiadających sobie urządzeń wygląda inaczej, jednak można tu także znaleźć punkty wspólne. To między innymi sekcja zasilania czy wzmacniacz słuchawkowy. Obecność dwóch dużych gniazd dla nauszników sugeruje, że Auralic potraktował tę kwestię wyjątkowo poważnie. Firma informuje, że jest to dodatek, którego implementacja nie była pewnie zbyt trudna. W końcu mówimy o urządzeniu, które tak czy inaczej zamienia zera i jedynki na sygnał analogowy z regulacją poziomu wyjściowego. Producent zastrzega jednak (zapewne mając na uwadze rosnącą popularność hi-endowych hełmofonów), że układ obsługujący gniazda słuchawkowe jest stosunkowo prosty i został zaprojektowany z myślą o obsłudze mniej wymagających nauszników. Innymi słowy, z dwóch jacków na przednim panelu owszem możemy skorzystać, ale jeżeli marzymy o tym, że Vega G1 zafunduje nam jakieś niesamowite wrażenia w połączeniu z trudnymi do wysterowania słuchawkami, nie należy aż tak się rozpędzać. W takiej sytuacji powinniśmy raczej sięgnąć po adekwatny, zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy.
TEST: Astell&Kern ACRO L1000
Jedną z atrakcji, z których musimy zrezygnować decydując się na opisywany model jest możliwość podłączenia zewnętrznego zegara taktującego Leo GX. Jest to niezwykle intrygujące urządzenie będące jednym z najdokładniejszych tego typu układów dostępnych na rynku. Leo GX całkowicie zastępuje układ taktujący w podłączonym do niego przetworniku, jednak w topowej wersji kosztuje 36999 zł. Mam wrażenie, że z tego powodu mało który właściciel Vegi G1 wziąłby pod uwagę taki upgrade, więc nie ma czego żałować. Dziwi mnie natomiast brak zwykłego, pozbawionego funkcji streamingu DAC-a zarówno w jednej, jak i drugiej serii. Kiedyś w ofercie Auralica takie urządzenie nazywało się... Vega. Moim zdaniem Aries - w obu odmianach - powinien jak najszybciej otrzymać partnera w postaci dopasowanego jakościowo i cenowo przetwornika. Taki komplet mógłby być ciekawą, lepszą alternatywą dla Vegi, a także prostym sposobem rozbicia niemałego wydatku na dwie raty. Wielu audiofilów kupiłoby najpierw transport, pracujący przez jakiś czas z przetwornikiem we wzmacniaczu, a następnie dołożyło do niego firmowego DAC-a, budując prawdziwie wyczynowy dzielony odtwarzacz cyfrowy.
No dobrze, porozmawialiśmy sobie o różnicach między poszczególnymi modelami, a jak Vega G1 prezentuje się na żywo? Powiem bez owijania w bawełnę - rewelacyjnie. Urządzenie jest niesłychanie solidne i zbudowane z godną podziwu precyzją. Jeżeli spodziewaliście się, że z zewnątrz widać tu jakiekolwiek oszczędności, przygotujcie się na bardzo pozytywne zaskoczenie. W porządku, może klocki z wyższej serii idą w tej dziedzinie jeszcze dalej, ale dla mnie obudowa Vegi G1 to poziom totalnie hi-endowy. Solidna skrzyneczka złożona z płyt anodowanego na satynową czerń aluminium została ozdobiona odciśniętym w pokrywie logiem producenta. Z przodu, oprócz wspomnianych gniazd słuchawkowych, mamy tylko umieszczony centralnie ekran o rozdzielczości odpowiadającej wyświetlaczom Retina oraz srebrne pokrętło obsługujące wszystkie funkcje urządzenia. Wydaje się to dość odważne, ale jeżeli chcemy obsługiwać nasze źródło w ten sposób, jest to możliwe. Gałka pozwala nawet dostać się do pokładowego menu, choć w praktyce używa się jej niemal wyłącznie do wyboru wejścia i regulacji głośności. Bardziej zaawansowane funkcje zdecydowanie łatwiej jest rozpracowywać za pomocą firmowej aplikacji Lightning DS lub ewentualnie z poziomu przeglądarki internetowej. Po wpisaniu adresu IP naszego urządzenia, zobaczymy panel sterowania z najróżniejszymi parametrami. Jeżeli zechcemy zmienić na przykład ustawienie filtra cyfrowego lub jasność wyświetlacza, bez problemu zrobimy to właśnie w ten sposób. W większości przypadków będzie to jednak zupełnie niepotrzebne utrudnianie sobie życia, bo do tych samych ustawień, a także potężnego systemu zarządzania biblioteką muzyczną dostaniemy się przez aplikację.
