Najnowszy album Korna jest niesamowicie ciężkim orzechem do zgryzienia. Po pierwszym odsłuchu tego krążka można pomyśleć - fajne, przebojowe, łatwo wchodzi. Po chwili zastanowienia dochodzimy jednak do wniosku, że praktycznie niewiele z tych ponad 40 minut wyryło nam się w pamięci. Tak właśnie po kilkunastu przesłuchaniach odbieram to wydawnictwo. "The Paradigm Shift" świetnie funkcjonuje jako dodatek do czegoś innego - pracy, jazdy samochodem itd. Sam w sobie jednak nie powala. Najnowsze dziecko Korna nie jest tym, czego się spodziewałem, czy wręcz oczekiwałem. Nie jest to również ta odsłona zespołu, którą najbardziej lubię. Przeczytałem gdzieś, że nowy materiał zbliżony jest do tego, co Korn robił 10 lat temu. Jestem troszkę innego zdania. 10 lat temu grupa wypuściła na rynek "Take A Look In The Mirror", a ten do "The Paradigm Shift" jest podobny, jak pies do kota. Nowemu krążkowi zdecydowanie bliżej jest do "See You On The Other Side". I to też nie do końca. Jedno jest pewne - drastycznie ucięto zabiegi, które tak wylewnie stosowano na "The Path Of Totality".
Kiedy pod koniec ubiegłego roku Jason Newsted - znany przede wszystkim jako były basista Metalliki - ogłosił założenie własnego zespołu, chyba niewiele osób wierzyło, że jest w stanie nagrać cokolwiek ciekawego. Tymczasem wydana na początku bieżącego roku EP-ka "Metal" - zawierająca cztery solidne, metalowe czady - pokazała go jako całkiem niezłego kompozytora. Co prawda nie odkrył na niej niczego nowego, ale czy w ogóle można jeszcze zaproponować cokolwiek nowego w obrębie muzyki metalowej? Raczej nie, a na tle setek grup zjadających własny ogon, materiał grupy Newsted prezentował się całkiem świeżo.
Już za kilka dni Iron Maiden wystąpi na dwóch koncertach w Polsce: 3 lipca w Łodzi i 4 lipca w Gdańsku. Występy odbywają się w ramach trasy Maiden England World Tour, której celem jest uczczenie 25. rocznicy wydania albumu "Seventh Son of a Seventh Son". Warto przypomnieć sobie ten wyjątkowy longplay w dyskografii zespołu, ceniony zarówno przez fanów, jak i samych muzyków. Jest to także jedyny concept album stworzony przez Brytyjczyków. Co prawda, można mieć wątpliwości, czy do przeciętnego słuchacza trafi opowiedziana tu historia Siódmego Syna Siódmego Syna – bohatera posiadającego dar jasnowidzenia. Pojawiają się tutaj liczne nawiązania do literatury, przede wszystkim powieści fantasy "Siódmy Syn" Orsona Scotta Carda, ale także do twórczości Aleistera Cowleya ("Moonchild") czy Williama Shakespeare'a ("The Evil That Men Do"). Jest też nawiązanie do prawdziwej historii Doris Stokes, która przewidziała własną śmierć ("The Clairvoyant"). Głównym wątkiem albumu wydaje się jednak być odwieczna walka dobra ze złem, przewijająca się przez wiele fragmentów ("Moonchild", "The Evil That Men Do", "Only the Good Die Young"). Pod względem muzycznym album jest jednak o wiele bardziej przystępny.
Nie będę pisał jak ważny to jest album (zarówno dla wielbicieli, jak i członków zespołu), jak doszło do tego, że zdecydowali się go nagrać po tylu latach przerwy ani o tym, jakie trudności napotkały ich po drodze. O tym wszystkim napisano w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy już całe tomy. W tej chwili najważniejsze pytanie brzmi: czy "13" dorównuje klasycznym albumom Black Sabbath? Żeby na nie odpowiedzieć, najlepiej przyjrzeć się poszczególnym kompozycjom. Na początek dwa utwory znane już przed premierą, oba trwające ponad osiem minut. "End of the Beginning" to świetna rzecz na otwarcie, jakby przegląd wczesnych płyt zespołu - z początku jest mroczny, utrzymany w wolnym tempie, następnie nabiera mocy (w stylu albumu "Master of Reality"), a pod koniec jest bardziej eksperymentalny, nieco progresywny (jak albumy od "Vol. 4" do "Sabotage"). Zaskakująco dobrze wypada wokal Ozzy'ego, zupełnie inny niż 40 lat temu, ale wciąż idealnie pasujący do takiej muzyki. O poziom gry Tony'ego Iommi i Geezera Butlera nikt się chyba nie obawiał, za to perkusista Brad Wilk idealnie się do nich dostosował, chociaż dotąd grał zupełnie inną muzykę (w zespołach Rage Against the Machine i Audioslave).
