Gdyby osobom postronnym puścić utwory typu "Breathe" lub "Firestarter", a zaraz po tym przejść do albumu "Experience", tylko niewielki odsetek słuchaczy obstawiałby, że to ten sam zespół. Zmiana, jaka dokonała się w muzyce The Prodigy przez kilka lat jest olbrzymia. Może i dziś, ponad 20 lat od premiery, "Experience" brzmi momentami trochę archaicznie, ale i tak robi duże wrażenie. Bez wątpienia jest to klasyka w kategorii muzyki elektronicznej. I nie ważne, że niektóre dźwięki z krążka przypominają czasy gier na Commodore czy Atari. Liczy się to, że albumu nadal przyjemnie się słucha. Chyba najbardziej znanym jego fragmentem jest "Out Of Space" z samplem wyciętym z reggae'owego klasyka Maxa Romero - "I Chase The Devil". Później zespół odgrzał kotleta w postaci utworu "Thunder" z "Invaders Must Die". Nie robi takiego wrażenia, jak pierwowzór.
Kiedyś, będąc oddanym fanem Tangerine Dream, nie wyobrażałem sobie, że ten zespół mógłby się kiedykolwiek rozpaść. O nie, tylko nie to! Takie wspaniałe płyty, taka przepiękna muzyka - to nie może umrzeć. Oni muszą tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć! Niestety, po jakimś czasie, gdy dotarły do mnie płyty nagrane pod koniec lat osiemdziesiątych i później, zmieniłem zdanie. Chciałem, żeby ten zespół składający się tak naprawdę z pana Froese i różnych, co rusz innych osób, zakończył swój żywot jak najszybciej. Tangerine Dream stał się dla mnie karykaturą samego siebie, klasycznym przykładem rozmieniania swojego talentu na drobne. Grupa, która kiedyś była praktycznie głównodowodzącym na łajbie zwanej muzyką elektroniczną, teraz brnęła na mieliznę bez szans na wypłynięcie na szerokie wody.
Pierwszy kontakt z albumem od razu zaskakuje ilością utworów. Jest ich aż piętnaście, od króciutkich, bo trwających trochę ponad minutę do kilkuminutowych, co jest dla mnie pewną niespodzianką, ponieważ na poprzedniej płycie było tych utworów raptem pięć... O ile na "Sacred Mushroom Chant" każdy utwór był osobnym bytem opowiadającym odrębną historię, tak "Erika" można traktować jako album koncepcyjny, ponieważ wszystkie jego utwory powstały z przetworzenia "Gymnopedies" Erika Satie (od tego artysty zresztą wziął się sam tytuł wydawnictwa i jemu też jest ta płyta poświęcona). Prawdę powiedziawszy, nigdy wcześniej nie słyszałem twórczości pana Satie, więc przed wysłuchaniem płyty Bionulora poszperałem w sieci i nadrobiłem zaległości. Bogatszy o nowe muzyczne doświadczenie, wrzuciłem na słuchawki "Erika". Pierwsze przesłuchanie mnie po prostu rozczarowało. Jedyne co z niego zapamiętałem to przetworzony elektronicznie fortepian i mnóstwo pogłosu. Więcej, niż mnóstwo. Pogłos był wszędzie! Dałem sobie spokój i aby poprawić nastrój, wrzuciłem do odtwarzacza "Sacred Mushroom Chant" - moją ulubioną płytę Bionulora.
Rok zerowy. Początek nowej epoki. Nowego porządku w którym nie ma miejsca dla indywidualistów. Wszyscy są tacy sami i myślą tak samo. Oto właśnie piszemy nową przyszłość USA. A jeśli się z nią nie zgadzasz, jeśli uważasz, że wiesz lepiej, a na dodatek słuchałeś płyty "Year Zero" tego wyrzutka, Trenta Reznora, zadzwoń na numer 1-866-445-6580. Bądź patriotą! Bądź informatorem! Amerykańskie Biuro Moralności czeka na sygnał od Ciebie! To jest właśnie to, czego chcę od Nine Inch Nails. To potęga pomysłów, moc dźwięku zmiatająca z siłą huraganu wszystko, co stanie na jej drodze.
Jak byłem mały, to miałem szczoteczkę do zębów, która zmieniała kolor pod wpływem ciepła. Miałem z tego straszną uciechę, a mama mogła sprawdzić, czy rzeczywiście umyłem zęby... Pewnie zastosowali tu ten sam patent!
Oto kolejny album udowadniający moją tezę, że wszystko co najpiękniejsze w muzyce elektronicznej powstało w latach siedemdziesiątych, przed nastaniem ery muzyki cyfrowej lub - jak mówią niektórzy - syfrowej;-) "The Man Machine" to concept-album, który miał pokazać rolę maszyn i robotów we współczesnym świecie. Zautomatyzowanie produkcji, zautomatyzowanie życia. A przypominam, że mamy do czynienia z płytą wydaną w roku 1978. Czyż nie jest to prorocza wizja? Cóż dziś byśmy byli w stanie zrobić beż wszechobecnych automatów? Oczywiście, dziś większą rolę (nawet w prywatnym życiu) pełnią komputery, ale o tym miała traktować dopiero kolejna płyta zespołu.
