All Them Witches - Dying Surfer Meets His Maker
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Przyznam szczerze, że na "Dying Surfer Meets His Maker" czekałem praktycznie od początku tego roku, od momentu, kiedy w ogóle poznałem All Them Witches. "Lightning At The Door" tak mnie zniewolił, że od razu chciałem więcej. Nowy materiał nie miał wtedy jeszcze tytułu ani daty premiery, ale i tak z marszu znalazł się w czołówce moich najbardziej oczekiwanych krążków tego roku. Trochę przyszło mi poczekać bo "Dying Surfer Meets His Maker" miał premierę dopiero 30 października. W końcu doczekałem się i świeży materiał wylądował w moim odtwarzaczu już przy pierwszym przesłuchaniu wywołując spore zamieszanie i szok.
A to dlaczego? Z prostej przyczyny - niby zespół się zgadza, styl grania również nie uległ większym zmianom i jest bez problemu rozpoznawalny, ale nowy album, mimo wielu podobieństw, różni się znacznie od "Lightning At The Door". Trochę czasu zajęło mi oswojenie się z tym faktem i przyzwyczajenie uszu do nowej wizji grania All Them Witches. A jaka to wizja? "Dying Surfer Meets His Maker" rozpoczyna się wręcz sielankowym "Call Me Star". Niedzielne, letnie popołudnie, upalne, bezchmurne, farma gdzieś na zadupiu Teksasu. Na zadaszonym ganku siedzi typowy "redneck" w kapeluszu i ogrodniczkach, bez koszulki, za to ze słomką w gębie i szklanką whisky na stoliku. W tle pobrzmiewa radio, a w nim właśnie "Call Me Star". Klimat diametralnie zmienia się w instrumentalnym "El Centro" - jest tu ciężko, duszno, stonerowo. Całość brzmi jak bardzo udany jam i w rzeczywistości pewnie nim był. W podobnej atmosferze utrzymany jest "Dirty Preachers". Tu jednak pojawia się tekst, a sam utwór jest zdecydowanie bardziej "radio-frendly" ze swoim czasem trwania zamykającym się w czterech minutach bez kilkunastu sekund.
Na farmę w Teksasie wracamy w "This Is Where It Falls Apart", który wydaje się być kolejnym bardzo udanym jamem, tym razem bluesowym z dodatkiem w postaci pojawiającej się tu harminijki. Instrumentalny, akustyczny "Mellowing" przenosi nas do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych znanych z utworów otwierających "Yellow & Green" Baroness. Minimalizm w tym wydaniu jest cudowny. Podobnie, jak najpiękniejszy fragment krążka - "Open Passageways" i "Talisman" przedzielonymi przez "Instrumental 2 (Welcome To The Caveman Future)". Obie perły ukazują tę delikatniejszą odsłonę All Them Witches. W "Open Passageways" pojawiają się smyczki, "Talisman" powala melancholijnym klimatem na podobnym poziomie, jak instrumentalna część "End Of The Road" Eddiego Veddera. Atmosferę "psuje" żywsza końcówka utworu.
Dzielący oba utwory "Instrumental 2" to swego rodzaju klimat "Mellowing" z trochę większym pazurem rockowym. Album zgrabnie zamyka "Blood And Sand/Milk And Endless Waters", który jest wypadkową, zlepkiem wszystkiego co mogliśmy usłyszeć w ośmiu poprzednich utworach. Szczególną uwagę przykuwa tu fragment zaczynający się lekko po pierwszej minucie i kończący w okolicach drugiej oraz końcówka, w której ponownie pojawiają się smyki. 45 minut spędzone z "Dying Surfer Meets His Maker" mija w zastraszającym tempie, po ostatnich dźwiękach odczuwamy wielki niedosyt i mamy ochotę na więcej. Nowego albumu raczej szybko nie usłyszymy, zatem do zaspokojenia naszego apetytu pozostaje dzieło tegoroczne plus ewentualnie dwa poprzednie long playe oraz kilka EP-ek.
W All Them Witches niesamowite jest to, że po raz kolejny ze zlepku różnych gatunków, różnych stylów, które niby razem średnio trzymają się kupy (stoner, blues, rock i country), udało się stworzyć album intrygujący, zniewalający, uzależniający, hipnotyczny. "Dying Surfer Meets His Maker" to, mimo braku rozgłosu w naszym kraju, jedno z największych muzycznych wydarzeń tego roku. Jak dla mnie, zalicza się do pierwszej trójki albumów wydanych w 2015 roku.
Artysta: All Them Witches
Tytuł: Dying Surfer Meets His Maker
Wytwórnia: New West
Rok wydania: 2015
Gatunek: Stoner, Psychedelic Rock
Czas trwania: 45:40
Wydanie: Digipack
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
Komentarze