White Ward był jednym z moich najważniejszych odkryć 2019 roku. "Love Exchange Failure" znalazłby się prawdopodobnie w czołówce najczęściej odtwarzanych przeze mnie albumów w tamtym czasie. Do dziś wracam do niego bardzo często i uważam go za jeden z najciekawszych materiałów nagranych w tym gatunku w ostatnich latach. Dlatego też z wielkim uśmiechem na twarzy przyjąłem informację o tym, że nadchodzi nowa płyta. Już sama okładka intryguje i zdaje się stać w opozycji do poprzedniego wydawnictwa, gdzie zaprezentowane zostało żyjące miasto nocą. Tu z kolei mamy do czynienia z opuszczonym, zrujnowanym domem stojącym w środku wysuszonego pola. Zdjęcie zostało wykonane w Stanach Zjednoczonych, jednak w obliczu sytuacji w ojczyźnie muzyków nabiera ono pewnego symbolicznego znaczenia.
Poprzedni album Kreatora ukazał się w 2017 roku. Jeśli jednak ktoś sądzi, że przez pięć lat doszło do stylistycznej rewolty i "Hate Uber Alles" wprowadzi do twórczości niemieckiej legendy thrashu powiew świeżości, to jest w dużym błędzie. Mille Petrozza już wiele lat temu wydeptał sobie swoją strefę komfortu i ponownie nie zamierza jej opuszczać. W zasadzie "Hate Uber Alles" można opisać jednym zdaniem - jest to kolejny praktycznie taki sam album Kreatora. Zatem jeśli ktoś bez problemu przyjmuje twórczość zespołu nagraną w tym millenium, to również i tu powinien bez problemu się odnaleźć. Jeśli natomiast komuś przeszkadza coraz większa wtórność i powielanie patentów to nowe wydawnictwo może sobie zwyczajnie odpuścić ponieważ nie znajdziemy tutaj niczego nowego.
Ufomammut był jednym z największych odkryć, które przytrafiły mi się podczas mojego debiutanckiego uczestnictwa na festiwalu Red Smoke Fest w Pleszewie w 2018 roku. Zespół "kupił mnie" praktycznie od pierwszych dźwięków koncertu, serwując granie apokaliptyczne, miażdżące, bezkompromisowe, totalne. Myślę, że w czasie koncertu Włochów nie spał nikt w promieniu kilku kilometrów. Po powrocie do domu rozpoczęło się polowanie na dyskografię w formie fizycznej oraz równoległe jej poznawanie na platformach streamingowych. Radość spowodowana nabywaniem kolejnych albumów została brutalnie przerwana na początku 2020 roku wiadomością o tym, że zespół bezterminowo zawiesza działalność. Na szczęście trwało to tylko niespełna półtora roku. Później ekipa Ufomammuta doszła do wniosku, że pandemiczne przemeblowanie świata jest idealnym momentem do powrotu - w lekko zmienionym składzie, bo z nowym perkusistą. Na efekty prac nowej odsłony zespołu przyszło nam czekać jeszcze ponad rok i w końcu na początku maja tego roku zakończyła się pięcioletnia studyjna przerwa dzieląca "8" i "Fenice".
Kiedy we wrześniu 2019 roku ogłoszono, że Wacław Kiełtyka został nowym gitarzystą Machine Head, w mojej głowie pojawiły się dwa scenariusze. Pierwszy z nich był jak najbardziej pozytywny i dotyczył wprowadzenia dużego powiewu świeżości do pogrążonej w marazmie ekipy Flynna. Drugi scenariusz był już zdecydowanie mniej przyjemny, bo wiązał się z potencjalnym dłuższym rozbratem z kapelą macierzystą Vogga. Na szczęście od tego momentu minęły niespełna trzy lata, a naszym oczom i uszom ukazał się następca wydanego pięć lat temu albumu "Anticult". Nowy album Decapitated promują trzy utwory - tytułowy "Cancer Culture", "Hello Death" oraz "Just A Cigarette". Już po ich premierze pojawiły się wyraźne dwa fronty - obrońców tradycji oraz tych otwartych na nowe brzmienie. Ci pierwsi zarzucali tym kawałkom drastyczny odjazd stylistyczny od klasyków zespołu i porównywali nowe utwory chociażby do twórczości z czasów "The Negation". Wiadomo, na czyją korzyść wypadało to porównanie. Tę sytuację doskonale znamy też chociażby z czasów premiery "Anticult". Otwarci na nowe brzmienie słusznie zauważali, że zapowiedzi "Cancer Culture" stylistycznie nie odbiegają od tego, co zespół prezentował na kilku poprzednich płytach, wskazując "Carnival Is Forever" jako album, który zapoczątkował zmiany.
