Mark Knopfler - Tracker
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Mark Knopfler jak na dzisiejsze czasy i modę jest artystą co najmniej dziwnym, nieżyciowym. Nie odcina w łatwy sposób dire straitsowych kuponów, żerując na wypracowanej przez siebie legendzie. Robi natomiast coś zupełnie innego - w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku zupełnie odciął się od przeszłości czyli grania stadionowego rocka i zajął się tym, co naprawdę mu w duszy gra. Kto bogatemu zabroni? Człowiek, który sprzedał na świecie ponad 120 mln płyt może sobie na to pozwolić. Niemniej jednak Knopflerowi należy się nagroda za wytrwałość - od prawie 20 lat jego twórczość znacznie odbiega od dokonań kapeli macierzystej, co w żaden sposób nie odstrasza wiernego grona słuchaczy.
Praktycznie każde jego nowe wydawnictwo dociera w Polsce do TOP10 najlepiej sprzedających się albumów. I nie jesteśmy tu wyjątkiem, bo takich państw w samej Europie jest bardzo dużo. Nie inaczej będzie zapewne z ósmym solowym albumem w dorobku artysty. "Tracker" to kontynuacja ścieżki wytyczonej lata temu. Dire Straits nadal czuć tu w śladowych ilościach. Chyba najbardziej w "Beryl", który już kilka miesięcy temu zapowiadał nowe wydawnictwo. Reszta to już knopflerowe standardy czyli korzenny rock, folk i blues. Również w warstwie tekstowej nie ma większych zmian. Artysta nadal opowiada o wspomnieniach z dawnych lat (chociażby "Laughs And Jokes…", historiach z życia wziętych oraz codziennych sprawach i problemach otaczającego nas świata.
I to jest właśnie fenomenalne - wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę co przyniesie kolejny album Knopflera ale i tak jego premiera wywołuje szybsze bicie serca. Podobnie jest i tutaj - niby wszystko to już było, ale i tak nieziemsko kręci i fascynuje. No bo czy można nie dać się wkręcić w folkowe dźwięki świetnego "Laughs And Jokes And Drinks And Smokes"? Nie sposób przejść obojętnie obok pięknego, delikatnego śpiewu Kanadyjki Ruth Moody w aż pięciu utworach. Podobnie sprawa ma się z Nigelem Hitchcockiem i jego saksofonem w snujących się powoli "River Towns" i "Wherever I Go". Po drugiej stronie barykady stoi w miarę żywy "Broken Bones", w którym podczas koncertów będzie można świetnie kooperować z publicznością.
Dynamiczne momenty są tu jednak mniejszością. "Tracker" jest krążkiem o wiele bardziej stonowanym od swojego poprzednika i mniej zróżnicowanym. Dominuje tu spokój i delikatny, subtelny, wręcz intymny klimat. Opowieści Knopflera snują się niespiesznie niczym chmury zawarte w poligrafii tego wydawnictwa. Słuchacz natomiast leży na kocu gdzieś na polu z okładki i relaksując się słucha, co tam ciekawego Mark ma nam do przekazania. Może to trochę naiwne, ale ja to kupuję. Wiele osób zarzuca Knopflerowi wtórność i smęcenie od lat w ten sam sposób praktycznie o tym samym. Ja wiem jedno - wielu z nas kiedyś jeszcze będzie tęsknić za tym smęceneim. 15 utworów (w wersji Deluxe) zawartych na "Trackerze" będzie próbowało zapełnić lukę, która kiedyś nieuchronnie powstanie. I zapełni ją dobrze, bo nowy album Knopflera to kolejna bardzo mocna pozycja w jego dyskografii.
Artysta: Mark Knopfler
Tytuł: Tracker
Wytwórnia: Mercury
Rok wydania: 2015
Gatunek: Rock, Blues, Folk
Czas trwania: 74:50
Wydanie: Jewelcase
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
-
EmptyGlass
Jako wierny, wieloletni miłośnik muzyki wykonywanej przez Marka Knopflera oczywiście natychmiast zakupiłem w/w płytę nie oglądając się na recenzje w prasie czy internecie. Znowu się nie rozczarowałem, nuty jak zwykle u tego pana płyną raczej leniwie z głośników a style muzyczne to jak zwykle trochę bluesa, irlandzkie dźwięki i charakterystyczne brzmienie jego gitar. Polecam szczególnie na leniwe niedzielne poranki i jesienno-zimowe wieczory.
0 Lubię
Komentarze (1)