Me And That Man - Songs of Love and Death
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
"Holy shit, this guy looks like Behemoth's frontman!" - taki komentarz można przeczytać pod jednym z teledysków Me And That Man umieszczonych na YouTube. I pewnie takie właśnie skojarzenie pojawiało się w głowach większości ludzi, którzy widzieli ten klip, a nie śledzili informacji o nadchodzącym projekcie. Dla mnie to ciekawostka, bo bardzo lubię różnego rodzaju duety. Uwielbiam płytę Marka Knopflera z Emmylou Harris. Intryguje mnie combo słodkiej Isobel Campbell ze "zdeprawowanym" Markiem Laneganem. Ale zestawienia Nergala z Johnem Porterem jeszcze jakiś czas temu nigdy bym się nie spodziewał. Pierwszy kojarzony z muzyką ekstremalną, darciem symboli religijnych i Dodą, drugi chyba głównie ze związku z Anitą Lipnicką. Razem na papierze tworzą zestawienie niczym mix portera z sosem jalapeno. A jak to wygląda w praktyce? Przede wszystkim zdecydowanie mniej kontrastowo. Już kilka lat temu w jednym z wywiadów z Nergalem można było przeczytać między słowami, że artysta chciałby nagrać materiał w innych klimatach. No to nagrał!
Pierwsza zapowiedź "Songs of Love and Death" pojawiła się w sieci ponad dwa miesiące temu. "My Church Is Black" odstraszył mnie skutecznie teledyskiem, kojarzącym mi się z amerykańską, hiphopową tandetą. Warstwa wizualna przysłoniła tę muzyczną i po kilkudziesięciu sekundach odpuściłem. I w sumie to był mój błąd bo "My Church Is Black" w samej wersji audio sprawdza się doskonale. Dodatkowo na płycie został umieszczony na samym początku, dzięki czemu świetnie wprowadza słuchacza w amerykański klimat albumu. Z kolei "Cyrulik Jack" czyli polska wersja utworu zamykająca krążek już taka dobra nie jest i zazwyczaj kończę przygodę z "Songs of Love and Death" na wcześniejszym utworze. Na tym albumie mogłoby go nie być, bo jedyne co tu robi, to psuje klimat. Całość trwa prawie 50 minut, także nawet po jego wycięciu nadal mielibyśmy ponad 45 minut muzyki i 13 utworów. I byłaby to bardzo dobra proporcja.
Druga zapowiedź krążka czyli "Ain't Much Loving" urzekła mnie klimatem już przy pierwszym przesłuchaniu. Przed zapoznaniem się z albumem spotkałem się z gatunkowym określeniem "gothic country", w innym zaś z "dark country". Pierwsze skojarzenie? O co chodzi?! "Songs of Love and Death" wszystko wyjaśnia i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że przypięcie temu albumowi takich, a nie innych łatek było celnym strzałem. Me And That Man to twór mroczny, depresyjny, ponury, posępny. Nick Cave w wersji country? Coś w tym jest. "Ain't Much Loving" zwyczajnie wpada w ucho. I po kilkudziesięciu przesłuchaniach stwierdzam, że jest to jeden z najlepszych utworów nagranych przez polskich artystów w tym roku. Na trzeci rzut poszedł "Cross My Heart And Hope To Die", który atmosferą nie odbiega od wcześniejszej zapowiedzi. Dużą rolę odgrywa tu dziecięcy chórek. Taki tekst wyśpiewany przez dzieci? Creepy!
Ale żeby nie było - "Songs of Love and Death" to nie tylko ponury klimat i soundtrack do wieszania się. Już w drugim na krążku "Nightride" pojawia się John Porter i klimaty stają się zdecydowanie żywsze. Utwór idealnie pasowałby do teksańskiego, przydrożnego baru w sobotni wieczór. Kolejny na liście "On The Road" to przykład garażowego rocka, który praktycznie od samego początku kojarzy mi się z The Black Keys. Z kolei "One Day" to przecież Mark Knopfler! Tak samo "Get Outta This Place" można by podciągnąć pod twórczość jednego z Dire Straitsów. Słuchając "Better The Devil I Know" mam nieodparte wrażenie, że skądś znam ten utwór, że to gdzieś już było. Jak do tej pory nie udało mi się rozszyfrować skąd to uczucie. Jedno jest pewne - jest to kolejny bardzo mocny punkt albumu, dodatkowo wzbogacony wokalami Luny Bystrzykowskiej. Na tle całości wyróżnia się również bardzo delikatny, cashowski "Of Sirens, Vampires And Lovers" zaśpiewany przez Portera, a także energiczny "Love & Death".
"Songs of Love and Death" słucha się bardzo przyjemnie (może poza lekko niefortunnym zamknięciem krążka). Nie jest to album w żaden sposób oryginalny i nowatorski - na każdym kroku bez problemu odnajdziemy różnego rodzaju odniesienia do twórczości innych artystów. I to niekoniecznie posiadając wiedzę o gatunku. Ale ważny jest fakt, iż odbiór nagranego materiału jest pozytywny, a Nergal świetnie sprawdza się również w innej konwencji, niż black metalowa. Mam nadzieję, że nie jest to jednorazowy wyskok i kiedyś doczekamy się kontynuacji. I chyba na to się zapowiada.
Artysta: Me And That Man
Tytuł: Songs of Love and Death
Wytwórnia: Agora
Rok wydania: 2017
Gatunek: Dark Country
Czas trwania: 49:15
Ocena muzyki
Nagroda
-
lemmyskrzat
Taka drobna dygresja - John Porter być może gawiedzi znany jest ze związku z Anitą Lipnicką, nagraniem z nią kilku płyt i zrobieniu okładek do Vivy, ale dla fanów muzyki znany przede wszystkim z kapitalnego krążka "Helicopters" z 1980 roku. Nie umniejszając, John stworzył trochę dobrej muzyki, a polecam chociażby świeże nagrania takie, jak "Honey Trap" czy wcześniejsza "Back Home" - bardzo niedoceniane granie.
0 Lubię -
rolu
Porównania Portera i Nergala były celowo jak najbardziej gawiedziowe;) Jeśli spytasz przeciętnego Kowalskiego o Portera to (jeśli jakieś w ogóle) na pierwszy rzut pójdzie związek z Lipnicką (albo Argus Porter z Lidla) tak jak w przypadku Nergala związek z Dodą;) Aby odkryć "Helicopters" i inne nagrania Johna trzeba się trochę wysilić i obracać w tematyce;)
0 Lubię
Komentarze (2)