Czy tego chcemy, czy nie, święta zbliżają się nieuchronnie. Niektórzy przygotowują się do nich już od dawna - recenzowana tu EP-ka ukazała się we wrześniu. Jest to zbiór ośmiu tradycyjnych pieśni bożonarodzeniowych w wykonaniu grupy Bad Religion. Czego można się spodziewać po zespole z taką nazwą? Parodii świątecznych utworów, z poprzekręcanymi tekstami? Cóż, takie rzeczy już nagrywali w przeszłości... Tym razem zaproponowali coś odmiennego. Teksty pozostały bez zmian, za to podkład muzyczny został zaaranżowany w typowym dla Bad Religion stylu.
Mark Lanegan dość szybko doszedł do wniosku, że jego ambicje muzyczne sięgają zdecydowanie dalej, niż twórczość tworzona z macierzystą formacją Screaming Trees. I bardzo dobrze. Dzięki temu przez ponad 20 lat solowej twórczości w ręce fanów Lanegana wpadło kilka naprawdę dobrych krążków, głównie z kategorii rock, blues, alternatywa. Z pewnością można do nich zaliczyć debiutancki album "The Winding Sheet". Już od pierwszych dźwięków otwierającego album "Mockinbird" słychać, że jest to zdecydowanie coś więcej niż grunge. Oprócz "normalnego sprzętu" przewija się tu gitara akustyczna oraz fortepian (w małych ilościach). Drugi na liście utwór "Museum" to już totalnie inna bajka. Mamy tu do czynienia z typowo akustycznym graniem - skromnym w formie, ale bardzo bogatym w treści. Utwór ten jest raczej minimalistyczny, ale ma w sobie coś intrygującego, hipnotyzującego. Niesamowicie wpada w ucho.
Jeden z moich znajomych stwierdził kiedyś, że "Renegades" to - obok debiutu - najlepsza rzecz, jaką udało się stworzyć ekipie Rage Against The Machine. Można by się w całości z tym stwierdzeniem zgodzić, gdyby nie jeden haczyk - czwarty longplay zespołu to w rzeczywistości nie autorski materiał, a cover album. Dobór utworów sprawił jednak, że wiele osób żyło lub nadal żyje w błogiej nieświadomości. Zespół odświeżył tutaj kilka klasyków i dał drugie życie utworom, które w oryginale nie podbiły świata. Klasyki? Proszę bardzo. Na pierwszy ogień idzie "How I Could Just Kill A Man" zmajstrowany w oryginale przez Cypress Hill na albumie debiutanckim. Obie wersje nie różnią się jakoś specjalnie, może oprócz tego gitarowego pazura zaprezentowanego przez Rage Against The Machine.
Szwedzki Ghost to jedno z najciekawszych zjawisk muzycznych, jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Grupa ma na koncie już dwa longplaye - "Opus Eponymous" z 2010 roku i tegoroczny "Infestissumam". Teraz przyszła pora na EP-kę z coverami. Produkcją zajął się sam Dave Grohl (Foo Fighters, Nirvana). Muzycy sięgnęli głównie po utwory swoich rodaków - "If You Have Ghosts" piosenkarza Roky'ego Ericksona, "I Am a Marionette" ABBY, "Crucified" Army of Lovers. Wyjątek stanowi "Waiting for the Night" z repertuaru Depeche Mode. Warto dodać, że "I Am a Marionette" i "Waiting for the Night" były już wcześniej wydane - pierwszy na singlu "Secular Haze" i rozszerzonej edycji "Infestissumam", natomiast japońska edycja tego albumu zawierała oba utwory.
