Szukając pewnego krążka zlokalizowanego w drugiej "linii zabudowy" mojej kolekcji wpadł mi w ręce inny album. Momentalnie zapomniałem czego szukałem i w moim odtwarzaczu wylądował "Ill Communication". Krążek ten poznałem w 1998 roku, kilka miesięcy po premierze "Hello Nasty". Tak jak "Hello Nasty" kojarzyłem z kilku utworów promowanych w mediach, tak "Ill Communication" kupiłem totalnie w ciemno - pierwszy raz w życiu. I to jeszcze za jakieś chore pieniądze. Pierwsze przesłuchanie i szok, szczęka na ziemi. Na "Hello Nasty" Beastie Boys momentami trochę za bardzo eksperymentowali, odjeżdżali od właściwej drogi. "Ill Communication" jest natomiast tym, co do dziś najbardziej cenię w ich twórczości - odrobina hardcore'u, kilka świetnych instrumentali, coś co można by podciągnąć pod rocka i elementy dodatkowe. Wszystko to świetnie ze sobą współgra mimo teoretycznego bałaganu (który i tak jest o wiele mniejszy, niż na "Hello Nasty"). "Ill Communication" to istna kopalnia genialnych utworów.
Po wydaniu "świętej trójcy" losy Bad Religion bywały różne. Czasem wydawali płyty genialne, czasem mniej udane. Trafiały się też rzeczy przeciętne i takie, których mogłoby nie być. Aż tu nagle przyszedł rok 2002, a wraz z nim "The Process Of Belief" - album, którym zespół udowodnił, że wciąż ma dużo do powiedzenia i zaoferowania. Wszystko zaczyna się świetnie. Pierwsze trzy utwory: "Supersonic", "Prove It" i Can't Stop It" trwają łącznie niewiele ponad 4 minuty. To powrót do starych dobrych czasów, czyli szybko, krótko, zwięźle i na temat. Dalej album wcale nie zwalnia.
"Witaj w moim świecie, proszę, wejdź" - rozpoczyna płytę Gahan, zapraszając nas do odsłuchania nowej pozycji w dyskografii grupy. Więc dałem się zaprosić i rozejrzałem się ostrożnie w tej rzeczywistości, którą proponują nam panowie z Depeche Mode. To strasznie ciasne, gęste, wręcz klaustrofobiczne miejsce. Nie ma miejsca żeby się obrócić, rozłożyć ramiona, czy chociażby się przeciągnąć. Cały czas myślałem, że poruszam się w tłoku, na dodatek lekko przygarbiony. Szybko opuściłem ten świat, obiecując sobie, że jednak tu jeszcze za kilka dni na chwilę wrócę, aby przekonać się czy to było tylko takie pierwsze wrażenie, czy też to trwałe odczucie.
Ten album jeszcze do niedawna był najnowszym dzieckiem Bad Religion. Przed premierą w sieci pojawiały się informacje jakoby "The Dissent Of Man" miał być powrotem do korzeni, do grania z czasów "Suffer", "No Control" i "Against The Grain". Czy te zapowiedzi się potwierdziły? Niespecjalnie... Początek albumu jest genialny, zespół atakuje słuchacza krótkim prawym prostym w postaci trwającego niespełna 90 sekund "The Day That The Earth Stalled". Dalej jest co najmniej równie ciekawie, bo "Only Rain" jest (moim zdaniem) jednym z najlepszych utworów, które Bad Religion stworzyli na przestrzeni ostatnich lat. Wysoki poziom utrzymuje jeszcze bardzo szybki "The Resist Stance". Licznik w wieży przeskakuje na ścieżkę numer cztery i tu gwałtownie zwalniamy.
Zasadniczo nie przepadam za albumami z coverami. Jeden przerobiony (najlepiej w ciekawej, innej aranżacji, a nie czysta zżyna z oryginału) utwór wciśnięty między autorski materiał jest w porządku, ale cały krążek to już zdecydowanie za dużo. Nie dotyczy to Acid Drinkersów i ich "Fishdicków". "Kwasożłopy" to straszni jajcarze, ludzie z wielkim dystansem do siebie i tego, co robią. Bo kto inny ruszyłby klasykę w postaci "Seasons In The Abyss" Slayera i przerobił ten kawałek na country? Albo "Nothing Else Matters" na folklor z akordeonem i Mozilem na wokalu? A takich rodzynków jest tu więcej.
