Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Dawid Grzyb
Zanim zabiorę się za danie główne, słówko wyjaśnienia. Pewnego dnia zadzwonił do mnie Tomek, z prośbą zawodową. Wiele osób się może zdziwić, no bo jak to tak, dziennikarze konkurują przecież, prześcigają się w premierach nowości, pod względem statystyk i tak dalej. I nagle wydzwaniają do siebie z prośbami? A i owszem. Tak się składa, że nasze zawodowe i jednocześnie rodzime poletko jest dość małe. Ludzie się znają, w większości przypadków żyją ze sobą w zgodzie, wymieniają spostrzeżenia, a nawet współpracują od czasu do czasu. No bo dlaczego nie? Skoro to tak wąskie środowisko, nie ma sensu czynić go toksycznym, bo byśmy się wszyscy szybko podusili. Przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. Tym bardziej, że w ciągu roku okazji, w których na siebie co chwilę wpadamy nie brakuje, a wystawy takie jak High End czy Audio Show to wierzchołek góry lodowej. Dlatego telefon od Tomka odebrałem, a on szybko przeszedł do rzeczy. Jest sprzęt, którego jemu nie wypada testować, bo stoi na nim jak wół, że redakcja StereoLife maczała w nim palce i uszy. Przytaknąłem.
Nie musiał nawet mówić o co chodzi - wiedziałem, że prośba dotyczy testu. Szybko wyszło na jaw o jaki produkt chodzi. Na tapecie były kolumny Pylon Audio Sapphire 31 w specjalnej wersji. Na ich tabliczkach znamionowych znalazła się informacja, że jest to edycja StereoLife. Jak się później okazało, była to pierwsza wyprodukowana para, która już od kilku dni wygrzewała się dla mnie. Zgodziłem się posłuchać i gościnnie przetestować te kolumny, co niniejszym czynię.
Wygląd i funkcjonalność
Przyznaję bez bicia, że nie miałem wcześniej do czynienia z produktami Pylon Audio - po prostu jeszcze nie nadarzyła się okazja. Dla formalności nadmienię też, że standardowa wersja Sapphire 31 była już testowana przez redakcję StereoLife, po czym przez dłuższy czas pracowała w jednym z systemów odsłuchowych i właśnie stąd wziął się pomysł, aby jeszcze trochę poprawić, stuningować tę konstrukcję. Tak narodziła się wersja StereoLife Edition ze wzmocnionymi obudowami, wytłumieniem z owczej wełny, lepszym okablowaniem dobranym na drodze testów odsłuchowych i kilkoma innymi ulepszeniami, dostępna tylko w białym lakierze z kompletem akcesoriów. To naprawdę duże pudła. Pokrywa się to też ze słowami producenta, według którego model Sapphire 31 jest tym największym i najdroższym w ofercie. Jest to konstrukcja trójdrożna, wentylowana tunelem rezonansowym, a zatem nic szalenie innowacyjnego. Niemniej, w przypadku sprawdzonych i popularnych rozwiązań, diabeł tkwi w szczegółach - kluczowych elementach oraz odpowiednio dobrym połączeniu ich ze sobą.
W wersji Sapphire 31 StereoLife Edition, pod względem przetworników nie nastąpiły zmiany w stosunku do bazowego modelu. Wykorzystywane są głośniki Seasa i Visatona. Basowy ma 23 cm średnicy, średniotonowiec - 14,5 cm. Oba mają duże układy magnetyczne bez ekranów, membrany wykonane z powlekanej celulozy oraz metalowe kosze. Wysokotonowiec ma tekstylną kopułkę o średnicy 26 mm. Jest chłodzona ferrofluidem i ma dodatkowo tylną komorę, której zadaniem jest tłumienie rezonansów. Nie napiszę natomiast ani słowa o zwrotnicy i jej elementach, dokładnie z takich samych pobudek, które kierowały Tomkiem w jego recenzji standardowego modelu Sapphire 31. Nie chcę ułatwiać fanom DIY roboty czy dawać instrukcji montażowych. Wiadomo natomiast, że pozmieniały się wartości i marki elementów zwrotnicy, a może nawet częstotliwości podziału.
