Warbringer jest moim faworytem jeśli chodzi o "nową szkołę" thrash metalu. Jednak czy w przypadku zespołu z 16-letnim stażem scenicznym można w ogóle mówić o nowej szkole? To kwestia gustu i temat do dłuższej dyskusji. Już pod koniec września pojawiła się pierwsza zapowiedź albumu w postaci "Firepower Kills". Rozbudziła ona z pewnością apetyty fanów thrashu. Utwór w bardzo wyraźny sposób nawiązuje do złotych czasów gatunku i gdyby podmienić na wokalu Johna Kevilla na Toma Arayę, moglibyśmy się zastanawiać czy to nie stuprocentowy Slayer. Wszystko się tu zgadza - tempo, dynamika, świetnie zaplanowany kompozycyjny chaos. Już wtedy można było stwierdzić, że warto czekać na "Weapons Of Tomorrow". Tylko dlaczego tak długo?
Wszyscy fani ciężkich brzmień, którzy zjawili się na zeszłorocznym festiwalu Pol'and'Rock, mogli przekonać się w jak świetnej formie znajdują się muzycy Testamentu. Mimo ponad pięćdziesiątki na karku, muzykom nie można odmówić werwy i tego, że granie od ponad 35 lat nadal przynosi im niesamowitą frajdę. Co więcej, żywiołowością i energią Kalifornijczycy bez problemu zawstydziliby spore grono zdecydowanie młodszych muzyków. Czy "Titans Of Creation" to potwierdza? Przed rozpoczęciem przygody z najnowszym wydawnictwem zespołu warto wyjaśnić sobie kilka spraw. Jeśli liczysz na to, że "Titans Of Creation" wytacza nowe ścieżki, jest przełomowy i innowacyjny, z pewnością się zawiedziesz. Jeśli myślisz, że Testament odkrywa tu na nowo Amerykę, poczujesz rozczarowanie. Jednak jeśli uważasz, że wszystkie albumy od czasu "The Gathering" (to już ponad 20 lat!) są co najmniej bardzo dobre, to w bardzo łatwy sposób odnajdziesz się na nowym wydawnictwie. I tu trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - "Titans Of Creation" jest do bólu wtórny. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, masz szczęście, ponieważ jest to jednocześnie najlepszy materiał napisany przez zespół od 1999 roku. I najdłuższy, bo brakuje mu niespełna półtorej minuty do pełnej godziny trwania.
Nie będę ukrywał, że "Fluid Existential Inversions" był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Pierwsze zapowiedzi nadchodzącego wydawnictwa pojawiły się jeszcze w roku ubiegłym. "Cubensis" nie porwał mnie od razu tak, jak "Fast Worms" z poprzedniego albumu. Utwór wymagał większej liczby podejść, abym w końcu się do niego przekonał. Sytuacja może się wydawać o tyle dziwna, że pierwszy kawałek promujący nowy album w ogóle nie odbiega od tego, co ekipa z Los Angeles zaprezentowała na chociażby trzech poprzednich krążkach. "Fluid Existential Inversions" i "The Direction Of Last Things" dzieli pięć lat. "Cubensis" dawał sygnał, że w tym czasie styl grupy nie zmienił się w jakiś drastyczny sposób. W takim przekonaniu utwierdzać mógł drugi promujący utwór - "Pangloss", do którego przekonałem się zdecydowanie szybciej. Dziwne bo po kilkudziesięciu przesłuchaniach nowego albumu śmiało mogę stwierdzić, że "Cubensis" jest utworem zdecydowanie lepszym, mimo genialnego zwolnienia w tym drugim. A jak ma się sprawa z resztą nowego materiału?
Przy okazji każdego kolejnego albumu Sepultury pojawia się multum komentarzy podważających sens istnienia zespołu pod tym szyldem, gloryfikujących Maxa i mieszających z błotem obecnych muzyków. I tak, jak w przypadku nazwy można jeszcze dyskutować, tak pozostałe dwa rodzaje komentarzy to szukanie dziury w całym. Warto także pamiętać o tym, że z każdym kolejnym albumem rośnie i tak duża już przewaga stażu Greena w stosunku do Cavalery. W tym roku wynosi ona 23 do 12 lat. A pozostali muzycy? Faktycznie rotują, ale ma to miejsce w wielu zespołach, a trzon w postaci Andreasa Kissera i Paulo Jr'a został zachowany. I z tym właśnie trzonem Sepultura od wielu lat nagrywa raz lepsze, raz trochę słabsze albumy, nigdy jednak nie schodząc poniżej pewnego poziomu. A poprzednie wydawnictwo zawiesiło poprzeczkę naprawdę wysoko.
Po sukcesie albumu "Still Life" Mikael Åkerfeldt postanowił podążyć drogą wytyczoną wcześniej przez takie zespoły, jak Paradise Lost czy Anathema i zamienił prężną, choć niezbyt dużą angielską wytwórnię Peaceville na trochę większą, również mającą siedzibę na Wyspach Music For Nations. Zabieg ten - tak, jak w przypadku starszych kolegów - okazał się strzałem w dziesiątkę, bo nie tylko kariera Opeth nabrała rozpędu, ale jednocześnie muzykom udało się nagrać "Blackwater Park" czyli swoje opus magnum. Album ten przez zdecydowaną większość fanów jest uważany za najlepsze osiągnięcie w historii zespołu i, co trzeba podkreślić, idealnie podsumowuje dotychczasową ewolucję stylu zespołu, wciągając go na najwyższy z możliwych poziom artystyczny.
