Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Płytowe Podsumowanie Roku 2015

  • Kategoria: Płyty
  • StereoLife

Płytowe Podsumowanie Roku 2015

Nadszedł koniec kolejnego roku, który jak wszystkie poprzednie przyniósł nam wiele muzycznych uniesień i totalnych rozczarowań. Pewnie wielu z nas choć raz przestawało z nogi na nogę w oczekiwaniu na premierę albumu ulubionego artysty. Na brak atrakcji z pewnością nie mogli narzekać fani gitarowego grania. Nowe albumy nagrały takie legendy, jak Iron Maiden, Motörhead, Killing Joke czy Slayer. W innych gatunkach sytuacja wyglądała podobnie. Ponadto rok 2015 zaskoczył nas kilkoma ciekawymi odkryciami na scenie mainstreamowej i w muzyce niszowej. Na brak dobrych dźwięków nie mogliśmy również narzekać na naszej rodzimej scenie. Świetny koncert w szczecińskiej filharmonii zagrała ekipa Hey, fanów elektronicznych dźwięków materiałem na światowym poziomie uraczył Kamp. Świat muzycznej alternatywy docenił niszowy projekt Stara Rzeka, który został dostrzeżony i doceniony bardzo wysokimi miejscami w różnych rankingach.

Niestety standardowo nie udało się uniknąć potknięć i całkowitych niewypałów, które mimo nachalnej promocji w mediach nie niosą ze sobą żadnej wartości i najbardziej honorowym rozwiązaniem byłoby spuszczenie na nich kurtyny milczenia. Jednak, aby nie popaść w marazm, należy szukać pozytywów i dlatego nasze zestawienie zaczniemy od albumów, które naszym zdaniem w tym roku zasługiwały na szczególną uwagę i wyróżniały się poziomem na tle innych produkcji. O potknięciach pomówimy na koniec. Zatem zaczynamy od najlepszych naszym zdaniem albumów 2015 roku w kolejności alfabetycznej.

Hity

All Them Witches - Dying Surfer Meets His Maker
W tym roku ekipa All Them Witches wdarła się do rolowego świata dwukrotnie. Na początku za sprawą "Lightning At The Door" sprzed dwóch lat, pod koniec roku natomiast za sprawą nowego materiału, który co najmniej utrzymuje poziom poprzednika. Stosunkowo młody zespół nagrał krążek na światowym poziomie, o którym wiele ekip ze zdecydowanie dłuższym stażem może tylko pomarzyć. "Dying Surfer Meets His Maker" zabiera słuchacza w podróż przez kilkadziesiąt lat historii rocka i różnych gatunków ościennych. Takie granie powinno być promowane w mediach. Ekipa All Them Witches dzielnie biła się z Killing Joke o miano albumu roku.

Baroness - Purple
Czwarty kolor w dorobku grupy przynosi nam muzykę zdecydowanie cięższą i żywszą niż na "Yellow & Green". Zespołowi udało się pozbierać po traumatycznym przeżyciu i nagrać album świetny chociaż pozostawiający niedosyt głównie ze względu na czas trwania. Po trzech latach czekania chciałoby się chociaż 10 minut więcej. Nie zmienia to faktu, że "Purple" to kolejny bardzo mocny materiał w dyskografii Baroness i wylęgarnia świetnych utworów.

Chris Cornell - Higher Truth
Chris Cornell na muzycznej scenie działa już od 30 lat, a mimo to pozostaje twórcą poszukującym. Wystarczy przyjrzeć się trzem ostatnim albumom, jakie nagrał. Solowy "Scream" z 2009 roku był (nieudaną) próbą odnalezienia się w świece współczesnego, przeprodukowanego popu. Nagrany z Soundgarden "King Animal" był natomiast powrotem do brudnego, zakręconego grania, które ćwierć wieku temu przyniosło mu sławę. Tegoroczny, znów solowy "Higher Truth" to granie bardzo ascetyczne, z akompaniamentem często ograniczającym się do gitary akustycznej. Na dłuższą metę (przy dwunastu podobnych utworach) takie proste, ograniczające aranżacje stają się męczące. Po kilku utworach zaczyna brakować różnorodności. Wynagradza to jednak wiele świetnych melodii.

