Grupa Led Zeppelin zawsze była wyjątkowo powściągliwa w wydawaniu albumów koncertowych. W czasie działalności zespołu ukazała się zaledwie jedna koncertówka, "The Song Remains the Same". Kolejna ujrzała światło dzienne dopiero dwadzieścia jeden lat później. Wtedy właśnie, pod koniec 1997 roku, wydany został album "BBC Sessions". Wydawnictwo przyniosło naprawdę solidną porcję muzyki - dwie płyty kompaktowe, zawierające 24 utwory o łącznym czasie trwania przekraczającym dwie i pół godziny. Niestety, był też pewien mankament - album nie wyczerpał tematu radiowych sesji zespołu. Część nagrań została celowo pominięta z powodu braku miejsca, inne uważano za zaginione. Niemal dwadzieścia lat trzeba było czekać na ich publikację. Właśnie wydany album "The Complete BBC Sessions" zawiera zarówno materiał znany z "BBC Sessions", jak i trzeci kompakt (dostępne jest także pięciopłytowe wydanie winylowe) z dziewięcioma dodatkowymi utworami, z których aż osiem nie było nigdy wcześniej opublikowane.
Według zapowiedzi zespołu "Peep Show" miał być najcięższym albumem w dorobku Acid Drinkers. Nie jest... W zajawkach pojawiały się również informacje o tym, że nowy album będzie najlepszym, jaki zespół nagrał. Nie jest... Ale szczerze mówiąc w ogóle mi to nie przeszkadza. W jednym z wywiadów Titus stwierdził, że nowy krążek to "kop w papę". To się zgadza i akurat w przypadku Acidów jest to aspekt najważniejszy. Po mieszance wybuchowej, jaką była "La Part Du Diable" i ukłonie w stronę lżejszego grania na "25 Cents For A Riff" Acidzi nagrali rasową petardę, która wybucha w ręce słuchacza już przy pierwszym przesłuchaniu. Pierwsza zapowiedź "Peep Show" w postaci "Become A Bitch" początkowo mnie nie powaliła. Dopiero za którymś razem zaskoczyło. Pierwsze, co rzuca się w uszy w tym utworze to motyw mocno przypominający pewną francuską grupę, której nazwa związana jest z japońskim potworem z filmów i seriali. Właśnie w sprawie podobieństwa toczyła się zażarta dyskusja w Internecie. Fakt faktem - motyw ten kojarzy się jednoznacznie i to od razu, ale czy to grzech? Nie. Gdyby iść dalej tym tokiem myślenia, to każdy fajny riff można by uznać za zżynanie z Black Sabbath bo przecież Iommi wszystkie riffy już wymyślił i teraz pozostało już tylko kopiowanie... Na korzyść "Become A Bitch" działa dodatkowo świetna spokojna wstawka w drugiej połowie utworu.
Na ten album, szesnasty w karierze australijskiej formacji Nick Cave and the Bad Seeds, mogliśmy czekać bardzo długo, lecz o tę przerwę żaden z fanów nie miałby do zespołu pretensji. Nie po tym, co wydarzyło się przed rokiem. W połowie lipca świat obiegła informacja o śmierci Arthura - jednego z synów Nicka Cave'a. Muzyk opublikował chwilę później oświadczenie i zniknął z życia publicznego. Dziś udzielać wywiadów nie chce, oddając zamiast tego w nasze ręce album "Skeleton Tree" i towarzyszący mu kinowy obraz "One More Time With Feeling". "Skeleton Tree" ukazało się ponad trzy lata po "Push the Sky Away" - płycie ładnej, wymagającej od słuchacza cierpliwości i uspokajającej po donośnym, dynamicznym "Dig, Lazarus, Dig!!!" z 2008 roku. Na tegorocznym wydawnictwie Nick Cave and the Bad Seeds także porzucają głośne utwory na rzecz surowych, minimalistycznych kompozycji, w których mieszają alternatywnego rocka z delikatną elektroniką. Nad całością króluje jednak melancholijny i ponury nastrój, pozbawiony na szczęście przesadnej dramaturgii. W ten spokój warto się wsłuchać.
