Wreszcie ją mam! Dawno temu kaseta z "Wildhoney" mi wsiąkła i od tamtej pory chciałem sobie kupić ten album na CD. I jakoś nigdzie go nie mogłem dostać... Dopiero ostatnio pojawiło się kilka reedycji wcześniejszych płyt tej kapeli, chyba dzięki premierze ich nowego albumu "The Scarred People". Cały czas biję się z myślami czy kupić to ich najnowsze dzieło, ale "Wildhoney" jakoś tak samo wskoczyło mi w ręce. Zresztą czemu tu się dziwić? Uwielbiam tą płytę! Ma w sobie potężną moc, która niesie ze sobą spokój i ukojenie. To przepiękna, przestrzenna muzyka która wymaga od słuchacza pełnego zaangażowania i wysłuchania od początku do samego końca.
Macie taką płytę, która ma zapewniony dożywotni status najwspanialszej na świecie? Ja mam. I to już od ponad dwudziestu lat. Czy to oznacza, że słucham jej codziennie? Boże broń! Znudziłaby mi się po tygodniu! Takie przyjemności należy rozsądnie sobie dawkować. Czasem sięgam po nią raz na miesiąc, czasem raz na pół roku. Słucham całej - od pierwszego do ostatniego dźwięku i odkładam na półkę. To jak ładowanie akumulatora - potęga tej muzyki prawie rozrywa mnie od środka. Encore to koncertowy album TD z roku 1977 - złotego okresu działalności grupy. Zawiera cztery urzekające utwory, powalające mocą elektronicznego eksperymentu i potęgą syntetycznej przestrzeni. To kwintesencja el-muzyki z lat siedemdziesiątych, które były według mnie złotymi latami tego gatunku.
Ostatnia wielka płyta tego składu. Nigdy już na oficjalnym wydawnictwie, później, nie usłyszymy tej trójcy, która podłożyła podwaliny pod Berliner Schule Electronic Musik. Doskonały zapis muzyki na najwyższym poziomie w ramach tego gatunku. Mamy co prawda pewne cytaty z wcześniejszej twórczości TD j...
Gdzieś kiedyś spotkałem się z takim stwierdzeniem, że Stone Temple Pilots to taka grunge’owa druga liga. No i z jednej strony ciężko temu nie przytaknąć, bo faktycznie zespół nigdy nawet nie zbliżył się poziomem sławy do takiej np. Nirvany, AIC czy PJ. Z drugiej natomiast - nikt chyba do końca nie wie dlaczego tak się stało. Bo ekipie Stone Temple Pilots tak na prawdę niczego nie brakuje/brakowało do osiągnięcia wielkiego sukcesu. Charyzmatyczny wokalista? Jest - Scott Weiland. Grunge’owe klimaty? Są. Potencjalne przeboje? Też są. I tu zasadniczo pojawia się problem tudzież częściowe wyjaśnienie braku sukcesu - po dwóch naprawdę świetnych albumach zespół zaczął eksperymentować, gubić się, jakkolwiek by tego nie nazwać. W każdym razie troszkę się to rozjechało i poziomu dwóch pierwszych albumów nie utrzymano. Nie zmienia to faktu, że "Core" i "Purple" to świetne wydawnictwa, które bez kompleksów mogą konkurować z klasyką "tych wielkich". Dziś słów kilka o debiucie ekipy, czyli "Core". W sumie album ten można by podsumować jednym zdaniem - kopalnia grunge’owych pocisków. Już od pierwszych sekund "Dead And Bloated" słychać, że Weiland nie jest jakimś tam pierwszym lepszym śpiewakiem z ulicy.
