The Horrors - V
- Kategoria: Alternatywa
- Jędrzej Dobosz
Legendarny Piotr Kaczkowski przyznał kiedyś w wywiadzie z nie mniej wielkim Stormem Thorgersonem, że zdarzyło mu się kupić płytę ze względu na intrygującą okładkę, choć nie znał jej zawartości muzycznej. Doskonale rozumiem pana Piotra, bo sam uważam okładkę za integralną część wydawnictwa płytowego. Zawsze zanim odpalę album, analizuję ją, aby spróbować wstępnie nastroić się do tego, co dany materiał może dostarczyć brzmieniowo. Dlatego właśnie nowa płyta The Horrors dała mi dużo radości jeszcze zanim jej wysłuchałem. Jedno spojrzenie na niepokojącą okładkę autorstwa oryginalnego artysty Erika Fergusona i można się domyślić, że czeka nas solidna porcja muzyki bezkompromisowej i nie przymilającej się do losowego słuchacza, zdecydowanie charakterystycznej i surowej, ale starannie napisanej oraz pełnej smaczków, trudnej do zaszufladkowania.
Otwierający "Hologram" atakuje słuchacza ścianą hałasu, którą skrzętnie budują retro syntezator, bulgoczący bas, surowa gitara i przesterowany, pozbawiony emocji głos wokalisty beznamiętnie przekonującego słuchacza, aby porzucił nasz "zwyczajny" świat i wyruszył z nim w podróż przez holograficzne wymiary i fantastyczne świetlne wizje. Rozpoczęcie "V" to swoiste kredo The Horrors, którzy dystansują się od brzmieniowego kategoryzowania i wrzucając do miski elementy post-punkowej nowej fali, brudnego shoegaze'u, syntezatorowego popu lat osiemdziesiątych, około-gotyckiej mrocznej estetyki i stylowych odjazdów elektronicznych, tworzą swoje charakterystyczne brzmienie będące wynikiem zgrabnie złączonych składników.
Anglicy na swojej piątej płycie obiecują zabawę z muzyką rozrywkową dla lubiących naginanie konwencji i odwagę producencką, i śmiało ją dostarczają. Po kosmicznym "Hologram", słuchacza atakują zaskakująco melodyjny i klasycznie brzmiący "Press Enter to Exit", ciężko stąpający industrialny "Machine" (potężny refren!) i niepokojąca mroczna ballada "Ghost" w stylu Editors. Jest brudno i ciemno, lecz całkiem stylowo. Reszta materiału utrzymuje frapujący nastrój muzyki mrocznej, ale melodyjnej, po równi czerpiącej z surowizny industrialu, mroku gotyku oraz chwytliwości popu. Aż do zamykających zestaw przywodzącego na myśl Hurts i znów Editors "It's a Good Life" oraz bezwstydnie dyskotekowego "Something to Remember Me By", zespół udanie żongluje stylistyką piosenek, skrzętnie utrzymując kurs zgodnie z określoną wizją estetyczną.
Poprzednia płyta grupy, "Luminous" z 2014 roku, była jej najmniej ciekawym longplejem - materiałem pozbawionym odwagi i cierpiącym na ulotne kompozycje. "V" naprawia wszystko, co tam rozczarowywało, uwypuklając największe zalety zespołu i zachowując w nienagannym stanie specyficzną atmosferę jego muzyki. Z pewnością duża w tym zasługa gwiazdora konsolety Paula Epwortha, który odpowiada za produkcję "V". Kto zna The Horrors, tego uspokajam, że piąty krążek to ich najlepsza płyta od czasu fenomenalnego "Primary Colours" z 2009 roku. Dla słuchaczy po raz pierwszy stykających się z tym kolektywem, "V" może być dobrym punktem wstępu dla dalszego zapoznania się z twórczością kapeli. Podobnie jak okładka, piosenki w tym zestawie mogą przy pierwszym podejściu nie przypaść do gustu, ale z czasem ta niebanalna mieszanina rockowej bezkompromisowości, popowej przystępności i elektronicznego chłodu wrasta w słuchacza.
Artysta: The Horrors
Tytuł: V
Wytwórnia: Wolf Tone
Rok wydania: 2017
Gatunek: Post Punk, New Wave, Industrial Pop
Czas trwania: 54:30
Ocena muzyki
Komentarze