W czasach liceum miałem krótki, ale dość intensywny epizod związany z grupą Akurat. Debiutancki album Akurat swego czasu towarzyszył mi prawie codziennie. Druga fala fascynacji krążkiem nastąpiła rok później, na żaglach. Po powrocie do domu entuzjazm systematycznie opadał aż "Pomarańcza" wylądowała w kącie. Nadal jednak jest kilka utworów do których lubię wracać ("Nuta O Ptakach", "Pomarańczowa Mantra", "Jak Zioła"). Dwa kolejne krążki przeszły bez większego echa. Po kolejne albumy nawet nie sięgałem. Jedyną istotną informacją, jaką przyswoiłem był fakt, że bardzo charyzmatyczny Tomek Kłaptocz odszedł z zespołu i jego miejsce na wokalu zajął Piotr Wróbel. "Nowy Lepszy Świat" reklamowany był jako album przełomowy w karierze Akurat. Czy dzięki niemu bielska ekipa wydostała się z marazmu i udało jej się odczepić etykietę festynowego ska, która przylgnęła do grupy ponad 10 lat temu? Wypadało to sprawdzić osobiście.
Nie lubię muzyki popularnej. Szerokim łukiem staram się omijać wszelkie stacje radiowe i pseudo-muzyczne kanały telewizyjne pełne kiczu, tandety i dźwięków, które nie nadają się nawet do słuchania w tle. Przy takim nastawieniu istnieje duża szansa, że pośród ton śmieci umknie mi jakaś perełka - coś, na co warto zwrócić uwagę. Gaba Kulka przewinęła się w moim dotychczasowym życiu kilkukrotnie, między innymi z okazji gościnnego występu na płycie Hey. Nigdy jednak nie czułem potrzeby, aby zagłębić się w jej twórczość. Głupio byłoby nie skorzystać, gdy nadarzyła się okazja aby jej najnowsze dziecko trafiło w moje ręce. I już po pierwszym przesłuchaniu nagle pojawiła się wyżej wspomniana potrzeba.
Rok 2016 jest wyjątkowo obfity w interesujące premiery muzyczne. Za nami już wiele, ale najciekawsze dopiero się zaczyna i do końca roku na mojej półce wyląduje jeszcze kilkanaście krążków. Spośród kilkudziesięciu tegorocznych zapowiedzi Obscure Sphinx był jedną z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych. Ogromny apetyt podsycił dodatkowo zapowiadający album "Nothing Left" - wielowątkowa, rozbudowana kompozycja oparta na wkręcającym się w głowę motywie, soczystych, przytłaczających riffach i Wielebnej w wyśmienitej formie. Do tego dochodzi spokojne zakończenie i fragment, który na koncertach będzie idealnie pasował do grupowego odśpiewania "Przeżyj to sam". "Nothing Left" trwa ponad 13 minut, ale w tym czasie dzieje się tyle, że po jego zakończeniu można zadać sobie pytanie czy to już koniec i ponownie odpalić utwór od początku. Zatem wspomniany wcześniej apetyt był już podsycony do granic możliwości. Po kilkunastu przesłuchaniach "Epitaphs" stwierdzam, że nie zaspokoiłem swojego "obscurowego" głodu i odczuwam niedosyt.
Nigdy nie byłem na Islandii. Od dawna jest to moim marzeniem, którego jak do tej pory nie udało się zrealizować. Widziałem natomiast setki, jeśli nie tysiące zdjęć z tego pięknego, tajemniczego i niesamowicie oderwanego od naszej, polskiej rzeczywistości kraju. Jeśli miałbym kiedykolwiek dopasować do nich soundtrack to z pewnością byłby to jeden z utworów z "Svartir Sandar". Nic tak celnie nie oddaje uczucia towarzyszącego mi podczas oglądania islandzkich zdjęć, jak dźwięki "Melrakkablús" i "Draumfari". Te dwa utwory otwierające dysk "Gola" są idealnym odzwierciedleniem piękna, dzikości i tajemniczości tej wyspy. Czwarty album w dorobku Sólstafir to prawie 80 minut muzyki podzielonych na 12 utworów umieszczonych na dwóch płytach - "Andvari" i "Gola". Podział nie jest losowy, różnice pomiędzy obydwoma krążkami idzie odczuć w muzyce. "Gola" to przede wszystkim niesamowity klimat - melancholijny, mistyczny, hipnotyzujący.
