Closterkeller - Cyan
- Kategoria: Metal
- Radomir Wasilewski
Zaprezentowane na płycie "Scarlet" surowe, metalowe brzmienie, choć ciekawe i lubiane przez fanów, znacznie odbiegało od klasycznie mrocznych klimatów, jakie Closterkeller stworzył na swoich pierwszych płytach. Kontynuowanie tej drogi mogło doprowadzić Warszawiaków do miejsca, w którym nagrywane płyty nie miałyby nic wspólnego z gotycką, klimatyczną muzyką. Z tego faktu musiała chyba też zdawać sobie sprawę Anja Orthodox, bo na potrzeby wydanego zaledwie rok po "Scarlet", piątego albumu zapowiedziała powrót do bardziej rockowego i mrocznego grania, bliskiego klimatom albumu "Blue". Efektem jest płyta, która ukazała się na rynku w pierwszej połowie 1996 roku. Choć rzeczywiście przyniosła ona pewne stonowanie muzyki zespołu, efekt okazał się mocno zaskakujący. Bo nikt nie przypuszczał, że Closterkeller, patrząc wstecz, jednocześnie tak mocno odetnie się od swoich korzeni. "Cyan" to bowiem pierwsza płyta zespołu, na której nie ma śladu inspiracji muzyką lat 80. Nie ma odwołań do zimnej fali, mechanicznego, industrialnego brzmienia czy tradycyjnego rocka gotyckiego. Jest za to fascynacja metalem i rockiem klimatycznym, który w połowie lat dziewięćdziesiątych przeżywał szczyt swojej popularności. Ta zmiana to z jednej strony skutek opuszczenia Closterkellera przez Michała Rollingera (choć nie definitywnego i ostatecznego, bo muzyk nagrał partie klawiszy w dwóch utworach z płyty), a z drugiej zmiany muzycznych fascynacji Anji Orthodox, która nigdy nie ukrywała, że w latach dziewięćdziesiątych to Paradise Lost i Type O Negative stały się jej ulubionymi kapelami.
Faktycznie, nawiązania do "Draconian Times" Paradajsów, jak i do "Mandylion" The Gathering są tutaj mocno słyszalne. Przede wszystkim w lżej i bardziej miękko brzmiących gitarach, które przy tym nie uciekają przed klasycznie metalowym piłowaniem. Do tego dochodzą melodyjne, niezbyt skomplikowane solówki, a także atmosferyczne, nastrojowe klawisze, które tak jak na "Scarlet" tworzą tylko tło, tym razem wprowadzające do całości jesienny, zamglony klimat. Co ciekawe, mimo, że na potrzeby tego albumu zespół nie zatrudnił stałego klawiszowca, ale wykorzystał gościnny udział w sesji aż sześciu osób, "parapetowa" oprawa jest bardzo spójna i jednolita. Podobnie rzecz się ma z warstwą muzyczną. W porównaniu do poprzednich płyt, na "piątce" utwory nie są już tak różnorodne stylistycznie, ale wszystkie operują na pograniczu hardrockowego i heavymetalowego brzmienia z dodatkiem wręcz popowej przebojowości i okazjonalnego, nastrojowego brzdąkania. Niektóre partie gitar - poprzez wykorzystanie ślamazarnych, zapiaszczonych brzmień - mogą się odrobinę kojarzyć z patentami stosowanymi przez zespoły blackmetalowe, takie jak Darkthrone czy Satyricon. W norweską stronę (w stylu Bathory czy Emperor) kierują się też niektóre panoramiczne wstawki klawiszy. W bardzo dobrej formie po raz kolejny jest Anja Orthodox, która przy okazji trochę się uspokoiła i mimo, że dalej potrafi się ochryple wydrzeć w stylu znanym ze "Scarlet", czyni to rzadziej, skupiając się na dynamicznych, melodyjnych momentach oraz na spokojniejszych, miejscami romantycznych, a miejscami dołujących deklamacjach. Dobrze wypada produkcja, które wprawdzie jest łagodniejsza i bardziej rockowa w porównaniu do dwóch poprzednich płyt, ale za to wyrazista, czysta i naturalna. W efekcie nawet po dwudziestu latach od premiery płyty, wciąż słucha się jej dobrze.