Auralic przywiązuje dużą wagę do kwestii software'owych, a Lightning DS jest tego doskonałym przykładem. Co tu dużo mówić, aplikacja jest naprawdę fantastyczna. Jeśli chodzi o warstwę graficzną, może nie wygląda tak efektownie, jak niektóre apki, z którymi zetknąłem się podczas testu głośników sieciowych. Jest zdecydowanie prostsza, ale od razu widać, że została zaprojektowana przez audiofilów i dla audiofilów. Po ustawieniu naszego urządzenia, program skanuje sieć w poszukiwaniu plików i tworzy gotową kolekcję muzyczną, z której od razu możemy korzystać. Do obsługi niektórych funkcji trzeba się przyzwyczaić, ale już po kilkunastu minutach byłem w stanie zrobić właściwie wszystko, na co miałem ochotę - znaleźć wybraną płytę, przeszukiwać foldery, utworzyć listę odtwarzania itd. Co ciekawe, na ekranie z aktualnie odsłuchiwanym utworem oprócz okładki albumu, paska postępu, czasu od początku i do końca ścieżki, podstawowych przycisków funkcyjnych i paska głośności, wyświetlane są dokładne informacje na temat jakości pliku - rozdzielczość bitowa, częstotliwość próbkowania, przepływność (bitrate) i oczywiście format. Dla osób, które cenią sobie wysoką jakość odtwarzanego materiału i spojrzą na informację "2.8224MHz 1bit 5.6448Mbps DSD", będzie to naprawdę czysta przyjemność. Warto jednak wspomnieć o tym, że Vega G1 nie jest urządzeniem robiącym absolutnie wszystko, co sobie wymyślimy. Inżynierowie Auralica podjęli kilka niełatwych decyzji, aby ich sprzęt działał tak, jak powinien, a także - o czym niektórzy w dzisiejszych czasach zapominają - aby nie załadować się w nieustanną pogoń za najnowszymi trendami i aktualizacjami oprogramowania. Mogą sobie na to pozwolić największe firmy z branży elektronicznej, ale dla producenta hi-endowych odtwarzaczy jest to najczęściej bariera nie do przeskoczenia. W dzisiejszych czasach wielu klientów chce mieć na przykład pięć serwisów streamingowych, dwuzakresową łączność bezprzewodową, multiroom, integrację z systemem inteligentnego domu i asystenta głosowego. Wyobraźcie sobie jednak co musi dziać się w biurze firmy produkującej audiofilski sprzęt i zatrudniającej kilka lub kilkanaście osób, kiedy wychodzi nowa wersja Androida, nowa aktualizacja TIDAL-a lub nowe wytyczne dotyczące wyświetlania loga jakiejś firmy, z której oprogramowaniem łączą się takie streamery. Kto ma się tym zająć i jak szybko się z tym upora? Bałagan to mało powiedziane.
Aby tego uniknąć, konstruktorzy Auralica dokonali całej serii prostych, zero-jedynkowych wyborów - w co wchodzimy, a co ignorujemy i ewentualnie zostawiamy sobie na później. Dotyczy to zarówno opisywanego urządzenia, jak i firmowej aplikacji. Ta jest bowiem dostępna wyłącznie na urządzenia z nadgryzionym jabłkiem. Jeżeli takowego nie posiadamy, będziemy musieli zaopatrzyć się chociażby w najtańszego iPada lub iPhone'a. Użytkownicy smartfonów i tabletów z Androidem prawdopodobnie będą oponować, ale najtańszego iPhone'a można kupić za 1199 zł, a iPada dostaniemy za 1599 zł. Nawet jeśli nie będziemy wykorzystywać takiego sprzętu do żadnego innego celu i potraktujemy go wyłącznie jako zdalne sterowanie do naszego Auralica, nie jest to przerażająco duży wydatek. Na pewno nie dla kogoś, kto kupuje streamer za 16999 zł. Jeżeli natomiast mamy już sprzęt Apple'a, problem z głowy. Druga odważna decyzja dotyczy obsługiwanych serwisów muzycznych. Auralic wyraźnie zachęca nas do korzystania z TIDAL-a lub Qobuza, prawdopodobnie z uwagi na wyższą jakość oferowanego w nich materiału. W firmowych materiałach Spotify jest wymieniany w dalszej kolejności lub wcale. W rzeczywistości urządzenie jest jednak kompatybilne z funkcją Spotify Connect i odtwarza muzykę z tego serwisu bez najmniejszego problemu. Vega G1 odtwarza także radio internetowe i znajduje się na liście urządzeń zgodnych z oprogramowaniem firmy Roon. I to by było na tyle. Na upartego można oczywiście rozszerzać funkcjonalność urządzenia za pomocą zewnętrznych aplikacji, jednak Lightning DS wyraźnie koncentruje się na odtwarzaniu plików, a w szczególności tych gęstych - PCM do 32 bit/384 kHz i DSD512. Co ciekawe, w ustawieniach urządzenia możemy wyłączyć obsługę Spotify Connect i Roona. W jakim celu? Nie wiem, ale jeżeli jesteśmy przekonani, że nie będziemy z nich korzystać, może ma to jakiś wpływ na szybkość działania lub jakość brzmienia. Do wyboru mamy także cztery ustawienia filtra cyfrowego w przetworniku (precyzyjny, dynamiczny, zrównoważony i gładki), wielkość bufora, tryb pracy potencjometru, a nawet siedem stopni jasności wyświetlacza. Melomani gustujący w nagraniach koncertowych i różnego rodzaju concept albumach z zadowoleniem przyjmą informację o możliwości odtwarzania plików bez przerw (gapless). Z całą pewnością jest się czym bawić. Szczególnie, jeśli trochę orientujemy się w temacie i szukamy urządzenia, które pozwoli nam wycisnąć z odtwarzanych plików to, co najlepsze.