Kolejna rzecz to jakość wykonania. Pod tym względem dostarczony do mnie produkt wygląda na znacznie droższy, niż jest w rzeczywistości. Aspekt subiektywny to wrażenia czysto estetyczne. Nie brak osób, do których typowe kształty nie przemawiają. Kolumny Pylon Audio takie w sporej części są, jedynie ich front jest przecięty ukośnymi płaszczyznami w kilku miejscach. Ale jakość stolarki i precyzyjne połączenie ze sobą wszystkich elementów to sprawa bezdyskusyjna. Pod tym względem rodzime paczki wypadają bardzo dobrze. Wprawne oko szybko dostrzega idealnie centryczne osadzenie przetworników czy wręcz wzorowy montaż płyty frontowej. Odstępy na całej długości są jednakowe. Wisienką na torcie są wyjątkowo funkcjonalne i solidne przyłącza WBT, których po prostu nie sposób nie lubić. To mnie autentycznie zaskakuje. Nie jestem w stanie ogarnąć jak to jest, że w skrzynkach w okolicach 4000 zł da się zamontować komponenty tej klasy. Jak widać, chcieć to móc, a inni konstruktorzy powinni się tego od Pylon Audio uczyć. Dla formalności jedynie nadmienię, że w wykorzystywanych przeze mnie monitorach Boenicke Audio W5 są terminale WBT NextGen, a jakże. Ale te paczki kosztują blisko... 14000 zł. Do edycji StereoLife modelu Sapphire 31 producent dorzucił kolce i podkładki, choć zdziwiłbym się gdyby ich zbarakło. Wersja produkcyjna ma być także wyposażona w magnetycznie mocowane maskownice, choć nie wiem, kto chciałby zasłaniać takie głośniki.
Brzmienie
Budowa skrzynek tej wielkości, co Sapphire 31 SLE może sugerować dźwiękową potęgę pod wieloma względami, siłę. Z tego założenia wyjdzie zapewne znakomita większość osób. Nasza psychika działa w taki sposób. Natomiast prawdą jest, że kolumny potrafią zaskakiwać. Małe skrzynki są w stanie zabrzmieć w sposób spektakularnie duży, chociażby w sensie stereofonii i gabarytów źródeł pozornych. Ze świeczką szukać takich konstrukcji, ale się trafiają. Dla kontrastu, duże podłogówki z monstrualnymi przetwornikami są w stanie zagrać z wielką kulturą i spokojem, obdarować słuchacza wyrafinowaniem, a nie brutalną siłą. To może wyjaśnijmy to sobie od razu - Sapphire 31 StereoLife Edition czerpie z kilku strumyków. To skrzynki dźwiękowo wyjątkowo mocne (a jakże, tego nie mogło zabraknąć), ale też wyszukane, dopracowane pod wieloma względami. Już spieszę z wyjaśnieniami.
Tomek w swoim materiale nakreślił za pomocą słupków, że podstawowa wersja Sapphire 31 jest tonalnie zrównoważona, z wyjątkiem podbitych wyższych częstotliwości basowych. Na całej rozciągłości się z tym zgadzam. Mało tego, idą za tym pewne następstwa. Ten podzakres w edycji StereoLife jest naprawdę wyraźny, wręcz odczuwalny, daje o sobie znać na różne sposoby. Wyższe częstotliwości basowe działają w taki sposób, że bezpośrednio wpływają na energię w dźwięku. Przekładają się na, moc podczas odsłuchu, atak. Przydają mu impetu, wigoru, sprawiają, że jest rześki. Oczywiście o ile cała reszta jest na odpowiednim poziomie. Natomiast często przykrym następstwem jest nieprzyjemne rezonowanie, a ubierając to w słowa kolokwialnie - dudnienie, buczenie. Moje pomieszczenie odsłuchowe jest mocno wytłumione, ma blisko 30 metrów kwadratowych, a zatem znajduje się niemalże po środku na skali zalecanej przez producenta. Wyposażone jest też w pułapki basowe Goldenote Drum (80 Hz i 40 Hz). W takich warunkach testuję produkty i w tym środowisku Sapphire 31 nie zdradzały najmniejszych oznak nieprzyjemnych rezonansów. Midbasu było dużo, ale nie przeszkadzał, nie dudnił, co zdecydowanie uznaję za plus. Natomiast nie odpowiadam za inne pomieszczenia. A zatem kolumny Pylon Audio biorą z wyższych składowych basu, w należytych warunkach najprawdopodobniej, tylko to co dobre - moc. Przekaz jest wyjątkowo dynamiczny i żywiołowy. To jedna z cech koronnych tych skrzynek. Choć nie przeczę, równie żywiołowa integra H160 Hegla dorzuciła tutaj swoje trzy grosze.