"Cyan" to, podobnie jak "Violet", bardzo długa, prawie 68-minutowa podróż, składająca się z 14 przystanków, z trochę mniejszą niż wcześniej ilością zaskoczeń. Tutaj postawiono na tradycyjne, 4-5-minutowe piosenki, bez instrumentali czy innych eksperymentów. Po raz pierwszy wszystkie zostały zaśpiewane po polsku i taki charakter wokali stanie się tradycją Closterkellera. Najlepsze rzeczy zostały umieszczone na początku. Najpierw w postaci mrocznego, ciężkiego hitu "Władza", który mocno nawiązuje do twórczości Paradise Lost z "Draconian Times" ze względu na wyeksponowanie na pierwszym planie klimatycznego, chwytliwego motywu zagranego na fortepianie. Później muzycy proponują słuchaczowi dynamiczny, energetyczny, znajdujący się na pograniczu mrocznego rocka i metalu "Zmierzch Bogów" i dużo bardziej pogodną, okraszoną sporą dawką przebojowości i wręcz popowej melodyki "Ziemię Obiecaną". Listę hitów zamyka mroczna, depresyjna i uderzająca w ciemne tony kompozycja tytułowa, w której Anja po raz pierwszy eksploruje wyjątkowo ponure, dołujące, niskie rejestry swojego głosu. W dalszej części płyty postawiono na zróżnicowanie nastroju, mieszając ze sobą nostalgiczną, nie pozbawioną cięższych momentów balladę "Cisza w Moim Domu", w której gościnnie wystąpiła Edyta Bartosiewicz (w tamtych czasach także gustująca w mrocznych i dołujących klimatach), najbardziej agresywną i metalową, utrzymaną w marszowym, ciężko wybijanym rytmie "Klepsydrę" oraz bajkowy, stawiający na atmosferyczne, senne, choć nie pozbawione dynamiki granie "Smutek Spełnionej Baśni". Stanowi on wstęp do najbardziej klimatycznej i stonowanej części wydawnictwa, gdzie pojawiają się dwa kolejne, przebojowe utwory - pop-rockowy, pełen energii, bardzo dobrej melodyki oraz wokali "Desperado" oraz wyluzowany, zaskakująco pozytywny w nastroju, kontrastujący spokojne, rockowe granie z kilkoma ostrzejszymi, melodyjnymi wstawkami "Domino". Ich przeciwieństwem jest kolejna stonowana, bujająca ballada "Senne Macanki", emanująca olbrzymim dystansem zespołu w warstwie tekstowej. Powrót do ciężkiego, mocnego, metalowego klimatu oferuje dynamiczna, konkretna gitarowo "Alicja", w której można odnaleźć echa kompozycji "Once Solemn" Paradise Lost. Ale to tylko przerywnik przed najspokojniejszą kompozycją albumu - mroczną "Roszpunką" zbudowaną na klimatycznym, gitarowym brzdąkaniu, zanurzonym szczególnie w drugiej połowie w folkowych klimatach. Kodą zamykającą płytę jest najdłuższa i najbardziej ponura kompozycja "Cisza w Jej Domu", w której, podobnie jak to miało miejsce na "Scarlet", zespół dał upust fascynacjom ciężkim, powolnym, dołującym graniem spod znaku Black Sabbath i Type O Negative.
"Cyan" to kolejna bardzo dobra płyta w dorobku Closterkellera, której największym atutem są dobrze skomponowane, dynamiczne i w dużej części przebojowe utwory. Co prawda momentami robi się na niej monotonnie i brakuje zaskoczeń, które cechowały trzy wcześniejsze wydawnictwa, a w niektórych kawałkach pojawiają się też pierwsze próby wydłużania ich na siłę. W zamian jednak zespół zaproponował wspaniały, jesienny nastrój, będący kwintesencją klimatycznego metalu z połowy lat 90. Na żadnej innej płycie Warszawiaków nie udało się uchwycić tak dobrze mrocznego, nostalgicznego, a jednocześnie magicznego i pełnego pasji klimatu, co sprawia że mimo dwudziestu lat od swej premiery "Cyana" ciągle dobrze się go słucha. Jak miała pokazać przyszłość, zakotwiczenie na pograniczu rocka i metalu oraz odcięcie się od estetyki lat osiemdziesiątych miały stać się trwałym elementem w twórczości Closterkellera. Oczywiście do oceny słuchacza należy, czy ten krok to było dobre rozwiązanie. W mojej opinii, odcięcie się od naśladowania różnorakich klasyków gotyckiego rocka i postawienie w stu procentach na własną tożsamość należy bez dwóch zdań ocenić pozytywnie.
Artysta: Closterkeller
Tytuł: Cyan
Wytwórnia: Izabelin
Rok wydania: 1996
Gatunek: Rock Gotycki
Czas trwania: 67:34
Ocena muzyki
-
Lukasz
Kocham te płytę - zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji w dyskografii zespołu. Najlepszy skład zespołu to moim zdaniem: K. Najman (bas), P. Pieczyński (gitara), Posejdon (perkusja).
0 Lubię
Komentarze (1)