Deap Vally - Femejism
- Kategoria: Rock
- Jędrzej Dobosz
2013 był bardzo dobrym rokiem dla młodego kobiecego rocka. W przeciągu czterech miesięcy dostaliśmy płyty trzech kapel, które znakomicie zadebiutowały na rynku - Savages ze swoim intelektualnie odważnym post-punkiem, HAIM i ich niebanalnie przebojowy słoneczny pop-rock oraz nieujarzmione i najbardziej hałaśliwe z nich wszystkich Deap Vally. Teraz mamy okazję przekonać się, czy nieujarzmiona moc tego ostatniego kolektywu po kilku latach wciąż daje do pieca. Już pierwsze sekundy płyty udowadniają, że w obozie Amerykanek nie zaszły wielkie zmiany. "Royal Jelly" otwiera posępnie stąpający riff, a w refrenie wybucha donośnym jazgotem momentalnie podkręcającym volume w głośnikach. Nawet jeśli ta piosenka aż nazbyt przypomina "End of the World" (to z lenistwa, czy może świadomy recykling użytych wcześniej pomysłów, dziewczyny?), ciężko takiego mięsistego, surowego i uczciwie rockowego grania nie lubić - wszak po to młodzież chwyta za wiosła, by dawać czadu.
Ogień, który gitarzystka Lindsey Troy i perkusistka Julie Edwards rozpalają na starcie zestawu, nie gaśnie aż do jego finału. Duet z Los Angeles nie bawi się w subtelność i zdecydowanie daleko mu do ckliwego dziewczęcego muzykowania o miłości i złamanych sercach. "Femejism" to mocna dawka żywiołowego rocka w starym stylu, bez producenckich sztuczek, aranżacyjnych udziwnień i przesadnego intelektualizmu. Nawet stylistyka jest ta sama, co na "Sistrionix", wiążąca ciężar Black Sabbath, surowiznę The White Stripes i alternatywną przebojowość The Black Keys, choć tym razem dziewczyny postawiły na odrobinę większą "popowość" materiału.
"Femejism" jest więc idealnym krążkiem dla każdego, kto szuka konkretnego kopniaka adrenaliny spod znaku surowej gitary i piorunujących bębnów. Nie jest to jednak wymarzony materiał dla słuchacza, który lubi analizować muzykę doceniając oddzielnie każdy jej pojedynczy element. Deap Vally to grupa grająca nieskomplikowane piosenki, w których jest tylko jeden plan - pierwszy - a na nim hałas i zabawa. Panie nie są znakomitymi instrumentalistkami, wokale często sprowadzają się do zwyczajnego mówienia i wulgarnego wydzierania się, a garażowa produkcja tylko podkreśla proste środki, którymi duet osiąga swoje cele. W twórczości Deap Vally chodzi o to, by było radośnie, głośno i czystej krwi rockowo, wliczając brak wstydu za niedociągnięcia techniczne. Nawet przekaz "Femejism" jest dosadnie oczywisty - my, kobiety, umiemy dawać czadu i nie potrzebujemy faceta, by nas na siłę uszczęśliwiał i wyręczał w pracy. To jednak dość ogólna interpretacja, bo wszelkie próby głębszego podejścia do sprawy feminizmu i dokładniejszej analizy ideologii grupy na przykładzie Femejism zostają zdeptane pod butami jazgotliwego hałasu. Wygląda na to, że nieważne co konkretnie ma się do przekazania, póki robi się to krzycząc, a krzyk jest odpowiednio głośny.
"Femejism" to całkiem fajna płyta. Nieskomplikowana technicznie i emocjonalnie prostolinijna, ale odpowiednio hałaśliwa i konkretna oraz pełna zabawy estetyką hard rocka i rocka garażowego. Z czystą radością podkręcam głośność słuchając rubasznego "Two Seat Bike" i bezkompromisowego "Gonnawanna". Nie jestem tylko pewien, czy gdyby za kolejne trzy lata Deap Vally znów nagrały taki sam krążek, to wciąż bawiłbym się równie dobrze... No i o co chodzi z tą okładką? Dlaczego jest taka brzydka? Okładka "Sistrionix" była klimatycznie oldskulowa, a ta wygląda jak ekran końcowy windowsowego pasjansa...
Artysta: Deap Vally
Tytuł: Femejism
Wytwórnia: Nevado, Cooking Vinyl
Rok wydania: 2016
Gatunek: Rock Garażowy, Hard Rock
Czas trwania: 49:37
Ocena muzyki
Komentarze