David Gilmour - Rattle That Lock
Były muzyk Pink Floyd nie śpieszył się z wydaniem następcy "On an Island" z 2006 roku, za to nagrał najlepszy album w swojej solowej karierze. Lepiej skomponowany i bardziej różnorodny od poprzednich trzech. Odpowiednią dynamikę zapewniają dwa singlowe kawałki - tytułowy "Rattle That Lock" oraz "Today". Oba wyróżniają się wręcz tanecznym charakterem (świetny funkowy bass Guya Pratta, dawnego współpracownika Pink Floyd), chociaż nie brakuje w nich również ostrych solówek Gilmoura. Sporym zaskoczeniem jest "The Girl in the Yellow Dress" - stricte jazzowy utwór (akompaniament stanowią głównie kontrabas, saksofon i fortepian), kojarzący się z zadymionymi knajpami z czarno-białych filmów. Wpływy jazzowe słychać także w "Dancing Right in Front of Me". Reszta albumu to już typowy, melancholijny Gilmour. Takie utwory, jak "A Boat Lies Waiting", instrumentalny "And Then...", czy "In Any Longue", spokojnie mogłyby znaleźć się na którymś z ostatnich albumów Pink Floyd. Szczególną uwagę warto zwrócić na ten ostatni, brzmiący jak "Comfortably Numb" skrzyżowane z "High Hopes". To utwór tego samego kalibru. Ale cały album jest udany. Nie można nie wspomnieć o świetnej formie Davida, którego głos brzmi zaskakująco młodzieńczo (z wyjątkiem "Faces of Stone", gdzie śpiewa niżej, nieco przybrudzonym głosem), a o jego gitarowych solówek chyba nawet nie wypada wspominać, bo te zawsze były na najwyższym poziomie.

Europe - War of Kings
Jeszcze mniej, niż rok temu wyśmialibyśmy każdego, kto powiedziałby, że umieścimy w swoim podsumowaniu album Europe. Tego samego Europe, który zawsze był dla mnie synonimem obciachu i tandety. Ich najnowszy album zaskoczył nas jednak pozytywnie. Zamiast "pudel" metalowego kiczu (a'la "The Final Countdown") otrzymujemy tutaj klasycznie hard rockowe granie, kojarzące się z twórczością takich wykonawców, jak Rainbow ("Rainbow Bridge"), Whitesnake ("Children of the Mind" i bluesująca ballada "Praise You") czy Thin Lizzy (przebojowy "Days of Rock 'n' Roll"). Najlepiej na albumie wypadają balladowe utwory o bluesowym odcieniu. Niestety, większość pozostałych kompozycji wypada sztampowo i mało ciekawie. Jednak "War of Kings" i tak oferuje więcej, niż spodziewałem się po tym zespole. A to już coś.

Faith No More - Sol Invictus
Po osiemnastoletniej przerwie wydawniczej, Faith No More powrócił z albumem, który brzmi jak zagubione ogniwo łączące trzy poprzednie wydawnictwa grupy. Nie brakuje tutaj nieco zwariowanych kawałków o schizofrenicznym klimacie albumu "Angel Dust" ("Super Hero", "Separation Anxiety"), surowego grania w stylu "King for a Day... Fool for a Lifetime" ("Black Friday", "Cone of Shame"), jest też kilka bardziej stonowanych utworów nawiązujących do "Album of the Year" ("Sol Invictus", "Sunny Side Up", "From the Dead"). Odrobinę powiewu świeżości przynosi rozbudowany "Matador". Jednak ten krótki, niespełna czterdziestominutowy longplay to przede wszystkim nostalgiczny powrót do lat dziewięćdziesiątych, kiedy grupa odnosiła największe sukcesy.

