Digital Audio Cartridge
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Ilekroć poruszam temat wymierania płyt kompaktowych tudzież jakichkolwiek fizycznych nośników, czuję się jakbym z kopniaka otwierał drzwi do pokoju, w którym już od kilku lat kłócą się ze sobą melomani podzieleni na dwa obozy. Jedni uważają, że czasy fizycznych nośników minęły bezpowrotnie, a przyszłość to już nawet nie pliki, ale streaming gęstej muzyki. Drudzy wciąż słuchają nie tylko płyt kompaktowych, ale nawet kaset i winyli, a ponieważ zgromadzili całe regały płyt czy innych taśm, nie zamierzają tak po prostu wyrzucać ich do śmietnika. Obu grupom próbują dogodzić producenci sprzętu, którzy stoją w coraz szerszym rozkroku i nie bardzo wiedzą co robić dalej. Nie mówię o małych firmach wyspecjalizowanych w produkcji streamerów czy gramofonów, ale o koncernach oferujących w zasadzie wszystko od amplitunerów po słuchawki. Otóż moi drodzy, bracia w audiofilskiej chorobie, członkowie obu zwalczających się obozów... Wydaje mi się, że wymyśliłem rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Wymaga ono jedynie wsparcia ze strony wszystkich producentów sprzętu audio, opracowania nowego formatu i zorganizowania ogromnej kampanii promocyjnej, ale co tam - nie takie rzeczy się robiło!
Pogodzenie obozu płytowców z obozem plikowców jest praktycznie niemożliwe. Ci pierwsi mają wiele argumentów na poparcie swojej racji - dostępność muzyki na płytach, wysoki stopnień technicznego zaawansowania odtwarzaczy, które miały kilkadziesiąt lat aby dojrzeć i spoważnieć, a nawet sprawy - wydawałoby się - drobne, jak możliwość kupna płyty na prezent czy zapach i zawartość dołączonej do niej książeczki. Wszystko to prawda i wszystko jak najbardziej rozumiem, choć główny argument przebijający się spod tych drobnostek ma moim zdaniem wymiar czysto finansowy. Nie po to kupowaliśmy i gromadziliśmy płyty przez tyle lat, żeby teraz w ciągu jednego dnia zgrać je na dysk i wyrzucić na strych. Może i streamer jest wygodniejszy, może nawet brzmi tak samo dobrze jak odtwarzacz płyt kompaktowych, ale jedna płyta to średnio 30-40 zł, a co jeśli ma się ich w domu 100, 200, 500, 1000? Wytrawni melomani mają ich wielokrotnie więcej, więc wystarczy pięć sekund z kalkulatorem w ręku i widać, że robi się z tego równowartość nowej limuzyny. Dolary aż lśnią w oczach, a obok kręci się łezka. Nie ma mowy, żebym wyrzucił takie pieniądze do kosza!
Z kolei plikowcy albo nie wtopili jeszcze takich pieniędzy w płyty albo z jakichś powodów nie mają problemu aby się z nimi rozstać. Z ich argumentami również trudno dyskutować - muzyka z plików może brzmieć znacznie lepiej, niż ta z ograniczonych do 16 bitów i 44,1 kHz płyt kompaktowych. Nie ma napędu optycznego, więc nie ma mechanizmu, który może się zepsuć. Przetworniki i streamery są dość odporne na nowe formaty - często wystarczy aktualizacja oprogramowania i możemy łykać gęstsze pliki lub uzyskać dostęp do nowej aplikacji, która serwuje muzykę w jeszcze wyższej jakości. No i możemy śmiało wywalić duży mebel z salonu, co dla wielu osób naprawdę ma znaczenie. Z jednej strony wygoda, z drugiej - jakość brzmienia, jakiej płyta kompaktowa nie osiągnie już nigdy, bo jej forma jest całkowicie zamknięta, za to w plikach nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. DSD można odtwarzać na dowolnym komputerze, dzięki przetwornikowi który można kupić już za 1000 zł. Pomijając już to, że nie każdemu chce się chodzić po sklepach i grzebać w okładkach - coraz częściej to serwisy streamingowe podpowiadają nam, jaka muzyka mogłaby nam się spodobać i często mają rację. Słysząc gdzieś kawałek, który nam się podoba, wystarczy odpalić w telefonie aplikację, która powie nam, cóż to takiego jest, a następnie zaproponuje serwisy, w których możemy tego utworu posłuchać. Za czasów płyt i kaset było to niemożliwe.