Dziś na warsztacie album, którego posiadaczem stałem się przez przypadek kilka miesięcy temu. Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że nie mam czego słuchać i wybrałem się na polowanie do jednego z elektronicznych supermarketów licząc na coś fajnego w koszu z przecenami. Niestety, posucha była tam straszna, więc przetransportowałem się na część z muzyką. Zasadniczo nie szukałem niczego konkretnego, ale Blindead od razu rzucił mi się w oczy. Postanowiłem, że trzeba ćwiczyć silną wolę i z pustymi rękami wróciłem do domu. Tam nie wytrzymałem i zacząłem słuchać tego krążka w różnych sklepach internetowych. Ostatecznie album wylądował na półce. Wcześniej nazwa Blindead rzuciła mi się w oczy kilka razy. Przeczytałem też sporo pochlebnych opinii, ale muzyki nie znałem, więc był to strzał w ciemno. Zacznę jednak od czegoś innego, a mianowicie warstwy wizualnej. Tu zespół niesamowicie się postarał.
Wśród powiększającej się rzeszy zespołów rodzi się tradycja wypuszczania do sieci każdego nowego wydawnictwa. Niektóre kapele zachęcają do kupna nowego krążka prezentując urywki nowych utworów, a inni idą na całość i ujawniają wszystko. Z takiego założenia wyszła Kylesa publikując w formie elektronicznej swój najnowszy album - "Ultraviolet" - na kilkanaście dni przed premierą. Mam pewien dylemat dotyczący takiej formy odsłuchu nowych nagrań. Z jednej strony to fajne - człowiek wie, z czym ma do czynienia i nie kupuje kota w worku. Może zrezygnować z inwestycji, jeśli nowe nagrania nie odpowiadają jego oczekiwaniom. Z drugiej - umiera element zaskoczenia, wszystko mamy podane na tacy, a po zakupie krążka w wersji fizycznej nie ma tego czaru odkrywania całości - do poznania pozostaje tylko książeczka. Z racji tego, że w ostatnim roku kilka albumów na które niecierpliwie czekałem okazało się totalnymi bublami, teraz jednak staram się korzystać ze streamów, jeśli takie się pojawiają. A czy "Ultraviolet" spełnia moje oczekiwania?
Wydany w 2011 roku krążek to jak do tej pory najnowsze dziecko Black Tuska. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to inna stylizacja okładki. Niby to ten sam Baizley co zwykle, ale jednak inny, brudny, bardziej oszczędny w formie i kolorach. Zdecydowanie wolę jego inne prace, chociaż ta też ma w sobie coś intrygującego. Przechodzimy do muzyki. Odpalamy krążek i już na starcie atakuje nas niespełna dwuminutowy, instrumentalny "Brewing The Storm". Rzecz bardzo przyjemna, oswaja słuchacza z tym, co nastąpi już za chwilę. A to coś zaczyna się od "Bring Me Darkness" - utworu, który spokojnie można by wsadzić na "Taste The Sin" - idealnie by tam pasował. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku "Ender Of All", "Carved In Stone" i paru innych utworów. Pojawia się tu też kilka eksperymentów, kawałków utrzymanych w trochę innej stylistyce.
Po nagraniu bardzo dobrego "Dante XXI", Sepulturę czekało bardzo trudne zadanie. Trudne o tyle, że ich kolejny album też miał być conceptem. Tym razem muzycy na warsztat wzięli "Mechaniczną Pomarańczę" autorstwa Anthony'ego Burgessa. Każdy, kto zaliczył tę pozycję pewnie potwierdzi, że jest to raczej specyficzna literatura. Świetna, ale skierowana do wąskiego grona odbiorców - koneserów. Podobnie jest z tym albumem. Rozbieżności w jego ocenie są duże. Jedni narzekają, że są to tylko marne popłuczyny po wcześniejszej twórczości, inni widzą tu światełko w tunelu, a jeszcze inni odcinają się od przeszłości i starają się oceniać to, co jest tu i teraz. I właśnie z tej perspektywy album wypada co najmniej dobrze. Nie umiem wyjaśnić jak to jest dokładnie, ale osobiście do niektórych zespołów nie potrafię podejść nie patrząc w przeszłość, natomiast w przypadku innych przychodzi mi to bez problemów. Tak właśnie mam z Sepulturą. Może dlatego, że moja przygoda z tym zespołem rozpoczęła się, gdy Maxa od dawna już w nim nie było?
Po wydaniu kilku świetnych płyt pod rząd, większość zespołów dalej kroczyłaby tą drogą i tworzyła rzeczy sprawdzone - podobające się słuchaczom. Problem w tym, że Killing Joke nie należy do większości i nie jest to normalny zespół. Po wydaniu w 2003 roku albumu świetnie przyjętego przez fanów, grupa nie odcięła kuponów od własnego sukcesu, tylko zamknęła się w piwnicy gdzieś w Pradze (Jaz jest zafascynowany tym miastem, ja w gruncie rzeczy też) i nagrała najbardziej bezkompromisowe dzieło w swoim dorobku. I jednocześnie najtrudniejsze w odbiorze. Lekko ponad 62 minuty grania zostało zamknięte w 9 utworach. Najkrótszy z nich trwa 4 minuty i 15 sekund, a najdłuższemu niewiele brakuje do 10 minut. Otwierający "This Tribal Antidote" nie zapowiada jeszcze w pełni tego, co ma dopiero nadejść. Utwór jest w miarę normalny jak na twórczość Killing Joke. Gdyby trochę zluzować ciężar, to klimatem mógłby się wpasować w "Pandemonium".