Ghost - Meliora
Jeden z ciekawszych zespołów ostatnich lat - łączący cięższe granie i satanistyczno-horrorowy klimat z rockiem psychodelicznym i popem - na swoim trzecim albumie pokazuje na co go stać. Wydany dwa lata temu "Infestissumam" budził obawy, że zespół pójdzie raczej w stronę popu, jednak "Meliora" to powrót do cięższych brzmień. Singlowy "Cirice" pod względem instrumentalnym przypomina wolniejsze utwory Slayera (z czym ciekawie kontrastuje popowy wokal i pojawiające się w refrenach klawisze). Sporo ciężaru przynoszą także takie utwory, jak "From the Pinnacle to the Pit" czy "Mummy Dust". Ale album jest dość zróżnicowany i znalazło się na nim miejsce także dla opartego głównie na brzmieniach akustycznych "He Is", albo dla nieco popowego, w stylu lat osiemdziesiątych, "Deus in Absentia", który pokazuje, że zespół nie zamierza wyprzeć się stylu dominującego na poprzednim longplayu. Niestety, ta całkiem fajna muzyka wiele traci przez infantylny wizerunek zespołu (anonimowi muzycy w przebraniach), przez który ciężko traktować Ghost poważnie.

High On Fire - Luminosferous
Kto by pomyślał, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie byliśmy w stanie przesłuchać żadnego albumu High On Fire. Dopiero przy nastym podejściu coś zaskoczyło a przy "Luminosferous" totalnie się odblokowało. Najnowsze dzieło ekipy Pike’a wchodzi słuchaczowi tak dobrze, jak zimne piwo po 8 godzinach pracy w upalny dzień. Mimo specyfiki gatunku i ciężaru, krążek powinien spodobać się nie tylko fanom metalu. Początkowe wrażenie prostoty i toporności szybko znika, a z każdym kolejnym odsłuchem odkrywamy coraz to nowsze smaczki, które świadczą o świetnych zdolnościach muzyków. Całość dopełnia genialna okładka.

Intronaut - The Direction Of Last Things
Tylko dwa lata minęły od premiery "Habitual Levitations". W tym niedługim okresie zespołowi udało się stworzyć genialny materiał, chyba najlepszy w swojej dotychczasowej karierze. Z pewnością jest to dzieło najłatwiejsze do przyswojenia - skromne w growlowanie, za to zdecydowanie bogatsze w progresywną odsłonę zespołu, pełną bardziej rozbudowanych form niż na poprzedniku. Ciężar przeplata się tu z delikatnymi pejzażami muzycznymi. Całość robi bardzo duże wrażenie i sprawia, że zespół umacnia się w ekstraklasie sludge/post metalu, gdzie już od dawna jest stylowa szufladka z napisem Intronaut.

Iron Maiden - The Book of Souls
Mimo że to najdłuższy longplay zespołu, muzykom udało się nie powtórzyć błędów kilku poprzednich wydawnictw. Mniej wydłużania na siłę utworów, więcej prosztszych, dynamicznych kawałków ("Death or Glory", "When the River Runs Deep", "Tears of a Clown"), choć nie zabrakło też kilku dłuższych form ("The Book of Souls", "The Red and the Black" oraz najdłuższy w całej dyskografii grupy "The Empire of the Clouds"). Najciekawiej wypadają chyba jednak utwory średniej długości, jak intrygujący klimatem, a przy tym bardzo chwytliwy "If Eternity Should Fail", sprytnie nawiązujący do przeszłości "Shadow of the Valley", oraz balladowy "The Man of Sorrows". Zdarzają się też słabsze utwory (bezbarwny "The Great Unknown", toporny "Speed of Light"), ale należą one do mniejszości.

Killing Joke - Pylon
Po trzech latach ciszy zespół wrócił do muzycznego świata z albumem kompletnym - inteligentnym, przemyślanym, mrocznym, przytłaczającym, intrygującym. Nie ma tutaj ani jednej zbędnej sekundy, całość wgniata w fotel. "Pylon" jest wielowymiarowy i nie zamyka się hermetycznie w jednej konwencji tak jak to było z "Hosannas From The Basements Of Hell". Na nowym albumie odnajdziemy nawiązania do "Pandemonium", "Democracy", albumów z początku kariery Killing Joke jak i tych zdecydowanie nowszych. Fanom lżejszych klimatów do gustu z pewnością przypadnie "Euphoria" lub też "Big Buzz". "Ciężarowcy" będą wniebowzięci słuchając "I Am The Virus". Warto zainwestować w wersję Deluxe tego wydawnictwa. Zawiera ona hipnotyczny utwór "Apotheosis" i chyba tylko jego brak na krążku podstawowym można uznać za wadę "Pylona".

