Ciężkie jest życie fana Red Fang, który rozpoczął swoją przygodę od pochodzącego z 2008 roku debiutu. Znaczna jego część mogła ukształtować wobec zespołu dalsze oczekiwania, których wesoła ekipa z Portland w okresie późniejszym nie spełniła. "Prehistoric Dog", "Reverse Thunder" i "Night Destroyer" były niesamowicie nośne, przebojowe i porywały od pierwszego przesłuchania nie tylko fanów gatunku, ale też i przeciętnych słuchaczy. Do powyższej trójki dołączał "Humans Remain Human Remains", który przytłaczał ciężarem i walcowatym charakterem. W tym momencie każdy fan grania ze stajni "stoner" mógł się czuć jak w siódmym niebie. Niestety po debiucie Red Fang nigdy już tak nie grał. Dwa kolejne albumy przynosiły słuchaczowi dużo dobrej muzyki, ale pozbawionej tej iskry, którą miały "Prehistoric Dog" i "Reverse Thunder".
Po pierwszym przesłuchaniu "Absence" byłem w dużym szoku i jednocześnie bardzo mocno pragnąłem, aby ekipa Blindead nagrała jeszcze album w klimacie "Affliction XXIX II MXMVI". Po końcowych dźwiękach "Ascension" odczucia miałem podobne, ale zdecydowanie słabsze. Szok oczywiście był, ale tym razem rozłożony na raty. Pierwsza jego fala nadeszła, gdy w marcu zeszłego roku Patryk Zwoliński opuścił zespół. Drugie uderzenie nastąpiło w momencie opublikowania zapowiedzi nowego albumu - utworu "Hearts". Jego początek w żaden sposób nie przypominał dotychczasowej twórczości Blindead i ze swoim plemienno-rytualnym początkiem bardziej pasował do Minsk, niż zespołu z Gdyni. W czasie przesłuchania szok wystąpił po raz trzeci i dotyczył wokalu. Piotr Pieza nie jest Patrykiem Zwolińskim i w żaden sposób nie próbuje nim być. Ma swój styl i moim zdaniem idealnie wkomponował się nim w nową twórczość grupy.
Neurosis to klasa sama w sobie - legenda, prekursor stylu, wzorzec do naśladowania, punkt odniesienia i w kręgach post metalu obiekt kultu. Oczywiście to uwielbienie jest jak najbardziej słuszne - gdyby nie ekipa z Oakland, pewnie dziś nie istniałaby większość zespołów z tego gatunku, które nawet jeśli wypracowały własny styl, to i tak wcześniej musiały oprzeć go na jakichś filarach. Neurosis targa na grzbiecie bagaż ponad 30 lat doświadczeń i kilkunastu nagranych albumów, w tym kilku kultowych. Czy "Fires Within Fires" do nich dołączy? Moja odpowiedź brzmi - nie. W moim przypadku pierwsze żółte światełko zapaliło się w momencie opublikowania listy utworów, na której znalazło się ich tylko pięć. W przeszłości jednak często przytrafiały się zespołowi kilkunastominutowe kobyły, zatem mogło się okazać, że wszystko będzie w normie. W momencie ukazania informacji o długości albumu okazało się, że jednak nie.
Według zapowiedzi zespołu "Peep Show" miał być najcięższym albumem w dorobku Acid Drinkers. Nie jest... W zajawkach pojawiały się również informacje o tym, że nowy album będzie najlepszym, jaki zespół nagrał. Nie jest... Ale szczerze mówiąc w ogóle mi to nie przeszkadza. W jednym z wywiadów Titus stwierdził, że nowy krążek to "kop w papę". To się zgadza i akurat w przypadku Acidów jest to aspekt najważniejszy. Po mieszance wybuchowej, jaką była "La Part Du Diable" i ukłonie w stronę lżejszego grania na "25 Cents For A Riff" Acidzi nagrali rasową petardę, która wybucha w ręce słuchacza już przy pierwszym przesłuchaniu. Pierwsza zapowiedź "Peep Show" w postaci "Become A Bitch" początkowo mnie nie powaliła. Dopiero za którymś razem zaskoczyło. Pierwsze, co rzuca się w uszy w tym utworze to motyw mocno przypominający pewną francuską grupę, której nazwa związana jest z japońskim potworem z filmów i seriali. Właśnie w sprawie podobieństwa toczyła się zażarta dyskusja w Internecie. Fakt faktem - motyw ten kojarzy się jednoznacznie i to od razu, ale czy to grzech? Nie. Gdyby iść dalej tym tokiem myślenia, to każdy fajny riff można by uznać za zżynanie z Black Sabbath bo przecież Iommi wszystkie riffy już wymyślił i teraz pozostało już tylko kopiowanie... Na korzyść "Become A Bitch" działa dodatkowo świetna spokojna wstawka w drugiej połowie utworu.
