Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Dyskusje na temat działania lub niedziałania kabli zasilających dawno mi się znudziły. Być może dlatego, że - w przeciwieństwie do niektórych ich uczestników - zaliczyłem wszystkie lub prawie wszystkie etapy tej przygody. Podobnie, jak wielu audiofilów dysponujących bardzo zaawansowanymi i kosztownymi kondycjonerami, listwami i sieciówkami, zaczynałem jako sceptyk. Inaczej chyba się nie da, bo doświadczenie w tej materii zdobywa się na drodze czasochłonnych eksperymentów i odsłuchów, a nie nagłego olśnienia lub zakupu najdroższych akcesoriów dostępnych na rynku. Kiedy zacząłem testować kable zasilające, a nawet konstruować własne sieciówki z gotowych przewodów i wtyczek, miałem jeszcze budżetowy system i kiepską listwę, w związku z czym aby zmiany były wyraźnie słyszalne, musiałem sięgnąć po modele z wyższej półki. Kupno przewodu wartego więcej niż zasilane urządzenie wydawało się idiotyczne, jednak później system nie grał już tak samo, a myśl o poprawie brzmienia powracała jak bumerang. Na przestrzeni lat przetestowałem wiele kabli, rozgałęziaczy i kondycjonerów. Uczestniczyłem w gościnnych odsłuchach i różnego rodzaju eksperymentach. Porównywałem kable komputerowe z hi-endowymi drutami za dziesiątki tysięcy złotych. Dlatego średnio interesują mnie kolejne czysto teoretyczne dyskusje. Jak mawiają nasi przyjaciele zza oceanu, byłem tam, robiłem to, mam koszulkę. Lubię natomiast sprawdzać akcesoria zasilające w praktyce. I właśnie tym się dzisiaj zajmiemy.

Choć głównymi bohaterami niniejszego testu będą dwa kable zasilające, chciałbym również opowiedzieć nieco dłuższą historię, która w pewnym punkcie zwyczajnie się urwała. Regularnie otrzymuję bowiem maile z prośbą o opisanie sprzętu, którego używam w swoim systemie odniesienia, a który nie został przetestowany na łamach naszego portalu. Doskonale to rozumiem, bo liczy się każdy element tej układanki, włącznie z pokojem odsłuchowym i ustrojami akustycznymi. Urządzeniom wykorzystywanym na co dzień przez recenzentów niektórzy przyglądają się ze szczególną uwagą, traktując sam fakt włączenia danego modelu do systemu odniesienia jako najwyższe wyróżnienie. Może zabrzmi to dziwnie, ale mam nawet kilku "naśladowców", którzy kopiują każdy mój ruch. Kiedy zmieniam kolumny, natychmiast szukają takich samych. Kiedy w konfiguracji testowej pojawia się nowe źródło, w ciągu kilku dni dostaję kilka wiadomości z pytaniami czy to tylko gościnny występ danego urządzenia, czy może to już tak na stałe... Kiedyś absolutnie bym się tego nie spodziewał, bo nie uważałem i wciąż nie uważam się za najmądrzejszego audiofila na świecie, jednak dla nich każda informacja o moim systemie odniesienia jest niczym karta egzaminacyjna z zaznaczonymi odpowiedziami i dopisanym komentarzem. Tylko głupi by nie skorzystał, prawda?

Najbardziej poszkodowane są jednak akcesoria zasilające i ustroje akustyczne. Te ostatnie to bardzo ważny element, którego jednak nie wyobrażam sobie przetestować, a tym bardziej polecić komuś w ciemno. Po wykonaniu serii pomiarów, zdecydowałem się na panele marki Vicoustic. Jeszcze dwa planuję w najbliższej przyszłości powiesić na suficie. Kanadyjczycy robią bardzo fajne rzeczy, które nie dość, że działają dokładnie tak, jak powinny, to jeszcze dają się bardzo elegancko wkomponować w wystrój danego pomieszczenia. Dodatkowo, polski dystrybutor tej marki jest prawdziwym profesjonalistą, znającym temat bardziej od strony studiów nagraniowych niż audiofilskich opowieści dziwnej treści, w związku z czym warto nawet poczekać na dostawę paneli (czasami płyną nawet kilka miesięcy) i przełknąć ich cenę. Na łamach StereoLife wolałbym jednak nie zagłębiać się w opisy akustyki pokoju odsłuchowego, bo każdy doświadczony audiofil wie, że sprawę należy traktować indywidualnie. Nie ma dwóch takich samych pomieszczeń. To, co zadziała w jednym, niekoniecznie sprawdzi się w innym. Testowanie ustrojów akustycznych na zasadzie ustawiania ich przy ścianie na statywach przypomina próbę oceniania zapachu perfum poprzez pocieranie naklejki na opakowaniu. Nie bawię się w to. Zainteresowanych odsyłam do odpowiednich poradników. Kiedy ktoś pyta jakich ustrojów akustycznych używam w swoim pokoju odsłuchowym, odpowiadam - są to panele Vicoustic VicWallpaper VMT i ViCloud VMT oraz dywan, kanapa, fotel, półki z książkami i winylami, zasłony, żaluzje, rośliny doniczkowe i wiele innych przedmiotów. Na pytanie "jakie panele mam kupić, żeby u mnie grało dobrze" również odpowiadam zgodnie z prawdą - nie wiem.

Drugim elementem mojego systemu, który od kilku lat wymieniam tylko z nazwy jest listwa zasilająca Enerr One 6S DCB z kompletem kabli z serii Transcenda. Jest to w zasadzie kontynuacja mojej przygody z osprzętem zielonogórskiej firmy. Najpierw był skromny rozgałęziacz Tablette 6S, później pełnowymiarowy kondycjoner AC Point One, a następnie hi-endowa listwa, której używam do dziś. I właśnie w tym problem. Rozgałęziacz jest w ciągłym użyciu, więc zwyczajnie nie chciało mi się rozmontowywać wszystkiego po to, aby oddelegować go na sesję fotograficzną. Kiedy nawet nadarzała się ku temu okazja, zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Przyjeżdżały wzmacniacze, które trzeba było jak najszybciej zwrócić dystrybutorowi, aby mogli go opisać inni recenzenci. Na swoją kolej czekały całe grupy urządzeń, które zamawialiśmy tak, aby można było je ze sobą porównać lub nawet zbudować drugi system i sprawdzać opisywane klocki w zupełnie innych warunkach. Wiem, że czasami wydaje się, że oto siedzi sobie jaśnie pan redaktor, popija whisky, słucha i wydaje wyroki co mu się podoba, a co nie. Rzeczywistość jest jednak mniej kolorowa, a cały proces zamienia się czasami w jedno wielkie szaleństwo. Dlatego z listwą Enerra naprawdę trudno było mi się rozstać, choćby na chwilę. Wszystkie rozpoczęte odsłuchy musiałbym powtarzać. Wyobrażałem sobie, że pewnego dnia skończę wszystkie testy, pozbędę się zalegających w przedpokoju kartonów, rozmontuję cały system, bawełnianą ściereczką wytrę każdy kabel, wtedy szybciutko przekażę listwę na zdjęcia i dziura zostanie zasypana. Sęk w tym, że świat nie stoi w miejscu, a model One 6S DCB doczekał się następcy - Zero Compact DCB. Test nie miał już sensu. A ponieważ kabel Transcenda Ultra został opisany przez mojego kolegę, Witka Szwackiego, temat uznałem za zamknięty. Do czasu, gdy założyciel i główny konstruktor sprzętu Enerra i Equilibrium namówił mnie na test flagowych kabli zasilających Transcenda Ultimate i Ultimate Source. Czego to nie mają w środku, czego to nie robią z dźwiękiem... Przeczuwałem, że jeśli wepnę je do swojego systemu, tak już zostaną i nawet zdjęć nie zdążę zrobić. Dlatego obie sieciówki natychmiast powędrowały na sesję fotograficzną, a ja w tak zwanym międzyczasie postanowiłem dowiedzieć się o nich czegoś więcej.

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Wygląd i funkcjonalność

Kiedy flagowe przewody zasilające Enerra przyjechały do naszej redakcji, odbieraliśmy również przedwzmacniacz gramofonowy 1ARC Arrow 2 i słuchawki Ultrasone Edition Eleven. Gdyby nie etykiety na paczkach, w poszukiwaniu kabli mógłbym rozpakować nauszniki, a w dalszej kolejności - phono stage'a. Z dużego, masywnego kartonu wyjąłem dwa mniejsze, ale ciężkie jak diabli. Przyzwyczaiłem się już do grubych i sztywnych kabli. Kilka razy miałem nawet "przyjemność" testować takie, których ułożenie zmuszało mnie do przestawiania sprzętu na stoliku. Dawno nie zetknąłem się jednak z sieciówkami, z których każda waży tyle, co porządny przetwornik lub wzmacniacz słuchawkowy. I nie mówię tu tylko o konfekcji, bo z potężnymi, metalowymi wtykami mieliśmy do czynienia na przykład w opisywanym niedawno kablu Cardas Clear Beyond Power XL. Tutaj jest odwrotnie - jeżeli wtyki zwiększają masę kabla, to w niewielkim stopniu. Za ten diabelski ciężar odpowiadają zastosowane wewnątrz przewodniki oraz - uwaga, uwaga - system stabilizacji elektrostatycznej i mechanicznej na bazie materiału tłumiącego o enigmatycznej nazwie Star Dust Compund.