Mark Knopfler - Tracker
Wiele osób zarzucało "Trackerowi", że to kolejny taki sam album Knopflera. Jest w tym sporo racji ale z drugiej strony: czy oczekujemy od akurat tego artysty stylistycznego przewrotu. Mark od kilkunastu lat robi to co lubi, to w czym dobrze się czuje. I robi to dobrze nie patrząc na trendy i mody panujące w dzisiejszym przemyśle muzycznym. "Tracker" to kolejne bardzo osobiste spotkanie z artystą na zasadzie - my, szklanka whisky i Knopfler snujący swoje opowieści o życiu i otaczającym nas świecie.

Minsk - The Crash And The Draw
Minsk A.D. 2015 to zespół zupełnie inny niż sprzed ich rozpadu i późniejszej reaktywacji. Nowy album jest najdłuższy i najtrudniejszy w odbiorze z dotychczasowej dyskografii. Ponadto Minsk odciął się tutaj od orientalnego/rytualnego klimatu na rzecz bardziej totalnego. Ten 76 minutowy kolos przytłacza swoim ciężarem, tłamsi i katuje słuchacza. Ale robi to w taki sposób, że za każdym razem po końcowych dźwiękach albumu mamy ochotę na więcej. "The Crash And The Draw" to dzieło integralne, którego powinno się słuchać w całości, a nie na wyrywki. Wtedy robi największe wrażenie ale jednocześnie wtedy jest materiałem dla osób wytrwałych.

Motörhead - Bad Magic
Na Motörhead można polegać. Bez żadnego zbędnego kombinowania, muzycy grają tylko to, co wychodzi im najlepiej. Czyli bardzo energiczne, ciężkie i przebojowe kawałki, stylistycznie plasujące się gdzieś pomiędzy rock and rollem, heavy metalem i hard rockiem. I taka właśnie jest zdecydowana większość ich najnowszego longplaya. Ale zespół przecież lubi także na swoich albumach "zaskoczyć" balladą (tutaj rolę tę pełni "Till the End"). Skoro więc wszystko jest na swoim miejscu, czy można powiedzieć że "Bad Magic" to wzorowy album Motörhead?Niestety, jest pewien mankament, a są nim partie wokalne. Oczywiście, Lemmy nigdy nie był dobrym wokalistą (choć jego zachrypnięty głos dobrze współgrał z wykonywaną muzyką). Tutaj jednak wyraźnie się męczy, jest w wyjątkowo fatalnej kondycji (co potwierdzają liczne newsy o jego złym stanie zdrowia, przez który zespół często musi przerywać koncerty). O ile jeszcze w autorskim materiale jakoś daje radę, tak jego wyczyny w przeróbce "Sympathy for the Devil" Stonesów są poniżej wszelkiej krytyki.

Riverside - Love, Fear and the Time Machine
Mariusz Duda nie zawodzi - co roku, czy to z solowym projektem Lunatic Soul, czy z grupą Riverside, wydaje album, którego nie powinno zabraknąć w żadnym zestawieniu. Jak na polską rzeczywistość, twórczość obu tych zespołów prezentuje zaskakująco światowy poziom. Choć stylistyczny zwrot na najnowszym albumie Riverside nie wszystkim przypadł do gustu. Sami mieliśmy spore obawy przed premierą, gdyż zapowiedzi łagodniejszego materiału inspirowanego muzyką lat osiemdziesiątych nie brzmiały optymistycznie. Jednak "Love, Fear and the Time Machine" przypadł nam do gustu. Większy nacisk na melodie ("Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?)", albo akustycznej perełce "Time Travellers") i uwypuklenie linii basu ("Under the Pillow", "#Addicted", "Caterpillar and the Barbed Wire") to bardzo udane zabiegi. Choć z drugiej strony, sprawiają one, że materiał bliższy jest twórczości Lunatic Soul, niż wcześniejszych dokonań Riverside. Do tych ostatnich zespół nawiązuje jednak w dwóch najdłuższych utworach, czyli "Saturate Me" i - niezbyt według nas udanym - "Towards the Blue Horizon". A skoro już o tym mowa, nie przekonuje nas także singlowy "Discard Your Fear", który po świetnym wstępie, nie ma już nic więcej do zaoferowania.

