Gradient 6.0
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
[English version] Gradient to firma, które może nie ma najszerszej oferty ani nawet nie stara się walczyć o miano największego producenta kolumn na świecie, ale za to oferuje jedne z najciekawszych konstrukcji na rynku. Co więcej, od tej reguły w zasadzie nie ma wyjątków - każdy zestaw fińskiej manufaktury to coś specjalnego, wyjątkowego, a czasami nawet lekko dziwnego. W całej historii marki nie było ani jednego momentu, kiedy ktoś postanowiłby zaprojektować zwyczajne, najnormalniejsze w świecie kolumny - skrzynki z MDF-u, kilka głośników dynamicznych w obudowie wentylowanej, bez żadnych bajerów. Gradient to zawsze gwarancja oryginalnej, ciekawej wizji akustyczno-wizualnej. W aktualnym katalogu mamy chociażby podłogówki Evidence w całości przykryte maskownicą, dipolowe zestawy Revolution z trójkątnym modułem średnio-wysokotonowym czy totalnie odjechane Helsinki 1.5 - wystarczy rzut oka i już wiadomo, że nie są to "takiem tam zwykłe głośniki". Myliłby się jednak ten, kto pomyśli, że fińscy konstruktorzy projektują te zestawy pod wpływem mocnych substancji odurzających, a ich jedynym celem jest przyciągnięcie uwagi na wystawach. Wszystkie te wynalazki mają mocną podbudowę teoretyczną i praktyczną, a o skuteczności ich działania świadczy chociażby to, że firma istnieje od 1984 roku i jest czymś więcej, niż sezonową atrakcją na wystawach. Przedsiębiorstwo założył Jorma Salmi - inżynier i audiofil pracujący wówczas w laboratoriach firmy Lohja Corporation Electronics. Kiedy wpadł na pomysł skonstruowania własnych głośników, szybko doszedł do dwóch ważnych wniosków.
Pierwszy był taki, że kolumny poddawane pomiarom w komorach bezechowych, niekoniecznie brzmią dobrze w warunkach domowych. Jorma uznał, że pierwszym punktem całego procesu powinna być symulacja warunków panujących w typowym salonie i projektowanie głośników w taki sposób, abyśmy w takim pomieszczeniu otrzymali dobre, zdrowe brzmienie. Drugi wniosek był taki, że tradycyjne techniki budowy zestawów głośnikowych są do bani i nie zmieniły się zasadniczo od lat pięćdziesiątych. Młody konstruktor postanowił całkowicie z nimi zerwać i zrobić wszystko po swojemu. W realizacji tej wizji pomógł mu Jouko Alanko, recenzent specjalizujący się w testowaniu urządzeń z najwyższej półki, oraz Anders Wecktström, przyjaciel specjalizujący się w pracach laboratoryjnych. Już pierwsze zestawy noszące logo Gradienta - 1.0 - były zupełnie kosmiczne. Wyglądały jak małe stoliki z dmuchającymi w dół ośmiocalowymi wooferami, na których ułożono luzem dwunastocalowe głośniki średniotonowe, a szczyt ozdobiono panelami wyposażonymi w cztery kopułki wysokotonowe. A później było jeszcze lepiej...
