Kurt Cobain - Montage Of Heck: The Home Recordings
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
W przypadku tego wydawnictwa będzie krótko, zwięźle i na temat. Lubię Nirvanę. W moim życiu był okres, w którym niemiłosiernie katowałem "Nevermind", "Incesticide" i troszkę później "In Utero". Do dziś praktycznie bezkrytycznie podchodzę do tych wydawnictw -chociaż zdaję sobie sprawę, że krytyczne recenzje mają bardzo dużo racji - i uznaję "Unplugged" Nirvany za jedno z lepszych wydawnictw z tej serii, jakie kiedykolwiek powstały. O ile Nirvanę lubię bardzo, to nienawidzę cwaniactwa, chamstwa i żerowania na innych. I z przykrością muszę stwierdzić, że podczas słuchania "Montage Of Heck: The Home Recordings" skumulowała się we mnie niespotykana od dawna dawka negatywnych emocji. Ale jak miałaby się nie skumulować skoro wydawnictwo to jest jawnym skokiem na kasę fanów artysty i całego zespołu?
Nie zagłębiałem się od dawna w perturbacje związane ze spuścizną po Kurcie i szczerze mówiąc totalnie mnie ta sytuacja nie obchodzi. Nie wiem zatem komu zabrakło pieniędzy na waciki, że zgodził się na wydanie tego potworka. Courtney? Ktokolwiek by to nie był, i tak zasługuje na pręgierz. Ale o co chodzi? O co tyle hałasu? Już tłumaczę. "Montage Of Heck: The Home Recordings" to między innymi zbiór wczesnych, amatorskich nagrań demo w wykonaniu Cobaina. W wersji Deluxe uzbierało się tego tałatajstwa 31 sztuk o łącznym czasie trwania przekraczającym 70 minut. Dla przeciętnego człowieka jest to dawka przekraczająca wszelkie normy.
Jest to materiał, przez który ciężko przebrnąć, ciężko przetrawić. Z prostej przyczyny - oprócz bardzo wczesnych wersji utworów takich, jak "Been A Son", "Frances Farmer...", "Something In The Way" i ciekawostek typu "The Yodel Song" czy "And I Love Her" znalazło się tutaj chyba wszystko, co Kurt zdołał zarejestrować w jakikolwiek sposób. Brakuje tu chyba tylko odgłosów stękania towarzyszących jego posiedzeniom na tronie i dźwięku wydawanego po dość mocnym przedawkowaniu alkoholu. Poza tym możemy spodziewać się tutaj wszystkiego - od niemających jakiegokolwiek sensu zlepków różnych dźwięków jak w "Montage Of Kurt", przez irytujące twory pokroju "Beans" aż po nic niewnoszące monologi typu "Sea Monkeys". Wszystko byłoby w porządku gdyby takie kwiatki stanowiły miły dodatek do całego wydawnictwa, a nie jego większość.
Jeśli już jesteśmy w temacie dodatków, to krążek ten kojarzy mi się od razu z "Kultem Kazika". Różnica jest taka, że tam CD był tylko dodatkiem do książki, jej uzupełnieniem. "Montage Of Heck: The Home Recordings" jest natomiast pełnoprawnym wydawnictwem, które można nabyć w pierwszym lepszym sklepie z płytami. W konwencji kazikowej byłoby to jeszcze do zaakceptowania - tam przedstawiało wczesną odsłonę Kultu i pozwalało zapoznać się z utworami, których dziś już niestety nie mamy szansy usłyszeć, jak "Stara Armada" czy "Zabiłem Kolegę Na Poligonie". Niestety tutaj tak nie jest.
"Montage Of Heck: The Home Recordings" to rzecz, która nigdy nie powinna zostać wydana w obecnej formie. Jest to jawny i chamski skok na kasę fanów zespołu. Mam nadzieję, że nie ma już więcej taśm z nagraniami Kurta. Myślę, że on sam przewraca się w grobie widząc, co jego najbliżsi robią z rzeczami, które po sobie pozostawił (ostatnio ktoś kupił jego sweter za kosmiczne pieniądze...). Mimo, że mogę uznać się za fana zespołu, to słuchanie tego albumu sprawiło mi więcej bólu, niż przyjemności. Ostatnio podobne uczucie miałem w czasie słuchania "Lulu" Metalliki i Lou Reeda, a to już o czymś świadczy. Za wydawanie takiego czegoś powinno się przykładnie karać. Omijać szerokim łukiem! A pieniądze lepiej przeznaczyć na kupon Lotto. Tam przynajmniej przez chwilę jest nadzieja na coś pozytywnego. Tutaj jej brakuje praktycznie od początku do końca.
Artysta: Kurt Cobain
Tytuł: Montage Of Heck: The Home Recordings
Wytwórnia: Universal Music
Rok wydania: 2015
Gatunek: Grunge
Czas trwania: 71:05
Ocena muzyki
Komentarze