Slayer - Repentless
"Repentless" jest jak wino - zyskuje z czasem. Początki z nowym albumem Slayera mieliśmy niezbyt pozytywne. Dopiero za którymś razem zaskoczyło. Wiele osób zarzucało Slayerowi, że album jest wtórny. Oczekiwali od Kinga i spółki zapuszczenia się w rejony dubstepu czy folku? My od Slayera oczekiwaliśmy krążka "slayerowatego" i właśnie taki otrzymaliśmy. "Repentless" momentami urywa tyłek ekspresowym tempem i bałaganiarstwem by zaraz przytłoczyć powolnym ciężarem. Z dawnego składu zostało tylko dwóch muzyków ale następcy Lombardo i przede wszystkim Hannemana dają radę. "Repentless" jest na to dowodem.

Steven Wilson - Hand. Cannot. Erase.
Czwarty solowy album Stevena Wilsona - lidera chyba już nieistniejącego Porcupine Tree - to jego najbardziej przystępny album z dotychczas wydanych. Nie brakuje na nim bardzo chwytliwych kawałków o wręcz piosenkowym charakterze, czego najlepszym przykładem tytułowy (ale bez kropek) "Hand Cannot Erase" oraz "Happy Returns". Ten ostatni ma przy okazji sporo wspólnego z wspomnianym wyżej zespołem. Innym utworem, który powinien spodobać się wielbicielom tamtego projektu Wilsona, jest zadziorny "Home Invasion". Na szczególne wyróżnienie zasługuje także rozbudowany "3 Years Older", mój faworyt z tego albumu. Połamany rytm i wysuwająca się na pierwszy plan partia basu przywołują skojarzenia z twórczością Rush, ale istotną rolę odgrywa tu także gitara akustyczna i fortepian. Niestety, longplay ma też słabsze momenty, do których zaliczamy przede wszystkim "Perfect Life" z gościnną recytacją Katherine Begley na tle monotonnego, mechanicznego podkładu.

Stara Rzeka - Zamknęły Się Oczy Ziemi
Nie od dziś wiadomo, że w Polsce gdzieś daleko od popularnych stacji telewizyjnych i radiowych istnieje kraina, w której tworzy się dobrą muzykę. W tej krainie żyje sobie Behemoth, Vader, Riverside, Votum, Obscure Sphinx, Blindead i jeszcze wiele innych zespołów i twórców, których te popularne stacje strasznie się boją. Nie przeszkadza to jednak w robieniu kariery i budowaniu renomy w muzycznym świecie. W tej tajemniczej krainie żyją również inne stworzenia, przy których wyżej wymienione zespoły wydają się być wyjątkowo popularne. Takim stworzeniem jest Stara Rzeka, która w tym roku swoim nurtem zmiotła z powierzchni ziemi konkurencję. Dzieło Kuby Ziołka to międzygatunkowa hybryda, która otwiera słuchaczowi umysł na zupełnie nowe muzyczne doznania. Raz na jakiś czas pojawiają się w naszym marnym świecie takie wydawnictwa jak "Zamknęły Się Oczy Ziemi", które zasługują na szczególną uwagę lecz ze względu na specyfikę nigdy jej nie dostaną i nie dotrą do szerszej publiczności. Na szczęście grono świadomych wie o takich projektach i właśnie dla nich warto je tworzyć.

The Grand Astoria - The Mighty Few
Dwa utwory, prawie 50 minut materiału wygenerowanego przez zakręconych muzyków z Petersburga. "The Mighty Few" to wybuchowa, eklektyczna mieszanka rocka progresywnego, psychodelicznego, kosmicznego z elementami heavy metalu, punku, jazzu, bluesa, folku i cholera wie czego jeszcze. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że hybryda ta świetnie funkcjonuje i wciąga słuchacza. Chociaż konstrukcja utworów pozwalałaby na ich podział i stworzenie albumu "poprawnego politycznie" z kilkunastoma trackami o normalnym czasie trwania.