Konstruktorzy Auralica dokonali całej serii prostych, zero-jedynkowych wyborów - w co wchodzimy, a co ignorujemy i ewentualnie zostawiamy sobie na później. Wi-Fi, AirPlay, Bluetooth? Do widzenia! Paszoł won z tymi plastikowymi antenkami... Jeśli o mnie chodzi, to doskonała decyzja świadcząca o nonkonformistycznej filozofii producenta i jego dążeniu do uzyskania jak najlepszego brzmienia.Ślad bezkompromisowych decyzji konstruktorów, nakierowanych na jakość brzmienia i stabilność działania urządzenia, znajdziemy też na jego tylnym panelu. Na pierwszy rzut oka jest całkiem bogaty i bardzo, ale to bardzo elegancki. Mamy tu gniazdo zasilające z włącznikiem, pięć wejść cyfrowych (LAN, AES/EBU, koaksjalne, optyczne i USB) oraz odsunięte od nich wyjścia analogowe - zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA). Do jakości poszczególnych gniazd nie sposób się przyczepić. Patrząc na Vegę G1 z tej perspektywy, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to stricte audiofilska, przemyślana konstrukcja zamknięta w pancernej, metalowej obudowie. Taki nieco hardcore'owy minimalizm wiąże się jednak z pewnymi niedogodnościami, z których największą jest chyba brak łączności bezprzewodowej w jakiejkolwiek postaci. Wi-Fi, AirPlay, Bluetooth? Do widzenia! Paszoł won z tymi plastikowymi antenkami... Jeśli o mnie chodzi, to doskonała decyzja świadcząca o nonkonformistycznej filozofii producenta i jego dążeniu do uzyskania jak najlepszego brzmienia. Przecież nie po to zawracał sobie głowę zegarami taktującymi i nóżkami antywibracyjnymi, aby później użytkownicy puszczali na jego sprzęcie empetrójki z telefonu. Jestem przekonany, że w tym momencie wielu audiofilów również pokiwa głową z uznaniem. Pytanie co mają zrobić melomani, którzy nie mają w ścianach gniazd sieciowych, a kabel do routera musieliby ciągnąć przez pół domu. Cóż, odpowiedź jest prosta, choć brutalna - będą musieli wymyślić jakieś rozwiązanie tego problemu. Ciekawostką jest opcja montażu dysku 2,5" wewnątrz urządzenia bez ograniczenia pojemności.