Wyjmując pierwszy przewód z opakowania, usłyszałem dźwięk podobny do przesypującego się piasku. W pierwszej chwili pomyślałem, że rozszczelniły mi się standy Custom Design, które dociążyłem w ten właśnie sposób. Po chwili wyraźnie poczułem jednak, że środek ciężkości kabla przesunął się w stronę wtyczki, którą trzymałem niżej. Kosmos. Użycie sypkiego materiału tłumiącego wymusiło oczywiście sporą średnicę sieciówki, co akurat dla mnie nie jest niczym nowym, bo wszystkie przewody z serii Transcenda są grube jak, hmm... Chciałem napisać "wąż ogrodowy", ale ten, którym podlewam trawnik to w porównaniu z kablami Enerra straszny cienias. Normalnie unikam tego typu zabawek, bo są zwyczajnie niepraktyczne, jednak Transcenda Light i Transcenda Ultra są przy tym leciutkie, stosunkowo giętkie i bardzo wytrzymałe, więc lubię ich używać nie tylko we własnym systemie, ale też w tak zwanej codziennej pracy. W przypadku modeli Ultimate i Ultimate Source wiedziałem już, że będzie o wiele trudniej. Takim sprzętem można zabić. Dosłownie. Oba kable są nie tylko ciężkie, ale także wykonane tak, aby dodatkowa masa nie zrobiła im krzywdy, a tajemniczy proszek nigdy nie dostał się do przewodników i nie zaczął się wysypywać. Mało tego. Każdy egzemplarz jest wykonany tak, że po założeniu wtyków nie da się go już rozbroić. Konstrukcja jest całkowicie szczelna. Może nie tak, jak w "próżniowych" kablach Tara Labs The Zero Gold, ale jednak. Powód jest prosty - Star Dust Compound to sproszkowana postać substancji, która jest całkiem dobrym przewodnikiem, w związku z czym każda dziura w izolacji lub najmniejsza przerwa w okolicach wtyków mogłaby mieć katastrofalne skutki. Nie pytałem ile godzin potrzeba na wykonanie jednego takiego kabla, ale domyślam się, że sporo.

Pozwólcie, że z tych międzygwiezdnych podróży wrócimy na chwilę na ziemię. Transcenda Ultimate i Ultimate Source to bowiem przede wszystkim bardzo, bardzo dopracowane przewody zasilające, których jedynym sekretem nie jest cudowny proszek, ale kombinacja wielu różnych elementów. Pierwiastkiem numer jeden jest tutaj czysta miedź. Prądu nie przewodzi tutaj nic innego. Od początku do końca. Wystarczy przyjrzeć się wtykom, aby zrozumieć, że nie miało tu wstępu złoto, srebro ani rod. Producent twierdzi, że trzymanie się jednego materiału oznacza brak manipulacji sygnaturą brzmieniową, a więc czyste, dynamiczne i naturalne brzmienie. Miedziane druty skręcono zgodnie z geometrią Hepta Helical Litz. Mamy więc do czynienia z wiązkami osobno izolowanych drutów zawiniętych wokół siebie niczym łańcuchy DNA. Warto przy tym wspomnieć, że sieciówki Enerra (podobnie, jak kable sygnałowe i głośnikowe siostrzanej marki Equilibrium) powstają w firmowej fabryce w Zielonej Górze i są skręcane na maszynach, które polscy konstruktorzy zaprojektowali i zbudowali w tym celu sami. Dwie wielkie i ciężkie szafy zostały wyposażone w elektroniczny programator splotu i system czuwający nad właściwym naprężeniem miedzianych drutów. Do budowy flagowych sieciówek wykorzystano przewodniki z miedzi OFC o czystości 6N, zakonfekcjonowane wtykami z miedzi ETP (miedzi katodowej charakteryzującej się wysoką przewodnością cieplną i elektryczną). O ile jednak Transcenda Ultimate jest po prostu najlepszym kablem zasilającym w ofercie polskiej manufaktury, model Ultimate Source jest moim zdaniem jeszcze ciekawszy. Jak sugeruje nazwa, jest to delikatnie "odchudzona", choć wyposażona w te same rozwiązania techniczne wersja Transcendy Ultimate, zaprojektowana z myślą o zasilaniu źródeł - odtwarzaczy, streamerów, przetworników, przedwzmacniaczy gramofonowych itp. Z zewnątrz różnica jest praktycznie niezauważalna. Gdyby nie miedziano-złote naklejki na wtykach, byłaby to kompletna zgadywanka.

Domyślam się jednak, że wszystkie te "detale" zostaną uznane za kompletnie nieistotne w porównaniu z systemem stabilizacji elektromagnetycznej, odróżniającym flagowe kable Enerra od konkurencji. Zacznijmy więc od podstaw technicznych. Star Dust Compound to marketingowa nazwa substancji, która została wybrana na podstawie testów, a której prawdziwej nazwy i składu chemicznego zielonogórska firma nie chce podawać do publicznej wiadomości z oczywistych względów. Temat nie jest zupełnie nowy, bowiem sypkie wypełnienie w swoich kondycjonerach od dawna stosuje Shunyata, a zabezpieczenie kabli zasilających w postaci skórzanych, zapinanych na rzep opasek oferuje chociażby szwedzka firma Entreq. Elastyczne opaski mają tłumić pole magnetyczne wokół kabli, jednak są dość krótkie, a za parę trzeba zapłacić 770 zł. Owinięcie dwóch 1,5-metrowych sieciówek takimi dodatkowymi koszulkami byłoby nie tylko kłopotliwe, ale i bardzo kosztowne. Jeśli nic nie umknęło mojej uwadze, Enerr jest pierwszą firmą, która postanowiła zintegrować takie rozwiązanie ze swoimi przewodami. Można więc "wierzyć", można "nie wierzyć", ale skoro z sensownością rozwiązań Shunyaty mało kto dyskutuje (co widać chociażby podczas dużych wystaw, gdzie wiele hi-endowych systemów zasilanych jest kondycjonerami i kablami tej marki), to nie wiem dlaczego mielibyśmy nie zaufać polskiej firmie, która zaaplikowała taki system w bardzo ciekawy sposób. Przyjmijmy więc, że przesypujący się gdzieś między warstwami izolacji proszek ma jakiś wpływ na brzmienie.

Najbardziej zastanawiały mnie natomiast dwie inne rzeczy, z których żadna nie ma związku z dźwiękiem. Pierwsza to praktyczny aspekt instalacji i użytkowania takich sieciówek. Łatwo się domyślić, że z tak masywnymi wężami trzeba obchodzić się bardzo, bardzo ostrożnie. Praktyka pokazała, że diabeł wcale nie jest taki straszny, jak sam go sobie namalowałem. Podczas sesji fotograficznej flagowe Transcendy były bardzo niesforne, jednak podczas ich podłączania wystarczyło zrobić sobie trochę miejsca i wpinać każdy z przewodów trzymając jego drugi koniec i pilnując, aby ułożył się w naturalny i bezpieczny sposób. Wtyki wchodzą w gniazda ciasno i pewnie, dzięki czemu trzymają się jak przyklejone. Kiedy magiczny proszek się przesypie, proces instalacji można uznać za zakończony. Oczywiście na rynku można znaleźć wysokiej klasy kable, które podłącza się łatwiej, jednak nie jest to taki koszmar, jak mi się początkowo wydawało. Domyślam się, że inaczej zrobić się tego nie dało. Nie rozumiem natomiast dlaczego tajemniczemu wypełniaczowi nadano taką, a nie inną nazwę. Star Dust Compound... Producent chyba prosi się o kłopoty, wbijając szpilę kablosceptykom, którzy twierdzą, że kable mogą być wykonane nawet z gwiezdnego pyłu, a i tak nie mają prawa grać (wystarczyło przecież uważać na lekcjach fizyki). Niektórym audiofilom zapewne spodoba się to, że konstruktorzy Enerra podchodzą do swojej pracy z pewnym dystansem i poczuciem humoru, ale ja trzymałbym się sprawdzonych rozwiązań, przetestowanych przez inne firmy działające w tej branży. W ich katalogach każdy jeden patent jest opisany jako "Materiał X" albo "Kompozyt Delta". Znaleziony w projektach militarnych, wykradziony z fabryki aparatury medycznej, ewentualnie wykonany na indywidualne zamówienie przez jedną, jedyną, najlepiej japońską firmę specjalizującą się w wytwarzaniu takiego surowca albo, co tam, kupiony bezpośrednio od NASA. Producenci chcący uniknąć ujawnienia prawdziwej nazwy lub składu jakiegoś tworzywa odnoszą się do tego, co melomanom kojarzy się z nauką i technologią, a nie do żartów o kablach z gwiezdnego pyłu.

Niektórym audiofilom zapewne spodoba się to, że konstruktorzy Enerra podchodzą do swojej pracy z pewnym dystansem i poczuciem humoru, ale ja trzymałbym się sprawdzonych rozwiązań, przetestowanych przez inne firmy działające w tej branży. W ich katalogach każdy jeden patent jest opisany jako "Materiał X" albo "Kompozyt Delta". Znaleziony w projektach militarnych, wykradziony z fabryki aparatury medycznej, ewentualnie wykonany na indywidualne zamówienie przez jedną, jedyną, najlepiej japońską firmę specjalizującą się w wytwarzaniu takiego surowca albo, co tam, kupiony bezpośrednio od NASA.

