Greta Van Fleet - Anthem Of The Peaceful Army
- Kategoria: Rock
- Paweł Kłodnicki
W końcu musiał przyjść taki moment, gdy nie pochwalę, a skrytykuję jakiś zespół retro-rockowy. Nie jest to jednak pierwsza lepsza grupa. Niewielu przedstawicieli tego nurtu zdobyło taką popularność i uwagę mediów jak bohater tej recenzji. Greta Van Fleet niemal dosłownie podzielił środowisko słuchaczy i krytyków na dwie grupy - tych, którzy nie mogą się opędzić od zachwytów nad zespołem i wskazują go jako zbawcę i renesans współczesnego rocka i tych, którzy ganią go za maksymalną wtórność, a wręcz zrzynanie z Led Zeppelin. Nie będę się silił na oryginalność, bo od początku byłem po drugiej ze stron tej barykady, według moich obserwacji nieco mniej licznej. Jednocześnie aż trudno mi zrozumieć, że jest tak wiele osób niedostrzegających tego powiązania. Greta Van Fleet to nie naśladowca, ani nawet epigon, a stuprocentowa kopia Led Zeppelin. Dobitnie uświadczyła mnie o tym już zeszłoroczna EP-ka "From The Fires", jednak nie mam zamiaru się nad nią rozwodzić, bo napisano o niej już wystarczająco dużo. Skupię się na pełnoprawnym debiucie zespołu, który był dla niego niepowtarzalną szansą na pokazanie choć zalążków własnego stylu. Nigdy tak gorliwie nie unikałem słuchania choćby fragmentów przedpremierowych singli, niezmiernie ciekawe, co muzycy zaoferują. Cóż, w zasadzie nie zaoferowali kompletnie nic.
Większość kawałków na "Anthem Of The Peaceful Army" brzmi jak zbiór odrzutów z "Physical Graffiti". Wskazuję ten album Led Zeppelin, bo właśnie z nim najsilniej kojarzy się twórczość Grety Van Fleet, zwłaszcza pod kątem brzmienia, melodyki czy sposobu riffowania. Ilekroć słyszę jakiś riff grany przez Jacoba Thomasa Kiszka, w głowie mam "The Rover", "Custard Pie" czy "In My Time Of Dying". Nie będę się bawił w doszukiwanie śladów poszczególnych kompozycji Led Zeppelin w utworach Grety, ale odnoszę wrażenie, że cała ich twórczość to podbieranie pomysłów Ołowianego Sterowca, przy starannym unikaniu przekraczania tzw. granicy czterech taktów. Nie pomaga fakt, który chyba przyniósł grupie największy rozgłos, czyli wokalista "Josh" Kiszka, dysponujący identyczną - nie podobną, nie kojarzącą się, ale identyczną - barwą głosu, co Robert Plant w czasach swojej młodości. To faktycznie prawdziwy ewenement, jednak co z tego, skoro "Josh" nawet nie próbuje wykorzystać go w jakkolwiek oryginalny sposób? Zamiast tego bezwstydnie naśladuje Planta pod każdym względem - sposobu śpiewania, operowania tonami, skłonności do piszczenia (najbardziej kuriozalne rzeczy wyczynia na koncertach, powtarzając jeden do jednego jego charakterystyczny sposób wicie się i poruszania po scenie). Jednocześnie słychać, że jednak nie ma do tego tak dużych predyspozycji i czasem załamuje mu się głos przy wymuszaniu z siebie dźwięków jak najbardziej podobnych do tych, które w latach siedemdziesiątych słyszeli fani Led Zeppelin.
