Ghost - Skeletá
- Kategoria: Rock
- Maciej Rodkiewicz
Czytałem ostatnio artykuł, w którym obliczono, że trzeba obejrzeć około 37 godzin filmów i seriali z filmowego uniwersum Marvela, żeby połapać się w wątkach i postaciach z "Thunderbolts", produkcji, która właśnie weszła do kin (fun fact - przerobienie całego filmowo telewizyjnego dorobku Marvela to około 5 dni przed ekranem non-stop). Przełożenie tego szaleństwa na muzyczny grunt może wydawać się absurdalne, ale premiera klipu "Lachryma", drugiego singla z nowej płyty Ghost, uświadomiła mi dwie rzeczy - po pierwsze, jak duże emocje w fandomie zespołu wzbudziło przedstawienie "nowego" wokalisty, a po drugie, że zespół w ogóle ma tak wielki "niemetalowy" fandom w postaci dzieciaków z pokolenia tiktoka. Ghost to już nie metalowa nisza dla starych ludzi, to popkulturowy fenomen. A (wracając do marvelowskiej analogii) do pełnego zrozumienia kim jest Papa V Perpetua (wspomniany "nowy" wokalista) trzeba znać historię budowaną skrupulatnie przez ostatnie 15 lat przez mózg całej operacji - Tobiasa Forge - w youtubowych shortach, tiktokowych rolkach, teledyskach, filmowych koncertach, a nawet komiksach. Witajcie w uniwersum Ghost.
Droga, jaką przebył Tobias Forge z zespołem, przepala mi zwoje mózgowe - oto grupa, którą z niebytu na piedestał dla metalowych pasjonatów niszowych projektów wyciągnął swoją internetową polecajką Fenriz z zespołu Darkthrone. Grupa, której nagrań demo (dziwiąc się, że są otagowane jako "black metal") słuchałem 15 lat temu jeszcze na Myspace, a której pełnoprawny debiut (ironicznie zatytułowany "Opus Eponymous") brzmi jak nieślubne dziecko Blue Öyster Cult i Mercyful Fate wychowane w zamiłowaniu do ponadczasowych melodii ABBY (wiadomo, muzycy ze Szwecji tak już mają), a który prześmiewczo określano jako "Scooby Doo chase music" - czyli podkład do obowiązkowej sceny z każdego odcinka przygód Scoobiego i jego przyjaciół, kiedy ci uciekali przed kolejnymi potworami. Grupa, na której koncertach muzycy w czarnych habitach pod przewodnictwem satanistycznego, lustrzanego odbicia głowy kościoła katolickiego statycznie grają okultystyczne retro doomowe, ale piekielnie melodyjne piosenki opowiadające na przykład o smrodzie zwłok człowieka złożonego w ofierze na ołtarzu w rytualnej kaplicy (O "Opus Eponymous" i kolejnych albumach Ghost pisaliśmy na przestrzeni lat na łamach StereoLife).
Na szczęście za nami są już czasy, kiedy emocje budziły rozterki prawilnych metalowców krzyczących w komentarzach na Facebooku, że Ghost to nie prawdziwy metal! Mamy 2025 rok, a zespół jako gwiazda wieczoru bez problemu zapełnia (młodymi ludźmi!) stadiony, ich koncerty to ogromne, pełne cekinów i brokatu widowisko, show wyreżyserowane co do minuty i dorównujące produkcyjnym przepychem występom Rammsteina (sprawdźcie zeszłoroczny koncertowy film "Rite Here, Rite Now" - który nota bene można było obejrzeć na specjalnych pokazach w kinach, a takim osiągnięciem mogą się poszczycić już tylko największe gwiazdy). Ich piosenki są udostępniane dziesiątki tysięcy razy jako podkłady do viralowych tiktoków ("Mary on a Cross" - nie dziwne, że jest na szczycie popularnych utworów na Spotify), a klip do wspomnianego wcześniej "Lachryma", w którym zobaczyliśmy nowego Papaja (5,5 mln wyświetleń trzy tygodnie po premierze) pełny jest komentarzy dzieciaków z ekscytacją analizujących każdą scenę ("patrzcie, w 21 sekundzie się uśmiechnął, jest taki uroczy!").