Skoro już jednak jesteśmy w temacie minimalizmu, warto spojrzeć na sprawę z innej perspektywy, przyglądając się chociażby wyposażeniu Ariesa G1, który - tak się dziwnie składa - ma łączność bezprzewodową, i nie tylko. Na jego tylnym panelu widzimy dwa gniazda dla antenek, a także dwa złącza USB - jedno służy do podłączenia dysku z plikami, drugie zaś pracuje jako wyjście dla zewnętrznego przetwornika. Szkoda, że Vega G1 została pozbawiona tych udogodnień. Dlaczego Vega nie jest po prostu Ariesem z wbudowanym przetwornikiem i kompletem wyjść analogowych? To miałoby chyba większy sens. Audiofile posiadający już wysokiej klasy DAC-a i odtwarzający pliki z komputera mogliby potraktować Ariesa G1 jako prosty sposób na poprawę brzmienia swojego systemu i jednocześnie duży skok do przodu jeśli chodzi o komfort jego użytkowania. Wszystko przy zachowaniu dotychczasowego sprzętu, a więc bez bolesnych rozstań i strat finansowych. Ci, którzy takiego przetwornika nie mają, mogliby kupić Vegę G1 i cieszyć się dokładnie tymi samymi funkcjami, ale już z przetwornikiem na pokładzie. Tymczasem oba modele to dwa różne światy. Vega G1 ma wyraźnie okrojoną funkcjonalność, a przecież kosztuje znacznie więcej. Gdyby była kopią Ariesa z wbudowanym przetwornikiem - w porządku. Dziesięć tysięcy za Ariesa plus siedem za moduł DAC-a z przedwzmacniaczem i wyjściami słuchawkowymi - to ma sens. Odpada też kolejna obudowa i kolejny klocek na półce. Ale jeśli Vega to takie, no nie wiem, pół Ariesa plus przetwornik? W takim układzie decyzja robi się znacznie trudniejsza. Nie mówię tylko o braku łączności bezprzewodowej. W testowanym modelu nie ma też jakiegokolwiek wyjścia cyfrowego, więc jeśli w przyszłości chcielibyśmy dokupić do niego hi-endowy przetwornik i ulepszyć brzmienie naszego streamera - klops. Jedno, dosłownie jedno wyjście koaksjalne pozwoliłoby nam już traktować Vegę G1 jako rozwiązanie przyszłościowe, z otwartą furtką do upgrade'u. Może producent chciał utrzymać ostry podział między dwoma modelami? Może dokładnie wiedział jacy klienci będą zainteresowani jednym, a jacy drugim? A może chodziło o coś bardziej przyziemnego, jak zachowanie identycznych wymiarów obudowy? Nie wiem, ale jeżeli naprawdę zagłębimy się w te rozważania, pojawiają się pytania na które chyba nie ma oczywistej odpowiedzi. No dobrze, a co jeśli wyjdziemy poza ofertę Auralica? No właśnie - możemy filozofować na temat audiofilskiego podejścia do tematu, ale jeżeli szukamy streamera za porównywalne pieniądze, możemy wybrać chociażby Moona 280D Mind 2, Marantza NA-11S1, Naima ND5 XS, NAD-a M50.2 albo Lumina T1. Większość producentów nie robi nam łaski, że odtwarzacz za kilkanaście tysięcy złotych ma Wi-Fi albo wejścia i wyjścia cyfrowe. Określając Vegę G1 mianem "streamującego przetwornika", Auralic zachowuje się trochę jakby odkrył amerykę, ale większość dostępnych na rynku streamerów może pracować w trybie DAC-a i nikt nie robi z tego wielkiej zagadki. Dlaczego takie urządzenie miałoby nie mieć wejść i wyjść cyfrowych? Wydaje mi się, że wracamy tutaj do problemu poruszonego na początku - dla wielu audiofilów najlepszym wyjściem byłoby kupno Ariesa G1 z dedykowanym przetwornikiem, którego, przynajmniej w tym momencie, w ofercie Auralica nie ma. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby połączyć taki transport z urządzeniem innej marki, jak Hegel HD30, Chord Hugo 2, Bryston BDP-3 czy Aqua La Scala MKII. Wielu użytkowników wolałoby jednak budować system, a przynajmniej źródło, z urządzeń jednego producenta. Szkoda, że Auralic oddaje pole konkurencji. Moim zdaniem ktoś powinien jeszcze raz spojrzeć na aktualny katalog i zastanowić się co tak naprawdę powinno skłonić klientów do wyboru jednego lub drugiego modelu. Inna sprawa, że Vega G1 kosztuje dokładnie tyle samo, co Aries G2. Co do złotówki. Przypadek? Nie sądzę...