Najniższe składowe mogą sprawiać wrażenie osłabionych, właśnie ze względu na podbite wyższe części. Te kawałki pasma zdecydowanie nie są sobie równe w sensie ilościowym. Ale praktyka pokazuje, że tego najtreściwszego basu jest w sam raz. Gdy trzeba, pojawia się. Rzecz w tym, że nie jest sztucznie pokazywany przy każdej możliwej okazji. Choć niektórym osobom może zająć trochę czasu zauważenie i przyzwyczajenie się do najniższego dołu. Sapphire 31 StereoLife Edition to po prostu nie są basowe potwory w typowym dla tego określenia znaczeniu - dół przykrywający resztę częstotliwości. Te skrzynki mają znacznie więcej do zaoferowania. Średnie części pasma są wyjątkowo czytelne, wyraźne. Nie słychać ich osłabienia, dzięki czemu wokaliści czy partie gitarowe są zawsze podane w sposób namacalny. Nie odnosi się wrażenia, że są przesadnie schowane lub wypchnięte, a tym bardziej oderwane od reszty. Nie przeczę, że miało w tym udział wykorzystane przeze mnie źródło - "siódemka" Łukasza Fikusa. Nieco uwydatnia i przybliża środek pasma, przynajmniej z replikami lamp Western Electric. Ale z drugiej strony to tylko pokazuje, do czego skrzynki Pylon Audio są zdolne - nie mają w tym podzakresie braków, klęska urodzaju też im nie grozi. Nic, tylko się cieszyć.
To może góra przygaszona? Metaliczna? A może przesadzona? Ostra? Nie, nic z tych rzeczy. Nie kaleczy, nie sybiluje, nawet pomimo tego, że jest jej sporo. Natomiast z uwagi na stosowną ilość wysokich tonów, przekaz jest informacyjny, detaliczny, nie uciekają niuanse. Wybrzmienia są należycie długie i mają stosowną masę. Co prawda nie jest to poziom gładkości znany ze znacznie droższych skrzynek. Ale w kontekście ceny Sapphire 31 StereoLife Edition naprawdę bardzo dobrze sobie radzi z wysokimi częstotliwościami.
Pod względem gabarytów sceny wykreowanej przed słuchaczem, też jest dobrze. To właśnie tego człowiek się spodziewa oceniając wstępnie kolumny na podstawie ich niemałego przecież rozmiaru. Przekaz jest rozbudowany zarówno po bokach, jak i w głąb. Ale należy też do bezpośrednich, nie odnosi się wrażenia oddalenia poszczególnych instrumentów od słuchacza. Źródła mają należyte gabaryty, a wokaliści z pewnością nie dają się poznać jako czterometrowi giganci. Przestrzeń przed słuchaczem nie jest też spłaszczona - słychać różnicowanie umiejscowienia muzyków, choć najwyraźniejszy i najdokładniejszy jest pierwszy plan. Co więcej, dźwięk Sapphire 31 SLE wyjątkowo lekko "wchodzi". Na tak stan rzeczy składa się nie tylko spójność poszczególnych składowych pasma i dynamika, ale też ilość powietrza na scenie. Jest go naprawdę sporo. Do tego stopnia, że o tych kolumnach można napisać, że są niekiedy wręcz zwiewne w odbiorze. Bez powietrza dźwięk robi się ospały, a to określenie jest ostatnim, które do skrzynek Pylon Audio pasuje. Jak już pisałem, jest żywiołowo, energetycznie. A na dodatek spójnie.