Nie jest to Pearl Jam z debiutu. Nie jest to też ten sam zespół, który nagrywał "Vs" czy "Vitalogy". Czy to źle? Akurat w tym wypadku niekoniecznie, bo "Yielda" świetnie się słucha. Zespół zafundował nam tutaj podróż przez różne oblicza rockowego grania. Nie brakuje tu prawdziwych petard, killerów koncertowych takich, jak "Brain Of J" na otwarcie krążka oraz "Given To Fly" (wydany na singlu). Pearl Jam idzie o krok dalej w "Do The Evolution" - utworze zadziornym, surowym, garażowym. Mnie kawałek ten kojarzy się z klimatami "Spin The Black Circle" tylko tempo jest wolniejsze. No i to by było na tyle jeśli chodzi o rzeczy w stylu "hard". Pozostała część Yielda jest zdecydowanie spokojniejsza. Nie brakuje tu gitarowych ballad - "Wishlist"(delikatny, subtelny, ale moim zdaniem trochę naiwny), "Low Light" (podobne klimaty, jednak o wiele lepszy, ma w sobie "to coś" czego brakuje w "Wishlist"), "All Those Yesterdays" (a to kojarzy mi się z klimatami teksańskimi, sobotni wieczór i kapela grająca w zadymionej, przydrożnej knajpie). Na spokojnie, z fajnym brzmieniem gitary zagrany jest "No Way". Interesujący muzycznie jest także "Faithfull" (świetne wprowadzenie). Pazurki w refrenie pokazuje "Pilate".
Nowy Cave! Ta wiadomość zelektryzowała mnie kilka tygodni temu i po opłaceniu rachunku za ogrzewanie, czynszu i kilku innych obowiązkowych płatności, podliczyłem swoje fundusze i wyszło mi, że stać mnie na "Push the Sky Away" bez konieczności jedzenia chleba popijanego wodą z kranu do końca miesiąca. A jeśli nawet to by mi groziło, to chyba i tak byłoby warto. To naprawdę wartościowa płyta. Spokój, łagodność brzmień i spokojna melodeklamacja Pana Cave'a wprowadza na początku mylne wrażenie relaksującego działania tej muzyki. Tak właśnie odbieram pierwszy utwór na tej płycie - "We No Who U R". Potem to uczucie szybko mija zamieniając się w dziwne kłucie niepokoju i niepewności.
Metallica nie skończyła się na "Kill'em All". Nie zaczęła się też na "Master Of Puppets" (który większość fanów przesadnie gloryfikuje). Między tymi dwoma albumami znajduje się krążek uznawany przez niektórych za najlepszy w dyskografii zespołu. No i oczywiście do tej grupy zalicza się moja skromna osoba. "Ride The Lightning" to album kompletny - nie ma tu praktycznie ani jednej rzeczy, którą chciałbym wyrzucić, zmienić, przekształcić, skrócić itp. Od początku do końca jest to najwyższa półka thrashowego grania. A zaczyna się tak niepozornie… Pierwsze 40 sekund krążka to spokojna gitara akustyczna. Po chwili jednak Metallica odsłania swoje prawdziwe oblicze i "Fight Fire With Fire" zmienia się w metalową galopadę. Skandowane zwrotki przeplatają się z nośnym refrenem. Do tego dochodzi błyskawiczne tempo, trafia się świetna solówka. Mocne rozpoczęcie albumu. Następny w kolejce jest tytułowy "Ride The Lightning" - mimo że trochę wolniejszy, również prezentuje bardzo wysoki poziom. James Hetfield zmienia sposób śpiewania i w tej wersji prezentuje się równie dobrze, a na gitarze ponownie cuda wyprawia Hammett. Ale swoje prawdziwe 5 minut Kirk ma dopiero w czwartym na płycie "Fade To Black".
Od tej płyty tak naprawdę zaczęła się kariera Pana Jarre'a. Wcześniej nagrał trzy płyty z eksperymentalną muzyką elektroniczną, które rozeszły się bez echa. Dopiero "Oxygene" okazał się międzynarodowym sukcesem tego artysty. Pierwszy raz usłyszałem tą płytę w podstawówce. Pewnego dnia przyszedł do mnie kolega z prośbą przegrania kasety. Byłem wtedy szczęśliwym posiadaczem (no, nie do końca ja - to był sprzęt ojca) magnetofonu dwukasetowego i czasem z chłopakami zgrywaliśmy sobie różne rzeczy. Wtedy kumpel przyniósł do skopiowania kasetę, na której z jednej strony był nagrany album Pet Shop Boys "Actually" z ich ówczesnym hitem "It's a Sin", a na drugiej właśnie "Oxygene" Jarre'a.