Amerykańskie trio przyzwyczaiło fanów do tego, że od momentu powstania zespołu raczyło słuchaczy nowym materiałem średnio co dwa lata. Dlatego już w okolicach 2018 roku czekałem na następcę "Midnight Cometh". Kolejne lata mijały, a w obozie Wo Fat nadal trwała cisza, która w okolicach początku zeszłego roku doprowadziła do tego, że zwątpiłem już w to, że nowe wydawnictwo w ogóle się ukaże. Moje obawy mogłaby potwierdzać znikoma aktywność Amerykanów w mediach społecznościowych. Niespodziewane pojawienie się w lutym nowego utworu wywołało u mnie zdecydowanie szybsze bicie serca.
Meshuggah jest fenomenem na skalę światową. Mimo że członkowie zespołu nie lubią, gdy określa się ich jako prekursorów djentu, trudno zaprzeczyć temu, że tak właśnie jest. Co więcej, nie dość, że Szwedzi mieli gigantyczny wpływ na ten podgatunek metalu, to dodatkowo wypracowali w nim swoją hermetyczną niszę, do której nie udało się dostać żadnemu innemu zespołowi. Ciekawostką może być fakt, iż momentami pod kątem muzycznym bardzo blisko do ich twórczości było polskiemu zespołowi Kobong, który w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nagrał dwa albumy, które wtedy raczej nie spotkały się ze zrozumieniem słuchaczy, natomiast dziś należą, słusznie zresztą, do klasyki polskiego ciężkiego grania. Ekipa Meshuggah przyzwyczaiła słuchaczy do wydawania albumów średnio co 3-4 lata. Można było zatem oczekiwać następcy "The Violent Sleep Of Reason" już w okolicach 2020 roku. Jednak na "Immutable" przyszło nam czekać dwa lata dłużej i w sumie nie wiadomo, jaki wpływ na wydłużenie tego czasu miały na przykład zamieszania w składzie i pandemia. Jednak wreszcie nadszedł pierwszy dzień kwietnia 2022 roku, a wraz z nim światło dzienne ujrzał "Immutable".
To, że poznałem Messę, zawdzięczam tylko i wyłącznie bardzo dobremu algorytmowi typującemu sugestie albumów do przesłuchania na Spotify. Właśnie pośród nich pojawiła się okładka debiutu zespołu - "Belfry" - która z miejsca przykuła moją uwagę. Przedstawia zatopioną wieżę kościoła w Curon. Jej stylizacja wraz z logo zespołu mogłaby sugerować granie ocierające się o któryś z podgatunków black metalu. Nic bardziej mylnego. Messa to rasowy doom metal z kobiecym wokalem, momentami kierujący się w okolice stonera. Tak było przynajmniej w dużej części debiutanckiego wydawnictwa. Później muzyka zespołu zaczęła ewoluować. "Close" jest trzecim albumem w dorobku włoskiej ekipy i jednocześnie tym, który przynajmniej do wydania kolejnego albumu dzierżyć będzie palmę pierwszeństwa w kilku kategoriach "naj". Trwający prawie 65 minut "Close" jest najdłuższym materiałem nagranym do tej pory przez Messę. Jest to również album najłatwiej przyswajalny dla potencjalnego słuchacza, a jednocześnie wydaje się być dziełem najbardziej spójnym i jednorodnym. W teorii brzmi to bardzo zagadkowo, a jak przekłada się na praktykę?