Transcenda Ultimate i Ultimate Source to bardzo poważne, drogie, grube, ciężkie i niezwykle solidnie wykonane przewody zasilające, w których oprócz przewodników i styków z czystej miedzi dostajemy wyjątkowy system stabilizacji elektrostatycznej i mechanicznej. Z opisu producenta wynika, że są to sieciówki zaprojektowane i wykonane w typowo "inżynierski" sposób. Produkt, w którym nie ma czarów. Z drugiej strony, wybór nazwy proszku zamkniętego między warstwami izolacyjnymi wydaje się co najmniej ryzykowny. Wystarczyło pójść utartym szlakiem i napisać, że kable są wyposażone w rozwiązanie o nazwie MFSS (Magnetic Field Stabilization System) albo EMDT (Electro-Mechanical Damping Technology) i nikt by złego słowa nie pisnął, nawet przed obliczem senatu. Przyczepić można się także do opakowań. Tekturowe pudełka są bardzo ekologiczne, ale w starciu z tak masywnymi wężami stoją na przegranej pozycji. Nie jestem zwolennikiem wymyślnych bibelotów w stylu aluminiowych neseserów czy lakierowanych na wysoki połysk, drewnianych skrzyń wyłożonych aksamitem, bo ostatecznie wszystkie tego typu dodatki wylądują na strychu, w piwnicy albo w koszu na śmieci, ale dla flagowych kabli wycenionych na osiem tysięcy złotych za sztukę producent mógłby zrobić wyjątek. Jeżeli ma być ekologicznie, mogłyby to być nawet proste skrzynki ze sklejki lub wytrzymałe opakowania ze znacznie grubszego kartonu, z miękkim wypełnieniem w rodzaju pofalowanej, tekturowej wyściółki lub pozawijanych skrawków papieru. Miłym dodatkiem i zarazem dodatkowym zabezpieczeniem na czas transportu byłyby odpowiednio grube i długie opaski na rzepy, dzięki którym klienci mogliby ułatwić sobie robotę podczas instalacji sieciówek. Tutaj dostajemy tylko karteczki z gratulacjami i instrukcją podłączenia kabli.

Dużym plusem jest natomiast wprowadzenie czytelnego podziału obowiązków. Jeden kabel ma zasilać wzmacniacz, a drugi - źródło. To dość rzadka sytuacja, nawet w przypadku hi-endowych przewodów zasilających. Ich producenci oferują zazwyczaj szereg modeli różniących się jakością i ceną, nie dając nam jednak żadnych wskazówek co do ich przeznaczenia, a tym bardziej nie dzieląc oferty na modele "wzmacniaczowe" i "odtwarzaczowe". Kupujcie, przełączajcie i radźcie sobie jakoś... Tutaj mamy ułatwione zadanie. Wielu amatorów hi-endowego zasilania powie "o, wreszcie ktoś o tym pomyślał". Jak zwykle w takich przypadkach, największym minusem jest cena. 8000 zł za kabel to nie przelewki. Aby jednak zachować pewną perspektywę, warto wspomnieć, że do poziomu najdroższych sieciówek dostępnych na naszym rynku testowanym drutom sporo jeszcze brakuje. Nie mówię tu nawet o takich ekstremach, jak Nordost Odin 2 za 75649 zł czy Tara Labs The Grand Master Evolution AC za 63000 zł, ale chociażby o opisywanym niedawno Cardasie Clear Beyond Power XL wycenionym na 12990 zł. Transcenda Ultimate nie jest nawet najdroższą sieciówką produkowaną w Polsce. Audiofilów dysponujących rozbudowanymi systemami z szeroko rozstawionymi monoblokami na pewno ucieszy fakt, że dopłata za większą od standardowej (1,5 m) długość jest raczej niewielka, wręcz symboliczna. Niemniej jednak, w świecie kabli zasilających jest to z pewnością górna półka i nie każdy domowy budżet zniesie taki wydatek. Ale przecież nikt nie obiecywał, że hi-end to zabawa dla każdego.

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Brzmienie

Kiedy ktoś pyta jaki wpływ na brzmienie sprzętu stereo mogą mieć kable zasilające, podaję bardzo prosty przykład. W samochodzie mam gniazdo USB, którego używam głównie do ładowania smartfona - najczęściej wtedy, gdy jadę w dłuższą trasę i korzystam z nawigacji. Aby nie podkradać kabla z domu, w elektronicznym supermarkecie kupiłem przewód takiego samego typu. Z zewnątrz nawet porządniejszy niż ten fabryczny. Sprawdziłem go w domu - działa, telefon się ładuje. Kiedy jednak podłączyłem ten sam zestaw w samochodzie, klops - nic się nie stało, a na ekranie nie pojawiła się ikonka ładowania. Wróciłem więc po oryginalny przewód i wszystko wróciło do normy. Mogłem wyjeżdżać wiedząc, że nawigacja w pewnym momencie się nie wyłączy. Niesamowite? Dla ludzi wychodzących z założenia, że każdy kabel działa tak samo, pewnie tak. Dla mnie nie, bo trochę na ten temat wiem. Co więcej, w tym prostym eksperymencie różnica między dwoma przewodami okazała się na tyle duża, że doprowadziła do sytuacji zero-jedynkowej - z tym kablem działa, a z tamtym nie. W warunkach domowych zdarza się to niezwykle rzadko, jednak jeśli wiemy, że jakość kabla do telefonu może wręcz doprowadzić do sytuacji, w której wylądujemy z dala od cywilizacji z rozładowaną baterią, różnice między przewodami zasilającymi kosztowną i delikatną aparaturę audio wydają się czymś oczywistym.

Postawmy sprawę jasno - to nie jest kwestia wiary, ale doświadczenia i wrażliwości naszego słuchu. Wierzyć lub nie wierzyć można w coś, czego nie możemy dotknąć, zobaczyć, sprawdzić. A zasilanie akurat możemy. Niektórzy wolą zamknąć się w bezpiecznym świecie teoretyzowania i wypisywania komentarzy w stylu "przecież we wzmacniaczu jest transformator" albo "mam wujka elektryka i on mówi, że nie ma różnicy". Argument o aluminiowych drutach w ścianie też najczęściej można włożyć między bajki. Nie każdy mieszka w starej kamienicy, w której nie tylko instalacja elektryczna nadaje się do natychmiastowej wymiany. Ale jeżeli ktoś uważa, że kable zasilające nic nie wnoszą, to trzeba je odłączyć i wyrzucić przez okno. Sprzęt na pewno będzie grał tak samo. Nie będzie? Ach, no to teraz wracamy do punktu wyjścia. Skoro mamy namacalny dowód na to, że kable zasilające pełnią w tym całym łańcuchu jakąś rolę, bezpiecznie byłoby również przyjąć, że mogą wywiązywać się ze swojego zadania lepiej lub gorzej. W przeciwnym wypadku możemy tak samo potraktować każdy element toru. Wzmacniacze, kolumny, słuchawki lub gramofony też przecież nie muszą różnić się między sobą. Albo działają, albo nie. Zapytajcie laików. Dla nich to jeden pies.

Sytuacja z kablami zasilającymi przypomina trochę pieczenie tortu. Jeśli chcecie spróbować, musicie zacząć od biszkoptu. Teoretycznie to prosta sprawa. Jajka, mąka i cukier. Ale jak to zrobić, aby biszkopt był pyszny i puszysty? Tutaj trzeba już mieć trochę wprawy. Każdy, kto próbował, wie, że po wyjęciu ciasta z piekarnika biszkopt może opaść. Po kilku minutach będzie wyglądał tak, jakby ktoś na nim usiadł. Ale jest na to sposób. Po wyjęciu blachy z piekarnika, należy upuścić ją na ziemię. Na płasko, mniej więcej z wysokości naszego pasa lub kolan. Po cholerę? Ano właśnie po to, aby biszkopt nie opadł. Jego wysokość po wystygnięciu będzie wtedy taka sama, jak po upieczeniu. Rodzi się dość oczywiste pytanie - jak to się dzieje? Co takiego daje upuszczenie biszkoptu na podłogę? Jedni twierdzą, że rzucenie blachą przyspiesza proces stygnięcia, inni uważają, że chodzi o uwolnienie pęcherzyków powietrza gromadzących się wewnątrz ciasta, a jeszcze inni mają swoje teorie, zahaczające wręcz o metafizykę. Ale fakt jest taki, że jak się biszkopt zrzuci, to nie opadnie - będzie puszysty, równy i będzie go można ładnie pokroić. Przyjęcie do wiadomości, że tak po prostu jest, nie wymaga robienia doktoratu z fizyki i cukiernictwa. Nikt nie będzie przecież szedł w zaparte i udowadniał, że ciasto wcale nie opadło. Wielu amatorów kuchennych zmagań przyznaje, że kiedy usłyszeli o tym po raz pierwszy, myśleli, że ktoś ich wkręca. No bo jak to rzucić blachą o podłogę? To jakiś rytuał, czary, gusła? Ale działa. Nie rzucisz - nie wyjdzie. Można więc spędzić resztę życia zastanawiając się jak to się dzieje albo zaakceptować, że tak jest, rzucać i cieszyć się pięknymi biszkoptami. Tak samo jest z akcesoriami zasilającymi. W nic nie trzeba wierzyć. Nie trzeba widzieć co się dzieje z elektronami wewnątrz audiofilskiej sieciówki, bo przypomina to rozważania na temat pęcherzyków powietrza w biszkopcie. Wystarczy zaufać swoim uszom i choć raz w życiu przekonać się, że jak zadbamy o dobre zasilanie, to system gra lepiej.