Kvelertak przyzwyczaił swoich fanów do trzyletniego cyklu wydawniczego, natomiast od premiery "Nattesferd" minęły już cztery lata, więc tradycja została przerwana. A co wydarzyło się w tym czasie w norweskiej ekipie? Najważniejszym wydarzeniem jest bez wątpienia zmiana wokalisty. Erlenda Hjelvika w połowie 2018 roku za mikrofonem zastąpił Ivar Nikolaisen. Pulę roszad w składzie uzupełnia zmiana perkusisty, która nastąpiła rok później. W jaki sposób tak zasadnicze zmiany wpłynęły na najnowsze wydawnictwo zatytułowane "Splid"? Pierwsza zapowiedź albumu - "Bratebrann" nie zwiastowała większego przełomu. Wyraźnie słychać było, że nowy wokalista w jakiś diametralny sposób nie zmienił brzmienia charakterystycznego dla tej kapeli. Co więcej, z "Bratebrann" miałem podobny problem, jak z "1985" z poprzedniego albumu - zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Utwór ten "osłuchał" mi się dopiero po kilkunastu podejściach. Druga zapowiedź - "Crack Of Doom" to już inna bajka. Gościnnie pojawia się tu Troy Sanders z Mastodona i wyraźnie słychać tu naleciałości jego macierzystego zespołu. Utwór przyjął się zdecydowanie szybciej od pierwszej zapowiedzi - prezentował coś nowego i dawał nadzieję na dobry album. Zatem pełen optymizmu włączyłem "Splid" i...
Z okazji dziesiątej rocznicy założenia zespołu Lublinianie uraczyli słuchaczy czwartym w swojej karierze albumem długogrającym. Przyznam szczerze, że albumowych zapowiedzi nie śledziłem, a o premierze nowego krążka dowiedziałem się w momencie, gdy "Sign Of The Devil" pojawił się w sieci. I już przy pierwszym przesłuchaniu nowy Dopelord przekonał mnie na tyle, że przez wiele godzin gościł w moich głośnikach. Pierwsze, co przykuło moją uwagę to okładka nowego wydawnictwa - bardzo ładna, intrygująca, szczegółowa i kojarząca się z zupełnie innym gatunkiem muzycznym. Black metal - owszem, ale stoner? Niekoniecznie. Za takie wyrwanie się poza ramy gatunkowe zarówno autorowi okładki, jak i muzykom należy się duży plus. Jest to ewidentnie najciekawszy i najbardziej dopracowany projekt w dotychczasowej dyskografii zespołu.
Oranssi Pazuzu należy do najciekawszych i najbardziej oryginalnych młodych zespołów black metalowych. Ich wyjątkowe i niepodrabialne podejście do grania gatunku, inkorporujące do tak zwanej diabelskiej estetyki elementy rocka psychodelicznego z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątychych, krautrockowej elektroniki, a później też postrockowej transowości pozostaje do dziś czymś unikatowym. Klasa zespołu ujawniła się już na debiutanckim, wydanym w 2009 roku albumie, który został zatytułowany po fińsku, pięknie i melodyjnie - "Muukalainen Puhuu".
Przerwa dzieląca wydanie "Graphite" i "Nero" okazała się dłuższa niż między którymikolwiek wcześniejszymi albumami Closterkellera. W tym czasie Anja Orthodox kompletnie przemeblowała swoje życie osobiste, rozwiodła się z Krzysztofem Najmanem i znalazła sobie nowego partnera. A ponieważ, jak sama przyznawała, kręcili ją głównie muzycy, a do tego miała w zwyczaju łączyć życie osobiste z zawodowym (co do pewnego stopnia tłumaczy nietrwałość tych związków), skończyło się kolejnymi zmianami w składzie Closterkellera. Byłego męża zastąpił niezbyt znany w świecie metalowo-gotyckim basista Marcin Płuciennik, natomiast gitarzystą został ówczesny partner Anji - Marcin "Freddie" Mentel. Także muzyka Closterkellera po raz kolejny uległa transformacji, co znalazło odzwierciedlenie w tradycyjnie kolorowym tytule krążka, tym razem odwołującym się do czerni.
Po wypuszczeniu "My Arms Your Hearse" Opeth dopełnił kontraktu ze swoją pierwszą wytwórnią - Candlelight Records. Poszukiwania nowego wydawcy nie trwały długo, bo grupa w pierwszych latach istnienia stworzyła sobie solidną pozycję w metalowym świecie. Wybór padł na Hammy'ego z zasłużonej w promowaniu metalu klimatycznego angielskiej wytwórni Peaceville, która po opuszczeniu jej szeregów przez Anathemę (po nagraniu albumu "Alternative 4") zwróciła się w kierunku skandynawskich, klimatycznych zespołów metalowych. Inaczej, niż w przypadku również przygarniętej Katatonii, przygoda Opeth z Hammym okazała się zaledwie jednorazowym incydentem, tym niemniej jej efekt okazał się przełomowy zarówno dla stylistyki zespołu jak i jego rozpoznawalności wśród fanów metalu. Czwarta płyta miała się bowiem stać pierwszym krążkiem, na którym Szwedzi wyraźnie skierowali się w kierunku tradycyjnego metalu progresywnego, z ograniczeniem ciągot do prezentacji ekstremy.
Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Polski sprzęt audio - to hasło przeciętnemu obywatelowi naszego kraju kojarzy się ze wzmacniaczami, kolumnami głośnikowymi i gramofonami sprzed kilku dekad. Większość z nas wyobraża sobie piękne wieże Unitry, Diory czy Radmora, kultowe Altusy lub gramofony takie, jak Daniel, Adam czy Bernard. Jeżeli myślicie, że to wszystko relikty minionego systemu,...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
Michał