Wędrujący Wiatr był jednym z moich ważniejszych odkryć 2016 roku, kiedy to swoją premierę miał poprzedni album projektu, czyli "O Turniach, Jeziorach I Nocnych Szlakach". W tamtym okresie nie byłem wielkim fanem "piwnicznego" black metalu, ale akurat to wydawnictwo zaintrygowało mnie wielowarstwowością i wyraźnie polskim klimatem. Po zapoznaniu się z tym albumem, wysłuchałem oczywiście debiutu, który zrobił na mnie porównywalne wrażenie. W związku z tym już od kilku lat z niecierpliwością czekałem na kolejny krążek. Wzmianki o trzecim albumie Wędrującego Wiatru pojawiły się w mediach społecznościowych w zeszłym roku, jednak ostatecznie na premierę przyszło nam czekać aż sześć lat. Czy było warto?
Najnowszy album Cult Of Luna, podobnie jak kilka poprzednich, można opisać właściwie jednym zdaniem - jest to kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Szwedów. Nawet wydany 6 lat temu "Mariner", do którego początkowo podchodziłem z dystansem, w końcu się osłuchał i teraz stanowi dla mnie ważny punkt w twórczości zespołu. Na "The Long Road North" zespół podąża drogą obraną wiele lat temu, proponując nam wielowymiarowego kolosa, który najlepiej sprawdza się, gdy słuchamy go w całości. Jeśli znajdziemy prawie 70 minut na to, by spędzić je ze Szwedami, zespół odwdzięczy się nam niezapomnianymi chwilami i piękną, muzyczną historią.
Matt Pike jest w świecie stonerowego grania żywą legendą i jednym z najważniejszych filarów gatunku. Albumy grup Sleep i High On Fire należą do klasyki i wyznaczników tego stylu. Ciężko uwierzyć, że przez ponad 30 lat aktywności muzycznej artysta nie dorobił się solowego albumu. Aż do teraz, gdy światło dzienne ujrzał projekt Pike vs The Automaton. Jego nazwa, nawiązująca do starożytnej Greki, może sugerować bunt czy też opór artysty wobec dzisiejszego zautomatyzowanego świata. A jak przekłada się to na muzykę zawartą na krążku?
Rynek sprzętu audio jest wypełniony towarem niczym dyskonty przed świętami. Wybór jest przeogromny, chwilami wręcz przytłaczający. Na półkach dominują produkty uznanych, znanych audiofilom marek, których historia sięga nieraz czasów przedwojennych....
Myśląc o nowoczesnym sprzęcie audio, takim jak streamery, słuchawki bezprzewodowe czy głośniki sieciowe, zwykle mamy z tyłu głowy jedną myśl - aby był to produkt na poziomie, lepiej trzymać się...
Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze,...
Bannery boczne
Komentarze
Michał
Posiadacz JA11 here. Jak na to, że jest malutki i mocno budżetowy, to jest fantastyczny. Polecam.
Powyższy wykres równowagi tonalnej wcale mnie nie dziwi, jeśli podział wysokich jest na 1600 Hz i jak widać na zdjęciu, jest łagodny filtr 2 rzędu, 28-mm miękka...
Apple Music ma 3 poziomy jakości. Stratna, bezstratna (jakość CD) i hi-res (tylko część utworów). Ostatnio mocno promuje dźwięk przestrzenny. Wszystko to w pods...
Obecna cena H95 zatrzymała się na kwocie 5555 zł, dlatego postanowiłem zdecydować się na ten model. Jestem na etapie odkrywania jego możliwości w warunkach domo...
Czy to w domowym zaciszu, na koncercie, podczas pracy w studiu czy w samochodzie - wzmacniacz jest jednym z kluczowych elementów każdego systemu stereo. Czym właściwie jest? Najprościej można powiedzieć, że jest to układ elektroniczny, którego zadaniem jest wytworzenie na wyjściu sygnału analogowego będącego wzmocnioną kopią sygnału podanego na wejście....
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...
Wydawałoby się, że w bardzo gęstej branży audio kompletnie nie ma już miejsca dla nowych graczy. Że wszystkie stołki obsadzone są sztywno, bez szans na zmiany. A jednak od czasu do czasu pojawiają się firmy, które potrafią zaintrygować i porwać audiofilów, odbierając klientów starym wyjadaczom. Jednym z producentów, który wkroczył...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.