Gdy zbierze się te wszystkie cechy w całość, kreuje się obraz produktu noszącego znamiona sprzętu audiofilskiego. Aby zweryfikować jak bardzo, z pomocą przychodzą monitory KEF LS50. To jest ciekawa walka, zaręczam. Wydawać się może, że te niepozorne skrzynki KEF-a, choć powszechnie uznawane za wybitne, wypadną w starciu z kolumnami Pylon Audio blado, wręcz na tarczy. No bo gabaryty nie te, nie ta powierzchnia drgająca, duże pomieszczenie... Ale walka była wyrównana, zwłaszcza w dużym pomieszczeniu i z dobrą elektroniką. Niemniej, to zupełnie inne granie niż to, które oferują Sapphire 31 SLE. Jabłka i pomarańcze, praktycznie pod każdym względem. Model LS50 ma więcej najniższego basu, mniej podbity midbas, a cały dół ogólnie jest bardziej owalny, mięsisty, dociążony. Średni podzakres jest zdecydowanie mniej czytelny, niż w polskich paczkach. Góry też jest mniej, choć ma w sobie więcej gładkości. Dlatego LS50 to kolumny, które odbiera się jako te brzmieniowo ciemniejsze, bardziej dociążone. Słychać też, że ogólnie są bardziej wyżyłowane. Jeden koncentryk daje do myślenia. Niemniej, kreślą znakomitą przestrzeń, tego im odmówić nie można. Ich przewagą nad Sapphire 31 SLE jest porządek na scenie, ale to żadna niespodzianka. Układ koncentryczny w znakomitej większości przypadków stworzy bardziej spójną scenę, niż ten trójdrożny - fizyki się po prostu nie oszuka. Sapphire 31 SLE z taką łatwością nie znikają z pomieszczenia. Najczęściej trzeba się będzie nagimnastykować, aby taki efekt uzyskać. Co więcej, polskie kolumny są neutralne w barwie, jedynie lekko ocieplone. Choć to akurat wielu osobom może być w smak. Ale pod wieloma względami większość wybierze atak, lekkość i bardziej bezpośredni charakter właśnie tych skrzynek. Na samym początku ciężko przychodziła mi zamiana na Sapphire 31 SLE po odsłuchu LS50, ale potrzebowałem dosłownie dwóch dni, aby proporcje się wyrównały. Po tym czasie kolumny Pylon Audio zaczęły sprawiać mi naprawdę dużą frajdę. To zupełnie inne, bardziej wyczynowe granie w porównaniu z LS50. Jak już mówiłem, ogólny poziom jest wyrównany, a pod względem charakteru to trochę jak jabłka i pomarańcze, w dodatku konsumowane najczęściej w zupełnie innych warunkach.
Budowa i parametry
Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition to zmodyfikowana, fabrycznie ulepszona wersja standardowego modelu, będącego największym zestawem w aktualnej ofercie polskiego producenta. Zmiany w stosunku do oryginału objęły przede wszystkim obudowy, które otrzymały dodatkowe wzmocnienia, wytłumienie z naturalnej, owczej wełny oraz wykończenie białym lakierem o wysokim połysku. Poprawiono także okablowanie wewnętrzne, które zostało dobrane na drodze testów odsłuchowych. O modyfikacjach zwrotnicy producent nie informuje, jednak prawdopodobnie i tam zmieniono to i owo, co widać po niektórych parametrach - w stosunku do oryginału delikatnie zmieniło się pasmo przenoszenia i efektywność kolumn. Co nie zmienia faktu, że Sapphire 31 w wersji SLE wciąż pozostają stosunkowo łatwym obciążeniem dla wzmacniacza.
Konfiguracja
Lampizator Level7 z lampami Psvane WE101D-L, Hegel H160, Gigawatt PF-1, KEF LS50, interkonekty Forza AudioWorks, Foobar2000, Goldenote Drum 80 Hz i 40 Hz, Lavardin K-Rak.
Podsumowanie
Edycja StereoLife kolumn Pylon Audio Sapphire 31 jest bardzo dobra. Dla formalności nadmieniam, że jakością wykonania te skrzynki reprezentują poziom znacznie wyższy, niż sugeruje ich cena. Wtyki WBT przy cenie poniżej 4000 zł? To się raczej nie zdarza w przyrodzie, po prostu nie występuje. Kolumny są dokładnie wykonane, wzorniczo majestatyczne, a cenowo na całej rozpiętości uczciwe. To informacja dla tych, którzy kupują oczami i chcą dostać dobrze grające, umownie niedrogie, ale też duże paczki. Nie znam podstawowej wersji modelu Sapphire 31, natomiast brzmieniowo edycja StereoLife nigdzie nie popełnia błędu. Jej każdy aspekt dźwiękowy trzyma bezpieczny poziom, a w efekcie przekaz jest spójny, żywiołowy, detaliczny i naturalny. Te kolumny po prostu dają masę frajdy. Efektem wysokiego, dźwiękowego poziomu jest wyrafinowanie, które stanowi namiastkę umownie hi-endowego grania. W kontekście niewygórowanej ceny Sapphire 31 StereoLife Edition, to niemałe osiągnięcie.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, trójdrożne
Efektywność: 88 dB
Impedancja: 8 omów
Pasmo przenoszenia: 32 Hz - 20 kHz
Wymiary (W/S/G): 100/24/30 cm
Masa: 23,5 kg/szt
Cena: 3990 zł
Dawid Grzyb jest dziennikarzem specjalizującym się w sprzęcie audio i fotografem na stałe współpracującym z czasopismami "Audio-Video" oraz "Hi-Fi i Muzyka", a także portalami PCLab oraz 6moons. W ramach wolnego czasu pracuje i nie kryje się z tym, że to jego hobby.