Rok 2016 jest wyjątkowo obfity w interesujące premiery muzyczne. Za nami już wiele, ale najciekawsze dopiero się zaczyna i do końca roku na mojej półce wyląduje jeszcze kilkanaście krążków. Spośród kilkudziesięciu tegorocznych zapowiedzi Obscure Sphinx był jedną z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych. Ogromny apetyt podsycił dodatkowo zapowiadający album "Nothing Left" - wielowątkowa, rozbudowana kompozycja oparta na wkręcającym się w głowę motywie, soczystych, przytłaczających riffach i Wielebnej w wyśmienitej formie. Do tego dochodzi spokojne zakończenie i fragment, który na koncertach będzie idealnie pasował do grupowego odśpiewania "Przeżyj to sam". "Nothing Left" trwa ponad 13 minut, ale w tym czasie dzieje się tyle, że po jego zakończeniu można zadać sobie pytanie czy to już koniec i ponownie odpalić utwór od początku. Zatem wspomniany wcześniej apetyt był już podsycony do granic możliwości. Po kilkunastu przesłuchaniach "Epitaphs" stwierdzam, że nie zaspokoiłem swojego "obscurowego" głodu i odczuwam niedosyt.
Nigdy nie byłem na Islandii. Od dawna jest to moim marzeniem, którego jak do tej pory nie udało się zrealizować. Widziałem natomiast setki, jeśli nie tysiące zdjęć z tego pięknego, tajemniczego i niesamowicie oderwanego od naszej, polskiej rzeczywistości kraju. Jeśli miałbym kiedykolwiek dopasować do nich soundtrack to z pewnością byłby to jeden z utworów z "Svartir Sandar". Nic tak celnie nie oddaje uczucia towarzyszącego mi podczas oglądania islandzkich zdjęć, jak dźwięki "Melrakkablús" i "Draumfari". Te dwa utwory otwierające dysk "Gola" są idealnym odzwierciedleniem piękna, dzikości i tajemniczości tej wyspy. Czwarty album w dorobku Sólstafir to prawie 80 minut muzyki podzielonych na 12 utworów umieszczonych na dwóch płytach - "Andvari" i "Gola". Podział nie jest losowy, różnice pomiędzy obydwoma krążkami idzie odczuć w muzyce. "Gola" to przede wszystkim niesamowity klimat - melancholijny, mistyczny, hipnotyzujący.
W moim przypadku "Decision Day" namieszał dość mocno jeszcze na długo przed premierą. Z jednej strony zespół głośno chwalił się, że nowy album to jedna z najbardziej złowieszczych rzeczy jaką nagrali na przestrzeni 35 lat. Z drugiej (jeszcze głośniej) słyszałem albumowe zapowiedzi, które wydawały się być totalnym zaprzeczeniem słów muzyków. Jak do tej pory słuchanie "Decision Day" nie sprawiło, że moje uczucia stały się mniej mieszane. Chociaż z każdym kolejnym odsłuchem jest coraz lepiej. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest bardzo ciekawa okładka (moim zdaniem) dyskretnie nawiązująca do "Another Perfect Day" Motörhead. Drugie to wspomniane wcześniej albumowe zapowiedzi - "In Retribution" i "Caligula". Pierwszy z nich to utwór na prawdę solidny ale jako otwarcie sprawdza się co najwyżej średnio i pod tym względem "Decision Day" wypada najgorzej od jakichś 20 lat.