Brzmienie
No dobrze - pogaworzyłem sobie, posprawdzałem różne fakty i rozważyłem możliwe scenariusze, ale nie zmienia to faktu, że stoi przede mną fantastycznie zbudowany, dopracowany streamer, którego po prostu znakomicie się używa. Testując sprzęt audio, staram się być obiektywny i brać pod uwagę potrzeby nie tylko swoje, ale także innych potencjalnych użytkowników danego urządzenia. Gdybym w najbliższej przyszłości planował rozbudowę systemu o hi-endowego DAC-a, miał bardzo utrudniony dostęp do kabla sieciowego lub nie posiadał jakiegokolwiek urządzenia firmy Apple, moja przygoda z Vegą G1 zaczęłaby się od mniejszego lub większego zgrzytu. Tak się jednak składa, że spełniam wszystkie warunki, jakie Auralic narzucił użytkownikom tego odtwarzacza. Wykańczając dom (i przy okazji siebie), przewidziałem dosłownie kilka miejsc na gniazda sieciowe, co pozwoliło w dość prosty sposób - i na dodatek niewielkim kosztem - uniknąć sytuacji, w której najważniejsze urządzenia będą całkowicie uzależnione od dostępu do sieci Wi-Fi. Jeżeli próbowaliście kiedyś ściągać grę na konsolę pracującą z dala od routera, na "jednym pasku" zasięgu, z pewnością wiecie o co chodzi. Inna sprawa, że połączenie kablowe jest po prostu lepsze i bardziej stabilne. Słuchanie audiofilskich plików hi-res przez Wi-Fi w wielu przypadkach wciąż pozostaje opcją, nazwijmy to - kompromisową. Jeśli chodzi o smartfon, od wielu lat pozostaję wierny iPhone'owi. Nie jestem zagorzałym fanem Apple'a, nie śledzę konferencji prasowych firmy z Cupertino, a kiedy widzę informacje o pozbywaniu się kolejnych gniazd i podnoszeniu cen nowych modeli, nie wiem czy to żart czy smutna prawda. Ale ponieważ mam smartfon z jabłuszkiem, bez problemu ściągnąłem aplikację Lightning DS, która okazała się być jedną z lepszych, z jakimi miałem do czynienia. Kwestia zewnętrznego przetwornika? Fakt, chciałbym "wyciągnąć" sygnał z Vegi G1 chociażby po to, by sprawdzić jak zmieni się brzmienie z wykorzystaniem innego DAC-a. Ale jeżeli mamy go już na pokładzie, nie jest to coś, o czym będziemy myśleć po nocach. Dostajemy gotowe rozwiązanie, które - muszę to powiedzieć - dla wielu audiofilów będzie po prostu spełnieniem marzeń i lekarstwem na wszystkie problemy - składanie samego źródła z dwóch lub trzech różnych klocków, niewygodne zarządzanie odtwarzaniem muzyki, dodatkowe kable itd. Auralic każe nam dostosować się do jego wymagań, wręcz zmusza nas do pewnych działań lub zaakceptowania decyzji jego konstruktorów. My też musimy dokonać wyboru. Możemy oponować i zacząć się buntować albo pójść tą drogą i sprawdzić co czeka na jej końcu. Ponieważ miałem z górki, szybko zbadałem temat i muszę stwierdzić, że dawno nie słuchało mi się muzyki tak dobrze.
Moje pozytywne nastawienie z pewnością w jakieś części wynika z przyjemnych wrażeń dotyczących samej obsługi oraz jakości wykonania tego streamera. Vega G1 jest bardzo zgrabnym i funkcjonalnym urządzeniem, a firmowa aplikacja to - co tu ukrywać - duża, duża klasa. Gdybym mógł przetrzymać opisywane źródło jeszcze tydzień lub dwa, być może natknąłbym się na jakieś błędy, jednak pierwsze wrażenie było doskonałe, a intuicyjna obsługa samego urządzenia i aplikacji sprawiła, że wyjątkowo szybko dogadałem się z tym systemem i niepostrzeżenie przeszedłem do etapu słuchania muzyki dla przyjemności. Dopiero później przypomniałem sobie, że mam do napisania recenzję i chyba powinienem dokonać jakiejś analizy brzmienia. Co z tego wyszło? Być może niektórych to zdziwi, ale Vega G1 jest bardzo neutralnym i uniwersalnym źródłem. Zupełnie jakby zależało jej na tym, aby przekazać na wyjście analogowe maksymalnie przezroczysty, doskonale zrównoważony dźwięk pozbawiony sztucznych naleciałości. Inżynierowie Auralica postawili wszystko na jedną kartę - wierność wobec odtwarzanego materiału. Vega G1 odczytuje muzykę z sieci, wyciąga z plików to, co da się wyciągnąć bez naginania charakteru brzmienia, a następnie podaje sygnał do wzmacniacza. Koniec, kropka, na tym kończy się jego rola. Nie ma tutaj dodawania ozdobników czy nadawania muzyce specyficznego szlifu, który odbija się później na ostatecznym efekcie brzmieniowym, bez względu na to jakich użyjemy kolumn i kabli. Muszę przyznać, że jest to dość imponujące, ale też łatwe do zaakceptowania. Być może dlatego wyjątkowo szybko zapadłem się w kanapę i zacząłem dodawać kolejne albumy do playlisty bez drobiazgowego analizowania wszystkiego, co usłyszałem? Dźwięk od początku był dobry, więc szybko się do niego przyzwyczaiłem. I tak, jak łatwo przebiegał u mnie proces instalacji i uruchomienia opisywanego streamera, tak gładko poszło mi również z odsłuchem.
