Sepultura - Machine Messiah
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Ilu fanów metalu tyle opinii na temat Sepultury. Praktycznie na każdym forum, pod każdym artykułem czy recenzją bez problemu znajdziemy wpisy o tym, że bez Maxa to już nie ten sam zespół, albo że Sepultura skończyła się na "Arise". Prawda jest taka, że zespół istnieje od 1984 roku, a Cavalera opuścił go w roku 1996 czyli po 12 latach. Nowy wokalista dołączył do grupy w 1998 roku, a więc chcąc nie chcąc jest w niej od prawie 20 lat. Zatem historia pisana z Greenem za mikrofonem jest już zdecydowanie dłuższa od tej napisanej z Maxem. A czy lepsza? To już kwestia gustu. Te prawie dwie dekady to momenty wzlotów i upadków, albumów dobrych ("Dante XXI") jak i tych mniej udanych ("Nation"). W tym czasie pojawiły się również rzeczy wzbudzające skrajne emocje - budzące zachwyt jednych i niezrozumiałe dla innych ("A-Lex"). Ważny jest sam fakt wzbudzania i obecności tych emocji. Gdy ich zabraknie, wszystko "siądzie" i będzie to sygnał do przejścia na muzyczną emeryturę.
W przypadku "Machine Messiah" prawdopodobnie skrajności nie będzie. Krążek można w zasadzie opisać jednym zdaniem - kolejny album nagrany z Greenem na wokalu. Ci, dla których Sepultura nie przestała istnieć w 1996 roku, sięgną po niego z przyjemnością i raczej się nie zawiodą. Grono radykałów może sobie natomiast ten album spokojnie odpuścić. Trzeba przyznać, że "Machine Messiah" wyróżnia się na półce i już na starcie ma szansę na podium w podsumowaniu rocznym w kategorii "najbrzydsza okładka". Obraz stworzony przez Camillę Della Rosę odpycha i zniechęca, ale jednocześnie intryguje. Dodatkowo przeglądając galerię można dojść do wniosku, że jest to jedno z "lżejszych" dzieł filipińskiej artystki.
Przed premierą albumu zespół opublikował dwa utwory - "I Am The Enemy" oraz "Phantom Self". Pierwszy z nich to niespełna 150-sekundowa petarda momentami aż ociekająca twórczością Slayera (opętańcze tempo, chaotyczne solówki), ale podaną w zdecydowanie bardziej ciężkostrawnym sosie. Kawałek porywa już przy pierwszym przesłuchaniu i sprawia, że chce się do niego wracać. Z kolei "Phantom Self" nie miał dobrego startu. Głównie z powodu udziwnionego wstępu. Dopiero kilkukrotne przesłuchanie pozwoliło na przełamanie i przekonanie się do utworu. Prezentuje on zdecydowanie inne oblicze, niż pierwsza zapowiedź krążka. Tu do czynienia mamy z Sepulturą wolniejszą, bardziej kombinowaną, nawet lekko progresywną. A co z resztą?
Pierwszy szok czeka na słuchacza już na otwarciu albumu. Utwór tytułowy dość znacznie odbiega od dotychczasowej twórczości i mniej więcej do połowy sprawia wrażenie jak gdyby ktoś pomylił ścieżki w czasie tłoczenia krążków. Dopiero w połowie - w momencie pojawienia się charakterystycznego wokalu Greena - bez wątpienia możemy stwierdzić, że to jednak Sepultura. "Machine Messiah" jest jeszcze bardziej rozbudowany i progresywny od "Phantom Self". Wymaga też jeszcze więcej czasu do przetrawienia. Kolejne dwa utwory to albumowe zapowiedzi. Czwarta na track liście "Alethea" jest muzycznym walcem miażdżącym wszystko na swej drodze. Tuż po niej czeka na słuchacza kolejna niespodzianka - instrumentalny "Iceberg Dances" będący hybrydą thrashu z progresją i cholera wie czym jeszcze. Brzmi to intrygująco. Podobnie jak najdłuższy na płycie bardzo rozbudowany "Sworn Oath". Po dość dużej dawce kombinowania miłą odmianą są zdecydowanie prostsze "Silent Violence" i drugi po "I Am The Enemy" pocisk w postaci "Vandals Nest", który jest idealną odskocznią od zamknięcia albumu w postaci "Cyber God". Utwór ten sprawia podobne wrażenie jak otwierający krążek "Machine Messiah" - jest bardzo specyficzny. W wersji deluxe dorzucono jeszcze dwa utwory, z których uwagę warto zwrócić na "Chosen Skin". Na "Ultraseven No Uta" spuśćmy zasłonę milczenia.
"Machine Messiah" nie jest z pewnością najjaśniejszym punktem w dyskografii Sepultury z epoki Greena. Wstydu też nie przynosi i bez wątpienia mieści się w górnej połowie zestawienia. Nie zmienia to faktu, że nie jest to album do końca równy. Ale ogólny wydźwięk jest pozytywny i co najważniejsze - większości krążka słucha się z przyjemnością. I niezależnie od tego co wypisują "znawcy" metalu, dobrze, że Sepultura istnieje i toczy swoją małą "wojenkę" z różnymi tworami stworzonymi przez Maxa. Jest to rozwiązanie korzystne dla fanów obu opcji.
Artysta: Sepultura
Tytuł: Machine Messiah
Wytwórnia: Nuclear Blast
Rok wydania: 2017
Gatunek: Thrash, Groove, Death Metal
Czas trwania: 46:05
Ocena muzyki
Komentarze