Lata dziewięćdziesiąte to bardzo dobry czas dla fanów elektroniki. Do klasyki przeszły albumy Fatboy Slima, The Prodigy czy właśnie chemicznych braci. "Dig Your Own Hole" wprowadził duet na salony. Potwierdził, że "Exit Planet Dust" nie był jednorazowym wybrykiem, a skład naprawdę ma głowę do tworzenia tego rodzaju muzyki. "Dig Your Own Hole" to taka mieszanka wybuchowa. Stąd pochodzi jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów duetu czyli "Block Rockin Beats". Do tego dochodzą dwie totalne jazdy - "Elektrobank" oraz "Setting Sun". Pierwszy utwór to jakby ekspresowy koszmar schizofrenika, który pod koniec zmienia się w coś, co puściłbym jako ścieżkę dźwiękową do obrazu ukazującego skutki katastrofy nuklearnej albo bombardowania celów cywilnych. Tego się nie da opisać - trzeba koniecznie posłuchać samemu.
"Witaj w moim świecie, proszę, wejdź" - rozpoczyna płytę Gahan, zapraszając nas do odsłuchania nowej pozycji w dyskografii grupy. Więc dałem się zaprosić i rozejrzałem się ostrożnie w tej rzeczywistości, którą proponują nam panowie z Depeche Mode. To strasznie ciasne, gęste, wręcz klaustrofobiczne miejsce. Nie ma miejsca żeby się obrócić, rozłożyć ramiona, czy chociażby się przeciągnąć. Cały czas myślałem, że poruszam się w tłoku, na dodatek lekko przygarbiony. Szybko opuściłem ten świat, obiecując sobie, że jednak tu jeszcze za kilka dni na chwilę wrócę, aby przekonać się czy to było tylko takie pierwsze wrażenie, czy też to trwałe odczucie.
Pisząc o "Oxygene" Jarre'a wspominałem o utworach, które wszyscy znają, a nie każdy wie, kto jest ich twórcą. Taki właśnie rodzynek trafił się Vangelisowi właśnie na tej płycie. Mowa oczywiście o utworze o nazwie "Pulstar" - krótkim, zaledwie pięciominutowym kawałku z dynamiczną, łatwo wpadającą w ucho linią melodyczną. Kto jej nie zna! Co poza tym? Jest tu jeszcze kilka perełek. Przechodząc dalej mamy tu dwa króciutkie, refleksyjne utwory - "Freefall" i "Mare Tranquillitatis", które podczas słuchania zawsze zlewają mi się w jeden. Następny "Main Sequence" prawie wywołuje u mnie ból zębów. Nie lubię go, przypomina mi trochę ścieżkę dźwiękową ze starych amerykańskich kryminałów z lat siedemdziesiątych. Brrr...
Pamiętacie drugą połowę lat dziewięćdziesiątych, kiedy to płyty kupowało się przeważnie na bazarach i były to głównie składanki typu Bravo Hits czy Viva Hits itp? Ja niestety pamiętam. Młody byłem, nie do końca ukształtowany muzycznie no i słuchało się tego i owego. Większość z tych rzeczy (na szczęście) udało mi się już zapomnieć. Są jednak takie, które pamiętam do dziś i nadal bardzo je lubię. Są wśród nich "Krupa" i "Ain’t Talk About Dub" stworzone przez Apollo 440 w 1997 roku. Były na którejś ze składanek, bardzo mi się podobały i na owe czasy to było na tyle. Dwa lata później słuchałem już Szczecińskiej Listy Przebojów. Pewnego pięknego dnia na liście pojawił się utwór "Stop The Rock". Cholernie mi się spodobał ten kawałek. Jako następny singiel ekipa Apollo 440 wypuściła "Heart Go Boom" - rzecz równie ciekawą. Wtedy już byłem pewien, że muszę mieć ten album. Najpierw, z racji okrojonego budżetu, stałem się posiadaczem kasety. I tak przeżyłem kilkanaście fal fascynacji "Gettin' High On Your Own Supply". Kilka miesięcy temu miałem kolejną i wtedy doszedłem do wniosku, że to z mojej strony wielki nietakt, że jeszcze nie mam u siebie w domu wersji CD. Szybka wizyta na angielskim amazonie i po niecałych dwóch tygodniach miałem już swój egzemplarz na półce.
Fajna okładka, nie? Najnudniejszy koncert na świecie - pomyślicie. Kilku facetów coś tam sobie naciska na pudełkach, a publika siedzi i kontempluje! Heh, no nie wiem... Nigdy nie byłem na koncercie Tangerine Dream, a jest to jedno z moich marzeń niespełnionych (chociaż nie jestem do końca pewien, czy chciałbym pójść na ich współczesny koncert). Ale znaleźć się wśród publiki chociażby tego koncertu w Londyńskim Dominium to już coś. Najbardziej chciałbym usłyszeć na żywo materiał z płyty "Encore" - to według mnie najwspanialsza muzyka, jaka kiedykolwiek została nagrana na naszym globie.
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Jak podaje popularna internetowa encyklopedia, Quad, inaczej wszędołaz, to pojazd czterokołowy przeznaczony głównie do sportu i rekreacji. Zwykle jest to coś w rodzaju czterokołowego motocykla, który doskonale nadaje się do jazdy poza drogami utwardzonymi. Ze względu na walory napędowe znajduje zastosowanie w wojsku, ratownictwie górskim i rolnictwie. Dla audiofila ten...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
Wombat Alfred