Sam doszedłem w tej zabawie dość daleko. Przerabiałem już wszystko lub prawie wszystko, włącznie z instalacją audiofilskich przewodów w ścianie. Kabla pociągniętego prosto do elektrowni może nie mam, ale też nie jest źle. Prądu do mojego sprzętu nie prowadzą aluminiowe druty, nie mieszkam w budynku, w którym regularnie dochodzi do awarii, a nad uziemieniem pewien sympatyczny jegomość spędził dwa popołudnia. Złote bezpieczniki sobie darowałem, ale nie mogę wykluczyć, że kiedyś i na nie przyjdzie pora. Dlaczego? To proste - doświadczenie. Sceptykom zawsze zadaję jedno, podstawowe pytanie - skąd się bierze prąd, który ostatecznie wprawia w ruch cewki w naszych głośnikach? Nooo... Ze wzmacniacza. W porządku, ale z czego ów wzmacniacz go "formuje"? Z prądu z gniazdka. Na podstawie sygnału z odtwarzacza. Który również powstaje z prądu z gniazdka. Mówimy oczywiście o najprostszym systemie, a przecież niektóre hi-endowe systemy składają się z kilku lub kilkunastu urządzeń - transportu sieciowego, przetwornika, gramofonu, phono stage'a, przedwzmacniacza, końcówek mocy... Aby każdy z tych klocków wykonał swoją robotę, musi dostać paliwo - prąd. Kto załapał, jak duży wpływ na brzmienie wysokiej klasy systemu hi-fi ma zasilanie, ten traktuje kable, listwy i kondycjonery, a nawet różnego rodzaju akcesoria z pogranicza audio-voodoo bardzo, bardzo poważnie.

Zauważyłem jednak, że na pewnym etapie walki z rozgałęziaczami i sieciówkami można wpaść w pewną pułapkę. Rzadko kiedy zdarza się bowiem, że po podłączeniu nowego przewodu lub kondycjonera poprawia się wszystko. Czasami tak się faktycznie dzieje, jednak najczęściej jest to zabawa w "coś za coś". Być może dlatego niektórzy audiofile wkręcają się w temat tak mocno, że ostatecznie kupują i testują dziesiątki kabli w różnych konfiguracjach. Mam wielu znajomych, którzy na dojście do ładu z zasilaniem swojego systemu poświęcili zdecydowanie więcej czasu niż na wybór kolumn, wzmacniacza i źródła. Nawet kupno interkonektu i kabla głośnikowego było dla nich stosunkowo łatwe, ale przewody sieciowe zmieniali tak często, jakby ich coś opętało. Da się to jednak logicznie wytłumaczyć. Kiedy producent postawi wszystko na jedną kartę, oddając w nasze ręce kabel poprawiający przejrzystość i dynamikę przekazu, koncentrujemy się na pozytywnych zmianach i nie zauważamy ubytków w pozostałych dziedzinach. W jednym miejscu nasz system robi krok lub nawet dwa kroki do przodu, ale jeżeli w każdej z pozostałych kategorii wykonał pół kroku w tył, taka zamiana niekoniecznie będzie nam się opłacała. W pierwszej chwili jest super. Słyszymy więcej albo uzyskujemy postęp tam, gdzie najbardziej nam na tym zależało, jednak z czasem zaczynamy dostrzegać coraz więcej rzeczy, które straciliśmy. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że skala tych zmian - w porównaniu z wymianą wzmacniacza, źródła lub kolumn - jest raczej niewielka. Dla wielu audiofilów akcesoria zasilające są narzędziem pozwalającym postawić kropkę nad "i", nadać brzmieniu ostateczny szlif. A jednak czasami bardzo ciężko jest uzyskać to, co chcemy. Mało tego. Wiemy, że to jest do zrobienia, bo jeden kabel poprawił barwę dźwięku, inny - rozdzielczość, a jeszcze inny - stereofonię. Ale żeby dostać to wszystko w jednym pakiecie? No właśnie... To już naprawdę skomplikowana rzecz i ogromna sztuka.

Sprzęt Enerra zawsze miał w sobie coś, co pozwalało wyplątać się z tej pułapki. Tutaj schemat był zazwyczaj zupełnie inny, charakterystyczny dla akcesoriów totalnie hi-endowych. W pierwszym odsłuchu wyłapujemy tyle, że coś się ewidentnie poprawiło. Ale co dokładnie? Wskazanie jednej, konkretnej cechy jest trudne, bo zielonogórska manufaktura stawia na to, aby jej akcesoria delikatnie podnosiły poprzeczkę w każdym aspekcie prezentacji. Dynamika? Trochę tak. Przejrzystość? Też mniej lub bardziej do przodu. Stereofonia? Tak, zdecydowanie Głębia i kontrola basu? Tak - czasami już bardzo nieznacznie, ale zauważalnie. W niektórych obszarach nie zmienia się praktycznie nic. Z moich doświadczeń wynika, że sprzęt Enerra nie ingeruje barwę dźwięku, w jego temperaturę i ogólną równowagę tonalną. Kluczową sprawą jest jednak to, że w żadnym temacie się nie cofamy. Analizując poszczególne kategorie podlegające w miarę obiektywnej ocenie, dochodzimy do wniosku, że albo zostaliśmy przy tym, co było (co czasami jest bardzo, bardzo ważne), albo dokonał się mniejszy lub większy postęp. Doświadczeni audiofile wiedzą, że stworzenie listwy, która chroni sprzęt, ale niczego w jego brzmieniu nie psuje to już spore osiągnięcie. Zbudowanie takiej, która nawet to i owo poprawi - prawdziwa sztuka. Enerrowi się to udało i stąd obecność w moim systemie nieprodukowanego już rozgałęziacza One 6S DCB. Nie twierdzę, że to najlepsza listwa na świecie, bo istnieją modele droższe, większe i bardziej zaawansowane, jednak z moich doświadczeń wynika, że często są to akcesoria, które mimo wszystko coś z dźwiękiem "robią". Naginają go tak, że w porównaniu z gniazdkiem w ścianie jest nie tyle lepszy, ale inny. Ta "inność" zawsze trochę mnie odstraszała. W takiej sytuacji mam wrażenie, że rozgałęziacz zaczyna dyktować warunki gry. Oczywiście tylko do pewnego stopnia, ale jeżeli mam wybór, wolę aby ten "pierwszy element systemu" był możliwie transparentny - pozwalał zasilanym komponentom wzbić się na wyżyny swoich możliwości, ale nie dyktował im czy mają grać jasno i przejrzyście, czy może ciepło i analogowo. Może podchodziłbym do tego inaczej, gdybym nie zajmował się testowaniem audiofilskiego sprzętu. Wówczas interesowałby mnie wyłącznie uzyskanie takiego dźwięku, jaki mi się podoba. Ale... Czy tych dwóch rzeczy przypadkiem nie da się połączyć?

Dźwięk wyraźnie się rozciągnął, jednocześnie zwiększając odstęp między poszczególnymi planami. Szczególnie dobrze było to słychać na doskonale zrealizowanych nagraniach. Tych prawie zawsze słucha się z przyjemnością, ale teraz nie miałem już żadnych, ale to żadnych wątpliwości co do umiejscowienia poszczególnych instrumentów i wokalistów na scenie. Kontury się wyostrzyły. Źródła pozorne przestały unosić się "gdzieś tam", trzymając się swoich pozycji i podając moim uszom bardzo czytelne współrzędne. Kierunki, rozmiary, odległości, promienie, wysokość - wszystkie te informacje nabrały matematycznej precyzji.

Po pierwszym odsłuchu opisywanych kabli wiedziałem już prawie wszystko. Ponieważ był to kolejny etap mojej przygody z zasilaniem Enerra, mniej więcej wiedziałem czego można się po nich spodziewać. Nie byłem jednak świadomy skali zjawiska. Myślałem, że w porównaniu z używanym przeze mnie od dłuższego czasu kompletem - Transcenda Light do odtwarzacza i Transcenda Ultra do wzmacniacza - różnice będą raczej niewielkie. Otóż nie. Szczerze mówiąc, dopiero teraz usłyszałem coś, co należałoby nazwać ostateczną formą, bezkompromisową realizacją firmowej filozofii. Dźwięk po raz kolejny zachował swój naturalny charakter, ale otworzył się i wzbił na wyższy poziom w tak wielu obszarach, że w pierwszej chwili nie wiedziałem na co zwrócić uwagę. Brzmienie wciąż było wypadkową temperamentu i zabarwienia pozostałych elementów systemu. Sytuacja podchwytliwa, bo generalny obraz brzmienia nie uległ zmianie, ale jego jakość - owszem. Co konkretnie się poprawiło? Przede wszystkim przestrzeń. Co ciekawe, nie we wszystkich wymiarach, bo szerokość sceny stereofonicznej pozostała taka sama lub bardzo podobna. W dziedzinie głębi dokonała się natomiast mała rewolucja. Dźwięk wyraźnie się rozciągnął, jednocześnie zwiększając odstęp między poszczególnymi planami. Szczególnie dobrze było to słychać na doskonale zrealizowanych nagraniach. Tych prawie zawsze słucha się z przyjemnością, ale teraz nie miałem już żadnych, ale to żadnych wątpliwości co do umiejscowienia poszczególnych instrumentów i wokalistów na scenie. Kontury się wyostrzyły. Źródła pozorne przestały unosić się "gdzieś tam", trzymając się swoich pozycji i podając moim uszom bardzo czytelne współrzędne. Kierunki, rozmiary, odległości, promienie, wysokość - wszystkie te informacje nabrały matematycznej precyzji. Mówię nie tylko o wydarzeniach pierwszoplanowych, ale także - a może przede wszystkim - całej masie pozornie mniej istotnych dźwięków, które z czegoś słyszalnego, ale bliżej nieokreślonego awansowały do rangi normalnych, ważnych, odwzorowanych z właściwą dokładnością elementów rozgrywającego się przede mną spektaklu. Muzyczny plankton, który wcześniej pakowałem do jednego worka, zamienił się w zbiór samodzielnych dźwięków, z których każdy ma swoją tożsamość i przy każdym odtworzeniu danego nagrania jest w stu procentach powtarzalny. W dużym skrócie, poczułem się jakbym zmienił okulary i zobaczył nie tylko to, że drzewa mają liście, ale także to, że liście mają blaszki i unerwienie.