Przypadkiem lub dla zmyłki na początek albumu trafił jeden z utworów mniej kojarzących się ze Sterowcem, "Age Of Man". Nie znaczy, to jednak, że Greta Van Fleet brzmi tu oryginalnie. Wciąż jest to po prostu zwykła grupa hard-rockowa, tyle że brzmiąca podobnie nie do Led Zeppelin, a zupełnie do niczego. Nie nadrabia tego melodią, która jest zwyczajnie nijaka, a dziwne, jakby smyczkowe wstawki w tle zostały chyba dodane omyłkowo, bo ani nie pasują do utworu, ani niczego do niego nie wnoszą. Nie ma się jednak co martwić, bo "The Cold Wind", "When The Curtain Falls" i "Wathing Over" wracają na "właściwe" tory, w każdej sekundzie skłaniając do wyłączenia tego albumu i posłuchania Led Zeppelin. Drugi z nich w małym stopniu rekompensuje to niesamowicie chwytliwym refrenem, a trzeci całkiem fajną melodią, ale to wciąż za mało. Nawet, gdy muzycy próbują coś zagrać "po swojemu", niezawodny "Josh" wciąż przypomina, że nie ma co liczyć na choćby namiastkę własnego stylu. To jednak nic przy "Lover, Leaver", momentami brzmiący jak jakiś nieudany pierwowzór "Whole Lotta Love", nie mówiąc już o niemal identycznym wrzasku w środku utworu.
Czy w przypadku ballad "Your'e The One" i "The New Day" jest inaczej? Absolutnie nie. Spokojnie mogłyby znaleźć się na "Led Zeppelin IV", choć szkodziłyby temu albumowi niemożebnie. Wprawdzie nie można tego powiedzieć o "Anthem", który w sumie jest całkiem przyjemną piosenką contry-rockową, idealną do ogniska. Ale nie wiem, czy album hard-rockowy to miejsce dla takich, bądź co bądź, generycznych utworów. Wciąż trudno się doszukać czegoś równoważącego te wszystkie wady, a już zwłaszcza w grze muzyków. Kurczowo trzymają się konwencji zrodzonej z kreatywnych improwizacji i idealnej interakcji Page'a, Jonesa i Bonhama, nie mając do tego żadnych predyspozycji. Gitarzysta przynajmniej gra jakieś solówki (ale znów, dziesiątki lepszych w dokładnie takim samym stylu są na wyciągnięcie ręki), ale sekcja rytmiczna głównie ogranicza się do prostego podkładu. Samo w sobie nie jest to jeszcze z automatu powód do krytyki, ale nie sposób zapomnieć, kim się przy tym (nie) inspirują i jak mierny osiągają efekt w porównaniu do oryginału.
Trudno mi ocenić, na ile muzycy Greta Van Fleet są świadomi swojej wtórności. Fakt, że są jeszcze bardzo młodzi i być może mają szczere chęci. Ale "Anthem Of The Peaceful Army" jest albumem całkowicie niepotrzebnym i w swojej kategorii (nawet pomijając jego odtwórczość) dość słabym. Na półkach sklepowych i w Internecie zalegają setki, jeśli nie tysiące lepszych płyt hard rockowych. Jeśli grupa chce stworzyć cokolwiek mającego jakąś wartość, musi najpierw odnaleźć choć cień własnej tożsamości. Jeśli w latach osiemdziesiątych Kingdom Come oberwało się bezlitośnie za kopiowanie Led Zeppelin, a Greta Van Fleet dostaje za to laurki i jest ogłaszana nadzieją na nieśmiertelność rocka, to doszło do całkowitego załamania standardów. A to chyba rzecz najbardziej niebezpieczna dla rozwoju muzyki.
Artysta: Greta Van Fleet
Tytuł: Anthem Of The Peaceful Army
Wytwórnia: Lava Records
Rok wydania: 2018
Gatunek: Rock, Hard Rock
Czas trwania: 43:26
Ocena muzyki
-
Paweł Kłodnicki
@W - No ja jednak mam wątpliwości, czy są świadomi, bo w wywiadach stanowczo zaprzeczają chociażby silnej inspiracji Led Zeppelin :) A mówiąc o setkach albumów, miałem na myśli całe spektrum hard rocka od lat 70.
