Lorde - Melodrama
- Kategoria: Pop
- Jędrzej Dobosz
Młodość musi się wyszumieć. Temu dość oklepanemu wyrażeniu zdaje się hołdować na swojej drugiej płycie Ella Marija Lani Yelich O'Connor, lepiej znana jako Lorde. W otwierającym krążek "Melodrama" kawałku "Green Light", Nowozelandka daje upust młodocianej burzy emocji, gdy pełna żalu i złości śpiewa o rozstaniu z niegodnym zaufania chłopakiem w takt najbardziej przebojowej piosenki, jaką zdarzyło jej się napisać. Świetna partia fortepianu zapowiada przebojowy refren, w którym wybuchowy chór wprowadza wzniosłą atmosferę dając podmiotowi lirycznemu nadzieję na lepszą przyszłość, dzięki czemu gorzki tekst zwrotek nie zanurza piosenki całkowicie w rzewnej melancholii. Bo czyż takie bolesne rozstanie to nie tylko jedno z wielu wydarzeń w burzliwej codzienności relacji międzyludzkich? Ludzie łączą się w pary i się rozstają, radują się i smucą, imprezują i odpoczywają, a życie toczy się dalej. A jak jest się młodym, to tym przyziemnym przeżyciom towarzyszą żywiołowy hałas, chwytliwa melodia i nadzorujący wszystko donośny chór. Młodzi przechodzą przez te same przeżycia, co starsi, tylko z racji młodości robią to szumniej.
Choć "Melodrama" może być niemałym zaskoczeniem dla słuchaczy wciąż zasłuchanych w debiutanckim albumie Lorde, nikogo nie powinna zaskoczyć zmiana, która tu zaszła. Biorąc pod uwagę rozgłos, który jej towarzyszył, i impet, z którym dzięki niej Lorde uderzyła w rynek muzyczny, "Pure Heroine" była płytą dość nietypowo stonowaną i ostrożną jak na tak wielki hit. Oszczędne aranżacje oparte na elektronicznych bitach, niezłych melodiach i nieco wycofanym wokalu Lorde, stały w opozycji do krzykliwych przebojów innych gwiazdek pop, z którymi przyszło konkurować 17-latce kiedy singiel "Royals" został wielką sensacją sezonu. Od tego czasu minęły jednak długie cztery lata, a Lorde w tym czasie nie tylko podszkoliła warsztat piosenko pisarski i rozkręciła swoją karierę, ale również, co może i oczywiste, ale i najważniejsze, stała się pełnoletnia. Jak sama podkreśla w wywiadach, osiągnięcie pełnoletniości i wzięcie na siebie odpowiedzialności za podejmowanie kluczowych decyzji znacznie zmieniło jej perspektywę na życie. Pełniejsza dojrzałość życiowa artystki przełożyła się na jej muzykę, dzięki czemu "Melodrama" jest krążkiem ambitniejszym, donośniejszym, mądrzejszym i zwyczajnie ciekawszym niż "Pure Heroine". Ponadto, dzięki dodatkowym czterem latom imprez i emocjonalnych rozterek, mamy tu też do czynienia z longplejem jeszcze bardziej osobistym i przekonującym niż poprzednio. Bo skoro artysta przeszedł poważne zmiany w życiu, to dlaczego jego dzieła nie miałyby tych zmian odzwierciedlać?
Wzniosłość i uczuciowe katharsis "Green Light" to nie jedyny tak dramatycznie ekshibicjonistyczny moment na płycie, choć podobnie hałaśliwych numerów nie ma tu wiele (na szczęście dla słuchacza, który mógł się obawiać, iż autorka "Tennis Court" zagubiła się na dyskotece). Automatycznie zachęcający nóżkę do tupania "Supercut" napędza zabójczo chwytliwy rytm, w który zgrabnie wpasowuje się pozornie wybrakowany refren. Zamykający płytę "Perfect Places" przywraca potężny chór w przebojowym refrenie, serwując najbardziej radiową piosenkę w zestawie. Pomiędzy tymi utworami, kawałki na "Melodrama" są raczej stonowane, lecz bardziej zróżnicowane niż na "Pure Heroine". Choć Lorde nie ucieka od klimatów zawieszonych pomiędzy alternatywnym popem i przystępnym quasi trip-hopem, udoskonalając formułę aranżacyjną zaserwowaną na swoim pierwszym albumie, to jednak znacznie odświeża swoje brzmienie, dzięki czemu nawet podobne do materiału sprzed czterech lat piosenki oddychają świeżym powietrzem. Świetnym rozwiązaniem okazało się pochylenie się w stronę ballad. Chwytający za serce "Liability" zaśpiewany do akompaniamentu fortepianu to najładniejszy utwór w karierze 21-latki, zaś nieco teatralny "Writer In the Dark" zaskakująco udanie uderza w nuty z okolic Kate Bush. Produkcja "Melodrama" stoi poziom wyżej niż na "Pure Heroine", brzmienie jest ładniejsze i czystsze, a piosenki dojrzalsze, zaś sama Lorde wyraźnie rozwinęła się jako wokalistka - nabrała pewności siebie, zgrabnie żongluje śpiewem, melorecytacją i pseudo-rapem, a przede wszystkim potrafi przekazać emocje samym głosem. Zarówno w utworach donośnych, jak i tych spokojnych, brzmi dojrzale i przekonująco, nawet jeśli można by jej wytknąć, że daleko jej do najbardziej utalentowanych śpiewaczek swojego pokolenia.
Wspomniałem, że przemiana muzyki Lorde nie powinna nikogo dziwić pomimo momentami dość dużych różnic brzmieniowych między dwiema płytami wokalistki, ponieważ tak właśnie wyobrażam sobie rozwój twórczy młodego artysty - sprzężony z rzeczywistym rozwojem osobistym, odzwierciedlający prawdziwe przeżycia i faktycznie reprezentujący pokolenie, do którego twórczość rzeczonego artysty odwołuje się. Na tle innych gwiazdek pop młodego pokolenia, Lorde nie tylko odznacza się zdrową normalnością i stałym kontaktem z prawdziwym życiem, ale też sprawia wrażenie artystki świadomej muzycznej ścieżki, którą podąża. David Bowie swego czasu nazwał Lorde "przyszłością muzyki", i mądrze rozwijająca się kariera Nowozelandki potwierdza, że przed dziewczyną stoi świetlana przyszłość. Kto ma ochotę na czterdzieści minut przejmującej emocjonalnej burzy w przystępnych, melodyjnych rytmach, niech prędko łapie "Melodrama", bo lepszego młodzieżowego popu w tym roku nie usłyszymy.
Artysta: Lorde
Tytuł: Melodrama
Wytwórnia: Universal Music
Rok wydania: 2017
Gatunek: Pop
Czas trwania: 40:58
Ocena muzyki
Komentarze