Fear Factory - Aggression Continuum
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Jeśli spojrzymy na dyskografię Fear Factory, szybko zauważymy, że "Genexus" i "Aggression Continuum" dzieli najdłuższa, sześcioletnia przerwa wydawnicza. W tym czasie w zespole pojawiło się wyjątkowo dużo złej krwi, czego efektem było odejście Burtona C. Bella jeszcze przed premierą albumu. Zanim "Aggression Continuum" ujrzał światło dzienne, działy się jeszcze tak dziwne rzeczy jak zbiórka pieniędzy na ponowne nagranie albumu, który według wokalisty Fear Factory był gotowy wraz z okładką niespełna cztery lata temu. Zebranie kwoty 25000 dolarów miało pozwolić gitarzyście Dino Cazaresowi na opłacenie prawnika i kosztów sądowych w sprawie o prawo do nazwy zespołu. Cazares natomiast zbiórkę tłumaczył tym, że w 2017 roku płyta może i była gotowa, ale w oparciu o automaty perkusyjne, które trzy lata później gitarzysta postanowił zastąpić prawdziwymi bębnami, na których zagrał muzyk sesyjny, Mike Heller. Po ich zarejestrowaniu Dino uznał, że warto byłoby od nowa nagrać partie gitar i basu. Stąd prośba o pieniądze, ponieważ tych nie chciała już dać wytwórnia. Istny cyrk na kółkach, który nie napawał fanów optymizmem.
Na szczęście jakiekolwiek wątpliwości można było odłożyć na bok w momencie pojawienia się pierwszej zapowiedzi - "Disruptor". Tak świeżo, soczyście, potężnie i dobrze zespół nie brzmiał od czasów "Mechanize". Utwór wgniata w fotel, przytłacza ciężarem i agresją. Dodatkowo ma świetne złamanie w połowie czasu trwania. Nakręcone opisanym powyżej zamieszaniem obawy zostały szybko zastąpione wysokimi oczekiwaniami co do reszty zawartości krążka. Na miesiąc przed jego premierą ukazała się druga zapowiedź - "Fuel Injected Suicide Machine", która jest zdecydowanie mniej agresywna, ale również wpada w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Pojawia się tu jeszcze jeden element, na który zwróciłem uwagę dopiero przy okazji trzeciego premierowego utworu, czyli "Recode". Po krótkim wprowadzeniu do historii opowiedzianej na krążku i gitarowym intro pojawiają się tutaj elektroniczne elementy symfoniczne. Gdy skupimy się tylko i wyłącznie na nich, brzmią one wyjątkowo sztucznie i tandetnie, jednak w konwencji całego utworu jakość tej elektronicznej orkiestry schodzi na dalszy plan i nie przeszkadza, nawet mimo tego, że na "Aggression Continuum" pojawiają się wielokrotnie.
Zdecydowanie bardziej od zapędów symfonicznych przeszkadza "Collapse", będący najbardziej wymuszonym i nudnym utworem Fear Factory nagranym na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Momentami brzmi to jak wyjątkowo nieudana próba naśladowania Szwedów z Meshuggah. Jeśli chodzi o jawne i oczywiste bolączki nowego albumu, to by było na tyle. Mimo perturbacji i zgrzytów towarzyszących tworzeniu tego materiału, ekipie Fear Factory udało się nagrać album najlepszy od czasów "Mechanize" - ciężki, przykuwający uwagę i - nie licząc wpadki z "Collapse" i delikatniejszego "Monolith" - wyjątkowo równy. Pozostałe osiem utworów można śmiało uznać za "samo gęste". Warto tu zwrócić uwagę na zamknięcie albumu w postaci "End Of Line", który - w przeciwieństwie do kawałków zamykających kilka poprzednich wydawnictw, gdzie zespół pokazywał słuchaczom swoją bardziej eksperymentalną odsłonę - jest pełnoprawnym utworem, doskonale pasującym do reszty.
Nie wiadomo, jak po odejściu Burtona C. Bella potoczą się losy Fear Factory. Jedno jest jednak pewne - po nagraniu takiego albumu jak "Aggression Continuum" chciałoby się, aby muzycy pogodzili się i kontynuowali industrialną przygodę trwającą ponad trzydzieści lat. Bez nich ten gatunek z pewnością byłby zdecydowanie uboższy.
Artysta: Fear Factory
Tytuł: Aggression Continuum
Wytwórnia: Nuclear Blast
Rok wydania: 2021
Gatunek: Industrial Metal
Czas trwania: 48:38
Ocena muzyki
Ocena wydania
-
obsolete
Zespół jest ikoną gatunku. Słucham ich od 20 lat. Mam nadzieję, że się dogadają, żeby nie było takich akcji jak przy tym albumie. Niech grają i tworzą muzykę za którą ich kochamy.
1 Lubię
Komentarze (1)