Ill Considered - Ill Considered 5
- Kategoria: Jazz
- Paweł Kłodnicki
Do połowy lat siedemdziesiątych jazz (i różne wariacje na jego temat) był jednym z dominujących gatunków w muzyce, a także źródłem inspiracji dla niezliczonych twórców z innych stylistyk. Z czasem, niestety, taka muzyka była zmuszona zejść do tak zwanego podziemia, w którym pozostała do dziś. Trudno stwierdzić, czy wina leży przede wszystkim po stronie słuchaczy, mediów, czy wytwórni, gdyż wszystkie te grupy konsekwentnie zaczęły tracić zainteresowanie jazzem. Nawet jego bardziej przystępne odmiany pozostają dziś na marginesie, tym samym nie jest łatwo dotrzeć do nowych interesujących wydawnictw jazzowych (choć strona internetowa Rate Your Music czyni w tej materii prawdziwe cuda), a tym bardziej takich, przy których zechcielibyśmy zostać dłużej. Jednym z ciekawszych jazzowych projektów ostatnich lat jest brytyjski kwartet Ill Considered, obecnie tworzony przez saksofonistę i klarnecistę Idrisa Rahmana, basistę i kontrabasistę Leona Bricharda, perkusistę Emre Ramazanogluego i perkusjonalistę Satina Singha. Jedynie na początku istnienia zespołu ostatnie z tych stanowisk zajmował Yahael Camara-Onono.
Proponowana przez Ill Considered mieszanka fusion i spiritual jazzu nie jest może specjalnie oryginalna, za to świetnie wykonana, zdradzająca wyraźne inspiracje klasyką takiego grania. Jednak w pierwszej kolejności uwagę zwraca nie muzyka zespołu, lecz jej niezwykle intensywna polityka wydawnicza, dla której inspiracją była pewnie grupa "King Gizzard & the Lizard Wizard". Od końca 2017 do początku 2019 roku ukazało się aż 9 albumów Ill Considered - 5 studyjnych i 4 koncertowe, z czego 5 w samym 2018 roku. Nie bierze w tym udziału żadna zewnętrzna wytwórnia. Zespół wydaje muzykę własnym sumptem, wyłącznie na płytach winylowych bądź cyfrowo (niektóre wydawnictwa ukazały się w obu wariantach, inne tylko w jednym z nich).
Dwa ostatnie albumy zespołu, "Ill Considered 5" i "Ill Considered 6" (tak, to jedna z grup kierowanych przez muzyków, których kreatywność wręcz eksploduje przy wymyślaniu tytułów kolejnych wydawnictw) zostały wydane tego samego dnia, 15 stycznia 2019 roku. Wielu osobom zapewne przypomną się dwie części "Use Your Illusion" Guns N' Roses. Tam jednak mieliśmy do czynienia z opasłymi albumiskami, na których obok niezłych utworów zalega mnóstwo zbędnych zapychaczy. Tymczasem "Piątka" ledwo przekracza pół godziny, a "Szóstka" szaleńczo dociąga do 35 minut. Jest to zresztą standard dla studyjnych wydawnictw Ill Considered, co pewnie wynika z dużej aktywności zespołu i wspomnianej polityki wydawniczej (choć 30-35 minut nawet nie wyczerpuje standardowej zasobności winylu). Właśnie za sprawą tych dwóch dzieł poznałem zespół, dlatego pozwolę sobie je zrecenzować w pierwszej kolejności, mimo że Ill Considered ma więcej ciekawych pozycji w swoim dorobku.
Na "Ill Considered 5" zespół wciąż trzyma się dobrze sprawdzonej mieszanki free i spiritual jazzu (w znacznie większym stopniu tego drugiego), z naleciałościami różnych stylów muzycznych, w zgodzie ze stylistyką fusion. Utwory, choć w większości dość krótkie i zwarte, są bardzo swobodne, oparte na jazzowej interakcji. Najwięcej uwagi przyciągają, co nie powinno dziwić, partie Rahmana, i to mimo tego, że saksofonista upodobał sobie raczej subtelny sposób grania, rzadko eksponując zadziorne rejestry swojego instrumentu. Nawet w bardziej dynamicznych momentach jego gra jest raczej gładka, uduchowiona (choć nie budzi zbyt wielu skojarzeń z mistrzami takiego grania, Johnem Coltrane'em i Pharoahem Sandersem). Sporo do roboty mają także gęsto grający Ramazanoglu i Singh, natomiast Leon Brichard z reguły ogranicza się do tworzenia wciągających, mantrowych motywów, wokół których dzieje się cała reszta. Na szczęście, jego partie są odpowiednio uwypuklone w miksie, dzięki czemu nie sprawiają wrażenia tła dla reszty, lecz fundamentów, na których są zbudowane kompozycje.