Z pozostałych aspektów prezentacji, warto zwrócić uwagę na bas. Po podłączeniu opisywanego kompletu, nie stał się ani grubszy, ani cieńszy. Zmienił się jednak jego zasięg, a do tego delikatnie poprawiła się szybkość i kontrola wybrzmień. Zupełnie jakby ktoś odblokował dodatkowy, ukryty dotąd potencjał głośników niskotonowych i pozwolił im zapuszczać się tam, gdzie tylko będą chciały. W porównaniu z tym, co stało się w dziedzinie stereofonii, różnica ta była mniejsza, ale wciąż zauważalna. Do tego doszło poczucie lepszego połączenia poszczególnych fragmentów pasma. Brzmienie zdecydowanie zyskało na płynności i nabrało analogowego charakteru. Nieznacznie poprawiła się też szybkość i przejrzystość. Co ciekawe, szczególnie dotyczyło to średnich tonów. Góra pasma wyładniała i oczyściła się z kurzu, ale może była to pochodna tego, że tło muzycznych wydarzeń stało się głębokie i aksamitnie czarne. Analizując tego typu zmiany, nieuchronnie wracałem do tematu przestrzeni, ale chyba nie ma się czemu dziwić. O ile bowiem w pozostałych dziedzinach to i owo udało się poprawić bez wywracania świata do góry nogami, w tej sferze sprawy zaszły o wiele dalej. Najbardziej ucieszyło mnie jednak to, że po raz kolejny nie udało mi się zlokalizować elementu, który po zmianie z tańszych kabli Enerra na modele flagowe pogorszyłby się choćby w najmniejszym stopniu. Znów wychodzimy albo na zero, albo na plus. W przypadku rozciągnięcia basu, klarowności średnich tonów, precyzji najwyższych częstotliwości, a także spójności i płynności dźwięku był to mały plus, a w dziedzinie stereofonii - ogromny, taki na pół kartki. Reszta - mam tu na myśli przede wszystkim barwę i równowagę tonalną - pozostała bez zmian. Enerr doskonale czuje różnicę między rzeczami, które można udoskonalić, wciągnąć na wyższy poziom a aspektami, które powinny pozostać nietknięte, ustawione w kierunku maksymalnej neutralności i przezroczystości. Unikamy tym samym pułapki, o której wspomniałem wcześniej - ciągłego żonglowania sieciówkami i zastanawiania się czy dźwięk faktycznie się poprawił, czy tylko zmienił.

Jak zwykle w takich przypadkach, pozostaje pytanie o skalę omawianego zjawiska. Tutaj wszystko będzie oczywiście zależało od konkretnych warunków i zasilanego sprzętu, ale też nie sądzę, by flagowymi Transcendami mieli zainteresować się posiadacze budżetowych zestawów stereo. Cena skutecznie ich odstraszy. Podłączenie takiego kabla do wzmacniacza za dwa tysiące złotych będzie takim samym nieporozumieniem, jak zasilanie hi-endowego piecyka drutem od lampki. Dla każdego audiofila liczy się jednak efekt, a nie wyliczanie ile powinien kosztować interkonekt lub kabel sieciowy, aby wszystko się "zgadzało". U mnie największy postęp dokonał się ostatnio po zmianie źródła. Auralic Vega G1 wniósł do systemu nową jakość. Byłem przekonany, że na kolejny tak duży krok przyjdzie mi poczekać przynajmniej do momentu zmiany wzmacniacza (lubię go, ale zakładam, że tutaj uda mi się ugrać najwięcej). Ewentualną wymianę akcesoriów zasilających traktowałem raczej jako zabieg kosmetyczny. Bądźmy szczerzy - listwa za cztery tysiące złotych oraz trzy kable warte łącznie dziesięć tysięcy to już całkiem hi-endowy zestaw. Tymczasem wymiana Transcendy Light i Ultra na modele Ultimate i Ultimate Source przyniosła tak wyraźny postęp, że aż morda zaczęła mi się cieszyć. Na moje ucho, dostałem około 30-40% tego, co po przesiadce z Marantza na Auralica. To dużo, bo im wyżej wchodzimy, tym dłużej musimy walczyć o każdy kolejny krok do przodu.

Niektórzy powiedzą, że to wciąż niewielki postęp, że za taką poprawę nie warto płacić aż tyle. To jednak kwestia perspektywy. W biegu na sto metrów 0,1 s nie robi mi żadnej różnicy, bo po pięćdziesięciu metrach pewnie potknąłbym się o własne nogi. Dla profesjonalnych zawodników jest to jednak wartość, dla której warto miesiącami przychodzić na treningi. W finałowym biegu podczas olimpiady taka różnica może zdecydować nie tylko o kolejności na podium, ale nawet o ustanowieniu nowego rekordu świata. Transcenda Ultimate i Ultimate Source to kable dla tych, którzy właśnie w takim biegu chcą wziąć udział. Nie dla kogoś i nie przeciwko komuś, ale dla siebie - dla czystej przyjemności odkrywania ulubionych płyt na nowo. Naturalnie, kupno takich kabli do budżetowego systemu mija się z celem, ale jeśli mówimy o hi-endowych klockach, taka inwestycja zacznie nabierać sensu. Przykładowo, jeśli wpinając flagowe sieciówki Enerra to systemu złożonego z transportu Auralic Aries G2 (16999 zł), wzmacniacza Hegel H590 (42999 zł), kolumn Focal Sopra Nº 2 (59998 zł), interkonektu oraz kabla głośnikowego Albedo Monolith Reference (18400 zł) i kondycjonera Enerr Zero Power Box (12000 zł) uzyskamy poprawę jakości dźwięku na poziomie 15-20%, to - o matko jedyna - wychodzi na to, że kupno takich kabli naprawdę się opłaca. I to zakładając, że w świecie hi-endowego sprzętu ten postęp jest liniowy, co oczywiście nie jest zgodne z rzeczywistością.

Jedną z charakterystycznych cech wybitnych kabli i akcesoriów zasilających jest to, że podczas pierwszego odsłuchu jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co dla nas robią, ale kiedy wrócimy do poprzedniej konfiguracji, różnice stają się oczywiste i jak najszybciej chcemy przywrócić brzmieniu "właściwą" jakość. Jeżeli w wyraźny sposób nie zmienia się barwa ani równowaga tonalna, początkowo można nawet dojść do wniosku, że nasz system gra dokładnie tak samo, jak wcześniej. No, może z drobnymi zmianami tu i ówdzie, ale bez przesady - przecież tak było zawsze... Transcenda Ultimate i Ultimate Source mogą wykonać tę samą sztuczkę. Jeżeli wypożyczycie je ot tak, dla sportu i nie skupicie się na analizowaniu brzmienia tak, jak ja podczas testu, bądźcie przygotowani na szok po ich odłączeniu i zastąpieniu poprzednimi sieciówkami. Szczególnie jeśli cenicie sobie trójwymiarową, holograficzną przestrzeń. Kolejne odsłuchy pokazały, że Transcenda Ultimate jest bardzo dobrym, uniwersalnym kablem, natomiast Transcenda Ultimate Source jest moim zdaniem modelem wybitnym. Kiedy wróciłem do wyjściowej konfiguracji i wykonałem tylko jedną zmianę, podłączając Transcendę Ultimate do wzmacniacza, różnica owszem była, ale nie był to jeszcze jakiś szał. Kiedy natomiast znów przywróciłem "ustawienia fabryczne" i wpiąłem Transcendę Ultimate Source do Auralica, była to już zmiana, która wciągnęła brzmienie na inny poziom. Możliwe jednak, że z innym źródłem i innym piecykiem sytuacja by się odwróciła. Tak czy inaczej, u mnie to Transcenda Ultimate Source okazała się gwiazdą przedstawienia. Nie zmienia to jednak faktu, że opisywane kable najlepiej działają w komplecie. Do tego zostały stworzone. I przy takim systemie już zostałem.