Wielu audiofilów i melomanów zderzyło się z problemem wojny formatów. Co robić? Wyrzucić odtwarzacz CD i dać na jego miejsce streamer? A może zostawić kompaktofon, a streaming potraktować jako dodatek? Wielu wybrało opcję pośrednią, która nie daje satysfakcji ani z jednego, ani drugiego. Niektórzy też uznali, że teraz mogą kupić przetwornik w cenie budżetowego wzmacniacza i będą mieli hi-endowy dźwięk, a to trochę nie tak. Podobne manewry wykonują producenci sprzętu hi-fi. Tylko niektórzy mieli odwagę opowiedzieć się za którąś ze stron konfliktu. Większość wprowadza do katalogu przetworniki i streamery, promuje się na temacie DSD, ale odtwarzaczy płyt kompaktowych z katalogu nie wycofuje. A nuż trafi się wąsaty audiofil, któremu pewnego dnia zepsuje się 20-letni Technics i będzie musiał kupić coś nowego? A że płyt ma dużo, oszczędności też trochę zgromadził, to pewnie uda się mu sprzedać lśniący odtwarzacz za kilkanaście tysięcy. Będzie miał na resztę życia, prawda? Producenci bardziej lifestyle'owych klocków niby idą w pliki, komputery i streamery, ale w swoich kombajnach często montują napędy optyczne, no bo jak to tak, żeby sprzęt nie odtwarzał płyt? A to sprawia, że ci, którzy naprawdę tych płyt słuchać nie chcą, mimowolnie dopłacają trochę za napędy i serwomechanizmy, których nigdy nie użyją. Ktoś bystry pomyślał - w porządku, zatem rozdzielmy przetworniki i napędy. Plikowcy kupią samego DAC-a, a płytowcy dołożą do niego napęd. Świetnie, dwa pudełka zamiast jednego, więc znów płacimy za dodatkową obudowę. Być może niektórym firmom jest to na rękę, ale wydaje mi się, że cała sytuacja jest trochę dziwna. Wiadomo, że 10% audiofilów nie rozstaje się z żadnym zakupionym przez siebie sprzętem i w swoim systemie stereo ma z pięć źródeł, wliczając w to magnetofon, gramofon, odtwarzacz CD, streamer i jeszcze jakiś wynalazek w rodzaju magnetofonu szpulowego. Ale co z resztą? W końcu trzeba się będzie zdecydować, bo dokładanie kolejnych klocków do i tak już sporej wieży może się skończyć rozwodem albo przynajmniej sporą awanturą.
A gdybyśmy tak połączyli zalety plików i nośników fizycznych? Powiedzmy, że świat audio podejmuje jeszcze jedną próbę stworzenia czegoś, co przetrwa równie długo, jak wysłużona płyta kompaktowa. Nośnik, który będzie zapewniał wysoką jakość brzmienia, a jednocześnie będzie odporny na zmiany formatów, coraz gęstsze odmiany DSD i tak dalej. Mógłby to być jeden z już stosowanych nośników, jak na przykład pendrive albo karta MicroSD, ale aby wprowadzić coś nowego i zarezerwować nowy format tylko dla muzyki, stwórzmy coś nowego - powiedzmy kartę lub coś w rodzaju małego kartridża z pamięcią 8-16 GB. Zresztą tylko na początek, bo jeśli w przyszłości pojawią się jeszcze gęstsze, cięższe formaty, pojemność nośnika będzie można zmienić. Podobnie, jak format zapisanych na nim plików. Na początek za standard możemy przyjąć DSD, ale jeśli za 5 lat pojawi się coś jeszcze lepszego, wystarczy nagrać na kartridż lepsze pliki, umieścić inny napis na opakowaniu, a po stronie użytkownika - pobrać nowe oprogramowanie dla odtwarzacza. Połączenie cyfrowych odtwarzaczy i fizycznych nośników? Niektórzy oczywiście zapytają - ale po co? Ano właśnie po to, aby położyć kres trwającej od wielu lat wojnie i niepewności, w której żyją tysiące melomanów. Połączenie bułki i kotleta też kiedyś musiało wydawać się głupie, a dziś ludzie wżerają hamburgery bez opamiętania.