Słuchając tej płyty tak sobie myślę, że w sumie oprócz fortepianu i Włodka Pawlika nic więcej nie trzeba, żeby powstała genialna muzyka. No może jeszcze przydałoby się świetne nagranie, złoty nośnik i inne tego typu audiofilskie fanaberie, ale tak się składa, że o te "szczegóły" także zadbano. Solową płytę Włodka Pawlika wydał bowiem redaktor naczelny jednego z najlepszych pism audiofilskich w Polsce, a to do czegoś zobowiązuje. Ale cóż znaczy nawet audiofilska jakość bez dobrego materiału? No właśnie. Tutaj mamy do czynienia z rzeczą wprost magiczną. Muzyka aż unosi nas w fotelu. Sięga głęboko do wnętrza, każe bez reszty zanurzyć się w płynących dźwiękach, ale w zamian daje o wiele więcej - relaks, spokój, wytłumienie rozedrganych emocji i ukojenie nadszarpniętych nerwów.
Witam. Tę płytę przesłuchałem raz i do niej nie wracam. Czasami zadaję sobie pytanie jak to jest, jeden instrument a tak różny tak różnie brzmiący w zależności kto przed nim siedzi. Na tej płycie podoba mi się dźwięk - nie realizacja - choć to też, ale to w jaki sposób Artysta wydobywa ten dźwięk. P...
Screaming Trees z nazwy znam od wielu lat, ale po ich twórczość sięgnąłem dopiero kilka miesięcy temu. Głównie ze względu na to, że kolekcja grunge'owa mi się przejadła i potrzebowałem czegoś nowego. Dodatkowym atutem było to, że kilka ich albumów "chodzi" na angielskim Amazonie za śmieszne pieniądze. W ten sposób stałem się posiadaczem "Uncle Anesthesia". Pierwsze, co na starcie rzuca się w uszy, to mała zawartość grunge'u w grunge'u. Zespół, mimo że podczepiany pod ten gatunek, brzmi trochę inaczej, niż pozostali jego przedstawiciele. Wikipedia i Sputnik Music podciągają tę grupę pod psychodelię i rock alternatywny. Coś w tym jest, bo już pierwszy utwór - "Beyond This Horizon" pachnie trochę klimatem progresywnym. Nie za mocno, ale jednak lekką nutkę tego nurtu czuć. Reszta brzmi już zdecydowanie bardziej "normalnie".
Dodam, że Cornell jest wymieniony jako producent, gdyż angaż załatwiła mu żona, znana menadżerka. Lanegan twierdzi, że właściwie to Chris cały czas grał w kosza, a robotę odwalił Terry Date.
Moja przygoda z Armią zaczęła się od "Legendy" (a dokładniej "Opowieści Zimowej"). Później był "Der Prozess" i "Triodante". Z szacunku dla artysty dokupiłem też resztę dyskografii. "Pocałunek Mongolskiego Księcia" dotarł do mnie w pechowym dla siebie okresie - akurat było wtedy kilka ciekawych premier, więc krążka Armii posłuchałem na wariata i pieprznąłem w kąt. Swoje tam odleżał - pewnie ze dwa lata albo i więcej. Jakiś czas temu rzucił mi się w oczy. Stwierdziłem, że skoro już go mam, to od biedy można posłuchać, bo coś ciekawego chyba tam było. I faktycznie jest - dziewięć utworów. Nie wiem, jakim cudem "PMK" nie wpadł mi ucho od razu po zakupie. Nie mam zielonego pojęcia. Jak by nie było - naprawiłem swój błąd i album Armii z 2003 roku będzie zdecydowanie częściej gościł w moim odtwarzaczu. A co my tu właściwie mamy? Osiem utworów autorskich i dwa covery - "W Kamień Zaklęci" 2+1 oraz "Sodoma i Gomora" Misty In Roots. Tym czymś "co tam było całkiem ciekawego" jest "Nostalgia" - kawał genialnego grania, galopujący numer ze świetną waltornią Banana. Numer jest niesamowicie nośny, głowa sama się buja, noga tupie, refren od razu wpada w ucho.
Pisząc o "Oxygene" Jarre'a wspominałem o utworach, które wszyscy znają, a nie każdy wie, kto jest ich twórcą. Taki właśnie rodzynek trafił się Vangelisowi właśnie na tej płycie. Mowa oczywiście o utworze o nazwie "Pulstar" - krótkim, zaledwie pięciominutowym kawałku z dynamiczną, łatwo wpadającą w ucho linią melodyczną. Kto jej nie zna! Co poza tym? Jest tu jeszcze kilka perełek. Przechodząc dalej mamy tu dwa króciutkie, refleksyjne utwory - "Freefall" i "Mare Tranquillitatis", które podczas słuchania zawsze zlewają mi się w jeden. Następny "Main Sequence" prawie wywołuje u mnie ból zębów. Nie lubię go, przypomina mi trochę ścieżkę dźwiękową ze starych amerykańskich kryminałów z lat siedemdziesiątych. Brrr...