Wygląd i funkcjonalność
Niektórzy w tym miejscu zechcą przerwać tę krótką lekcję historii i powiedzieć - no dobrze, ale czy takie niecodzienne konstrukcje mogą dobrze grać? Okazuje się, że mogą - czasami trochę inaczej, niż typowe kolumny, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, ale na pewno większość z nich ma swój niezaprzeczalny urok. Większości z nich miałem okazję słuchać w mniej lub bardziej oswojonych warunkach i nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z wynalazków Gradienta grał jednoznacznie źle. Szczególnie zapadła mi w pamięć prezentacja przeprowadzona kilka lat temu podczas Audio Show przez ekipę wrocławskiego Fusica, gdzie Helsinki 1.5 naprawdę błyszczały - dosłownie i w przenośni. Problemy z Gradientami są dwa. Pierwszy jest taki specyficzne głośniki często wymagają równie oryginalnego sprzętu towarzyszącego, a przynajmniej - pewnej uwagi i poświęcenia włożonego w prawidłową konfigurację systemu oraz ustawienie kolumn w pokoju odsłuchowym. To, że fińscy konstruktorzy starają się wyeliminować zniekształcenia wynikające z interakcji kolumn z pomieszczeniem, wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie napocić się z ich ustawieniem. Drugi jest dość oczywisty - niecodzienne i nieraz przepiękne kolumny produkowane ręcznie w Skandynawii z warstwowej sklejki, szkła i jakichś zupełnie kosmicznych materiałów, po prostu muszą kosztować. Wspomniane Helsinki 1.5 to wydatek rzędu 23500 zł, co i tak uważam za spore osiągnięcie, mając na uwadze to, że w Finlandii zwykły hamburger w dworcowym barze potrafi kosztować 30-40 zł. Dlatego właśnie żywo zainteresowaliśmy się najnowszą konstrukcją Gradienta - wolnostojącymi kolumnami 6.0 wycenionymi na 9390. Co więcej, jak na tę markę, zestawy prezentują się dość zwyczajnie... Dopóki nie zajrzymy im pod maskę. Okazuje się, że w prostych, nowoczesnych obudowach zastosowano koncentryczny głośnik nisko-średniotonowy (znany między innymi z monitorów Prelude i Bravo) wspomagany membraną bierną. A wszystko to podane w eleganckim, prostym w użyciu pakiecie - bez konieczności składania kolumn z kawałków czy ustawiania ich godzinami - a do tego w całkiem rozsądnej cenie. Nie trzeba być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że 6.0 już na starcie mają szansę stać się rynkowym hitem.
Pierwszy kontakt z tymi kolumnami rzeczywiście potwierdza wysoką klasę ich wykonania, a także - opakowania. Dzięki przemyślanym detalom i ogólnej lekkości całej konstrukcji, fińskie kolumienki można rozpakować i ustawić w pokoju w ciągu pięciu minut. Projektanci zapewne uznali, że u większości osób te niewielkie podłogówki wylądują na parkiecie, panelach lub jakiejś innej formie twardego podłoża, więc fabrycznie wyposażyli je w komplet przezroczystych, silikonowych nóżek. Estetom i architektom wnętrz spodoba się także inny detal - bardzo nisko umiejscowione gniazda, dzięki którym zamaskowanie kabli nie powinno być żadnym problemem. Inna sprawa, że 6.0 zostały zaprojektowane tak, aby nie trzeba było ich wystawiać na środek pokoju - zalecany dystans do tylnej ściany to 20 cm. Osobiście nie posuwałbym się aż do takiego optymizmu - w osiemnastometrowym pomieszczeniu najlepiej sprawdziło się ustawienie z odległością od tylnej ściany w granicach 35-45 cm. Niemniej podstawowa zasada pozostaje prawdziwa - 6.0 lubią mieć zapewnione to akustyczne wspomaganie, co nie oznacza, że w wolnej przestrzeni sobie nie poradzą. Może wyniesienie ich na środek czterdziestometrowego salonu nie jest najlepszym pomysłem, ale do normalnego pokoju w bloku - super.
Z zewnątrz uwagę przyciągają głównie dwie rzeczy. Pierwszą jest zewnętrzna "ramka" wykonana z drewna brzozowego - prezentuje się świetnie i nadaje kolumnom lekko hi-endowy sznyt. Muszę przyznać, że połączenie jasnego drewna z panelami przednim i tylnym, wykonanymi ze sklejki pokrytej czarnym, satynowym materiałem o nazwie Fenix NTM, bardzo przypadło mi do gustu. Druga ciekawostka to - jakżeby inaczej - głośniki. Współosiowy układ nisko-średniotonowy zbudowany z woofera o średnicy 17,6 cm i 25-mm aluminiowej kopułki został zamknięty za metalową siateczką ochronną. Membranę bierną o podłużnym kształcie zbliżonym do olimpijskiej bieżni o wymiarach 14 x 20 cm umieszczono z tyłu, tuż nad terminalami. Obie jednostki prezentują się bardzo oryginalnie i zapowiadają równie ciekawe wrażenia odsłuchowe. Całość mierzy 90 cm i waży dokładnie 12 kg. Ot, mała, zgrabna kolumienka wyposażona w ciekawe rozwiązania techniczne, zaczerpnięte właściwie wprost z konstrukcji hi-endowych.