Siedem lat musieli czekać fani na nowy - pierwszy w XXI wieku - album Killing Joke. Czy drugi krążek w dorobku zespołu był tego warty? Jakby to powiedział były premier: "Yes, yes, yes!". Killing Joke w wersji 2003 jest wybitny. Jest też swego rodzaju fenomenem - brzmi jednocześnie nowocześnie i klasycznie. Już od pierwszych dźwięków "The Death & Ressurection Show" czuć, że mamy do czynienia właśnie z ekipą Colemana. Gitary są od razu rozpoznawalne ale jednocześnie jakby świeższe i bardziej wyraziste, niż na Pandemonium. W błąd może początkowo wprowadzić Jaz brzmiący delikatniej niż zwykle. Ale po kilkudziesięciu sekundach od startu uruchamia swój "wydzier" i już wszystko znajduje się na swoim miejscu, a sam utwór daje słuchaczowi porządnego kopa. Jednak ten kop jest niczym w porównaniu z uderzeniem, które serwuje nam trio "Asteroid", "Implant" oraz "Blood On Your Hands".
Od kiedy sięgam pamięcią, Cyrus zajmował szczególne miejsce w audiofilskim uniwersum - siedział w jednej loży z brytyjskimi ekscentrykami, takimi jak Naim, Linn, Quad, Rega czy Chord. Każda z tych...
Firma Wharfedale Wireless Works została założona w 1932 roku przez Gilberta Briggsa, który swoje pierwsze głośniki składał w piwnicy domu w Ilkley, w dolinie rzeki Wharfe. Naturalnie, słowo "Wireless" nie...
W ostatnich latach miałem styczność z wieloma modelami słuchawek nausznych i wokółusznych. Jedne lepiej sprawdzały w określonych gatunkach muzycznych i w codziennym użytkowaniu, na przykład na spacerze lub w pracy....
Bannery boczne
Komentarze
Kaczadupa
Dla mnie Cyrus 40 AMP to rozczarowanie roku. Uwielbiam charakter starego Cyrusa 8.2 DAC z zasilaczem PSXR2 i spodziewałem się czegoś podobnego a tu szok jak u "...
Wszystko ładnie, pięknie, ale z cenami przesadzili co najmniej o 30-40%, o czym wspomina nawet autor recenzji. 40 AMP byłby super wzmacniaczem, gdyby kosztował ...
Według mnie to jest celowe działanie w budowie każdego segmentu, czyli ograniczenie w zasilaczach, aby skusić się na dodatkowy zasilacz. Rozumiem za 4, 5, 6 tys...
Bardzo trafna recenzja. Miałem Unison Research Simply Italy, później Line Magnetic 210IA na lampach 300B, wróciłem do Unisona S6 lampy sterujące Genalex, a lamp...
Skuszony ciekawą recenzją Pana Tomasza i wieloma pozytywnymi opiniami ze świata audio postanowiłem spróbować JPlaya. Testowany był na 3 urządzeniach Auralic: S1...
Do serwisów strumieniowych można mieć wiele zastrzeżeń, ale trzeba przyznać, że ich algorytmy sugerujące nową muzykę często przynoszą "złote strzały"....
Jak wyglądał świat w marcu 1979 roku? Andrzej Wajda kręcił "Panny z Wilka". Jan Paweł II był papieżem niecałe pół roku. Prezydentem USA był Jimmy Carter. W Nowym Jorku urodziła się Norah Jones. Atari wypuściło na rynek komputery Model 400 i Model 800. W salonach samochodowych pojawiły się Peugeot 505,...
The official history of Audiomica Laboratory brand began in 2005, but its founder, Łukasz Mika, had planned this step several years earlier. As someone who always loved music and was fascinated by the equipment used to reproduce it, he eventually...
Monitor Audio announced the new Gold Series 6G. The all-new, totally redesigned series leaves no detail unrevealed, as Monitor Audio Group delivers the finest, most exhilarating loudspeaker range yet to carry the Gold Series name. A comprehensive, highly flexible and...
Bluesound, the original wireless hi-res multi-room music brand, proudly announces that its highly anticipated flagship wireless music streamer, the Node ICON, is now available worldwide. Starting at $899, the Node Icon is the pinnacle of Bluesound's innovation in high-resolution streaming...
Marantz to jedna z tych firm, które powinien znać każdy miłośnik muzyki i dobrego brzmienia. Jeden z wielkich graczy, którym na przestrzeni lat udało się zachować swój wizerunek i opowiadać swoją historię nie inaczej, jak poprzez kolejne urządzenia zyskujące status kultowych. Może to trochę odważne stwierdzenie, ale wystarczy prześledzić internetowe...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
rolu