Czego można się spodziewać po Motörhead? Ostrego, szybkiego i bardzo energetycznego grania - jak na albumach "Overkill" i "Ace of Spades". Już pierwszy udostępniony przez zespół kawałek - "Crying Shame" - pokazywał, że muzycy są w dobrej formie. Chociaż średnia ich wieku mocno przekracza 50 lat (Lemmy zbliża się do siedemdziesiątki), wciąż potrafią przyłożyć mocniej od większości zespołów złożonych z dwudziestolatków. Większość utworów spokojnie mogłaby trafić na któryś z wspomnianych wyżej albumów (na przykład "Heartbreaker", "End of Time", "Going to Mexico", "Queen of the Damned", "Paralyzed"). Wiele z nich ma też spory potencjał komercyjny - w dobrym tego słowa znaczeniu ("Knife", "Keep Your Powder Dry"). Na "Aftershock" nie brak jednak bardziej zaskakujących momentów. Już trzeci na płycie "Lost Woman Blues" - zgodnie z tytułem czerpiący z bluesa - charakteryzuje się wolniejszym tempem i dobrą melodią, a także świetnym brzmieniem gitary. Pod koniec muzycy trochę niepotrzebnie przyśpieszają, przez co znika cały klimat kawałka.
Album ten ukazał się już w lipcu, ale znacznie lepiej się go słucha gdy za oknem pada październikowy deszcz, niż podczas wakacyjnego słońca. "Lowlands" to już drugi album amerykańskiej grupy The Flying Eyes (lub trzeci, licząc "The Flying Eyes", składający się z dwóch wcześniej wydanych EP-ek). Grupa powstała w 2007 roku, ale zarówno stylistycznie, jak i brzmieniowo, nawiązuje do późnych lat 60. A konkretnie - do cięższej odmiany rocka psychodelicznego (heavy psych), z wyraźnymi wpływami blues rocka. Na otwarcie grupa proponuje dwa dynamiczne kawałki - "Long Gone" i "Under Iron Feet". Oba wyróżniają się brudnym, ale wyraźnym brzmieniem gitar, stonerowo-sabbathowymi riffami, oraz długimi partiami solowymi. Dodatkowym smaczkiem w pierwszym z tych utworów jest psychodeliczny odlot w drugiej połowie. Mniejsze wrażenie robi "Rolling Thunder", którzy brzmi, jakby muzycy nie mogli się zdecydować czy grać wolno, czy szybko. Niesamowity, niepokojący klimat kreuje natomiast "Smile", oparty na motorycznej linii basu, który mimo łagodniejszego brzmienia gitar i pojedynczych klawiszowych dźwięków (nawiązujących do początku "Echoes" Pink Floyd) jest najbardziej przytłaczającym utworem na longplayu.
Pearl Jam dołączył do grona wykonawców, którzy już na tydzień przed oficjalną premierą nowego albumu zdecydowali się udostępnić wszystkie utwory do darmowego odsłuchu na iTunesie. Dzięki temu recenzja "Lightning Bolt" może ukazać się zanim longplay trafi do sklepów, a nade mną nie wisi presja czasu. W tym wypadku jest to bardzo pomocne, bo mimo wielu przesłuchań długo nie wiedziałem, co napisać. Nie jest to taki album, na jaki czekałem. Nie, nawet nie marzyłem, że nagrają nowy "Ten", czy chociaż "Vs." lub "Vitalogy". Ale po całkiem solidnym "Backspacer" z 2009 roku, spodziewałem się, że muzycy nagrają jego kontynuacje. Tymczasem "Lightning Bolt" to powrót o kilka lat wstecz, do tego niezbyt udanego okresu, w którym muzycy sami za bardzo nie wiedzieli co chcą grać, więc proponowali mnóstwo dziwnych eksperymentów. Dobrą zapowiedzią albumu były już poprzedzające go single "Mind Your Manners" i "Sirens". A to dlatego, że oba są utrzymano w diametralnie różnych stylistykach. Pierwszy - brudny, punkowy, chaotyczny. Drugi - balladowy, ze zgrabną melodią i starannie zaaranżowanymi partiami instrumentalnymi. Na "Lightning Bolt" składają się właśnie utwory, pomiędzy którymi ciężko znaleźć wspólny mianownik (poza charakterystycznym wokalem Eddiego Veddera).