Minusy? Nie byłbym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepił - kiedy siedzi się idealnie na wprost głośnika koncentrycznego, można zauważyć niewielką szparę pomiędzy jego metalową maskownicą a czarną płaszczyzną frontu, która to przestrzeń nie została pokryta czarnym materiałem, przez co pod tym jednym kątem trochę rzuca się w oczy. Tak, wiem, czepiam się w tym momencie mikroskopijnych detali, ale na moje oko producent mógłby te miejsca "przejechać" czarnym lakierem i byłoby idealnie. Druga sprawa to wspomniane na początku silikonowe nóżki. Dla mnie są super, bo mam w salonie drewnianą podłogę, ale z grubą wykładziną będzie problem, szczególnie w przypadku tak smukłych skrzyneczek. W takiej sytuacji pozostaje chyba zaopatrzyć się w komplet kolców i samodzielnie przykleić je do podstawy każdej z kolumn. Więcej uwag nie mam, a prywatnie uważam, że 6.0 to fantastyczne, przyjazne użytkownikowi i niesamowicie wdzięczne kolumienki, które wydają się być wręcz idealne do małych i średnich pomieszczeń. Po dużych, trójdrożnych skrzyniach, które ostatnio testowaliśmy, kontakt z Gradientami był od początku miłą odmianą. Już po pięciu minutach zacząłem sobie myśleć, że gdybym nie musiał testować kolumn, wzmacniaczy, kabli i przetworników, a mógł po prostu złożyć jeden uniwersalny system nie ingerujący zbytnio w domową przestrzeń, bardzo poważnie rozważyłbym zakup 6.0 w połączeniu z Cyrusem Lyric 09 albo Naimem SuperUniti. No... Ale wszystko zależałoby od tego, czy takie "kolumny light" naprawdę potrafią zagrać.
Brzmienie
Nie jestem pewien, czy do naszego testu trafiła zupełnie świeża para Gradientów, ale wydaje mi się, że tak, bo żaden ze znanych mi recenzentów sprzętu audio nie zadałby sobie tyle trudu aby ponownie zapakować kolumny w ten sposób. Moje przypuszczenia potwierdziły się po podłączeniu fińskich skrzyneczek - w pierwszej chwili dał o sobie znać potężny, wręcz przeładowany bas, a to mogło oznaczać tylko jedno - trzeba się nastawić na kilka dni mozolnego wygrzewania. Z jednej strony niedobrze, bo w takiej sytuacji wypada przepuścić przez głośniki trochę prądu przed przystąpieniem do krytycznych odsłuchów, ale po chwili zdałem sobie sprawę z pozytywnego aspektu tego zjawiska. Hmm... Potężny, wręcz subwooferowy bas ze skrzynek tej wielkości i z jednego - de facto - głośnika? Usiadłem więc na kanapie raz jeszcze i postanowiłem zbadać skalę niskotonowych możliwości tych kolumn, nawet biorąc pod uwagę fakt, że cewki głośników prawdopodobnie zobaczyły prąd drugi lub trzeci raz w życiu. Moje wstępne obserwacje w całości się potwierdziły. Wszem i wobec oznajmiam, że w odpowiednich warunkach te skromne, aczkolwiek bardzo zgrabne słupki z mroźnej Finlandii potrafią wyprodukować bas, jakiego nie powstydziłyby się duże, trójdrożne skrzynie w rodzaju B&W 683. Nawet jeśli trochę w tym momencie przesadzam, to tylko trochę. Byłem przygotowany na nieco inny rodzaj brzmienia, oparty głównie na średnich i wysokich tonach, doprawiony świetną stereofonią i namacalnymi wokalami, ale takiego basu nie spodziewałem się nawet mając na uwadze rozmiary umieszczonej z tyłu membrany biernej. Zawsze uważałem, że rozwiązanie to ma swoje plusy, ale nie jest w stanie zastąpić woofera z własnym napędem, albo własnym wzmacniaczem. Kilka razy w życiu słyszałem jednak rzeczy niesamowite będące dziełem membran biernych zaaplikowanych po mistrzowsku, a Gradienty 6.0 już po kilku minutach odsłuchu wylądowały na tej krótkiej, prestiżowej liście. Jeżeli szukacie małych, zgrabnych kolumn potrafiących wydobyć z siebie brzmienie, które bez fałszywej skromności można nazwać pełnopasmowym, macie bardzo mocną kandydaturę do odsłuchu.