Sprzęt do testu dostarczyła firma Pylon Audio.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
gosig
"Wyższe częstotliwości basowe działają w taki sposób, że bezpośrednio wpływają na energię w dźwięku. Przekładają się na moc podczas odsłuchu, atak. Przydają mu impetu, wigoru, sprawiają, że jest rześki."
"A zatem kolumny Pylon Audio biorą z wyższych składowych basu, w należytych warunkach najprawdopodobniej, tylko to co dobre - moc. Przekaz jest wyjątkowo dynamiczny i żywiołowy."
"praktyka pokazuje, że tego najtreściwszego basu jest w sam raz. Gdy trzeba, pojawia się. Rzecz w tym, że nie jest sztucznie pokazywany przy każdej możliwej okazji."
Może nie rozumiem słowa pisanego, ale to chyba nie jest opis słabego i wiotkiego basu, a - przynajmniej moim zdaniem - sednem muzyki rockowej jest właśnie moc i energia. Zanim te kolumny zostaną zaklasyfikowane jako "te ze słabym basem" trzeba też wziąć pod uwagę pomieszczenie odsłuchowe i stopień jego wytłumienia. W innej sali obserwacje mogą okazać się zupełnie odmienne. Dlatego polecam przekonać się na własne uszy, bo niedługo będzie już do tego bardzo dobra okazja.
Pozdrawiam0 Lubię -
Violator
@Major
Przybierając podobny do Twojego tok rozumowania, należałoby oceniać np. brzmienie przetworników c/a na podstawie chociażby tego, jaki scalak w nich konwersję robi. Bo WM8741 to ciepło, ES9018 ostrzy, a poczciwy PCM1704 gra ciemno. Czasem widać te prawidłowości, ale tylko czasem. Natomiast ostatecznie weryfikuje się temat od strony praktycznej, a efekt w przypadku porównania LS50 i Sapphire 31 SLE w moim pomieszczeniu jest bardzo jednoznaczny, oczywisty. Nawet pomimo tego, co te paczki wizualnie sugerują. W audio jest tyle niespodzianek, że kreowanie w głowie dźwięku na podstawie komponentów po prostu nie ma sensu długodystansowo, pisząc kolokwialnie to się kupy nie trzyma. Można sobie co najwyżej zgadywać jak dany produkt brzmi. Ale to i tak wiedza na papierze, bo często praktyka pokazuje w dobitny sposób coś zupełnie innego.
Stosunek masy dźwięku do gabarytów pomieszczenia odnosi się bezpośrednio do LS50, tego konkretnego modelu. Nie wspominałem nigdzie, że to reguła jest, zatem nikt z niczego tradycji tutaj nie robi. Ale to może wiedzieć tylko ktoś, kto słuchał je zarówno w bliskim polu, jak i należycie przygotowanym pomieszczeniu. Rzeczony "współosiowy głośniczek" LS50 jest na tyle udany, trochę wyżyłowany na dole pasma przy okazji, że LS50 spokojnie mogą pracować bez kolumny niskotonowej w umownie dużym pomieszczeniu jako jedne z niewielu w swoim przedziale cenowym. Tutaj się nic więcej nie da dodać. Oczywiście można trzymać się wersji, że LS50 to lekkie i rozjaśnione granie, co tylko Ci pasuje. Ale praktyka pokazała coś zupełnie innego nie tylko mi, ale też pobliskim osobom. Natomiast ja obstawiam, że, no offence, po prostu nie miałeś styczności z LS50 pokazującymi pełnię możliwości. Najpewniej to bezpośrednio rzutuje na Twój pogląd odnośnie wiadomego materiału. Ale to nie jest wina ani moja, ani redakcji :)0 Lubię -
Antek
Witam
Niestety, ja również muszę się zgodzić z tym co napisać Major. Szukałem jakieś rok temu monitorów do pomieszczenia rzędu 16m2. Zajeło mi to trochę czasu i nerwów zanim znalazłem coś dla siebie. Z odsłuchiwanych byłby m.in. KEF-y LS50 oraz Amphiony Argon 1. Te wypadły najszczuplej i najchudziej w średnicy i na basie. Efekt był na tle innych na tyle słyszalny, że po podłączeniu ATC SCM 7 a później Eposów Epic 2 nie było powrotu do KEF-ów. Dźwięk był troszkę anorektyczny i rozjaśniony. Natomiast fajnie wypadła w LS stereofonia i przestrzeń. Finalnie zagościły u mnie ATC z elektroniką Roksan Kandy.2 Lubię -
Jeremi
Dziwna recenzja, słuchałem kiedyś Pylonów i odniosłem inne wrażenia. Może ta wersja Special Edition jest jakaś dziwna? Trzeba byłoby posłuchać ich na neutralnym gruncie.