@Adam - A cóż innego mógłbym napisać o zespole, który tylko poprzez to jakkolwiek się definiuje? Jeśli słyszę marną kopię Led Zeppelin, to oceniam ją jako marną kopię Led Zeppelin. Jedynym utworem, który nie zrzyna z LZ jest "Age Of Man", a przy tym jest chyba jeszcze gorszy od większości tego, co tu można usłyszeć. Skoro nie ma tu choćby śladów czegoś faktycznie wymyślonego przez samo GFV, to nie mogę o tym napisać w recenzji ;)
Gdybym miał identyczną barwę głosu, jak Robert Plant to, przynajmniej tak mogę zakładać, nie kopiowałbym jego w stylu w 100%. Zwłaszcza gdybym nie miał ku temu technicznych predyspozycji i musiał wymuszać z siebie to, co Plantowi przychodziło naturalnie, a tu właśnie z czymś takim mamy do czynienia.0 Lubię -
W
Zaprzeczają? Jake w wywiadzie dla Rolling Stone wyraźnie mówi (wymieniając nie tylko Page'a, ale również Townshenda).
“I went through a year of really intensely studying what Page did,” says Jake, “to the point where I knew how he thought.”
Pada jedno stwierdzenie, w które można powątpiewać, ale bym na jego okazję nie uważał, że kopiują bezczelnie, a w wywiadach rżną głupa.
“I didn’t know who fucking Led Zeppelin was until I was in high school.”0 Lubię -
Michał
Jako fan Led Zeppelin powiem tak - polubiłem GVF, bo grają i śpiewają (prawie) jak LZ. Sam zaś LZ jest przecież mistrzem plagiatów i naśladownictwa wcześniejszych większych i mniejszych, tak więc tradycja jest kontynuowana. Pozdrawiam i życzę miłego odsłuchu każdemu, co tam się podoba.
2 Lubię -
Iza
Zespół od razu po odsłuchaniu "Highway Tune" (czy coś w tym stylu) bardzo mnie zaintrygował, i musiałam odsłuchać ich innych piosenek. Po tej reszcie byłam bardzo miłe zaskoczona. Usłyszałam wtedy dojrzałą, i dopracowaną muzykę młodych inteligentnych ludzi, więc z chęcią śledziłam ich dalsze dokonania. Ale, oczywiście ich największy problem to brzmienie podobne do zespołów z lat 70. I nie ma co się kłócić bo to prawda. Niektórym nie będzie to przeszkadzać innym bardzo. Osobiście uważam że zespół ma ogromny potencjał i wielki talent. Brakuje niestety w płycie odrobiny ich własnego unikatowego stylu co w zespole jest potrzebne i tylko zespół ze swoim własnym stylem osiągnie wiele. Ja po ich nowej płycie jestem mile zaskoczona, kawałki są dobre, i przyjemnie się ich słucha. Ci chłopcy są jeszcze młodzi, i wierzę że kiedyś odnajdą swój styl i zaszokują nas na kolejnych albumach, bo mają potencjał.
0 Lubię -
Pablo
Przeraża mnie popularność tego zespołu. Jeśli lubicie Led Zeppelin, to jest mnóstwo wykonawców z tamtej epoki, którzy grali podobnie, ale po swojemu. No chociażby The Jeff Beck Group (na "Truth" udzielają się zresztą sami Jones i Page), Cream, John Mayall, Jimi Hendrix, Free, Fleetwood Mac (z czasów Petera Greena), Taste, Rory Gallagher, The Allman Brothers Band, The Butterfield Blues Band, Keef Hartley Band, The Aynsley Dunbar Retaliation, Ten Years After, Groundhogs, Blind Faith, Love Sculpture, Steamhammer, Colosseum, Quicksilver Messenger Service, wczesne UFO (sprzed dołączenia Schenkera), czy nawet nasz polski Breakout. I wiele, wiele innych, już nie tak dobrych jak wymienieni, ale na pewno bardziej kreatywnych i nie tak koniunkturalnych, jak GVF.