Dzisiaj wieczorem mój syn nie miał zamiaru zasnąć. Godzina na zaśnięcie już dawno minęła a ten dalej skacze! "Czekaj ty..." - pomyślałem - "Już ja cię załatwię!" Chwyciłem go na ręce, smoka załadowałem do otworu gębowego i poszliśmy do mojej nory (nora to taka lokalna nazwa mojego pokoju, w którym niepodzielnie rządzi bałagan i sprzęt audio). Chwila zastanowienia i w cedeku ląduje "Czekając na Cousteau" Jarre'a. To chyba ostatnia z jego płyt, której da się słuchać. A i to nie w całości. O ile pierwsze "Calypso" jeszcze jakoś się broni, to pozostałe dwa są po prostu syntezatorowo-popowymi popierdywaniami, które chyba przypadkiem znalazły się na tej płycie. Zresztą w porównaniu z tytułowym utworem wszystkie cztery "Calypso" są zwykłym nieporozumieniem.
Tak jak "Diamond Eyes" można porównywać z "White Pony", tak "Koi No Yokan" chyba bliżej do "beznazwowego" albumu z 2003 roku. Mniej tu przebojowości, za to zdecydowanie więcej eksperymentów, poszukiwań. Większy jest też "rozstrzał" stylistyczny. Krążek zaczyna się od cholernie mocnego uderzenia w postaci "Swerve City". Gdyby zapętlić przewodni riff z tego utworu, wyszedłby z tego świetny industrial w rejonach Killing Joke z czasów "Hosannas". Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku "Poltergeist" i "Gauze". Jest ciężko, topornie, świetnie. Gdyby w tym ostatnim Moreno zmienił trochę wokal, to utwór można by podciągnąć nawet pod czasy "Adrenaline". Fajny, motoryczny riff występuje jeszcze w "Goon Squad".
Twórczość Pink Floyd znam od dawna, lepiej i w pełni świadomie poznałem ją na przestrzeni ostatnich 10 lat. W 2006 roku podczas rozmowy na ich temat znajoma zapytała, jak tam u mnie ze znajomością solowej twórczości poszczególnych członków zespołu, ze wskazaniem na Gilmoura właśnie. Akurat było jakoś po premierze "On An Island", moja znajoma szczególnie polecała "About A Face" a ja oczywiście idąc na przekór zakochałem się w w debiutanckim krążku Davida z 1978 roku. Artysta zaserwował nam tutaj 9 piosenek trwających łącznie niewiele dłużej, niż połowa meczu piłki nożnej. Napisałem “piosenek", ponieważ to słowo świetnie oddaje to, z czym mamy do czynienia.
Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze,...
Ostatnio coraz częściej słyszę wokół zrzędzenie, że wszystko wokół nas staje się coraz gorsze, że nie ma już pachnących pomidorów i prawdziwego chleba, że w telewizji puszczane są same bzdury...
Peter Lyngdorf jest jedną z najważniejszych postaci w świecie sprzętu audio. Przez wielu uważany jest za wizjonera, pioniera w dziedzinie wzmacniaczy impulsowych, propagatora odważnych, niecodziennych rozwiązań. Duński przedsiębiorca i konstruktor...
Bannery boczne
Komentarze
leszcz
Z jednej strony kable droższe od elektroniki, z drugiej nie gorzej grające kolumny bezprzewodowe. Wybór prosty.
Dla mnie nie najlepsze ale na górze tego roku to zestaw D’Agostino z Wilsonami. Przykrość z wystawy płynie taka, że im drożej tym więcej basu. Sonusy do burzeni...
Z badań i raportów dotyczących udziału poszczególnych nośników i platform w rynku muzycznym wynika, że pliki i serwisy streamingowe wyprzedzają konkurencję o kilka okrążeń. Temat nośników fizycznych wydaje się zamknięty i nawet ogarniająca cały świat moda na winyle i gramofony nie jest w stanie odwrócić losów tej wojny. O ile...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...
Dual to jedna z marek, do których audiofile, a w szczególności miłośnicy czarnych płyt, odnoszą się z wielkim szacunkiem. Ma to swoje uzasadnienie. Niemiecka manufaktura wydała na świat tyle znakomitych gramofonów, że aż ciężko je policzyć. Dobrze zachowana szlifierka tej marki to sprzęt, który po renowacji można bez kompleksów podłączyć...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.
peter