2 Lubię -
revelatorr
Ciekawy jestem kiedy pojawi się w tej dyskusji pierwszy głos kogoś, kto słuchał Sapphire 31 SLE i dopiero powie co słyszał. Bo na razie to widzę jest wysyp specjalistów co przeczytali recenzję albo słuchali starszej wersji i już wiedzą jak gra ta nowa :D
0 Lubię -
musicLover
Dla mnie to kpina. Firmowane przez ten portal głośniki sa testowane przez nich samych... Polskie glosniki i polskie standardy... No comments.
0 Lubię -
stereolife
Polecalibyśmy jednak zapoznać się z recenzją, bo z treści komentarza wynika, że nie przebrnął Pan nawet przez wstęp. Tam jest naprawdę wszystko dokładnie wytłumaczone. A jak polskie standardy nie pasują, zapraszamy do lektury portali brytyjskich, niemieckich, francuskich lub chińskich. Te ostatnie podobno są teraz bardzo popularne.
0 Lubię -
ZaKoNiK
Tak się składa, że posiadam ten zestaw. Testuje w pomieszczeniu okolo 20m2 ze wzmacniaczem NAD C356 + przetwornik studyjny SSL. Wrażenia ogólnie pozytywne. Czysto, dynamicznie. Wymagają jednak znacznego odsuniecia od scian ze względu na tylną tube. Inaczej dość mocno "dudnią". Poza tym w mojej ocenie pomieszczenie 20m2 to zdecydowanie za mało. Będę niedługo przenosił do salonu 60m2 to porównam.
Poza tym górna część pasma jest bardzo soczysta, jasna. Czasem mam wrażenie, że za bardzo uwypuklona.
Basu nie brakuje to na pewno, natomiast tak jak ktos wyżej zauważył do muzyki rockowej i metalowej nie jestem przekonany czy są odpowiednie. Dla mnie porównaniem są Genelec 1038B ale to zupełnie inna liga sprzętu.
Ogólnie najsłabszym ogniwem jest wzmacniacz, reszta zestawu to referencyjny sprzęt studyjny oparty o rozwiązania SolidStateLogic.
Czy jestem zadowolony? Raczej tak, w tej cenie i przy takiej jakości narzekać absolutnie nie można.0 Lubię -
sek
Słuchałem Pylonów 31 SLE między innymi z Atollem IN80. Grają jasno, chwilami wręcz dominująco na górze ale raczej nie agresywnie. Ogólnie mam wrażenie, że barwa została przesunięta w kierunku wyższych rejestrów, do tego Atoll wyraźnie faworyzował średnicę i zbyt mało uwypuklał niskie tony. Z każdym słuchanym wzmacniaczem odnosiłem wrażenie, że 31 SE są wyraźnie rozjaśnione i zbyt mało dociążone na dole. W ogóle "nie czuć", że jest to jednak duża kolumna ze sporym głośnikiem niskotonowym. Dużo lepsze wrażenie zrobiły na mnie seryjne 31-ki a najlepiej brzmiały Sapphire'y 25.
0 Lubię -
Sebastian40
Posiadam te kolumny w wersji standardowej. Graja duuużo lepiej od 25-tek. U mnie 31 współpracują z C356 i wbudowanym opcjonalnie odbiornikiem WLAN. Po wymianie okablowania głośnikowego na cieplejsze niebieskie Wireworldy jest cudownie. Sprzęt gra w salonie ok 50 m2 i właśnie na dużych przestrzeniach jest mu najlepiej. Najlepiej słucha mi się na tym zestawieniu jazzu, bluesa, chill, pop oraz rock koncertowy typu "Męskie Granie". Ciężki metal i rap to nie są jego klimaty. Polecam.
0 Lubię
Komentarze (19)