A tym uroczym uśmiechem obdarzony jest oczywiście Tobias Forge, który od początku przywdziewa szaty kolejnych inkarnacji Papy. I żeby oszczędzić wam 37 godzin researchu pokrótce opiszę tę (fikcyjną) historię, a przynajmniej tę część, która jest znana dzisiaj. Oto "Moda na Sukces" pod wezwaniem Lucyfera - Rok 1969, w ramach walki o rząd dusz satanistyczna organizacja znana jako Kler, pod dowództwem niejakiej Sister Imperator, powołuje do życia zespół Ghost, na czele którego staje młody Papa Nihil. Nihil podkochuje się w Sister Imperator, nagrywa z zespołem trzy sixtiesowe single (jedne z lepszych rzeczy w dorobku zespołu: "Kiss the Go-Goat", "Mary on a Cross" i "The Future is a Foreign Land"), po czym historia urywa się na kilka dekad. Skaczemy do współczesności. Na czele Kleru wciąż stoi Sister Imperator, na liderów odświeżonej wersji Ghost mianuje kolejno Papa Emeritusa I (śpiewa na "Opus Eponymous"), Papa Emeritusa II ("Infestissumam"), Papa Emeritusa III ("Meliora") - wszyscy trzej są dziećmi Papy Nihila z nieprawego łoża, a wywiadów udzielają mówiąc po angielsku z włoskim akcentem. W końcu Stary Nihil w spisku z Sister Imperator morduje trudnych do sterowania bękartów, a na nowego wokalistę mianują Kardynała Copię, owoc ich zakazanej miłości ("Prequelle"). Zabalsamowane zwłoki trzech Emeritusów wystawiane są na widok publiczny w czasie trasy promującej płytę, a na sam jej koniec, podczas wykonywania solówki na saksofonie (sic!) na scenie umiera stary Papa Nihil. Copia najpierw awansuje na Papę Emeritusa IV ("Impera"), a po śmierci matki zostaje namaszczony przez ducha Papy Nihila na nowego dowódcę Kleru znanego od teraz jako Frater Imperator ("Rite Here Rite Now"). Tymczasem nowym wokalistą zostaje Papa V Perpetua, nieznany wcześniej brat bliźniak Copii/Emeritusa IV/Imperatora. Wreszcie 25 kwietnia 2025 roku ukazuje się "Skeletá". Uff.
I tym sposobem możemy przejść do sedna. Nowy album (na szczęście) nie podąża wprost ścieżką wyznaczoną przez "Impera", która ukazała się 3 lata temu. Płyta która, choć była ogromnym komercyjnym sukcesem, pozostawiła pewien niesmak - Tobias Forge na bok odłożył retro brzmienie wczesnych albumów, a dosyć nijakie kawałki (na czele z koszmarkiem pt. "Twenties") zanurzył w okropnej współczesnej produkcji, jakby chciał w ten sposób stworzyć bombastyczny rockowy musical. Tymczasem już od pierwszych minut "Skelety" wiadomo, że tutaj kierunek jest prostszy - to stworzony przez prawdziwego pasjonata hołd dla muzyki lat 80. I tak, z jednej strony te piosenki są lata świetlne od occult rockowej surowości debiutu, ale nie ma wątpliwości, że to wciąż ten sam zespół (a jak komuś tęskno do "Opus Eponymous", to piwniczne brzmienie i struktura początkowego riffu z "Lachryma" jest wręcz kondensatem tamtej płyty).
Zacznijmy od tego, że "Skeletá" to płyta dla muzycznych nerdów. Forge szafuje mniej lub bardziej bezpośrednimi odniesieniami do piosenek z lat osiemdziesiątych, z których część poznajemy po jednej nutce, część majaczy jako wyraźna inspiracja, a jeszcze kolejne dopiero czekają na rozpoznanie. Mamy choćby oczywisty cytat z "Seperate Ways" Journey w otwierającym album "Peacefield", inspirację solową twórczością Ozzy’ego Osbourna w riffie "Missilia Amori", partii basu w intro do "De Profundis Borealis" i tekście "Guiding Lights", co więcej, ten trzeci to typowa ejtisowa ballada w niepodrabialnym hairmetalowym stylu. Mamy wspaniałą galopadę we wspomnianym już "De Profundis Borealis" z gitarowym call and response, w którym "odpowiedź" to esencja zatopionego w pogłosie ejtisowego brzmienia i z pyszną solówką w outro. Są oczywiście bębny z bramkowanym reverbem prosto z "In the Air Tonight" Phila Collinsa ("Excelsis"), jest deeppurplowska potyczka między gitarą i organami w "Umbra". Jest oczywiście tak charakterystyczne dla Ghost połączenie demonicznych riffów w stylu Mercyful Fate ze słodkimi harmoniami ("Lachryma", "Satanized"). Można tak wymieniać w nieskończoność: Blue Öyster Cult? Oczywiście. Bon Jovi? Rick Springfield? Def Leppard? Cinderella? Angel Witch? Alice Cooper? Każdy w tej muzyce ma swoje miejsce, ale to wciąż Ghost.