Rozczarowania

Coldplay - A Head Full Of Dreams
W przypadku tego albumu ciężko mówić o rozczarowaniu. Nie czekaliśmy na niego, nie śledziliśmy informacji w czasie oczekiwania na premierę. Ale gdy już "A Head Full Of Dreams" ujrzał światło dzienne, wypadało go posłuchać. Wniosek jest jeden - nowy album to najgorsza pozycja w dotychczasowej dyskografii grupy. Jest to nawet nie krok ale trójskok w tył w stosunku do tego, co robili jeszcze parę lat temu. Jeśli tak ma wyglądać rozwój Coldplay, to lepiej aby zaczęli się zwijać i z twarzą zakończyli działalność (a chyba wspominali już o tym kilkukrotnie).

Fear Factory - Genexus
Liczyliśmy na porządny materiał, który nawiąże do najlepszych czasów ekipy Fear Factory a otrzymaliśmy kolejny taki sam album, który nie wnosi niczego nowego do gatunku... Zamiast tego wnosi wtórność i kilka innych drażniących elementów - czyste wokale Bella. Słuchanie "Genexusa" nie jest torturą, ale nie sprawia żadnej przyjemności. Album z cyklu przesłuchać, ocenić, zapomnieć.

Jean Michel Jarre - Electronica 1: The Time Machine
Nowy Jean Michel Jarre nie przynosi kompletnie niczego, za co pokochaliśmy tego artystę kilkadziesiąt lat temu. Od premiery ostatniego albumu artysty minęło bardzo dużo czasu - czasu, który nie został wykorzystany. Jean Michel Jarre do współpracy zaprosił wielu znanych (i mniej znanych) artystów zatem potencjał całego przedsięwzięcia był duży. Niestety nie został wykorzystany. "Electronica 1" jest miałka i nudna. Polotu w niej tyle, co w sprzedawczyni ziemniaków na bazarze.

Kurt Cobain - Montage Of Heck: The Home Recordings
Bardzo mocny kandydat do tytułu najgorszego chłamu wydanego w tym tysiącleciu. Ta składanka jest żywym dowodem na to, że dla pieniędzy człowiek jest w stanie zrobić wszystko - nawet wydać takie coś. Ktoś w Internecie napisał, że nie po to sobie Cobain strzelił w łeb, aby teraz wydawać takie śmieci i podcierać sobie tyłek renomą, na którą artysta zapracował wraz z zespołem. Smutne to i prawdziwe...

Paradise Lost - The Plague Within
Zespół potrafił kiedyś ciekawie łączyć ciężkie brzmienia z ładnymi, melancholijnymi melodiami. Albumy "Icon", "Draconian Times" i "One Second" to jedne z ciekawszych wydawnictw lat dziewięćdziesiątych. Od kilku lat zespół jednak z każdym kolejnym albumem gra coraz ciężej. I o ile jeszcze "In Reqiuem" z 2007 roku był ciekawym powrotem do muzyki z czasów "Icon" i "Draconian Times", tak dwa kolejne były już zdecydowanie za mało melodyjne (choć fragmenty mają niezłe). Tegoroczny "The Plague Within" z melodyjnością nie ma praktycznie nic wspólnego. Album po brzegi wypełniony jest bezmyślną agresją i ciężarem, ledwie w kilku utworach pojawiają się śladowe ilości melodii. Zespół, który wypracował kiedyś całkiem interesujący i dość oryginalny styl, cofnął się w rozwoju do grania tak bardzo niedojrzałej muzyki, w której liczy się wyłącznie bezsensowna, przejaskrawiona brutalność.

Saxon - Battering Ram
Poprzedni album grupy, "Sacrifice" z 2013 roku, pokazywał, że w tak wyeksploatowanym doszczętnie stylu, jakim jest heavy metal, wciąż można tworzyć interesującą muzykę. Na "Battering Ram" już tak dobrze nie jest - to metalowa sztampa, do bólu schematyczna, pozbawiona ciekawych riffów i solówek, oraz dobrych melodii. Na plus mogę zaliczyć tylko dwa utwory - "Top of the World" z fajnymi unisonami gitar, oraz półballadowy "To the End". Z pewnością ukazało się w tym roku mnóstwo gorszych, jeszcze bardziej wtórnych i bezbarwnych metalowych albumów, ale na szczęście nie miałem okazji ich usłyszeć.