Każdy doświadczony audiofil będzie wiedział, że z przyjętą przez konstruktorów ideologią wiążą się sprawy, których interpretacja w dużym stopniu zależy już od nas samych. Teoretycznie nie powinno tak być, bo przecież każda firma specjalizująca się w produkcji sprzętu hi-fi powinna dążyć do maksymalnej wierności i neutralności, prawda? Muzyka ma brzmieć tak, jak brzmiała w studiu nagraniowym lub na koncercie. Skrzypce mają być skrzypcami, fortepian fortepianem i tak dalej... Znam wielu ludzi uznających tę zasadę za absolutną świętość i jedyny słuszny cel wszystkich sprzętowych wyborów. Istnieje jednak pewna grupa audiofilów, którzy albo nie zgadzają się z tym, że idealna przezroczystość powinna być priorytetem, przynajmniej jeśli chodzi o słuchanie muzyki w domu, albo po pewnym czasie zwyczajnie dali sobie spokój z tą niekończącą się pogonią za króliczkiem, uznając, że każde urządzenie siłą rzeczy robi coś z sygnałem, który przez nie przepływa. Zauważyłem, że przedstawiciele tej frakcji zazwyczaj szukają w sprzęcie czegoś specjalnego. Chcą, aby podczas odsłuchu coś przyciągało ich uwagę. Aby testowany model pokazał coś, czego nie ma żaden inny sprzęt za porównywalne pieniądze. Jeżeli podchodzicie do sprawy w ten sposób, cóż - Vega G1 chyba nie oferuje nic takiego. Po prostu gra. Liniowo, czysto, wiernie, z temperaturą barwy nastawioną na zero. Dodawanie od siebie czegokolwiek lub kierowanie reflektorów na jeden wybrany aspekt prezentacji stałoby w sprzeczności z przyjętą filozofią. To z kolei sprawia, że w pierwszym kontakcie brzmienie Auralica może się wydać trochę nudne. Nijakie. Jeżeli natomiast właśnie tego szukacie, to znaleźliście. Vega G1 jest bardzo neutralnym i uniwersalnym źródłem. Wynikają z tego dodatkowe korzyści, takie jak łatwość doboru sprzętu towarzyszącego czy brak własnych preferencji streamera co do odtwarzanego materiału. Opisywany model może być podstawą dowolnego systemu stereo. Na tak stabilnym podłożu można zbudować wszystko, co tylko chcemy, wiedząc, że dźwięk nagle nie rozjedzie się przez humory odtwarzacza. O ile więc nie ma w tym brzmieniu czegoś, co w pierwszej chwili chwyciłoby nas za serce, o wiele ważniejszy może być brak elementów, które po pewnym czasie mogłyby się okazać kłopotliwe.
Systematycznie powiększa się grupa produktów, które spełniają wszystkie wymagania, jakie postawiłby przed nimi typowy audiofil, ale oferujących luksus na najwyższym poziomie. Auralic Vega G1 to kolejny klocek wpisujący się w ten trend. Owszem, możemy do niego podejść po audiofilsku, rozkładając jego funkcjonalność i brzmienie na części pierwsze. Ale możemy też postawić się w pozycji melomana, który szuka bardzo, bardzo dobrego źródła do swojego systemu.Czasami odnoszę wrażenie, że miłośnicy wysokiej klasy sprzętu audio lubią komplikować sobie życie. Rozdzielić system stereo na jak najwięcej elementów, do każdego z nich kupić kolejne dwa kable za średnią krajową i specjalne podkładki antywibracyjne, następnie po kilku dniach słuchania stwierdzić, że ulepszenie jednego obszaru wymaga inwestycji w kolejny klocek, i tak w koło, za przeproszeniem, Macieju. Systematycznie powiększa się jednak grupa produktów, które stworzono dla nieco innego odbiorcy. Produktów, które spełniają wszystkie wymagania, jakie postawiłby przed nimi typowy audiofil, ale oferujących luksus na najwyższym poziomie. Pięknych, dopracowanych, bezproblemowych i wygodnych w użyciu, a przy tym dostarczających nam hi-endowych wrażeń bez żadnych zmartwień i wyrzeczeń. Devialet Expert 140 Pro, Naim Uniti Atom, Micromega M-One 100 czy Lumin M1 to urządzenia, które nie zabierają nam czasu ani miejsca, ale wyglądają bosko, grają bardzo dobrze i robią wszystko, co robić powinny. Auralic Vega G1 to kolejny klocek wpisujący się w ten trend. Owszem, możemy do niego podejść po audiofilsku, rozkładając jego funkcjonalność i brzmienie na części pierwsze. Ale możemy też postawić się w pozycji melomana, który szuka bardzo, bardzo dobrego źródła do swojego systemu. Czy za 16999 zł można uzyskać lepszy dźwięk? Myślę, że jeżeli połączymy świetny transport cyfrowy z wybitnym przetwornikiem, zadbamy o odpowiednie okablowanie i ogarniemy wszystkie kwestie software'owe, jest to możliwe. Ale możemy też kupić Auralica i zamknąć temat. To stuprocentowo audiofilskie, minimalistyczne, w niektórych obszarach nawet purystyczne urządzenie, które można wpiąć do posiadanego zestawu stereo w ciągu trzech minut i zacząć korzystać z niego z dziecinną łatwością. Zrobione, pozamiatane. Jeżeli ktoś chce się bawić, zawsze może wybrać Ariesa i połączyć go z zewnętrznym przetwornikiem. To na pewno także nie jest głupia opcja. W porządku, jako entuzjasta przetworników i kabli, chciałbym dostać tu jeszcze trochę zabawek i gniazd umożliwiających ulepszenie źródła w przyszłości, ale jako meloman szukający doskonałego i prostego źródła cyfrowego, Vegą G1 byłbym wprost zachwycony. To jedno z tych urządzeń, których chyba nie da się nie lubić.