"Skeletá" jest przesiąknięta nie tylko muzycznym, ale też filmowym klimatem wspomnianej dekady Niemal co drugi utwór otwierają intra, które równie dobrze mogły być wysamplowane ze ścieżek dźwiękowych do filmów Johna Carpentera (dominują tu brzmienia archetypowych dla lat osiemdziesiątych syntezatorów FM), nie obraziłbym się, gdyby było tego więcej choćby w formie całego carpenterowego instrumentalnego kawałka na miarę "Genesis" z Opus Eponymous czy "Miasma" z "Prequelle". Z kolei taki "Cenotaph" mógłby spokojnie trafić na ścieżkę dźwiękową filmu o przygodach nastolatków typu "Adventures in Babysitting", a "Marks of the Evil One" na czołówkę do anime o pogromcach demonów (a w czasie napisów końcowych tego anime spokojnie mogłaby polecieć "Umbra" z jej gitarową galopadą z uderzeniami orkiestry w refrenie).
Gdy spojrzeć holistycznie, "Skeletá" stanowi definicję współczesnej interpretacji charakterystycznego dla lat osiemdziesiątych AOR. Ghost nagrał płytę, która z jednej strony stanowi oczywisty hołd dla tamtej dekady, ale jest przefiltrowana przez tyle inspiracji i doświadczeń Tobiasa Forge, że nie ma wątpliwości, że to muzyka nagrana współcześnie. Żałuję tylko, że trochę na drugi plan zszedł jeden z dominujących elementów twórczości zespołu, stanowiący komiczne w swojej istocie modus operandi łączenia absolutnie poważnego stricte black metalowego przesłania z radosnymi i bardzo melodyjnymi piosenkami. Na "Skeletá" więcej jest o miłości i przemijaniu niż o triumfalnym powrocie antychrysta. Za to tradycji stało się zadość w wizualnym aspekcie i za szatę graficzną płyty jak przy każdym longplayu od czasu "Infestissumam" odpowiada nasz rodzimy skarb Zbigniew Bielak, szkoda tylko, że (w przypadku wersji winylowej) nie pokuszono się o wydanie w gatefoldzie z pełnowymiarową książeczkę, bo to zawsze robi lepsze wrażenie. Inna sprawa, że okładka wydrukowana jest z lśniącymi srebrnymi elementami, a to konkretne wydanie, które wpadło w moje ręce, to zoetrop, czyli winyl z nadrukowaną poklatkową grafiką, która wprawiona w ruch z prędkością 33 obrotów na sekundę zaczyna sprawiać wrażenie animowanej.
Parę godzin temu dowiedziałem się, że "Skeletá" wskoczyła na pierwsze miejsce notowania Billboardu. To pierwszy od 4 lat hardrockowy album, któremu udała się ta sztuka. Warto przy tym wszystkim zadać sobie pytanie, czy naprawdę najbardziej lubimy to, co już znamy? Czy może Forge nagrał po prostu świetną płytę? A przed nami jeszcze ostatnia zagadka - czy Papa V Perpetua pozostanie ostatnim wokalistą Ghost, na co wskazuje jego przydomek, czy czeka nas jeszcze jakiś szokujący zwrot akcji tej szatańskiej opery mydlanej?
Artysta: Ghost
Tytuł: Skeletá
Wytwórnia: Loma Vista Recordings
Rok wydania: 2025
Gatunek: AOR, Occult Rock, Pop
Czas trwania: 46:43
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
Komentarze