Oczywiście bardzo ważną kwestią będzie tutaj ustawienie kolumn w pomieszczeniu oraz dobór sprzętu towarzyszącego, jednak jeśli mnie udało się uzyskać pełne, zdrowe, a nawet nieco zbyt efektowne brzmienie już w pierwszym podejściu, to nie ma się czego obawiać. Przygoda z Gradientami nie będzie drogą przez mękę. Może być raczej przyjemnością rozwijającą się z czasem. No właśnie - będąc gotowym an kilkudniowe wygrzewanie, z radością przyjąłem fakt, że po trzech lub czterech godzinach grania, fińskie podłogówki osiągnęły praktycznie maksimum swoich możliwości. Niskie tony zachowały pierwotną głębię, ale wyraźnie przyspieszyły i lepiej stopiły się z wyższymi zakresami. Tego samego dnia, w którym rozcinaliśmy kartony i podłączaliśmy kable, 6.0 zaczęły już grać tak, jak powinny - spójnie, naturalnie i przestrzennie, z wykorzystaniem wszystkich atutów przetworników koncentrycznych. Od tego momentu było wiadomo, że czekają nas same przyjemne chwile w ich towarzystwie.
6.0 należą do wąskiego grona konstrukcji, którym udaje się łączyć dwa brzmieniowe światy, dwie wizje prezentowania muzyki, które najczęściej zupełnie się mijają. Pierwsza to szeroko pojęta neutralność. Wygrzane i dobrze ustawione Gradienty nie kombinują z pasmem przenoszenia, nie zaburzają w żaden sposób równowagi tonalnej ani naturalnej barwy dźwięku. Wszystko jest tutaj w najlepszym porządku i raczej nie ma możliwości, aby któraś kolejna płyta zupełnie nas zaskoczyła. 6.0 pokazują muzykę z zachowaniem właściwych kształtów i proporcji. Nie jest to piramida z czubkiem na dole, zielony ketchup ani samochód z silnikiem w bagażniku. Nie - jest jak najbardziej normalnie. Drugi świat, który jest niejako "wmontowany" w ten pierwszy to jednak coś znacznie ciekawszego - jedyna w swoim rodzaju przestrzeń, aura i czystość głośnika koncentrycznego. Dla mnie najważniejsza wydaje się właśnie stereofonia łącząca w sobie ostrą lokalizację źródeł pierwszoplanowych i spektakularnie szeroką, trójwymiarową rozpiętość dźwięków im towarzyszących, wliczając w to wszelkie informacje dotyczące akustyki nagrania. Wpatrując się w linię bazy możemy więc dosłownie wycinać wokalistów żyletką, natomiast scena jako całość rozciąga się zazwyczaj daleko poza fizyczne granice fińskich skrzynek - szczególnie w wymiarze szerokości. Trzeba przyznać, że jest to wyjątkowa przewaga przetworników współosiowych, którą Gradienty wykorzystują w każdym calu, wręcz bezczelnie. Ich druga naturalna przewaga polega na braku odczuwalnych barier między średnimi a wysokimi tonami. Pod tym względem 6.0 bardzo przypominają mi Audiumy Comp 5 oparte na głośniku szerokopasmowym. Obie konstrukcje mają te same mocne strony, choć ich charakter diametralnie się różni - niemieckie podłogówki grają cieplej, delikatniej i bardziej długodystansowo, a do tego z jeszcze potężniejszym basem, podczas gdy Gradienty idą trochę w kierunku studyjnego obiektywizmu w sensie barwy i są ogólnie bliższe koncepcji wysokiej wierności wobec materiału muzycznego - mimo wszystko mają mniej własnego charakteru, a więcej oddają w ręce realizatorów nagrania i sprzętu towarzyszącego.