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Budowa i parametry

Transcenda Ultimate i Ultimate Source to flagowe przewody zasilające Enerra. Jak przeczytamy na stronie producenta, kluczowe cechy wszystkich kabli z serii Transcenda to stuprocentowa konduktywność i neutralna sygnatura brzmieniowa. Aby to osiągnąć, konstruktorzy postawili na jeden materiał - miedź. W każdym elemencie przewodu jest ona odpowiednio obrabiana, kształtowana, skręcana i izolowana, jednak w "torze" nie ma żadnych innych metali, takich jak srebro, złoto, platyna czy rod. Ultimate i Ultimate Source różnią się od pozostałych modeli z serii Transcenda zastosowaniem konstrukcji Hepta Helical Litz, na którą składa się największa liczba przewodników oraz systemu stabilizacji elektrostatycznej i mechanicznej wykorzystującej materiał tłumiący o enigmatycznej nazwie Star Dust Compund. Do budowy testowanych kabli wykorzystano przewodniki z miedzi OFC o czystości 6N, zakonfekcjonowane wtykami z miedzi ETP - miedzi katodowej charakteryzującej się wysoką przewodnością cieplną i elektryczną. Producent twierdzi, że zastosowanie jednego materiału oznacza brak manipulacji sygnaturą brzmieniową, a więc maksymalnie czyste, dynamiczne i naturalne brzmienie.

Warto podkreślić, że - podobnie, jak inne produkty tej marki, w tym listwy i kondycjonery zasilające - opisywane kable produkowane są w Zielonej Górze. Założyciel i główny konstruktor Enerra, Piotr Kwiatkowski, wyznaje filozofię "jeśli coś ma być zrobione dobrze, zrób to sam". Nie mówimy więc o przepakowywanych kablach wytwarzanych tak naprawdę w dalekowschodnich fabrykach. Każdy nowy model to tak naprawdę dziesiątki przetestowanych splotów, wtyków czy materiałów izolacyjnych i godziny odsłuchów. Nawet drobne elementy, takie jak wtyki czy oznaczenia, są często produkowane na miejscu lub wytwarzane na zamówienie, według specyfikacji Enerra. Z ważnych ogniw całego łańcucha, którymi firma nie zajmuje się na miejscu, warto wymienić jedynie wydobycie miedzi i wyciąganie drutów. Zajmują się tym dwa inne rodzime przedsiębiorstwa. Miedź do przewodów i rozgałęziaczy Enerra dostarcza KGHM, natomiast przewodniki powstają w fabryce specjalizującej się w produkcji okablowania energetycznego wysokiej jakości - Technokabel. To w jej zakładach, już od kilkunastu lat, powstają nie tylko wiązki bazowe do przewodów zasilających Enerra, ale także bazy do produkcji kabli głośnikowych i sygnałowych siostrzanej marki Equilibrium.

Wracając do bohaterów naszego testu, istotnym elementem zapewniającym czysty i wolny od podbarwień dźwięk, a przede wszystkim, jak to napisał producent, "nieograniczony transfer zasilania" ma być geometria splotu przewodników - Hepta Helical Litz czyli wiązki osobno izolowanych drutów skręcone niczym DNA. Z tą różnicą, że zamiast dwóch, mamy tutaj siedem głównych łańcuchów. Każda wiązka składa się z oddzielnie izolowanych żył ułożonych spiralnie wokół dielektryka wykonanego z polietylenu o wysokiej gęstości i czystości (HDPE). To samo tworzywo zostało użyte jako izolator samych żył. Producent twierdzi, że wybór nie jest przypadkowy. Często stosowany w tym miejscu teflon nie dawał podobno równie satysfakcjonujących efektów brzmieniowych. Wyniki testów odsłuchowych były jednoznaczne, w związku z czym zdecydowano się na izolację HDPE. Dla stabilizacji elektrostatycznej i mechanicznej przewodów, w modelach Transcenda Ultimate i Ultimate Source zastosowano system tłumienia Star Dust Compund. Jest to oczywiście handlowa nazwa rozwiązania, które polega na wykorzystaniu specjalnego, tajemniczego proszku, którego prawdziwej nazwy ani składu chemicznego producent oczywiście nie zdradza. Wiadomo tylko, że jest to substancja przewodząca, która zawiera w swoim składzie mnóstwo węgla. Na zdjęciach Star Dust Compund wygląda jak jakiś dziwny, błyszczący, szaro-zielonkawy cukier. Zastosowanie takiego materiału w roli płaszcza ochronnego dla skręconych w odpowiedni sposób wiązek przewodów jest podobno bardzo pracochłonne. Łatwo sobie wyobrazić, że proces montażu jest o wiele trudniejszy niż w przypadku zwykłych ekranów z miedzi lub aluminium. Raz wyprodukowane przewody są nierozbieralne. Producent twierdzi jednak, że dzięki temu topowe kable z serii Transcenda pozwalają zachować "natywną" dynamikę zasilania dostępną z gniazd sieciowych. Innymi słowy, nie kompresują dźwięku w porównaniu z tym, co wychodzi ze ściany, listwy czy kondycjonera.

Różnica między modelami Ultimate i Ultimate Source sprowadza się w zasadzie do innego sumarycznego przekroju żył przewodzących. W pierwszym przypadku jest to 15,2 mm², natomiast w drugim - 11 mm². Geometria pozostaje natomiast taka sama. Zamiast "wyjąć" z podstawowego przewodu dwie żyły, producent zdecydował się więc na bardziej pracochłonne rozwiązanie polegające na zbudowaniu takiego samego kabla od nowa, z wykorzystaniem drucików o mniejszej średnicy. Dlaczego? Jak informuje producent, model dedykowany hi-endowym źródłom i przedwzmacniaczom powstał w wyniku testów wielu systemów wykorzystujących okablowanie Transcenda Ultimate. W niektórych przypadkach źródła zasilane przewodami Ultimate brzmiały zbyt masywnie. Stąd pomysł, by - zachowując geometrię przewodników zarezerwowaną dla konstrukcji Ultimate - zmniejszyć ich sumaryczny przekrój, a tym samym nieco "odciążyć" brzmienie. Nazwa modelu Ultimate Source jednoznacznie sugeruje, aby zasilać nim odtwarzacze płyt kompaktowych, przetworniki, streamery, przedwzmacniacze gramofonowe i inne urządzenia o mniejszym zapotrzebowaniu na prąd, jednak pod względem elektrycznym jest to jak najbardziej pełnowartościowa sieciówka, która może współpracować ze wzmacniaczami, a nawet końcówkami mocy - szczególnie tymi, które z natury brzmią zbyt ciemno i dobrze reagują na akcesoria kierujące ich dźwięk w stronę większej otwartości i detaliczności.

Werdykt

Na wystawach audiofilskiej aparatury często słyszy się komentarze, że nawet stosunkowo niedrogi sprzęt gra świetnie, bo w same kable, listwy, stoliki i platformy antywibracyjne włożono kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. Często jest to równowartość prezentowanej elektroniki - odtwarzacza, wzmacniacza i kolumn. W pierwszej chwili wydaje się to irracjonalne. Ale czy wykorzystanie całej tej kwoty na trzy podstawowe elementy systemu i połączenie ich najtańszymi drutami z supermarketu dałoby lepszy efekt? Jeżeli nie mieliście okazji się o tym przekonać, polecam spróbować. Odpowiedź zaskoczyła już niejednego audiofila. A skoro wystawcy i sprzedawcy tak sobie pomagają, dlaczego mielibyśmy nie powtórzyć tego zabiegu u siebie w domu? Osobiście posługuję się tutaj bardzo prostą zasadą - jeżeli testowany produkt nie daje mi znaczącej poprawy brzmienia, bez żalu go odsyłam i nie interesuje mnie to, co kto o nim sądzi, ale jeśli owa poprawa jest niebagatelna i zgodna z kierunkiem, który mi odpowiada, nie obchodzi mnie czy mówimy o potężnym wzmacniaczu lampowym czy kablu zasilającym z gwiezdnego pyłu. Cel został osiągnięty.

Niniejszy test to właściwie nowy rozdział pewnej opowieści, której poprzednie części nie zostały wydane. Najmocniej za to przepraszam. Może powinien to być suchy opis w rodzaju "wygląda tak, kosztuje tyle, a gra tak i tak". Otrzymałem jednak tyle pytań o akcesoria, których używam, a których nigdy nie opisywałem, że postanowiłem nadrobić zaległości. Okazja nadarzyła się sama, bo już po trzech dniach odsłuchów wiedziałem, że testowanych kabli nie oddam. Są stanowczo za dobre do mojego systemu. Bardziej pasowałyby do klocków za czterdzieści tysięcy złotych. Ale trudno, będę miał na zapas. Bo już przestałem się oszukiwać, że kiedykolwiek się z tej choroby wyleczę. Jeżeli macie tego samego wirusa i doszliście do takiego etapu, na którym hi-endowe sieciówki mogą zmienić bardzo, bardzo wiele - spróbujcie. Jest przecież pewne, że portfel wydrenujecie tak czy inaczej, ale dzięki flagowym kablom Enerra zaoszczędzicie sporo czasu. A jego wartości nie da się przeliczyć na pieniądze.

Enerr Transcenda Ultimate + Ultimate Source

Dane techniczne

Enerr Transcenda Ultimate
Rodzaj kabla: Zasilający
Konstrukcja: Triple Constant Twist
Rodzaj przewodników: Solid Hepta Helical Litz
Materiał przewodzący: Miedź OFC 6N
Izolacja przewodników: HDPE
Przekrój sumatyczny: 15,2 mm²
Wtyki: Miedź ETP
Cena: 8000 zł/1,5 m

Enerr Transcenda Ultimate Source
Rodzaj kabla: Zasilający
Konstrukcja: Triple Constant Twist
Rodzaj przewodników: Solid Hepta Helical Litz
Materiał przewodzący: Miedź OFC 6N
Izolacja przewodników: HDPE
Przekrój sumatyczny: 11 mm²
Wtyki: Miedź ETP
Cena: 8000 zł/1,5 m

Konfiguracja

Audiovector QR5, Auralic Vega G1, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Light, Enerr Transcenda Ultra, Norstone Esse.

