Wybuch pandemii pokrzyżował plany większości zespołów na świecie. Nieuniknione było odwołanie tras koncertowych, występów na festiwalach i innych wydarzeń, na które czekało wielu, wielu fanów. Odbiło się to również na aktywności studyjnej. Mimo, że czas izolacji sprzyjał tworzeniu nowego materiału, to jednak brak możliwości jego promocji na żywo sprawiał, że wiele premier zostało przesuniętych na czas bliżej nieokreślony. Ale ile można czekać? Dlatego niektórzy ostatecznie zdecydowali się na ten krok i właśnie taka sytuacja miała miejsce w przypadku "Weight Of The False Self", który z dużym poślizgiem, ale jednak ujrzał światło dzienne w pandemicznych czasach.
Kiedy po nagraniu "Decision Day" i odbyciu trasy koncertowej promującej album Tom Angelripper pożegnał się z 2/3 składu zespołu, mogło to oznaczać tak naprawdę wszystko - przemeblowanie składu, zakończenie kariery i tak dalej. Na szczęście stosunkowo szybko pojawiła się informacja o nowych członkach zespołu, co rozwiało wątpliwości dotyczące dalszej działalności niemieckiej legendy. Osoby próbujące doliczyć się, ilu muzyków znajdzie się w ekipie z Gelsenkirchen, mogły przeżyć spory szok, ponieważ okazało się, że trio staje się kwartetem. Zmianę taką lider tłumaczył większym polem manewru i możliwością grania w sposób niemożliwy do wykonania w przypadku trzech osób. I faktycznie, patrząc po zespołach z branży można dojść do wniosku, że obecność dwóch gitarzystów wyraźnie zwiększa potencjał. Przykładów nie trzeba daleko szukać, bo w identycznym wariancie grał przecież Slayer, a w podobnym (z rozdzieleniem roli basisty i wokalisty, która w Sodomie jest połączona) Testament, Overkill czy Exodus.
Kończący się powoli rok można uznać za stosunkowo udany dla thrash metalu. Na początku kwietnia ukazał się ciepło przyjęty "Titans Of Creation" Testamentu. Kilka tygodni później sceną zawładnął zespół o zdecydowanie krótszym stażu, czyli Warbringer ze swoim "Weapons Of Tomorrow". Do udanych wydawnictw z pewnością można zaliczyć nowy krążek Sepultury. Wysoki poziom utrzymał również Havok. Kilka tygodni temu świetny powrót po 21 latach zaliczył Mr. Bungle. Za chwilę ukaże się nowy Sodom, którego zapowiedzi w wyraźny sposób sugerują, że i tu się nie zawiedziemy. Jednak czy ich "Genesis XIX" zostanie thrashowym albumem listopada? Trzeba przyznać, że Tom Angelripper wraz z nowym składem będzie miał ciężkie zadanie, ponieważ w piątek, trzynastego listopada, ukazał się bardzo mocny i jeszcze bardziej egzotyczny album - "Murder The Crows" grupy Nuclear.
Ponad trzy lata przyszło czekać fanom Islandczyków na następcę "Berdreyminn". Trójka w przypadku "Endless Twilight Of Codependent Love" pojawia się jeszcze kilkukrotnie - promocja albumu rozpoczęła się na trzy miesiące przed jego premierą, do czego wykorzystano trzy utwory. Przypadek? Prawdopodobnie tak. Jako pierwszy światło dzienne ujrzał "Akkeri" i w świetny sposób umilił mój dwutygodniowy, sierpniowy urlop. Jest to idealny przykład grania, do jakiego w przeszłości przyzwyczaiła nas ekipa Sólstafir. Mamy tutaj do czynienia z rozbudowaną kompozycją zawierającą wiele wątków i skoków napięcia. Ciężar przeplata się z delikatnością i bardzo klimatyczną wstawką w środku utworu. Aż trudno uwierzyć, że całość trwa ponad dziesięć minut. Bez wątpienia jest to jedna z najciekawszych rzeczy stworzonych przez zespół w ostatnich latach.
Prawie dwa lata przyszło nam czekać na drugą część historii zapoczątkowanej przez The Ocean na poprzednim albumie. Pierwszą część fanerozoiku w całości wypełnił paleozoik. Tym razem zmierzymy się z mezozoikiem i kenozoikiem. Dwie ery są oczywiście równoznaczne z dłuższym czasem trwania krążka. Niestety są to tylko niecałe cztery minuty różnicy, przez co nowe wydawnictwo kończy się przed upływem niespełna 52 minut. Czy to dużo, czy mało? Bez wahania stwierdzam, że w przypadku tego zespołu zdecydowanie za mało. Niemcy przyzwyczaili słuchaczy do nagrywania albumów na światowym poziomie. Nie inaczej jest i tym razem.
Z przykrością muszę stwierdzić, że eksperymenty kierujące muzykę Deftones w rejony innych projektów Chino Moreno sprawiły, że w moim przypadku "Gore" nie przeszło próby czasu. Jest to ta pozycja w dyskografii Deftones, do której wracam najrzadziej - prawie w ogóle i nadal mam problemy z identyfikacją utworów po tytułach. Dlatego z radością przyjąłem informację o tym, że kroi się coś, co przywróci lekko nadszarpniętą wiarę w zespół towarzyszący mojej muzycznej przygodzie od ładnych kilkunastu lat. Swoją drogą, dokładnie tydzień temu płycie "Adrenaline" stuknęło ćwierć wieku... Kiedy to zleciało?
