Carly Rae Jepsen - Emotion
- Kategoria: Pop
- Zuzanna Janicka
Ulubienica Justina Biebera - kanadyjska wokalistka Carly Rae Jepsen - swoje pięć minut ma już dawno za sobą. W 2012 roku pozamiatała singlem "Call Me Maybe", który w krótkim czasie stał się jednym z największych przebojów w historii muzyki. Niejako świadczy to o dzisiejszym społeczeństwie, które oczekuje głownie łatwych do zanucenia popowych hitów, i które nie przywiązuje się zbytnio do nazwisk, z łatwością i bez sentymentu wymieniając Carly na innych wykonawców. A może warto dać jej jeszcze jedną szansę?
Debiutancka płyta Jepsen, "Tug of War", przeszła bez echa. Nie był to materiał na bestseller, choć kombinowanie z pop rockowymi i folkowymi melodiami wychodziło wokalistce całkiem nieźle i zjadliwie. Wybuch szuflady z przesłodzonymi, ociekającymi lukrem i godnymi uczennicy gimnazjum piosenek nadszedł w 2012 roku. "Kiss" jest albumem, do którego (obiecałam to sobie) nigdy w życiu nie wrócę. Ubiegłoroczna, powrotna płyta Carly - zatytułowana nieco na wyrost "Emotion" - to kontynuacja romansu z popowym brzmieniem, ale tym w nieco lepszym wydaniu.
Kanadyjskiej wokalistce udało się nagrać kilka piosenek, które naprawdę zdobyły moje uznanie. I to od nich zacznę, zanim stwierdzicie, że nie chce Wam się marnować paru minut na muzykę Jepsen. Do gustu przypadła mi leciutka, podszyta delikatną elektroniką kompozycja "Gimme Love", która przypomina to, co Selena Gomez zaserwowała później na "Revival". Zachwyca sensualne, osadzone w stylistyce lat osiemdziesiątych "All That". Uwagę przykuwa porządnie wyprodukowane "Warm Blood", które jest popisem mięsistych elektronicznych bitów zerkających co chwilę w stronę połyskującego disco. Z reprezentantów bardziej popowych utworów wybieram dla siebie synthpopowe "I Really Like You", które zobrazowane zostało przyjaznym dla oka teledyskiem z gościnnym udziałem Toma Hanksa.
Pozostałe zawarte na "Emotion" kawałki to w zasadzie pop niezłej jakości. Kilka wpadających w ucho refrenów. Opowieści jakby podsłuchane na szkolnym korytarzu lub podejrzane w pamiętniku niejednej nastolatki. Otrzymujemy powoli rozkręcające się "Run Away With Me", które na czas refrenu zamienia się w piosenkę "do poskakania". Carly serwuje nam także "Emotion", utrzymane z początku w duchu "Call Me Maybe" a potem przechodzące w spokojniejsze rejony, zachęcające do potupania nóżką numery w stylu "Boy Problems", "Making the Most of the Night" i "LA Hallucinations" a nawet wzbogacone saksofonową solówką "Let's Get Lost".
W czasach, kiedy trudno o dobrą popową płytę, wydawnictwo Carly nieźle się broni. Można jednak powiedzieć, że wokalistka nieco się spóźniła, bo listy przebojów z podobnym brzmieniem już w 2014 roku zaczynała podbijać Taylor Swift. Jeśli jednak miałabym wybierać między "1989" a "Emotion", mój głos bez zbędnego rozmyślania wędruje do Jepsen. Mniej tu wydziwiania, a więcej naturalności i uśmiechu.
Przy okazji recenzowania "Kiss" narzekałam, że Carly Rae Jepsen nie brzmi na swój wiek. Pod koniec ubiegłego roku wkroczyła w kolejną dekadę swojego życia, jednak nadal należy do tej grupki osób, które w sklepie wciąż prosi się o dowód. Jej twórczość również poza nastoletni wiek nie wychodzi, choć rzadziej jest to pełen desperacji teen pop, a częściej pop z prawdziwego zdarzenia, który nadaje się do posłuchania, kiedy jestem nieco zmęczona ambitniejszą muzyką.
Artysta: Carly Rae Jepsen
Tytuł: Emotion
Wytwórnia: 604/School Boy/Interscope
Rok wydania: 2015
Gatunek: Pop
Czas trwania: 44:02
Ocena muzyki
Komentarze