Co do naśladowania innych przez Led Zeppelin - to nic wyjątkowego w muzyce bluesowej/bluesrockowej. Poza tym zespół nie kopiował chamsko jednego wykonawcy w skali 1:1, tylko pożyczał od innych pewne elementy, którym nadawał zupełnie nowy kształt, dzięki czemu brzmiało to unikalnie. GVF to nic więcej jak bezczelne powielanie gotowych rozwiązań czerpanych od wyłącznie jednego wykonawcy i zero własnej inwencji.0 Lubię -
Marek
Led Zeppelin był kiedyś moim ulubionym zespołem i wcale mi nie przeszkadza podobieństwo GVF do nich. Wręcz przeciwnie, ponieważ LZ wydali tylko 8 płyt, zawsze czułem niedosyt tych wspaniałych dźwięków. GVF postrzegam jako kontynuatora wspaniałego stylu LZ i w tym są wyśmienici. Ich pierwsza i druga płyta należą u mnie do najczęściej słuchanych płyt w ciągu ostatniego roku.
0 Lubię -
artklu2
Zgadzam się, że jest to wtórne, ale co z tego skoro tej muzyki słucha się z dużą przyjemnością.
0 Lubię -
Paweł Kłodnicki
Jeśli słuchanie tego sprawia przyjemność, w porządku, to już indywidualna sprawa każdego. Mnie nie sprawiło, nawet przy pominięciu faktu, że to kopia LZ. To po prostu słaby album sam w sobie, ale przecież fakt kompletnej wtórności nie jest tu bez znaczenia. Ograniczanie się do jednej konwencji i (dosłownie!) jednego zespołu to największy zabójca kreatywności.
Aczkolwiek trudno mi zrozumieć takie podejście - jeśli lubi się Led Zeppelin, nie lepiej posłuchać po prostu Led Zeppelin? Nie jest to jakaś tam kapela, tylko legendarny zespół, który współtworzył hard rock, wprowadzał rocka do lat 70., dokonał przełomu w technikach nagrywania. Taka muzyka nie nudzi się tak po prostu, a na pewno nie na tyle, by sięgać po epigona działającego 50 lat później. A jeśli już, polecam sprawdzić zespoły wymienione przez Pabla, bo to kawał porządnej muzy dokładnie w takim klimacie. Hard rock ma naprawdę dużo do zaoferowania.0 Lubię -
Stream
Jeżeli za nowatorski uważa się tak zwany indie rock, to ja zdecydowanie wolę Gretę. Nie słucham muzyki po to, żeby dokonywać dogłębnej analizy, oceniać inspiracje czy doszukiwać się nowatorstwa (lub jego braku). W obliczu braku wyrazu i miałkości współczesnego rocka, Grety po prostu fajnie się słucha. I już.
0 Lubię -
Paweł Kłodnicki
@Stream - Proponuję przyjąć jednak inny punkt odniesienia niż indie rock, bo przy porównaniu do stylu, w którym co najwyżej pojedyncze kawałki są jakkolwiek udane, to wszystko może wydawać się fajne, dobre, lub przyjemne. Trzeba sięgnąć głębiej, by zorientować się, jak bezsensowne jest słuchanie Grety, a przede wszystkim, jak wielkie są tu i ówdzie powtarzane bzdury o jej nowatorskości lub świeżości - ta recenzja miała być w dużej części protestem właśnie przeciwko takim głupotom. Z przyjemnością wskazałbym przykłady mniej lub bardziej znanych zespołów, przy których Greta szybko ujawnia swoją miałkość i brak wyrazu, ale, ponownie, już Pablo zdążył wskazać ich aż nadto - odsyłam więc do jego komentarza.
0 Lubię
Komentarze (16)