Budowa i parametry
Auralic Vega G1 to odtwarzacz sieciowy, który zdaniem producenta kontynuuje tradycję umiejętnego zarządzania połączeniem pomiędzy różnymi źródłami muzyki w formatach cyfrowych o wysokiej rozdzielności a resztą systemu hi-fi. Model ten strumieniuje muzykę w gęstych formatach zarówno z zasobów sieciowych i pamięci masowych połączonych poprzez USB, jak i platform strumieniowych takich, jak chociażby TIDAL, Qubuz, Spotify czy kanałów radia internetowego. Urządzenie otrzymało kilka ulepszeń zapożyczonych z najwyższej linii produktów firmy Auralica. Vega G1 wykorzystuje platformę Tesla, jednak sama nazwa może być myląca - należy zwrócić uwagę również na jej generację. Tak czy inaczej, rozwiązanie to daje nam możliwość łączenia się z zasobami sieciowymi i źródłami bezstratnego streamingu internetowego. Materiał wysokiej rozdzielczości jest przesyłany bezpośrednio do układów przetwornika. Platforma składa się z procesora Quad-Core Cortex A9 z 1 GB pamięci DDR3 oraz 4 GB pamięci masowej. Oznacza to duży zapas mocy do wykonania swojego zadania. W zeszłym roku Auralic wprowadził znakomitą, innowacyjną funkcjonalność przetwornika cyfrowo-analogowego, gdzie zasoby platformy Tesla umożliwiają operowanie przychodzącym strumieniem danych w taki sposób, że DAC wcale nie musiał synchronizować się do częstotliwości zegara sygnału przychodzącego. Mógł w zasadzie pracować całkowicie niezależnie od zegara sygnału wejściowego, co sprawiało, że błędy sygnału i synchronizacji stały się nieznaczące. Ten niezależny, pozbawiony jittera sposób przetwarzania sygnału znalazł drogę także do serii G1. Jeśli chodzi o konwersje sygnału, Vega G1 zaprzęga do pracy ten sam indywidualnie dostosowany układ DAC, jaki został użyty w wersji G2. Znajdziemy tu także superszybki zegar Femto, który troszczy się o taktowanie zapewniające najwyższą precyzję przetwarzania sygnału. Po stronie analogowej Vega G1 pozostaje wierna pracującym w klasie A modułom ORFEO. Do wyboru mamy kilka ustawień filtra cyfrowego. Wpływ wyższej linii G2 jest widoczny także w obudowie z anodyzowanego na czarno aluminium, wyposażonej w srebrne pokrętło i ekran o rozdzielczości odpowiadającej wyświetlaczom Retina. Ponieważ metalowa skrzynia jest dość pancerna, do jej wnętrza można się dostać tylko od dołu. Po odkręceniu podstawy zobaczymy układ zbudowany w całości na jednej płytce drukowanej. Na pierwszy rzut oka prezentuje się raczej skromnie. Wiele istotnych elementów osłonięto naklejkami z logiem producenta. Wzrok przyciągają lustrzane, analogowe układy wyjściowe oraz solidny transformator toroidalny Plitrona. Co ciekawe, na wewnętrznej stronie obudowy wygrawerowano napis "VEGA-GEN1-302". Co oznacza ten tajemniczy kod? Czyżby same obudowy były indywidualnie numerowane? Na to wygląda. Tak czy inaczej, urządzenie jest wykonane perfekcyjnie.