Na pytanie postawione na końcu poprzedniego akapitu można więc odpowiedzieć wprost - tak, te leciutkie i bardzo niepozorne kolumny naprawdę potrafią zagrać jak należy. Mało tego - ich brzmienie wykracza poza poprawność lub średnią dla tego przedziału cenowego. 6.0 to nie tylko wysoka neutralność, ale też bardzo interesujący bas, wspaniała przestrzeń, spójność i detaliczność. W ich brzmieniu można się doszukać kilku elementów charakterystycznych dla konstrukcji hi-endowych. Moje jedyne obawy dotyczą tego, jak fińskie maluchy poradziłyby sobie z nagłośnieniem większego pomieszczenia, powiedzmy rzędu trzydziestu metrów kwadratowych. Podczas krótkiego testu nie miałem jak tego sprawdzić. Do piętnastu czy dwudziestu metrów Gradienty będą idealne, ale co się stanie w większych pokojach - tego nie wiem, więc zainteresowanym polecam sprawdzić to osobiście. Mimo skromnych gabarytów, radziłbym również zafundować fińskim zestawom poważną elektronikę, adekwatną do ich ceny. Koncentryczny głośnik potrafi zaśpiewać pięknie, ale nie mam złudzeń co do tego, że z kiepskiego wzmacniacza wyciągnąłby więcej złego, niż dobrego. I to prawdopodobnie jedyne dwa warunki, które trzeba spełnić, aby cieszyć się Gradientami - odpowiedni metraż i dobra elektronika. Dalej posiadacza 6.0 powinny już czekać same przyjemności.
Budowa i parametry
Gradient 6.0 to niewielkie kolumny podłogowe w obudowie z membraną bierną. Skrzynki są naprawdę miniaturowe - mierzą zaledwie 90 cm i mają przekrój zbliżony do kwadratu - ich szerokość to 20,2 cm, a głębokość - 17,3 cm. Zamiast popularnego MDF-u producent zdecydował się na użycie sklejki warstwowej, dzięki czemu kolumny nie muszą mieć typowej okleiny - wszystko, co widać z zewnątrz to klejone drewno. Przednią i tylną ściankę pokryto natomiast materiałem o nazwie Fenix NTM, który jest rodzajem bardzo wytrzymałego, odpornego na zarysowania tworzywa, używanego na przykład jako pokrycie blatów kuchennych. Z przodu umieszczono tylko jeden głośnik - koncentryczny układ z 17,6-cm membraną z włókna szklanego i 25-mm metalową kopułką. Częstotliwość podziału między nimi ustalono na 2800 Hz. W odtwarzaniu niskich tonów koaksjalny przetwornik wspomaga membrana bierna umieszczona na tylnej ściance. Sama również wygląda intrygująco - jest płaska, czarna, owalna, nieco matowa i ma wymiary 14 x 20 cm. Prawdopodobnie tylko w taki sposób udało się zmieścić odpowiednio duża powierzchnię drgającą na wąskiej ściance tylnej. Na zapleczu znajdziemy także pojedyncze gniazda i tabliczkę znamionową. Po zdemontowaniu membrany biernej naszym oczom ukaże się zwrotnica lub przynajmniej jakaś jej część - poszczególne elementy są zmontowane przewodami metodą punkt-punkt i przyklejone do obudowy od wewnątrz. Całość ciężko jest prześledzić z uwagi na duże ilości sztucznej wełny wypełniającej skrzynki - wyciąganie jej na siłę mogłoby skończyć się zniszczeniem niektórych elementów zwrotnicy lub pęknięciem połączeń lutowniczych, więc zostawiliśmy zwrotnice w spokoju. Głośnik koncentryczny można z kolei zdemontować dopiero po usunięciu metalowych maskownic, co jest akurat całkiem proste - trzeba tylko użyć siły, jednak po otrzymaniu instrukcji od producenta zrobiliśmy to z łatwością.
