Courtney Barnett & Kurt Vile - Lotta Sea Lice
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
"Lotta Sea Lice" jest jak kaloryfer w zimny jesienny dzień. Jest jak okno pogodowe w czasie kilkudniowego deszczowego niżu. Jest jak długo wyczekiwany piątek po godzinie szesnastej. Courtney Barnett i Kurt Vile nagrali album ciepły, szczery, pozytywny, rodzinny (niczym jeden z teledysków) ale niepozbawiony wad. I właśnie od nich zaczniemy. "Lotta Sea Lice" promowany był dwoma świetnymi utworami - "Over Everything" oraz "Continental Breakfast". I chyba popełniono tu błąd podobny do tego z filmowych zwiastunów, gdzie wszystkie najlepsze fragmenty umieszczono w kilkuminutowej zapowiedzi. Pierwszemu przesłuchaniu krążka towarzyszyło rozczarowanie i wyczekiwanie czegoś podobnego do powyższych utworów lub chociaż równie dobrego. Niestety tego tu nie odnajdziemy, ale równie dobre rzeczy odkrywamy dopiero z czasem.
Courtney i Kurt (skądś już znamy taką parę) nagrali album, który nie odbiega drastycznie od ich solowej twórczości. "Lotta Sea Lice" to połączenie folku, country i indie rocka. Mnie ten duet od razu skojarzył się z kooperacją Marka Knopflera z Emmylou Harris. Trzeba przyznać, że Barnett i Vile doskonale się uzupełniają - zarówno wokalnie, jak i muzycznie. Obraz tego dawały już albumowe zapowiedzi, które są idealnymi poprawiaczami humoru dla coraz bardziej szarej i chłodnej atmosfery. "Over Everything" i "Continental Breakfast" uderzają słuchacza pozytywną energią i wspomnianym wcześniej ciepłem. Oglądając teledysk do tego drugiego można odnieść wrażenie, że to nie światowe gwiazdy, tylko nasi kuzyni, sąsiedzi lub przyjaciele. Courtney i Kurt to ludzie, którzy w żaden sposób nie spinają się i są osobami do bólu normalnymi. Widać to właśnie po tym teledysku oraz filmikach ze wspólnych koncertów. Czuć to również w muzyce, która nie jest w żaden sposób wymuszona i robiona na siłę tylko płynąca prosto z serca artystów.
Podczas pierwszego przesłuchania, oprócz utworów zapowiadających, w ucho wpada świetny i chyba najbardziej bogaty muzycznie "Fear Is Like A Forest" z ciekawym tekstem. W moim przypadku przekonanie się do reszty wymagało trochę więcej czasu. Ale po kilku godzinach spędzonych z "Lotta Sea Lice" nie czuję już tylko klimatu trochę naiwnego "Let It Go". W przyjemną, senną atmosferę wprowadza słuchacza "On Script", który idealnie nadawałby się do leniuchowania na hamaku. W kreowaniu podobnego klimatu niewiele ustępuje mu "Untogether". Do albumowych zapowiedzi najbardziej zbliża się energiczny "Blue Cheese", w którym pojawia się harmonijka ustna. Ciekawie wypada minimalistyczny "Peepin' Tom", w którym usłyszymy praktycznie tylko gitarę. "Outta The Woodwork" po kosmetycznych poprawkach mógłby znaleźć się w dyskografii Marka Knopflera.
Courtney Barnett i Kurt Vile stworzyli jeden z ciekawszych duetów, jakie narodziły się w ostatnich latach. Ich potencjał jest ogromny co udowadnia już "Lotta Sea Lice", który za chwilę stanie się idealnym poprawiaczem nastroju w czasie długich, jesiennych wieczorów. Nie jest to album w żaden sposób odkrywczy, nowatorski czy przełomowy. Na szczęście nadrabia to z nawiązką szczerością, ciepłem i pozytywną energią, które przyciągają słuchacza jak magnes.
Artysta: Courtney Barnett & Kurt Vile
Tytuł: Lotta Sea Lice
Wytwórnia: Matador
Rok wydania: 2017
Gatunek: Rock, Folk, Country, Indie
Czas trwania: 44:33
Ocena muzyki
Komentarze