Sprzęt do testu dostarczyła firma Enerr. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Enerr i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4RownowagaStop

Dynamika
Poziomy8

Rozdzielczość
Poziomy7

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy7

Spójność
Poziomy8

Muzykalność
Poziomy8

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Głębia sceny stereo
GlebiaStereo04

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy5

Cena
Poziomy6

Nagroda
sl-wyborredakcji


Komentarze (15)

Pokaż wcześniejsze komentarze
  • Marcin

    Szanowna Redakcjo! Znów wypuszczacie dżina z butelki i znów napiszę, że to dobrze. W audio jedyną metodą weryfikacji założeń teoretycznych jest odsłuch. Ja należę do praktyków, którzy wolą słuchać niż mierzyć. Oczywiście we właściwych warunkach. Sprzęt musi być odpowiedniej klasy i tu chyba jest sedno. Jeśli ktoś nie dysponuje takim sprzętem, to rzeczywiście wielu efektów może nie usłyszeć. A skoro z tego czy innego powodu nie słyszy, to zakłada, że inni też nie słyszą, a zatem problemu nie ma. Zjawisko nie istnieje. Tak na przykład uważa pan publikujący na YouTube w ramach cyklu "Reduktor Szumu". Ma on wielkie zasługi w popularyzacji problematyki audio, ma wielką wiedzę, wielki dar do tłumaczenia zjawisk i tu należy mu się najwyższy podziw i szacunek, co niniejszym wyrażam. Zarazem jednak robi środowisku dużo szkody (zwłaszcza niedoświadczonym słuchaczom), bo prawie nigdy nie miewa do czynienia ze sprzętem wysokiej klasy, bo takiego nie dostaje do serwisowania i jak przyznał, nie posiada takowego. Najczęściej nie podejmuje prób odsłuchu. Gdy raz uznał w oparciu o pomiary, że jakość kabli nie ma znaczenia, bo wszystkie mają zbliżone parametr,y to nakręcił stosowny odcinek z licznymi wykresami i wzorami na białej tablicy i... Temat zakończył. W ślad za nim tysiące wyznawców uczyniły to samo. Ze szkodą dla siebie.

    O tym, że kable grają przekonałem się 25 lat temu jako bardzo młody człowiek. Kolega zaprosił mnie do jednego z pierwszych salonów audio w jednym z największych miast w Polsce. Przełączono kabel sygnałowy RCA z jednego modelu na inny (tej samej firmy). Od razu słychać było inne brzmienie wysokich tonów i basu. A zestaw był co najwyżej średniobudżetowy (kolumny to kultowy model DALI 104). Żaden tam hi-end.

    To samo dotyczy kabli głośnikowych i kabli zasilających. Ich parametry (oporność, przewodność itd.) mogą być zbliżone, a jednak dźwięk się różni. Gdyby było inaczej, to wzmacniacze o tych samych parametrach (pasmo przenoszenia, zniekształcenia, stosunek sygnał/szum) musiałyby zawsze brzmieć tak samo, a tak nie jest (no tu się chyba zgadzamy, prawda?). A jakim cudem słychać różnice między kablami cyfrowymi, np. LAN? Cyfra to cyfra - mówią przeciwnicy słuchania. Ten etap też mam za sobą. Inaczej grała zwykła skrętka ze sklepu komputerowego, inaczej Audioquest Forest, a jeszcze inaczej (lepiej) droższy model Cinnamon, nie wspominając o jeszcze droższych modelach tej czy innej firmy. To samo kable koncentryczne (coaxial) z transportu do DAC-a. Jest słyszalna różnica. Czasem subtelna, a czasem duża. A niby cyfra to cyfra. Tam jednak wciąż płynie prąd. A prąd to zwykła fizyka na poziomie gimnazjum i nie ma tu żadnego voodoo. Sceptykom życzę większego zaufania do własnych uszu, a redakcji kolejnych "niepokornych" testów kabli, filtrów i kondycjonerów. Tak trzymać!

    1
  • stereolife

    @Boguś - W podanym przykładzie nie chodziło o sygnał, a tym bardziej o jakość sygnału audio. W artykule jest mowa tylko i wyłącznie o zasilaniu. Ten prosty i nie mający nic wspólnego z audiofilskim sprzętem eksperyment pokazuje, że jakość okablowania jest różna i potrafi mieć duże znaczenie - nawet tam, gdzie byśmy się tego nie spodziewali. W tym przypadku oba kable teoretycznie powinny być takie same - chodziło przecież o podładowanie telefonu, a nie transmisję sygnału z gramofonu na odległość dwustu metrów. A jednak jeden przewód telefon ładował, a drugi - nie. Co ciekawe, ten drugi nie był zepsuty, bo w warunkach domowych (podłączony do ładowarki lub komputera) działał. Mamy nadzieję, że wyjaśniliśmy już wszelkie wątpliwości, choć ciężko nam zrozumieć dlaczego skoncentrował się Pan akurat na tym fragmencie testu.

    @Piotr - To bardzo ciekawe doświadczenie, ale też należałoby sobie zadać pytanie co rozumiemy przez "najlepszy". Z kablami zasilającymi często jest tak, że dostajemy coś kosztem czegoś. Opisaliśmy to zresztą w artykule. Ba... Wielokrotnie zetknęliśmy się z sytuacją, w której ktoś specjalnie kupował tanie kable, które "zamulają" dźwięk, bo popełnił spory błąd podczas konfigurowania systemu i otrzymał zbyt jaskrawe, przesadnie wyostrzone brzmienie. Dlatego warto wypróbować również kable z bardzo wysokiej półki. Ot, chociażby po to, aby sprawdzić co się stanie i czy nasz sprzęt przypadkiem nie potrafi więcej niż sobie wyobrażamy. A swoją drogą, japońskie kable z 1990 roku? Toż to kablowy vintage:-)

    @Marcin - Dziękujemy za obszerny komentarz. Ma Pan niestety (niestety, bo szczerze życzylibyśmy sobie, żeby to wszystko było prostsze, i tańsze!) całkowitą rację. Widzieliśmy, a raczej słyszeliśmy już bardzo wiele zjawisk, które każą się nad pewnymi rzeczami zastanowić. Najciekawsze, najbardziej niewiarygodne historie mogliśmy poznać chociażby uczestnicząc w różnego rodzaju wystawach i pokazach. I nie mamy tu na myśli "właściwej" części takiego wydarzenia, która zwykle odbywa się z udziałem szerszej publiczności, ale etap przygotowań - rozstawiania, podłączania i dopieszczania systemu. Kable głośnikowe i sygnałowe? To już zupełnie normalny, pełnoprawny element systemu. Zasilanie? Właściwie też. Wystarczy odwiedzić kilka pokoi na Audio Video Show, aby przekonać się, że żadna szanująca się firma nie prezentuje swojego sprzętu bez konkretnej listwy lub kondycjonera, oczywiście z kompletem wysokiej klasy przewodów. Platformy, stoliki i nóżki antywibracyjne? Wystarczy spojrzeć jak podchodzi do tego Manfred Diestertich z Audio Physica. W sali, w której kolumny JBL-a grają z elektroniką Marka Levinsona kable Cardasa są zawsze ułożone na drewnianych podkładkach, unosząc się kilka centymetrów nad podłogą. Byliśmy świadkami, jak przed pierwszym polskim pokazem wzmacniacza Statement, Jason Gould z Naima przez kilka godzin "luzował" kable głośnikowe, cierpliwie zginając je i prostując kawałek po kawałku. Robiąc zdjęcia przed otwarciem Audio Video Show widzieliśmy, jak Nicolas Debard z Focala przestawia jeden z reklamowych bannerów dosłownie o kilka centymetrów, siadając w pierwszym rzędzie, zamykając oczy i słuchając czy brzmienie jest już idealne. To nie są ludzie, którzy nie wiedzą o co w tej zabawie chodzi. Wręcz przeciwnie. Mają ogromne doświadczenie, a być może nawet wiedzą coś, co tak duża firma bardzo skrupulatnie badała, a wynikami takich badań niekoniecznie chce się dzielić z całym światem (a już na pewno nie za darmo). Gdyby takie drobiazgi nie miały wpływu na dźwięk, nikt nie zawracałby sobie nimi głowy, a już na pewno nie na dużej imprezie, która trwa trzy dni, a każdy ze zwiedzających ma okazję posłuchać danego systemu może pięć minut, a może wcale. Ale jeżeli wiemy, że coś działa - stosujemy tę wiedzę do osiągnięcia takich czy innych korzyści (producent - do zaprezentowania swojego sprzętu z jak najlepszej strony, audiofil - wydobycia pełnego potencjału posiadanego już sprzętu). W powyższym teście nie chodziło o wypuszczenie dżina z butelki. Ot, nadrobiliśmy zaległości i opowiedzieliśmy pewną historię. Nie oznacza to jednak, że teraz tylko tak będziemy się bawić. Niebawem będzie test rewelacyjnego phono stage'a ze średniej półki, później prawdopodobnie niedrogie monitory, a następnie - gramofon za 3699 zł. I na pewno znajdą się również ludzie, dla których kupno tak "drogiego" gramofonu to rozrzutność i nonsens, bo w popularnym dyskoncie gramofon w walizce można kupić już za 159 zł.