Konfiguracja
Gradienty wylądowały w naszym podstawowym systemie redakcyjnym złożonym z odtwarzacza Naim CD5 XS, przetwornika Marantz HD-DAC1 oraz wzmacniacza T+A E-Serie Power Plant Balanced. Taka konfiguracja wyraźnie spodobała się fińskim zestawom, choć gdyby mogły zostać u nas jeszcze tydzień lub dwa, z pewnością postaralibyśmy się o podłączenie ich do jakiejś lampy. To mogłoby być bardzo ciekawe doświadczenie, jednak ponieważ na testowane paczki czekali już inni recenzenci, nie eksperymentowaliśmy tylko od razu przystąpiliśmy do wygrzewania i odsłuchów. Wykorzystane w teście okablowanie pochodziło od Equilibrium (głośnikowy Tune 33 Light), Cardasa (interkonekt Clear Light między przetwornikiem a wzmacniaczem) oraz Audioquesta (interkonekt USB Cinnamon). Zasilanie dostarczył Enerr - kondycjoner AC Point One z kablami Symbol Hybrid i jednym Cardasem Clear Beyond. Całość stanęła na stoliku Ostoja T1.
Werdykt
Idealne kolumny do typowych, polskich mieszkań? W dużej mierze tak, a na pewno jedne z najciekawszych, jakie można dostać w tej cenie. 6.0 to nie tylko udany, konkurencyjny produkt, ale także coś, co tak naprawdę zdarza się bardzo rzadko - niepozorny sprzęt, który w odpowiednich warunkach potrafi zdradzić pewne cechy grania hi-endowego. Przestrzeń, spójność, realizm i pewną finezję obchodzenia się z muzyką. Nawet abstrahując od właściwości brzmieniowych, fińskie podłogówki to bardzo fajne "coś", co miło jest mieć w domu. Tak po prostu.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, dwudrożne
Efektywność: 86 dB
Impedancja: 8 omów
Pasmo przenoszenia: 35 Hz - 25 kHz
Częstotliwość podziału: 2800 Hz
Zalecana moc wzmacniacza: 20 - 150 W
Wymiary (W/S/G): 90/20,2/17,3 cm
Masa: 12 kg/szt
Cena: 9390 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma Moje Audio.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
stereolife
Właśnie otrzymaliśmy informację od producenta dotyczącą wspomnianych w teście prześwitów między koszem głośnika a przednią ścianką kolumn. Okazało się, że nie tylko my zwróciliśmy uwagę na ten szczegół, więc Gradient zapewnia, że w kolejnych egzemplarzach które zejdą z linii produkcyjnej, miejsca te będą fabrycznie zamalowane na ten sam kolor, którym wykończony będzie front. Ech, jak już znajdziemy coś żeby się przyczepić, to zaraz poprawią...
0 Lubię -
premiumsound
W pełni zgadzamy się z recenzją. Gradient 6.0 są genialne i jak na ten przedział cenowy, średnica i wysokie tony tworzą spektakl z dużo wyższej półki, a bas jest adekwatny do ceny i 24m powierzchni lub mniejszej. Trzeba się troszkę napracować z ustawieniem, ale gdy uczciwie tą pracę wykonamy i dołożymy wydajny i gładko grający wzmacniacz(Atoll co najmniej 200, Hegel H160, Audia Flight) będzie bajkowo. Polecamy i zapraszamy na odsłuchy do naszego salonu. To jedne z tych wybitnych kolumn, które zasługują na obecność w stałej ofercie. Jak dołożą czarnego lakieru wokół głośnika, będzie ideał. :)
0 Lubię -
Komentarze (3)