"VII: Sturm und Drang" i najnowszy album Lamb Of God dzieli najdłuższa przerwa w historii zespołu. W ciągu tych pięciu lat pojawił się jeszcze album z coverami, nagrany pod szyldem Burn The Priest (pierwotna nazwa zespołu używana do 1999 roku), ale to zupełnie inna bajka i rzecz raczej do szybkiego zapomnienia. Przyznam, że trochę brakowało mi Amerykanów, zatem z radością przyjąłem informację o nadchodzącym wydawnictwie. Jednak od razu po opublikowaniu w Internecie tytułu albumu, zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Może to i głupie, ale płyty oznaczone po prostu powtórzoną nazwą zespołu w większości przypadków kojarzą mi się z pójściem na łatwiznę i brakiem pomysłu na siebie.
Bieżący rok jest wyjątkowy pod każdym względem. Wyjątkowo specyficzny, dziwny, trudny. Śmiało można stwierdzić, że pandemicznym rykoszetem oberwał praktycznie każdy mieszkaniec naszej planety. Obecna sytuacja wpłynęła również bardzo wyraźnie na branżę muzyczną. Odwołane festiwale, imprezy, trasy koncertowe - wszystko to sprawiło, że wiele zespołów, mimo nagranych nowych albumów, zdecydowało się na przesunięcie ich premiery. Takie zabiegi doprowadziły do prawdziwej muzycznej posuchy. Ostatnie kilkanaście tygodni to dla mnie okres wyjątkowo ubogi. Na szczęście w pierwszej połowie roku ukazało się kilka wyjątkowo dobrych wydawnictw, które pomagają przetrwać muzyczny marazm. Jednym z takich albumów jest "Mestrin Kynsi" nagrany przez Oranssi Pazuzu. Jest to materiał idealnie komponujący się z obecną, bardzo dziwną sytuacją. Idealny soundtrack do pandemii.
Dwa lata po wydaniu albumu "Marrow Of The Spirit" członkowie amerykańskiej grupy Agalloch postanowili przypomnieć się swoim fanom kolejną EP-ką. Takie wydawnictwa w dorobku mistrzów klimatycznego black metalu charakteryzowały się zawsze większymi skłonnościami do eksperymentowania w stosunku do regularnych albumów, można więc było spodziewać się mocno nieprzewidywalnej zawartości materiału. I faktycznie, także w tym przypadku Amerykanie zaskoczyli, głównie jednak tym, że po raz pierwszy w swojej historii nagrali materiał tworzący jednolity, ponad 20-minutowy epos, będący ilustracją fabuły słynnego dramatu "Faust" Johanna Wolfganga von Goethe. Formuła EP-ki nawiązuje do propozycji wydawniczych francuskiej Deathspell Omegi, która z epickiej formuły małych wydawnictw uczyniła mistrzostwo świata i wzór do naśladowania. W przypadku propozycji Agalloch aż tak rewelacyjnie nie jest, ale wybrzydzać również nie sposób.
Wydany trzy lata temu "Reflections Of A Floating World" był bez wątpienia jednym z najlepszych albumów, jakie pojawiły się na rynku w tamtym roku. Został on doceniony przez prasę i serwisy branżowe, znalazł się również na czterdziestym miejscu podsumowania rocznego serwisu Rate Your Music. Ze względu na specyficzny gatunek muzyczny, można to uznać za spory sukces. Z tego samego względu trudno ekipę z Fairhaven zaszufladkować. Na swoim regularnym debiucie z 2009 roku prezentowali stoner-doom metal nawiązujący do klasyki gatunku spod szyldu Kyuss czy Sleep. Można tam było odnaleźć sporo nawiązań do absolutnych prekursorów ciężkiego grania, takich jak Black Sabbath. Kolejne krążki przynosiły coraz wyraźniejsze złagodzenie brzmienia na rzecz budowania klimatu. Do "Reflections Of A Floating World" moglibyśmy natomiast przyczepić etykietę "psychodeliczny, progresywny rock z elementami stonerowymi". Na "Omens" zespół nadal wyraźnie ewoluuje i jeszcze bardziej łagodzi brzmienie. Elementów metalowych praktycznie tu nie odnajdziemy. Zostały one zastąpione jeszcze wyraźniejszą wielowątkowością i budowaniem atmosfery. Dzięki temu 55 minut, które spędzimy z "Omens" mija wyjątkowo szybko i przyjemnie. Jest to o tyle ciekawe, że na album składa się tylko pięć utworów i tylko jeden z nich trwa mniej niż 10 minut.
Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
W dobie niesamowitej popularności bezprzewodowego sprzętu audio trudno zaprzeczyć, że jest to przyszłość. I to nie tylko jeśli chodzi o urządzenia mobilne, ale także te, z których korzystamy w domu. Trzymając w ręku smartfon czy tablet, potrzebujemy przecież tylko kompatybilnej z nimi elektroniki, aby móc wygodnie odtwarzać muzykę z ulubionego...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Dual to jedna z marek, do których audiofile, a w szczególności miłośnicy czarnych płyt, odnoszą się z wielkim szacunkiem. Ma to swoje uzasadnienie. Niemiecka manufaktura wydała na świat tyle znakomitych gramofonów, że aż ciężko je policzyć. Dobrze zachowana szlifierka tej marki to sprzęt, który po renowacji można bez kompleksów podłączyć...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
Antoni