Riverside - ID.Entity
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
W ubiegłym roku minęło sporo czasu, zanim pojawił się jakiś album, na który naprawdę czekałem. W bieżącym sytuacja jest zgoła odmienna, ponieważ wystarczyły niespełna trzy tygodnie, by pojawiła się płyta, która nie dość, że była wyczekiwana przez wielu, to jeszcze narobiła sporo zamieszania już przed premierą. Żeby było ciekawiej, owo zamieszanie było spowodowane skrajnymi emocjami, jakie wywołały zapowiedzi "ID.Entity", a właściwie jedna z nich. Ale zacznijmy od początku. Wydany w 2018 roku "Wasteland", mimo że ostrzejszy niż "Shrine of New Generation Slaves" czy "Love, Fear and The Time Machine", wciąż podtrzymywał melancholijną konwencję poprzedników. "ID.Entity"- najnowszy, ósmy album Riverside to zaś powrót w rejony znane z pierwszej dekady bieżącego stulecia.
"Zanim zabraliśmy się za wymyślanie nowej płyty zadałem sobie kilka pytań. Trochę osobistych, trochę na temat obecnego świata, ale przede wszystkim na temat zespołu." - mówi lider Riverside, Mariusz Duda. Owe przemyślenia najwyraźniej były bardzo głębokie, ponieważ zdaniem niektórych słuchaczy najnowszy album jest dla Riverside początkiem nowej muzycznej drogi. Słychać na nim, że zespół całkowicie już odbudował się po stracie tragicznie zmarłego przyjaciela (gitarzysta Piotr Grudziński zmarł w 2016), przeszedł żałobę i rozpoczął nowy rozdział w swojej karierze, a charakterystyczny riversidowy rockowo-metalowy misz-masz, do którego zespół zdążył przyzwyczaić swoich fanów, występuje tu w odświeżonej i niezwykle dynamicznej formule.
"ID.Entity" to nowe otwarcie jeszcze z kilku powodów. To pierwszy album nagrany w nowym składzie, z gitarzystą Maciejem Mellerem, będącym od 2020 roku oficjalnym członkiem Riverside. Meller wpasowuje się w stylistyczne ramy zespołu, podkreślając zarówno charakterystyczne "riversajdowe zagrywki", jak i dodając swój własny charakter gry na instrumencie. To również pierwszy album w karierze zespołu, za szatę graficzną którego nie odpowiada już Travis Smith, a polski artysta Jarek Kubicki, który idealnie odnalazł się w wizualnej odsłonie prezentowanej do tej pory przez zespół. Materiał nagrywany i miksowany był tym razem w dwóch studiach nagraniowych - W The Boogie Town Studio w Otwocku pod okiem Pawła Marciniaka oraz w warszawskim Studiu Serakos pod okiem Magdy i Roberta Srzednickich. Masteringiem zajął się współpracujący z zespołem przy nagraniach koncertowych Robert Szydło. Produkcją zajął się tym razem sam Duda.
Pierwsza zapowiedź - "I'm Done With You" - spotkała się z raczej ciepłym przyjęciem. I nic dziwnego, bo to bardzo solidny utwór, który wpada w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Przebojowość jest tutaj podlana dawką ciężaru jakiej w Riverside nie słyszeliśmy od lat. "I'm Done With You" słucha się bardzo dobrze i ma się ochotę zapętlić go, zanim przejdziemy dalej. Podobne odczucia można mieć słuchając "Self-Aware". Tutaj również odnajdziemy sporo przebojowości, ale ciężar zastąpiono bujającym "flow". Nie ma co ukrywać - przy "Self-Aware" głowa sama chodzi w rytm muzyki, ale jednocześnie w zapala się pewna lampka, ponieważ do utworu cichaczem przemycono sporą dawkę muzyki dyskotekowej lat 80. Jednak w tej konwencji połączenie to sprawdza się bardzo dobrze.
Kij w mrowisko zespół wsadził za sprawą "Friend Or Foe?", który początkowo brzmi jak zagubiony przed laty utwór A-Ha. Z czasem pojawiają się tu elementy charakterystyczne dla warszawskiego zespołu, ale jednak pierwszy plan stanowi tutaj "rasowe" disco. I tu pojawia się pytanie, czy jesteśmy w stanie to zaakceptować. Po dyskusjach na muzycznych forach można wnioskować, że wielu osobom się to nie udało, jednak gdy odstawimy na bok uprzedzenia, okaże się, że "Friend Or Foe?" to utwór bardzo udany i niesamowicie chwytliwy. Chociaż przyznam szczerze, że chętnie posłuchałbym go na żywo bez wszelkich "disco-udziwnień".
Gdy spojrzymy na ostateczny spis utworów wersji podstawowej albumu, okaże się, że przed premierą zespół zaprezentował słuchaczom prawie połowę nowego materiału. "ID.Entity" przynosi 7 nowych kompozycji trwających łącznie lekko ponad 53 minuty. "Landmine Blast" przenosi słuchacza w okolice trylogii "Reality Dream". Z kolei elektroniczny początek "Big Tech Brother" to rzecz ocierająca się wręcz o klimaty Apollo 440. Zespół wraca do klimatów "macierzystych" dopiero w okolicach drugiej minuty i tutaj zaczyna robić się naprawdę ciekawie, wielowymiarowo. Wszystko to sprawia, że utwór ten jest jednym z najmocniejszych punktów wydawnictwa.
"Post-Truth" wydaje się być ukłonem z stronę "ADHD", zaś "The Place Where I Belond" to swego rodzaju przekrój przez całą dyskografię grupy zlepiony z elementami prezentowanymi przez Lunatic Soul. Wszystko to zostało zamknięte w ponad 13 minutach. Co ciekawe, tego czasu praktycznie wcale nie czuć. Podobnie jak całych pięćdziesięciu trzech minut spędzonych z "ID.Entity".
Nie będę ukrywał, że bliżej mi do początków twórczości Riverside niż ostatnich wydawnictw, ale słuchanie "ID.Entity" sprawiło mi dużą frajdę. Chyba największą od kilku krążków. Mimo wprowadzenia kilku nowych elementów i udziwnień jest to nadal zespół, który fani lubią i doceniają, a malkontenci mają pole do popisu. W tej materii "ID.Entity" raczej nie zrobi większego przemeblowania. Aż chciałoby się napisać, że nowy album jest jednym z najciekawszych wydanych w tym roku, ale mamy dopiero styczeń, zatem raczej nie wypada. Pewne jest to, że Riverside zagości z nowym krążkiem w wielu podsumowaniach 2023 roku.
Artysta: Riverside
Tytuł: ID.Entity
Wytwórnia: Mystic
Rok wydania: 2023
Gatunek: Rock, Rock Progresywny
Czas trwania: 53:11
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze