Prophets of Rage - Prophets of Rage
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Na przestrzeni lat mieliśmy do czynienia z wieloma supergrupami. Jedne z nich zapisały się w złotymi zgłoskami na kartach historii, innym szło zdecydowanie gorzej. O tym, do którego worka należałoby obecnie wrzucić Prophets of Rage może świadczyć fakt, iż wydaną w zeszłym roku EP-kę przesłuchałem raz, i to chyba nie do końca, zaś premierę nowego albumu prawie przegapiłem. W ogóle o niej nie wiedziałem. Jest to o tyle dziwne, że Rage Against The Machine uwielbiam, często wracam do czterech pierwszych płyt Cypress Hill a i Public Enemy kiedyś się słuchało. A właśnie z członków tych trzech ekip złożony jest zespół Prophets of Rage. Na papierze wygląda to co najmniej dobrze, jak nowa wersja Rage Against The Machine z innym wokalem. Problem w tym, że nowy twór wstyd stawiać obok jednego z najważniejszych zespołów lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Albumu słuchałem kilka razy, zazwyczaj podzielonego na dwie części ze względu na to, że przebrnięcie przez całość przy jednym podejściu było trudne. Jest to o tyle dziwne, że krążek jest krótki i kończy się jeszcze przed upływem czterdziestu minut. W czasie tych odsłuchów starałem się z całego serca odnaleźć w tym albumie to coś, za co pokochałem Rage Against The Machine i za co często wracam do Cypressów. Starałem się odszukać jakieś pozytywy. I w zasadzie jedynym niepodważalnym plusem jest ciekawy i wyraźny bas Tima Commerforda. To by było na tyle.
Nie ma tu żadnego utworu, który urywałby tyłek w taki sposób, w jaki robiła to większość materiału nagranego przez Rage Against The Machine. Nie ma tu żywiołowości, polotu, szaleństwa. Całość brzmi dla mnie rzemieślniczo, przy czym trzeba zaznaczyć, że jest to robota schrzaniona, bo nawet pod kątem brzmieniowym nie ma tu choćby cząstki energii, która towarzyszyła muzykom na "Evil Empire" czy debiucie. Rozumiem, od tego czasu minęło 25 lat i trochę się pozmieniało. Ale czy w takim razie nadal trzeba udawać młodego buntownika wkurzonego na cały świat?
Sprawą dyskusyjną pozostają również wokale B-Reala i Chucka D. Zack de la Rocha wnosił do Rage Against The Machine olbrzymią porcję żywiołu i stanowił jego bardzo ważną część, ze swoimi krzykami i wrzaskami, którymi czasami robił praktycznie cały klimat. Chuck D i B-Real po prostu są. Rozumiem, że to inna bajka ale jak dla mnie w ogóle się to nie klei. Drażni zwłaszcza obecność B-Reala, który w przeciwieństwie do Chucka D praktycznie od zawsze skupiał się raczej na czymś innym, niż tylko na buncie. Na krążku znajduje się utwór "Legalize Me", który dowodzi, że w tym temacie niewiele się zmieniło. Partie, w których się udziela przypominają drugą płytę z albumu "Skull & Bones" Cypressów.
Czas na trochę pozytywów, żeby nie było, że jest tragicznie. Całkiem przyjemny jest "Unfuck The World" i "Strength In Numbers". W kilku innych momentach Morello sygnalizuje, że nie zapomniał jak się gra na gitarze i częstuje słuchacza naprawdę fajnymi dźwiękami. Szkoda, że to wszystko ginie w poczuciu beznadziei, które ten album stwarza jako całość, bo siedem minut plus powycinane fragmenty z kilku utworów to zdecydowanie za mało jak na prawie czterdzieści minut muzyki. Muzyki, która nie pozostaje w głowie i do której w zasadzie nie chce się wracać. Chociaż w zasadzie mógłbym wrócił do Prophets of Rage w wersji instrumentalnej. Może w takim wariancie ocena byłaby wyższa? W obecnej konwencji jest to materiał do odsłuchania w formie ciekawostki i zapomnienia.
Artysta: Prophets of Rage
Tytuł: Prophets of Rage
Wytwórnia: Fantasy Records
Rok wydania: 2017
Gatunek: Rock, Rap Rock, Rap Metal
Czas trwania: 39:32
Ocena muzyki
Komentarze