    0
  • c0d3r

    @Marcin - Reduktor Szumu to nieuleczalny przypadek. Ma bardzo dużą wiedzę, ale tylko z jednego obszaru. Na elektronice zna się świetnie, ale do słuchania nie doszedł. Znam podobnego fachowca. Grzebie się w vintage'owych wzmacniaczach i odtwarzaczach. O "kondziołkach" potrafi gadać godzinami. Kondziołki i kondziołki. Ten taki, a tamten taki. A jak nie kondziołki, to op-ampy. Kondziołki i op-ampy. Ale zupełnie nie interesuje go to, co jest na zewnątrz obudowy. Nawet ustroje akustyczne. To nieważne. Potrafi siedzieć przy stole z lutownicą dwie godziny, a potem posłuchać dwie minuty i to jest dla niego zrobione. Niektórych elektroników interesuje sama elektronika, a nie to, do czego służy...

    1
  • Permaloj

    Redakcjo Szanowna, zamiast się tak rozpisywać, warto było ten Star Dust magnesikiem popróbować. Czy może Enerr zabronił?

    0
  • stereolife

    @Permaloj - Czy może Pan rozwinąć swoją wypowiedź? Co dokładnie mielibyśmy tym magnesikiem popróbować?

    0
  • Permaloj

    Otóż stwierdzić, czy ów proszek tajemniczy nie stanowi rdzenia ferromagnetycznego, a zatem części filtru typu "common mode" tak utworzonego na kablu. Jak wiadomo filtry często się przydają w walce z zakłóceniami. Magnesy z natury ciągną do rdzeni:-)

    0
  • stereolife

    @Permaloj - Nie wydaje się, aby taki był cel producenta. Tego typu rozwiązanie prędzej znajdziemy w kablach Cardasa (na przykład w testowanym niedawno modelu Clear Beyond Power XL). Co do proszku, po przyłożeniu magnesu do kabla nic się nie dzieje, ale może sprawdzimy jeszcze raz z mocniejszym magnesem, kiedy będziemy rozkręcali jakieś kolumny. Samego "gwiezdnego pyłu" do ręki nie dostaliśmy - w teście wykorzystaliśmy zdjęcia udostępnione przez producenta, natomiast w kablach wszystko jest zamknięte i "na ucho" umieszczone w stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Naszym zdaniem nie jest to najważniejszy element tych przewodów, ale nie mieliśmy też okazji słuchać wersji z proszkiem i bez proszku (swoją drogą, mogłoby to być bardzo ciekawe doświadczenie).

    0
  • Geralt

    @Marcin - Jak tam ślepe testy z kablami? Rozumiem, że niepotrzebne? Naprawdę czy to tak trudno zrozumieć, że słuch ludzki jest ułomny?

    1
  • Andrzej (inny)

    Pomijając aluminiowe druty w ścianach, nawet mając tam miedziane, podłączamy kabel za tyle kasy i nagle dostajemy cuda bo jest w nich technologia która je tworzy z niczego. Kupcie ładne wtyczki, plecionkę i druty w markecie, wyjdzie na to samo.

    1
  • Andrzej

    Każdy, kto wyda tyle kasy na kawałek drutu na 230 V, powinien iść do psychiatry.

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Z muzyką i sprzętem grającym jestem związany od zawsze, a wszystko za sprawą prowadzonego przez mojego ojca sklepu z płytami i komponentami stereo. Przez nasz dom przewinęły się setki wzmacniaczy, magnetofonów, odtwarzaczy CD, gramofonów, tunerów, kolumn głośnikowych, albumów, koncertów i boxów płytowych z najróżniejszych epok. Każdego dnia obcowałem z rozmaitym...

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Sade - Zmysłowa królowa elegancji

Wyobraźcie sobie, że siedzicie w przyciemnionym klubie jazzowym w latach czterdziestych XX wieku. Mężczyźni noszą eleganckie, dopasowane garnitury, we włosach mają brylantynę, a w dłoniach dzierżą cygara lub papierosy. Kobiety ubrane są w wytworne suknie, ich fryzury i makijaże powalają, a niektóre z nich palą papierosy w lufkach. Dym unosi...

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

Led Zeppelin - Gdy światem rządzili tytani

No i jak tu - w kilku akapitach - opisać zespół takiego kalibru jak Led Zeppelin? Grupa, która dosłownie wstrząsnęła światem muzycznym niczym ciężkie kroki tytana z mitologii greckiej i uwiodła serca milionów słuchaczy jak nimfa leśna uwodzi maluczkich w dawnych klechdach. Pioruny perkusyjnych uderzeń sprowadzane na ten świat przez...

TIDAL rozstaje się z MQA i 360 Reality Audio. Jedni: "O, nie, moja muzyka zniknie!". Drudzy: "No i dobrze, koniec z tym oszustwem!"

TIDAL rozstaje się z MQA i 360 Reality Audio. Jedni:…

Wreszcie stało się to, co zdaniem wielu audiofilów stać się musiało, a może nawet nastąpiło to odrobinę za późno. Serwis strumieniowy TIDAL poinformował swoich użytkowników o "nadchodzących zmianach w formatach audio", a treść zamieszczonego na stronie serwisu komunikatu jest w gruncie rzeczy bardzo prosta - TIDAL "wychodzi" z formatów MQA...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Indiana Line Diva 3

Indiana Line Diva 3

Na początku sierpnia opublikowaliśmy test kolumn Indiana Line Diva 5. Sympatyczne, ładne, porządnie wykonane, oferujące zaskakująco dobry dźwięk i rozsądnie wycenione podłogówki zrobiły na mnie znakomite wrażenie. Wydawało mi się,...

Bluesound Node Nano

Bluesound Node Nano

Co jakiś czas jak bumerang wraca dyskusja o tym, że muzyka na fizycznych nośnikach umiera, że kasety, płyty kompaktowe i winyle to przeżytek i za chwilę nie będzie ich na...

Reson LBK

Reson LBK

Jeżeli uważacie, że testy audiofilskich akcesoriów powstają tylko dlatego, że producentom i dystrybutorom zależy na dobrych ocenach, nagrodach i agresywnym promowaniu takich wyrobów, powinniście poznać kulisy mojego spotkania z kablem...

Komentarze

stereolife
@Przemyslaw - Niekoniecznie. Impreza rządzi się swoimi prawami i wystawcy nie zawsze są skłonni organizować takie odsłuchy, bo kogoś akurat interesuje porównani...
Przemyslaw
Dziękuję za informację. Jeśli będę potrzebował pomocy, oczywiście napiszę. Jak wiemy, wkrótce odbywać będzie się kolejna wystawa Audio Video Show w Warszawie i ...
stereolife
@Przemyslaw - Gdybyśmy testowali Altaira G2.2, na pewno pokusilibyśmy się o takie porównanie, ale został on wprowadzony na rynek po publikacji niniejszego testu...
Przemyslaw
Proszę uprzejmie o poradę, czy i jak na tle Vegi G2.2 ma się Altair G2.2, bo nie wiem, czy on również ma doskonałą jakość dźwięku przy jednak dość sporej różnic...
Wojtek
Dwa cienkie przewody... równolegle, czyli kondensator.

Płyty

Blood Incantation - Absolute Elsewhere

Blood Incantation - Absolute Elsewhere

Nazwa tego zespołu przewija się w moim muzycznym życiu praktycznie od premiery "Starspawn", która miała miejsce osiem lat temu. Zwrotem...

Newsy

Tech Corner

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby czasu

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby…

Przez wieki jedynym sposobem na delektowanie się muzyką było udanie się osobiście na koncert, recital lub jakiś mniejszy występ. Oczywiście zwykłemu zjadaczowi chleba nie dane było usłyszeć niczego oprócz karczemnych zespołów biesiadnych. Na takie ekscesy jak pełnoprawny koncert w operze, teatrze lub sali koncertowej pozwolić sobie mogli jedynie najbardziej zamożni,...

Nowości ze świata

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

  • Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...

Prezentacje

W sto lat od mono do multiroomu - Denon

W sto lat od mono do multiroomu - Denon

O historii sprzętu audio można się wiele nauczyć przeglądając dzieje firm, które tworzą go od wielu, wielu lat. Korzeni większości wynalazków stanowiących swoiste kamienie milowe w rozwoju technologii nagrywania i odtwarzania dźwięku należy oczywiście szukać w Europie i USA, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że życie dzisiejszych audiofilów nie...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Tomasz Karasiński - StereoLife

Tomasz Karasiński - StereoLife

Chcąc poznać ludzi zajmujących się sprzętem audio, związanych z tą branżą zawodowo, natkniemy się na wywiady z konstruktorami, przedsiębiorcami, sprzedawcami,...

Popularne artykuły

Vintage

Onkyo Grand Integra M-510

Onkyo Grand Integra M-510

Pewnego dnia przeglądając dział sprzętu audio na popularnym portalu aukcyjnym, natknąłem się na tę końcówkę mocy i zakochałem się w...

Słownik

Poprzedni Następny

Ramię gramofonowe

Element gramofonu, do którego końca przymocowana jest wkładka gramofonowa - przetwornik dokonujący faktycznego odczytu i przetwarzający ruch igły na sygnał elektryczny. Zadaniem ramienia jest właściwe naprowadzenie wkładki na płytę, zapewnienie...

Cytaty

FrankZappa.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.