Lunatic Soul - Fractured
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Praktycznie od zawsze uznawałem Lunatic Soul za swego rodzaju nieślubne dziecko Mariusza Dudy, który w tym samym czasie jest w stałym i stabilnym związku z Riverside. Jednak w końcu trzeba było uświadomić sobie, iż Lunatic Soul to pełnoprawny projekt, a nie tylko odskocznia. Zbliżająca się premiera "Fractured" była do tego najlepszą okazją. Chociaż już wcześniej cztery wydane albumy i prawie dziesięć lat na scenie mogły dawać do myślenia. Między projektami, w których udział bierze Mariusz Duda, widać pewne analogie. Riverside z albumu na album coraz bardziej ewoluuje i eksploruje nowe gatunki. Z Lunatic Soul jest podobnie. Wszystko zaczęło się od progresywnego i art rocka z elementami ambientu. Później nieśmiało swoją obecność zaczęła zaznaczać elektronika, która odgrywała już istotną rolę na "Walking On A Flashlight Beam". "Fractured" kontynuuje drogę obraną na poprzedniej płycie, a nawet idzie o krok dalej, wplatając w nowe utwory elementy z rejonów trip hopu.
Album zaczyna się od dźwięków przywodzących na myśl nawet okolice The Chemical Brothers. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach pojawiają się elementy charakterystyczne dla twórczości Dudy oraz wokal. Jednak nadal jest elektronicznie, w klimacie Depeche Mode, gdzieniegdzie pojawiają się elementy budzące skojarzenia z muzyką, którą od lat serwuje nam Jean Michel Jarre. Pod natłokiem elektronicznych dźwięków ginie całkiem ciekawa gitara. W pewnym momencie wkracza fortepian, który kupił mnie już przy pierwszym przesłuchaniu. "Blood On The Tightrope", jak na lekko ponad siedem minut trwania, jest bardzo rozbudowany i niesamowicie intrygujący. Po pierwszym szoku przychodzi totalne zauroczenie.
Podobnie jest w przypadku najdłuższego na płycie "A Thousand Shards Of Heaven". Utwór zaczyna się wręcz balladowo, przechodząc po kilku minutach we fragment przypominający bardzo udany jam session ze świetną gitarą basową i saksofonem. Jest moc! Oba utwory są zdecydowanie najmocniejszymi punktami "Fractured". A co poza tym? Zaskakuje synth popowy "Anymore" oraz utwór tytułowy - w takich klimatach Lunatic Soul jeszcze się nie obracał. Do Riverside bardzo zbliża się "Crumbling Teeth And The Owl Eyes" z fragmentami smyczkowymi i elementami kojarzącymi się Porcupine Tree. Z kolei w "Battlefield" można odnaleźć ducha Depeche Mode. Ten pojawia się jeszcze w zamykającym krążek "Moving On" i wielu innych fragmentach tego intrygującego wydawnictwa. W przypadku "Fractured" warto zwrócić uwagę na świetną produkcję (genialnie wyeksponowany bas) i jak zwykle bardzo ładne wydanie.
Można nie akceptować drogi, którą kroczy Mariusz Duda zarówno w Lunatic Soul, jak i Riverside (sam wolę starsze wydawnictwa), ale trzeba przyznać, że artysta w każdej odsłonie utrzymuje naprawdę bardzo wysoki poziom. Słychać, że dobrze czuje się w tym, co robi, a robi to dobrze w przeciwieństwie do artysty, do którego bardzo często jest przyrównywany - Stevena Wilsona, który moim zdaniem w twórczości solowej strasznie błądzi. "Fractured" nie jest z pewnością najlepszym albumem Lunatic Soul ale, do pierwszej trójki bez dwóch zdań się łapie.
Artysta: Lunatic Soul
Tytuł: Fractured
Wytwórnia: Mystic
Rok wydania: 2017
Gatunek: Art Rock, Progressive Rock, Elektronika
Czas trwania: 55:32
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze