Greenleaf - The Head & The Habit
- Kategoria: Rock
- Karol Otkała
Często mówi się, że lato to sezon ogórkowy w wielu dziedzinach - sporcie, kinie, muzyce. Bieżący rok zdaje się zaprzeczać tej tezie ponieważ po piłkarskim Euro (które zakończyło się jeszcze wiosną) nadeszły Igrzyska Olimpijskie. W świecie filmowym również jest ciekawie. W porównaniu z ubiegłorocznymi wakacjami na brak wrażeń nie można narzekać. A co dzieje się w świecie muzyki? Koncerty, festiwale - to było zawsze, a premiery płytowe? Ekipa Szwedów z Greenleaf chyba nie chciała za bardzo ryzykować, ale jednocześnie trochę igrała z ogniem, wypuszczając nowy album w pierwszy dzień lata, czyli 21 czerwca. U nas dopiero kończył się rok szkolny, wakacyjne szaleństwo nie zdążyło się rozpocząć na dobre, więc można było znaleźć czas na posłuchanie, co nowego przygotowali stonerowi wyjadacze.
Czas ten znaleźć było o tyle łatwiej, że przed premierą Greenleaf wszystkim fanom zaostrzył apetyty trzema albumowymi zapowiedziami. "Breathe, Breathe Out", "Avalanche" i "Different Horses" to kwintesencja stylu wypracowanego przez zespół na kilku poprzednich wydawnictwach. Nie odnajdziemy tu raczej żadnych nowości czy zmian stylu. Można by zatem pomyśleć, że "The Head & The Habit" będzie krążkiem wtórnym. I tu spotykamy się z sytuacją z pewnego powiedzonka - "Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie". Faktycznie, w zapowiedziach ciężko doszukiwać się jakiejkolwiek innowacyjności czy istotnych zmian, ale co z tego, skoro Szwedzi mają niesamowitą umiejętność pisania świetnego materiału?
Każda z trzech albumowych zapowiedzi to rzecz bardzo prosta do zidentyfikowania przez fana stonera - styl Greenleaf jest bardzo charakterystyczny i łatwy do rozpoznania. Jednocześnie każda z tych zapowiedzi jest inna od siebie i niesamowicie przebojowa. Wszystkie te utwory bez problemu wpadną w ucho większości fanów gitarowego grania, i to pewnie już przy pierwszym przesłuchaniu. Ale "The Head & The Habit" przynosi nam łącznie 9 nowych kompozycji. Co zatem z pozostałą szóstką?
Tutaj jednak czuć lekki powiew świeżości za sprawą dwóch najkrótszych utworów - "Obsidian Grin" i "An Alabastrine Smile" - w których znajduje się olbrzymie pole popisu dla Arvida Hällagårda. Wokalista w czasie koncertów niejednokrotnie pokazał, że jego zainteresowania muzyczne sięgają daleko poza stonerowe granice. Kilka lat temu mogli się o tym przekonać uczestnicy Red Smoke Festival gdzie na zakończenie Arvid a capella zaśpiewał "What A Wanderful World" i jeszcze kilka innych fragmentów klasyków. "Obsidian Grin" i "An Alabastrine Smile" są właśnie ukłonem w stronę lżejszych brzmień. Dodajmy, że ukłonem bardzo udanym.
Pozostałe cztery utwory to już rasowy Greenleaf z kolejnymi bardzo przebojowymi "The Sirens Sound" i "A Wolf In My Mind". Warto zwrócić też uwagę na chyba najdłuższy w dotychczasowej dyskografii "The Tricking Tree". W czasie przekraczającym 8 minut dzieje się tu naprawdę wiele i nie ma ani sekundy na nudę. Ta nie występuje praktycznie w ogóle przez prawie 43 minuty trwania "The Head & The Habit". Wszystko to sprawia, że album jest kolejną doskonałą pozycją w dyskografii Greenleaf i murowanym kandydatem do gitarowych podsumowań 2024 roku. Jedynym minusem tego wydawnictwa jest jego fizyczna strona. Wydanie CD w ecobooku bez jakiejkolwiek wkładki powinno być karalne.
Artysta: Greenleaf
Tytuł: The Head & The Habit
Wytwórnia: Magnetic Eye Records
Rok wydania: 2024
Gatunek: Stoner Rock
Czas trwania: 43:58
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
-
Obywatel GC
Ja bym jeszcze dodał, że generowanie okładek ze sztucznej inteligencji powinno być karane, a przecież po tej tutaj na kilometr widać, że jest wypluta z prompta wpisanego do którejś z SI.
2 Lubię
Komentarze (1)