To taki mój szaleńczy zakup. Usłyszałem w radiu "Lucy Phere" i odleciałem. Tak pięknej ballady z tak kapitalnym tekstem już dawno nie słyszałem! ten fortepianowy podkład i spokojny śpiew Muńka Staszczyka trochę przypomina mi piosenki z "The Boatman's Call" Nicka Cave'a. I takich utworów oczekiwałem na nowej płycie T.Love, ale trochę się zawiodłem, bo reszta materiału jest zupełnie inna. Po przesłuchaniu obu krążków uczucie zawodu szybko minęło, ponieważ muzyka jest raczej zacna. Płyta jest hołdem złożonym wykonawcom grającym wszystko od bluesa, poprzez jazz aż do country. Według mnie sprawia to, że jest trochę nierówna i ciężko ją całościowo opisać. Są tu kawałki genialne, jak na przykład "Black And White" i "Frontline". Są też utwory z bardzo dobrymi tekstami, jak chociażby wspomniany wyżej "Lucy Phere" czy też "Skomplikowany (Nowy Świat)".
Od kiedy sięgam pamięcią, Cyrus zajmował szczególne miejsce w audiofilskim uniwersum - siedział w jednej loży z brytyjskimi ekscentrykami, takimi jak Naim, Linn, Quad, Rega czy Chord. Każda z tych...
Firma Wharfedale Wireless Works została założona w 1932 roku przez Gilberta Briggsa, który swoje pierwsze głośniki składał w piwnicy domu w Ilkley, w dolinie rzeki Wharfe. Naturalnie, słowo "Wireless" nie...
W ostatnich latach miałem styczność z wieloma modelami słuchawek nausznych i wokółusznych. Jedne lepiej sprawdzały w określonych gatunkach muzycznych i w codziennym użytkowaniu, na przykład na spacerze lub w pracy....
Bannery boczne
Komentarze
Kaczadupa
Dla mnie Cyrus 40 AMP to rozczarowanie roku. Uwielbiam charakter starego Cyrusa 8.2 DAC z zasilaczem PSXR2 i spodziewałem się czegoś podobnego a tu szok jak u "...
Wszystko ładnie, pięknie, ale z cenami przesadzili co najmniej o 30-40%, o czym wspomina nawet autor recenzji. 40 AMP byłby super wzmacniaczem, gdyby kosztował ...
Według mnie to jest celowe działanie w budowie każdego segmentu, czyli ograniczenie w zasilaczach, aby skusić się na dodatkowy zasilacz. Rozumiem za 4, 5, 6 tys...
Bardzo trafna recenzja. Miałem Unison Research Simply Italy, później Line Magnetic 210IA na lampach 300B, wróciłem do Unisona S6 lampy sterujące Genalex, a lamp...
Skuszony ciekawą recenzją Pana Tomasza i wieloma pozytywnymi opiniami ze świata audio postanowiłem spróbować JPlaya. Testowany był na 3 urządzeniach Auralic: S1...
Do serwisów strumieniowych można mieć wiele zastrzeżeń, ale trzeba przyznać, że ich algorytmy sugerujące nową muzykę często przynoszą "złote strzały"....
Jak wyglądał świat w marcu 1979 roku? Andrzej Wajda kręcił "Panny z Wilka". Jan Paweł II był papieżem niecałe pół roku. Prezydentem USA był Jimmy Carter. W Nowym Jorku urodziła się Norah Jones. Atari wypuściło na rynek komputery Model 400 i Model 800. W salonach samochodowych pojawiły się Peugeot 505,...
The official history of Audiomica Laboratory brand began in 2005, but its founder, Łukasz Mika, had planned this step several years earlier. As someone who always loved music and was fascinated by the equipment used to reproduce it, he eventually...
Monitor Audio announced the new Gold Series 6G. The all-new, totally redesigned series leaves no detail unrevealed, as Monitor Audio Group delivers the finest, most exhilarating loudspeaker range yet to carry the Gold Series name. A comprehensive, highly flexible and...
Bluesound, the original wireless hi-res multi-room music brand, proudly announces that its highly anticipated flagship wireless music streamer, the Node ICON, is now available worldwide. Starting at $899, the Node Icon is the pinnacle of Bluesound's innovation in high-resolution streaming...
Rega - nazwa znana i ceniona w całym świecie audio, głównie z powodu znakomitych gramofonów, ale także innych komponentów hi-fi. Każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem grającym, doskonale woe, że produkty brytyjskiej legendy są uważane za jedne z najlepszych na świecie i chyba każdy marzy, aby chociaż raz sprawdzić...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
Malpeczka7