Chyba nie będzie dużym nadużyciem stwierdzenie, że czasy świetności Placebo przypadają na końcówkę poprzedniego i początek bieżącego wieku. Po wydaniu "Meds", który spotkał się z bardzo mieszanymi reakcjami słuchaczy, obserwowaliśmy już tylko zjazd po równi pochyłej i ciszę trwającą od 2013 roku. Nie mogę powiedzieć, że czekałem na nowy album, ale słuchając tych, które są już pełnoletnie, wspominałem czasy, w których się ukazywały i ostatecznie doszedłem do wniosku, że fajnie byłoby posłuchać nowego albumu Placebo, który wywoła podobne uczucia jak te sprzed lat, zwyczajnie mnie wciągnie i sprawi, że będę chciał do niego wracać.
Wędrujący Wiatr był jednym z moich ważniejszych odkryć 2016 roku, kiedy to swoją premierę miał poprzedni album projektu, czyli "O Turniach, Jeziorach I Nocnych Szlakach". W tamtym okresie nie byłem wielkim fanem "piwnicznego" black metalu, ale akurat to wydawnictwo zaintrygowało mnie wielowarstwowością i wyraźnie polskim klimatem. Po zapoznaniu się z tym albumem, wysłuchałem oczywiście debiutu, który zrobił na mnie porównywalne wrażenie. W związku z tym już od kilku lat z niecierpliwością czekałem na kolejny krążek. Wzmianki o trzecim albumie Wędrującego Wiatru pojawiły się w mediach społecznościowych w zeszłym roku, jednak ostatecznie na premierę przyszło nam czekać aż sześć lat. Czy było warto?
Polskiego mainstreamu nie śledzę szczególnie uważnie. Ma on utrudnioną drogę dotarcia do mnie z racji tego, że nie słucham radia, a w aplikacjach streamingowych raczej bazuję na sprawdzonych elementach niż na zakładce "najbardziej popularne w ostatnim czasie". W związku z tym do tej pory Żurkowskiego nie znałem, a nawet jeśli trafiłem gdzieś na jego utwór, nie zdawałem sobie z tego sprawy. Patrząc na poligrafię "Kurzu", obstawiałem zespół "organkopodobny". Wszystko się tu zgadzało - nie tylko nazwisko w nazwie, ale nawet gościnny występ Organka w jednym z utworów. Jednak już po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że takie porównanie jest dla Żurkowskiego zwyczajnie krzywdzące, ponieważ ten zespół ma pomysł na siebie, a na opisywanym krążku wypada zdecydowanie lepiej i ciekawiej niż najnowszy Organek.
Twórczość Organka monitoruję od początku jego działalności. Nie za bardzo rozumiem fenomen debiutu, ale "Czarna Madonna" mi się podobała. Nie jest to album, do którego wracałbym często, ale czasem się to zdarza. "Ocali Nas Miłość" traktuję jako rzecz poboczną, która niespecjalnie do mnie trafiła. Album ukazał się w końcówce lipca, zatem sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że kilka miesięcy później ukazało się pod szyldem Organka kolejne wydawnictwo. "Czarną Madonnę" i "Na Razie Stoję, Na Razie Patrzę" dzieli pięć lat. Mogłoby się wydawać, że to dużo czasu na nagranie solidnego materiału. Po przesłuchaniu płyty okazuje się jednak, że nie do końca.
Mówi się, że od przybytku głowa nie boli. "Techno Do Miłości" jest dowodem na to, że jednak może boleć. Dotychczasową twórczość Bassa Astrala znam w zasadzie tylko z fenomenalnej interpretacji "Would" Alice In Chains, którą stworzył wraz z Igo. Nie przepadam za coverami, jednak w ich przypadku ciężko w ogóle mówić o takim pojęciu, bo poza tekstem utwór ten został całkowicie przebudowany i w odsłonie elektronicznej brzmi świetnie, w dużej części za sprawą Igo. Duet ma w dorobku trzy albumy studyjne, jednak żaden z nich specjalnie do mnie nie trafił i raczej kończyło się na jednokrotnym przesłuchaniu z muzyką lecącą gdzieś w tle. Możliwe, że był to mój błąd, bo nie mogłem w wystarczający sposób skupić się na zawartości tych płyt, zatem pewnie kiedyś do niej wrócę. Po wydaniu "Satellite" drogi Bassa i Igo rozeszły się. Ten pierwszy przystąpił do nagrywania materiału solowego. Nie oznacza to jednak, że "Techno Do Miłości" to faktycznie "solówka", ponieważ na płytę producent zaprosił wielu gości. Może nawet zbyt wielu.
Bo kiedyś piosenki/utwory się komponowało, teraz się produkuje. Dawniej nagrywało się płyty, obecnie realizuje się projekty. Muzyka obecnie wydawana to, delikatnie mówiąc, dramat! Owszem są wyjątki, ale coraz ich mniej... Najgorzej jak jeszcze komuś przyjdzie pomysł oglądać tych współczesnych twórcó...