Tak jak "Aura" mnie intrygowała, a "Earthshine" zniewalał i pochłaniał milionami skojarzeń z Tatrami, tak pierwszy odsłuch "Eternal Movement" był dla mnie obojętny. Ta sama sytuacja miała miejsce przy drugim, trzecim i czwartym kontakcie z płytą. Aż tu nagle wszystko się odmieniło, zaskoczyło i teraz działa już zaskakująco płynnie. Nowy krążek Tides From Nebula jest zupełnie inny od swojego poprzednika. Jak już wcześniej wspomniałem, "Earthshine" to dla mnie idealny podkład do wspomnień związanych z górami. "Eternal Movement" z kolei jest jakby podróżą w kosmos bez wychodzenia z domu. Klimaty na obu krążkach są skrajnie różne. Tam panował spokój i zaduma, tutaj wszystko jest zdecydowanie żywsze, bardziej dynamiczne. No i przede wszystkim weselsze. Od singlowego "Only With Presence" aż bije optymizmem i pozytywną energią. Podobnie jest z otwierającym płytę "Laughter Of Gods". Wakacyjne (przepraszam - letnie) wspomnienia przywołuje "Satori" kojarzący się z wycieczką do słonecznych, egzotycznych krajów. Wcześniej takiego czegoś u Tides From Nebula nie było.
Kwartet Kings Of Leon nie wymaga chyba żadnej introdukcji, szczególnie po tegorocznej edycji festiwalu Heineken Open'er. Ten amerykański zespół pokochała cała Europa, a ich gitarowe brzmienie najbardziej upodobali sobie Brytyjczycy. W skład grupy wchodzi czwórka braci, a jej nazwa pochodzi od imienia, które nosił ich ojciec oraz ich dziadek. Panowie grają razem od 2003 roku i dorobili się całkiem sporej kolekcji statuetek Grammy. W 2010 roku wydali piąty w swojej karierze, świetny album "Come Around Sundown". Został on bardzo ciepło przyjęty, lecz paradoksalnie nie był to najszczęśliwszy czas dla grupy. Z powodu choroby alkoholowej jednego z braci, zespół zmuszony był przerwać trasę koncertową. Na szczęście chory wyzdrowiał, wszyscy odpoczęli i wrócili do nas z nowym krążkiem "Mechanical Bull". I trzeba przyznać, że jest to powrót w wielkim stylu. Muzyka nie straciła nic na świeżości i energii, za którą pokochaliśmy Kings Of Leon. Stała się natomiast dużo bardziej dojrzała, zarówno w warstwie kompozycyjnej, jak i lirycznej.
Pierwsze spotkanie z "Several Shades Of Why" może być dla fanów Dinosaur Jr lekkim zaskoczeniem. Ba! Co ja piszę... Może być nie lada szokiem. Nie ma tu głośnych gitar, jazgotu, ściany dźwięków i reszty elementów, do których zespół przyzwyczaił nas przez cały okres swojej kariery. Więc jaki jest "Several Shades Of Why"? Uroczy. Say what?! Urocza to może być dziewczyna, a nie płyta... Tak, wiem o tym, ale żadne inne słowo nie przychodzi mi do głowy. J Mascis nagrał 10 niezbyt długich, uroczych piosenek łączących w sobie elementy folkowe, country, bluesowe no i oczywiście rockowe, ale te ostatnie są tu w zdecydowanym odwrocie. Na krążku przez lekko ponad 40 minut króluje niczym niezmącony spokój. Utwory lekkie przeplatają się z delikatnymi. Te z kolei z jeszcze lżejszymi i delikatniejszymi. Całość opiera się w głównej mierze na gitarze akustycznej, choć oczywiście nie brakuje różnych dodatków.
Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Rega - nazwa znana i ceniona w całym świecie audio, głównie z powodu znakomitych gramofonów, ale także innych komponentów hi-fi. Każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem grającym, doskonale woe, że produkty brytyjskiej legendy są uważane za jedne z najlepszych na świecie i chyba każdy marzy, aby chociaż raz sprawdzić...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
Wielki Vinylator