Boże błogosław Internet i Youtube'a! Nie jestem chyba w stanie wymienić, ile to zespołów poznałem dzięki popularnemu serwisowi wideo. Dla niektórych z nich - tych bardziej niszowych - portal ten stał się świetnym narzędziem do promocji i trafienia do szerszego grona odbiorców. W ten właśnie sposób, słuchając nowego albumu Wo Fat, w sugestiach trafiłem na ekipę Droids Attack. Traf chciał, że z kilku propozycji wybrałem właśnie ich. Włączyłem i zakochałem się od pierwszego usłyszenia. Droids Attack to nie świeżaki na muzycznej scenie, tylko rasowy zespół, który istnieje od 2004 roku i ma na koncie cztery pełnoprawne albumy i jednego splita. Mnie bezczelnie sponiewierało ich najnowsze dziecko - "Sci-Fi Or Die", które premierę miało w lutym tego roku.
Moja przygoda z thrashem jest już co najmniej pełnoletnia, zatem mogę chyba uznać się za fana tego gatunku metalu. Wszystko zaczęło się oczywiście od Metalliki, do której w ekspresowym tempie dołączyła ekipa Megadeth. Później nadgryzłem twórczość Anthrax i Slayera, ale jednocześnie skupiłem się na tych troszkę mniej znanych przedstawicielach amerykańskiej sceny takich jak Exodus, Overkill, Testament czy Death Angel. Niespecjalnie było mi po drodze ze sceną niemiecką. Kilka miesięcy przed "Phantom Antichrist" przekonałem się w końcu do Kreatora, w przypadku Sodoma proces ten trwał do tego roku. Na koniec została ekipa Destruction. Idealnym momentem do ponownej próby zapoznania się z ich twórczością była zbliżająca się premiera 14 krążka w ich dyskografii czyli właśnie "Under Attack". Na warsztat wziąłem kilka z albumów wydanych w tym tysiącleciu. I podobnie jak w przypadku kilku poprzednich prób tak i teraz miałem jeden podstawowy zarzut - na wszystkich tych albumach Destruction brzmi bardzo podobnie jeśli nawet nie tak samo. Są oczywiście odskoki od normy ale różnic takich, jak pomiędzy "Tempo Of The Damned" i "Atrocity Exhibition" Exodusa nie ma co się spodziewać.
Jak do tej pory 2016 rok można uznać za dobry dla thrashu. Wydawali już "ci wielcy" (Anthrax, Megadeth), jak i "ci mniejsi" (Destruction, Suicidal Angels). W sieci krążą informacje o premierowym materiale od Testamentu, a z cyklu dwuletniego wychodziłoby na to, że Overkill też coś nagra. O Metallice nawet nie wspominam. Swoje pięć groszy do thrashowej puli dorzuciła też ekipa Death Angel. Chociaż w ich wypadku można powiedzieć, że wrzucili zdecydowanie więcej. Ale zacznijmy nietypowo - od wad. Nie podoba mi się poligrafia tego wydawnictwa. Dziadowska okładka skrywa banalną książeczkę praktycznie bez żadnych grafik. Nie wiem czy głównym zamysłem w tym wypadku była prostota czy lenistwo. Zespół już kilkukrotnie udowodnił, że ten element można wykonać dobrze, jak chociażby na dwóch poprzednich albumach. W tym wypadku odbieram to za odwalenie pańszczyzny.
Wielu producentów sprzętu audio potrzebuje przynajmniej kilka lat, aby ktoś ich zauważył i docenił. Owszem, zdarzają się przypadki, kiedy już pierwsze zaprezentowane publicznie urządzenie staje się hitem, jednak najczęściej jest...
NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....
Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...
Bannery boczne
Komentarze
a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...
Czy to w domowym zaciszu, na koncercie, podczas pracy w studiu czy w samochodzie - wzmacniacz jest jednym z kluczowych elementów każdego systemu stereo. Czym właściwie jest? Najprościej można powiedzieć, że jest to układ elektroniczny, którego zadaniem jest wytworzenie na wyjściu sygnału analogowego będącego wzmocnioną kopią sygnału podanego na wejście....
Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Odbywający się tradycyjnie na początku maja High End to impreza, w trakcie której oczy i uszy całej społeczności audiofilskiej zwrócone są w kierunku Monachium. Jak informują organizatorzy, wystawa ta jest niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o imponujące nadawanie tonu najwyższej klasy reprodukcji muzyki. Od czterech dekad High End dostarcza pomysłów i...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.