W 2005 roku ekipa System Of A Down wypuściła na rynek dwa albumy - "Hypnotize" oraz "Mezmerize". Dlaczego piszę o tym w kontekście Me And That Man? Ponieważ sytuacja związana z "New Man, New Songs, Same Shit" jest bardzo podobna. W obu przypadkach mamy do czynienia z bardzo spójnym materiałem, który mógłby stanowić jedną całość. Jedyną różnicą jest czas wydania. Oba krążki SOAD dzieli kilka miesięcy, w przypadku Me And That Man przerwa trwała ponad półtora roku. Osoby znające "Vol. 1" w tym momencie mogłyby przestać czytać tę recenzję, ponieważ wiedzą już dokładnie, czego się spodziewać. "Dwójka" jest bezpośrednią kontynuacją "jedynki" i można mieć wrażenie, że oba materiały powstały podczas jednej sesji nagraniowej.
Najnowszy album Cult Of Luna, podobnie jak kilka poprzednich, można opisać właściwie jednym zdaniem - jest to kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Szwedów. Nawet wydany 6 lat temu "Mariner", do którego początkowo podchodziłem z dystansem, w końcu się osłuchał i teraz stanowi dla mnie ważny punkt w twórczości zespołu. Na "The Long Road North" zespół podąża drogą obraną wiele lat temu, proponując nam wielowymiarowego kolosa, który najlepiej sprawdza się, gdy słuchamy go w całości. Jeśli znajdziemy prawie 70 minut na to, by spędzić je ze Szwedami, zespół odwdzięczy się nam niezapomnianymi chwilami i piękną, muzyczną historią.
W 1989 roku ukazał się "Disintegration", który do dziś pozostaje opus magnum zespołu i albumem uznawanym za jeden z najważniejszych, jakie nagrano w końcówce ubiegłego wieku. Średnia ocen sięgająca 4,19/5 na podstawie ponad 34 tysięcy opinii w serwisie Rate Your Music mówi sama za siebie. Album od razu po premierze zyskał olbrzymią popularność. W takiej sytuacji oczekiwania fanów wobec następcy są wyjątkowo wysokie i mało któremu zespołowi udaje się podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej lub chociaż utrzymać ją na tym samym poziomie. Czy udało się to Brytyjczykom? Zdania są podzielone.
Matt Pike jest w świecie stonerowego grania żywą legendą i jednym z najważniejszych filarów gatunku. Albumy grup Sleep i High On Fire należą do klasyki i wyznaczników tego stylu. Ciężko uwierzyć, że przez ponad 30 lat aktywności muzycznej artysta nie dorobił się solowego albumu. Aż do teraz, gdy światło dzienne ujrzał projekt Pike vs The Automaton. Jego nazwa, nawiązująca do starożytnej Greki, może sugerować bunt czy też opór artysty wobec dzisiejszego zautomatyzowanego świata. A jak przekłada się to na muzykę zawartą na krążku?
Ciekawe, czy Eddie Vedder pogodził się już z tym, że każde jego solowe wydawnictwo będzie porównywane do albumu nagranego na potrzeby "Into The Wild". I niezależnie od tego, ile by owych wydawnictw nie było i jakiego poziomu by one nie reprezentowały, punktem odniesienia dla słuchaczy i tak będzie ścieżka dźwiękowa do filmu z 2007 roku. W przypadku wokalisty Pearl Jam sytuacja jest o tyle łatwa, że po swoim opus magnum nagrał tylko "Ukulele Songs" - krążek, który raczej nie sprostał ogromnym oczekiwaniom słuchaczy. W sumie trochę niesłusznie bo to całkiem przyjemna płyta. "Earthling" ukazuje się jedenaście lat później. Czy w tym czasie artyście udało się napisać materiał, który udźwignie oczekiwania fanów?
Muszę przyznać, że od pewnego czasu nie jestem na bieżąco z poczynaniami Audio Physica. Był taki moment, kiedy wiedziałem niemal wszystko na temat każdej nowej konstrukcji niemieckiej marki, a kiedy...
Po niespełna dwudziestu latach recenzowania sprzętu audio rzadko kiedy odwiedzam sklepy z taką aparaturą, aby coś kupić. Jeśli już, najczęściej brakuje mi jakiegoś kabla albo czegoś w rodzaju płynu do...
Można powiedzieć, że jeszcze niespełna półtora roku temu byłem nausznikowym ortodoksem, który nie uznawał słuchawek dokanałowych. Moje podejście zmieniło się diametralnie, gdy w moje ręce wpadły "pchełki" AG TWS04K. Okazało...
Bannery boczne
Komentarze
Mariuisz
Brakuje tu jednego aspektu, który omijają również producenci. Chodzi o regulację barwy i balans. Nie każdy ma super słuch, nie w każdym wieku dobrze słyszymy wy...
Mam u siebie ten streamer podłączony od 2 dni optykiem do Topping DX3Pro+ i powiem, że w porównaniu ze źródłem jakim był laptop daje się usłyszeć większą głębie...
Jacek