Scorpions - Return to Forever
Zespół powinien zakończyć, tak jak obiecywali muzycy, karierę albumem "Sting in the Tail" z 2010 roku. Całkiem przyzwoitym, nie przynoszącym grupie wstydu. "Return to Forever" to jedno z najsłabszych wydawnictw grupy. Album złożony jest z nagranych współcześnie odrzutów, a także nowych kawałków, napisanych przy istotnej pomocy producentów (którzy zupełnie nie mają pojęcia czym jest hard rock - co słychać także w plastikowym, płaskim brzmieniu, z cienko brzęczącymi gitarami i brakiem niskich tonów). Scorpionsi w ciągu swojej kariery nagrali wiele koszmarnych rzeczy (chociażby album "Eye II Eye"), ale znajdujący się tutaj kawałek "Rollin' Home", inspirowany współczesnym popem w najgorszej odmianie, przebija je wszystkie, jeżeli chodzi o poziom tandety i zażenowania. Inne utwory są tylko odrobinę lepsze. Dość niezły, choć sztampowy, mógłby być "Rock 'n' Roll Band", gdyby nie to koszmarne brzmienie, nijak nie pasujące do tego energetycznego kawałka.

Whitesnake - The Purple Album
Po czterech latach przerwy, zespół Davida Coverdale'a zamiast nowego materiału, wydał zbiór nagranych na nowo utworów, które lider 40 lat temu współtworzył z grupą Deep Purple. Bardzo lubię ten okres twórczości słynnej grupy, co chyba jeszcze bardziej wpływa na negatywny odbiór "The Purple Album". Wykonania są okropne. W połowie lat siedemdziesiątych. Coverdale był u szczytu swoich wokalnych możliwości. Obecnie próbuje oszukać słuchaczy poprawiając komputerowo swój głos - na tyle nieumiejętnie, że podstęp od razu słychać, a w dodatku nie udało się ukryć w ten sposób, że wokalista bardzo się męczy w tym repertuarze. Muzycznie też nie jest najlepiej: instrumentaliści grają te utwory w bardzo rzemieślniczy sposób, a o ich solówkach nawet nie warto wspominać. Po prostu obecnym muzykom Whitesnake brakuje talentu (który mieli ówcześnie muzycy Deep Purple), mają tylko techniczne umiejętności. Aranżacje są bardzo bliskie oryginalnym (chlubnym wyjątkiem jest zagrany akustycznie "Sail Away", co jednak średnio pasuje do tego utworu), ale zepsuto je uwspółcześnionym, komputerowym brzmieniem.

Komentarze

  • Brak komentarzy

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Perlisten R10s

Perlisten R10s

Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...

NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Messa - The Spin

Messa - The Spin

Pamiętam, jak olbrzymie wrażenie zrobił na mnie "Close", kiedy ukazał się w 2022 roku. Trzeci album Messy długo nie opuszczał...

Tech Corner

Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo

Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo

Czy to w domowym zaciszu, na koncercie, podczas pracy w studiu czy w samochodzie - wzmacniacz jest jednym z kluczowych elementów każdego systemu stereo. Czym właściwie jest? Najprościej można powiedzieć, że jest to układ elektroniczny, którego zadaniem jest wytworzenie na wyjściu sygnału analogowego będącego wzmocnioną kopią sygnału podanego na wejście....

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

W sto lat od mono do multiroomu - Denon

W sto lat od mono do multiroomu - Denon

O historii sprzętu audio można się wiele nauczyć przeglądając dzieje firm, które tworzą go od wielu, wielu lat. Korzeni większości wynalazków stanowiących swoiste kamienie milowe w rozwoju technologii nagrywania i odtwarzania dźwięku należy oczywiście szukać w Europie i USA, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że życie dzisiejszych audiofilów nie...

Cytaty

AndromedaRomanoLax.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.