Werdykt
Vega G1 jest wyjątkowo ciekawym urządzeniem. Jak na wysokiej klasy streamer, pod wieloma względami nawet nietypowym. Auralic wyraźnie postawił tu na elementy, które przekładają się na wysoką jakość dźwięku, stabilność pracy i wygodę użytkowania. Jeżeli tylko spełnimy kilka podstawowych warunków, nasza przygoda z tym urządzeniem będzie jedną wielką przyjemnością. Jego brzmienie jest niemal idealnie liniowe, neutralne i uniwersalne. Nie trzeba się do niego przyzwyczajać. Obsługę ułatwia doskonała aplikacja nakierowana na pliki hi-res i serwisy streamingowe oferujące wysoką jakość odtwarzanego materiału. Najważniejsze jest jednak coś innego - ogólne poczucie luksusu, jaki dostajemy w pakiecie. Vega G1 załatwia wiele rzeczy, z którymi normalnie musielibyśmy się użerać. Dla właścicieli tego strumieniowca droga do plikowego hi-endu na pewno nie będzie długa, kręta i wyboista. Otwierając pudełko możemy jeszcze nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wjeżdżamy na autostradę do audiofilskiego dźwięku, oszczędzając cenny czas, który od tej pory będziemy poświęcać wyłącznie na słuchanie muzyki.
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: AES/EBU, USB, LAN, koaksjalne, optyczne
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Wyjścia słuchawkowe: 2 x 6,3 mm
Odtwarzane formaty: AAC, AIFF, ALAC, APE, DFF, DSF, FLAC, MP3, OGG, WAV, WV, WMA
Maksymalna jakość sygnału: PCM 32 bit/384 kHz, DSD512
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,1 dB)
Zniekształcenia: <0,00015%
Zegar: Podwójny zegar Femto 72 fs
Wymiary (W/S/G): 8/34/32 cm
Masa: 7,2 kg
Cena: 16999 zł
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Unison Research Triode 25, Marantz ND8006, Astell&Kern AK70, Asus Zenbook UX31A, Sennheiser HD 600, Melodika MDCX, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Pure Ultimate SG, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Wojciech
Dziękuję za test. Zdjęcie obudowy (pomiędzy werdyktem a danymi technicznymi) pochodzi z serii G2/GX, a nie G1.
0 Lubię -
stereolife
Tak, zgadza się - obudowa Unity Chassis stosowana w wyższej serii jest pozbawiona wszelkich łączeń, za wyjątkiem odkręcanej podstawy i panelu z gniazdami. Napisaliśmy o tym w tekście, a zdjęcie postanowiliśmy zamieścić w ramach ciekawostki, ale może faktycznie nie ma co wprowadzać zamieszania. Dziękujemy za uzupełnienie:-)
0 Lubię -
Wojciech
Jestem szczęśliwym posiadaczem Aries G2, Vega G2 i Leo GX więc polecam do testu topowy zestaw Auralica.
1 Lubię -
Sebastian
"Ciekawostką jest opcja montażu dysku 2,5" wewnątrz urządzenia bez ograniczenia pojemności." - tutaj wkradł się błąd. Możliwość montażu dysku wewnątrz umożliwia tylko i wyłącznie Aries G2. Vegi z serii G1 oraz G2 nie posiadają takiej możliwości.
0 Lubię -
stereolife
Informacja pochodzi bezpośrednio z polskiej strony Auralica. "Opcjonalnie wewnętrzny dysk HDD/SSD 2,5" bez ograniczenia pojemności" - możliwe, że coś się komuś źle wkleiło, ale strony i materiały informacyjne producenta i dystrybutora uznajemy za obowiązujące.
0 Lubię -
Krzysztof
Czy lepiej pójść tropem Auralis Aries + Copland CSA 100 i korzystanie z DAC-a we wzmacniaczu, czy też lepszym wyjściem będzie Auralic Vega (lub Lumin T1) + Luxman L-505? Oczywiście praca domowa w postaci odsłuchów urządzeń u siebie i tak pozostaje mi do odrobienia.
0 Lubię -
stereolife
@Krzysztof - Zdecydowanie wybralibyśmy opcję numer dwa, ale tu mówimy o trochę innych pieniądzach, bo Luxman jest cennikowo o 2000 zł droższy od Coplanda, a Auralic Vega G1 jest o 7000 zł droższy od Ariesa G1. W przypadku Vegi G1 proponowalibyśmy wypróbować wbudowany przedwzmacniacz i rozważyć połączenie jej z końcówką mocy (lub bezpośrednim wejściem do końcówki mocy we wzmacniaczu, jeśli będzie taka możliwość). Może się okazać, że preamp w integrze jest w tym przypadku potrzebny tak, jak kierunkowskazy w BMW:-)
0 Lubię
Komentarze (7)