Killing Joke - Hosannas From The Basements Of Hell
- Kategoria: Metal
- Karol Otkała
Po wydaniu kilku świetnych płyt pod rząd, większość zespołów dalej kroczyłaby tą drogą i tworzyła rzeczy sprawdzone - podobające się słuchaczom. Problem w tym, że Killing Joke nie należy do większości i nie jest to normalny zespół. Po wydaniu w 2003 roku albumu świetnie przyjętego przez fanów, grupa nie odcięła kuponów od własnego sukcesu, tylko zamknęła się w piwnicy gdzieś w Pradze (Jaz jest zafascynowany tym miastem, ja w gruncie rzeczy też) i nagrała najbardziej bezkompromisowe dzieło w swoim dorobku. I jednocześnie najtrudniejsze w odbiorze. Lekko ponad 62 minuty grania zostało zamknięte w 9 utworach. Najkrótszy z nich trwa 4 minuty i 15 sekund, a najdłuższemu niewiele brakuje do 10 minut. Otwierający "This Tribal Antidote" nie zapowiada jeszcze w pełni tego, co ma dopiero nadejść. Utwór jest w miarę normalny jak na twórczość Killing Joke. Gdyby trochę zluzować ciężar, to klimatem mógłby się wpasować w "Pandemonium".
O drugim na liście utworze tytułowym już nie można tego powiedzieć. Tu mamy do czynienia z industrialną rzeźnią. "Hosannas From The Basements Of Hell" brzmi jak utwór rytualny. Chyba nie tylko ja mam zawsze takie skojarzenia, bo teledysk do niego obraca się w podobnych rejonach. Do motorycznej, monotonnej, opartej na jednym motywie muzyki dochodzi szamański śpiew Jaza. Chwilowe lżejsze fragmenty nie luzują przytłaczającej atmosfery, jaka tutaj panuje. Mistrzostwo świata. Dawka industrialu tutaj przekazana jest jednak niczym w porównaniu z tym co Killing Joke prezentuje w "Walking With Gods". Tu przez ponad 8,5 minuty maglujemy jeden motyw gitarowy. Długo, nie? Mimo tej powtarzalności i teoretycznej monotonii, utwór nie jest nudny. Przeciwnie - jest bardzo ciekawy, a wokół wątku głównego osadzonych zostało wiele smaczków. Podobnie jest z jeszcze dłuższym kawałkiem "Lightbringer", przy którym zegar na wyświetlaczu zatrzymuje się dopiero na 9:38. Oczywiście na "Hosannach" są też rzeczy trochę lżejsze do przetrawienia. Tu bez dwóch zdań króluje duet "Invocation" z dodatkowym aranżem smyczkowym oraz "Implosion" - jeden z moich faworytów - utwór oparty na bardzo fajnym riffie, dodatkowo świetnie brzmią tu lżejsze refreny. Temu duetowi po piętach depcze inny: "Majestic" oraz "Judas Goat". Na szczególną uwagę zasługuje ten drugi, osadzony jakby w fantastycznym klimacie. Całość zamyka epicki "Gratitude".
"Hosannas From The Basements Of Hell" to album specyficzny. Zarejestrowany w piwnicy, na starym sprzęcie, brzmi jak amatorskie nagrania. Jest brudny, toporny, przytłaczający, ciężki. I właśnie na tym polega jego piękno. Jak zwykle doskonale prezentuje się tu Coleman. Myślę, że na świecie mało jest zespołów, które w XXI wieku zdecydowałyby się na nagranie takiego materiału. Ekipie Killing Joke wyszło to wyśmienicie. Momentami czuć tu tę piwniczną, praską wilgoć, brud i kurz. Dla fanów industrialnego grania pozycja obowiązkowa. Dodatkowym plusem jest poligrafia oparta na surrealistycznych obrazach rosyjskiego malarza Viktora Safonkina. Szkoda, że jest tu tego tak mało.
Artysta: Killing Joke
Tytuł: Hosannas From The Basements Of Hell
Wytwórnia: Cooking Vinyl
Rok wydania: 2006
Gatunek: Post-Punk, Industrial
Czas trwania: 62:23
Opakowanie: Jewelcase
Ocena muzyki
Ocena wydania
Nagroda
Komentarze