Sezon ogórkowy trwa od ładnych kilku tygodni. Zatem parę miesięcy temu z wielką radością przyjąłem informację, że jeden z moich ulubionych zespołów zdecydował się na wydanie nowego albumu w środku lata. Jest to krok o tyle odważny, że w tym czasie większość ludzi myśli o wakacjach, a nie o kupowaniu płyt, ale z drugiej strony - kto ma kupić, ten kupi niezależnie od pory roku, zwłaszcza po czterech latach czekania na nowy materiał. Apetyt na "Give A Glimpse Of What Yer Not" podsyciły jeszcze utwory zapowiadające krążek. "Tiny" porywa już przy pierwszym przesłuchaniu. Dodatkowo teledysk do utworu wywołuje duży uśmiech na twarzy. Ekipa Dinosaur Jr to, mimo upływu lat, bardzo zdystansowani do siebie kolesie - Mascis jest już po pięćdziesiątce, a nadal wygląda jak hipis ze swoimi długimi blond włosami i jazdą na desce. Naprawdę ogromny plus za podejście do życia i wyłamanie się ze stereotypów. Kolejny plus za chrapiącego buldoga.
W moim przypadku "Decision Day" namieszał dość mocno jeszcze na długo przed premierą. Z jednej strony zespół głośno chwalił się, że nowy album to jedna z najbardziej złowieszczych rzeczy jaką nagrali na przestrzeni 35 lat. Z drugiej (jeszcze głośniej) słyszałem albumowe zapowiedzi, które wydawały się być totalnym zaprzeczeniem słów muzyków. Jak do tej pory słuchanie "Decision Day" nie sprawiło, że moje uczucia stały się mniej mieszane. Chociaż z każdym kolejnym odsłuchem jest coraz lepiej. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest bardzo ciekawa okładka (moim zdaniem) dyskretnie nawiązująca do "Another Perfect Day" Motörhead. Drugie to wspomniane wcześniej albumowe zapowiedzi - "In Retribution" i "Caligula". Pierwszy z nich to utwór na prawdę solidny ale jako otwarcie sprawdza się co najwyżej średnio i pod tym względem "Decision Day" wypada najgorzej od jakichś 20 lat.
Blues Pills, jedna z największych nadziei muzyki rockowej ostatnich lat, powraca z drugim albumem studyjnym. Choć od wydania debiutu, zatytułowanego po prostu "Blues Pills", minęły zaledwie dwa lata, zespół zdążył zmienić skład (perkusistę Cory'ego Berry'ego zastąpił André Kvarnström) i przejść zaskakującą metamorfozę stylistyczną. Dominująca na debiucie inspiracja blues rockiem ustąpiła miejsca wpływom... Soulowym. Zdecydowanie większą rolę zaczęły odgrywać brzmienia klawiszowe - na poprzednim albumie występujące w śladowych ilościach, tutaj zaś wysunięte często na pierwszy plan i zachwycające swoim bogactwem. Oprócz popularnych w muzyce rockowej organów i fortepianu, pojawia się też rzadziej, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, stosowany melotron. Odbyło się to kosztem partii gitarowych - Dorian Sorriaux niemal nie gra tu żadnych solówek (a przecież jego popisy są jednym z największych atutów debiutu). Zupełną nowością są natomiast chórki, podkreślające soulowy charakter albumu. Zresztą głos Elin Larsson też nabrał bardziej soulowej barwy.
Właśnie przesłuchałem. Nie jest zła ale pierwsza bardziej mi się podobała. Poza tym nagrana jest w kiepskiej jakości, wszystkie instrumenty zlane ze sobą razem, brzmi jak MP3: http://dr.loudness-war.info/album/list?artist=Blues+pills&album=
Bowers & Wilkins to firma, która w świecie audio ma status legendy. Nie bez powodu. Od lat sześćdziesiątych tworzy sprzęt, który trafia zarówno do domów melomanów, jak i - czym...
Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Gramofony, szlifierki, odtwarzacze czarnych płyt, adaptery, patefony, odtwarzacze analogowe, fonografy... Jakkolwiek byśmy nie nazwali tych poczciwych urządzeń, które są z nami już od ponad 130 lat, możemy zawsze powiedzieć o nich to samo - od dziesięcioleci dostarczają nam niezapomnianych przeżyć związanych z odtwarzaniem ukochanych utworów. Wielu melomanów pamięta o ich...
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Przeglądając strony internetowe i katalogi firm zajmujących się produkcją audiofilskiego sprzętu, prawie zawsze zaglądam do zakładek opisujących ich historię i filozofię. Dziś podobno już niewielu ludzi zwraca na to uwagę, ale prawdziwi hobbyści na pewno interesują się wszystkim, co wiąże się ze sprzętem hi-fi. Sęk w tym, że nie każda...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
1piotr13