Już otwierający całość "Calling" zachwyca taką właśnie współpracą muzyków i pięknymi dźwiękami saksofonu. Ten spokojny, bardzo klimatyczny utwór (na co wpływa także lekki efekt echa) to niejako wstęp do ponad 7-minutowego "Observant", opartego w sumie na podobnym układzie. Tutaj jednak dzieje się więcej - egzotycznej grze perkusjonaliów, partiach saksofonu nadających nieco bliskowschodniego nastroju i otumaniającym (w tym przypadku jest to pozytywny efekt) motywie basowym. Tu jednak dzieje się więcej, a muzykom jeszcze lepiej wychodzi budowanie odpowiedniego nastroju. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby ta kompozycja trwała dwa razy dłużej, zajmując miejsce "Lift Off", który sprawia wrażenie jedynie zalążka utworu. Szkoda, bo ta kombinacja monotonnego basu i przeciąganych dźwięków saksofonu świetnie się zapowiada. Takiego utworu nie powinno się kończyć po niespełna trzech minutach.
Kolejne kompozycje to cała seria ciekawych smaczków. W "Incandescent Rage" Rahman, oprócz tenorowego, sięga także po klarnet basowy, któremu towarzyszy... Trip-hopowy rytm. Bardzo fajna mieszanka, która dała ciekawy efekt. "Unicorn" już nie zahacza, a w pełni chłonie bliskowschodni klimat. Przez chwilę można poczuć się jak na koncercie zespołu pochodzącego z tamtych regionów. "Northern Spiral" zaskakuje chyba najbardziej, za sprawą rytmu reggae, w którym grają wszyscy muzycy, włącznie z Richardem. Mimo wszystko, jest to spójne z całością, gęste (choć nie intensywne) partie perkusyjne zachwycają i bardzo pozytywnie wpływa to na różnorodność albumu. Kończący "Proffesor" jest równie bujający i luźny, ale tu muzycy grają funkowo, co wychodzi im jeszcze lepiej (ten saksofon!). Idealne zakończenie, choć jeszcze lepiej nadawałoby się na początek.
Najpoważniejszy zarzut, jaki mogę postawić temu albumowi, to jego długość. Pół godziny to jednak bardzo mało, a ten materiał zdecydowanie wzbudza ochotę na więcej. Z drugiej strony, zawsze lepsza jest zupa niedosolona od przesolonej, a ta, mimo wszystko, ma naprawdę dobry smak. Kolejna część tego dyptyku to już wyborne i syte drugie danie.
Artysta: Ill Considered
Tytuł: Ill Considered 5
Wytwórnia: Ill Considered Music
Rok wydania: 2019
Gatunek: Jazz, Jazz Fusion, Spiritual Jazz
Czas trwania: 32:55
Ocena muzyki
Nagroda
-
Pablo
Analogia z King Gizzard nasuwa się sama, jednak nie jest do końca słuszna. Bo jednak muzyka Ill Considered ma bardziej spontaniczny charakter - wiele utworów to podobno w ogóle nie planowane improwizacje - tworzenie jej zajmuje zatem mniej czasu. Takie tempo nagrywania nie jest w przypadku jazzu niczym zaskakującym ani nowym. W latach 50. i 60. jazzmani uczestniczyli w co najmniej kilku, a nawet kilkunastu sesjach nagraniowych rocznie, poza tym koncertowali, a ich występy często były nagrywane. Wtedy nie było jednak Bandcampa i możliwości wrzucenia muzyki do Internetu zaraz po nagraniu (w ogóle nie było Internetu). Album można było wydać wyłącznie za pośrednictwem wytwórni fonograficznej, a te działały w swoim tempie - nagrania lądowały na półce i często czekały tam przez wiele miesięcy, a nawet lat, zanim je opublikowano. A Ill Considered publikuje wszystko praktycznie od razu. I na tym, według mnie polega problem z tym zespołem, a nie na tym, że poszczególne wydawnictwa są krótkie. Słucham ich z przyjemnością, ale właściwie nic nie zwraca mojej uwagi, nic nie zachwyca. Mniej więcej pamiętam czym poszczególne wydawnictwa się różnią między sobą, ale żadnych konkretnych utworów nie potrafię przywołać, nie są zbyt charakterystyczne. Zespołowi przydałby się jakiś producent z zewnątrz (spoza zespołu), który powstrzymałby ich przed wydawaniem takich ilości muzyki, a zamiast tego skompilował jedno naprawdę mocne wydawnictwo, pokazujące różne oblicza jego twórczości (bo dotychczasowe wydawnictwa różnią się nieco między sobą, ale same w sobie są bardzo jednorodne) od najlepszej strony. Ill Considered jest więc bardzo obiecującym zespołem, ale powinien zmienić swoją politykę. Natomiast co do spadku popularności jazzu w drugiej połowie lat 70. - wcale mnie to nie dziwi. W tym czasie zaczął iść w dwóch kierunkach - albo coraz bardziej plastikowego i popowego fusion, albo powielania tego, co grano od wielu lat. Dobrych albumów powstawało coraz mniej.
2 Lubię -
Paweł Kłodnicki
Z King Gizzard & the Lizard Wizard to była nie tyle analogia, co po prostu skojarzenie, które mi się nasunęło. I pewnie nasunęłoby się większości osób, które poznają jedną z tych grup, kojarząc już drugą.
0 Lubię
Komentarze (2)