Teraz tak - wprowadzamy nowy nośnik, nazywamy go powiedzmy Digital Audio Cartridge, producenci sprzętu wypuszczają swoje pierwsze odtwarzacze DAC będące w istocie przetwornikami z dodanym slotem na kartridże, a w sklepach płytowych pojawiają się pięknie wydane albumy, w których zamiast 12-cm płyty znajduje się twarda, powiedzmy nawet metalowa karta o kieszonkowych wymiarach, podobnych do zapomnianego już MiniDiscu. Pojemność i rodzaj zapisanych na karcie plików może się zmieniać, trzeba jedynie ustalić jednolity kształt i rodzaj styków, którymi taki kartridż będzie się "kontaktował" z odtwarzaczem. Plikowcy zadowoleni, bo słuchają w istocie DSD, a płytowcy mają wszystko, co lubią - pudełko, książeczkę i poczucie bezpieczeństwa, bo przez kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt najbliższych lat zmieniać się będzie jedynie gęstość zapisanych na kartridżach plików. Może ktoś wynajdzie lepszy format, lepsze kodowanie, bardziej bezstratny gapless, cokolwiek. Może raz na dziesięć lat będzie trzeba zanieść odtwarzacz do serwisu na wymianę modułu przetwornika i przeczyszczenie slotu na kartridże, ale poza tym można spokojnie bawić się w srebrne kable zasilające i kolce antydemagnetyzacyjne. Co więcej, przy odrobinie szczęścia będzie można wrócić do tego, co tak kochaliśmy w kasetach magnetofonowych - kupić czysty nośnik i nagrać sobie składankę, do samochodu lub na odsłuch kolumn w sklepie, aby nie trzeba było nosić dwudziestu czy trzydziestu albumów. Wytwórnie muzyczne szczęśliwe, bo znów zaczną coś sprzedawać, na dodatek będą musiały powyjmować ze swoich archiwów muzykę w jak najlepszej jakości. Może nawet ujrzymy wydania, jakie w innych warunkach nigdy by nie powstały? Aby zabezpieczyć karty przed nielegalnym kopiowaniem, trzeba będzie zadbać o to, aby nie powtórzyć "błędu" popełnionego z kompaktami, które szybciutko wylądowały na dyskach komputerów, a następnie - na torrentach. Jestem pewien, że muzykę przed nielegalnym kopiowaniem da się zabezpieczyć software'owo, a jeśli nie - można zrobić kartridż, który będzie mały, ale gruby. Grubość powyżej 1,5 cm automatycznie wykluczy możliwość montowania napędów w laptopach i tabletach. Nikt też nie powiedział, że producenci komputerów i "wypalarek" muszą dostać licencję na obsługę nowego formatu. Kopiowanie winyli w warunkach domowych jest praktycznie niemożliwe, więc jeśli wytwórnie płytowe uruchomią kilka swoich najlepszych głów, uda się z góry zablokować proceder kopiowania DAC-ów lub uczynić go nieopłacalnym, co ograniczy piractwo.
Mija pięć lat. Z przyjętego na początku standardu DSD64 robi się już DSD256, jednak nikt nie odczuł negatywnych skutków tej zmiany, bo kartridże pozostały takie same. Po ogólnoświatowej kampanii promocyjnej, w której uczestniczyły wszystkie największe koncerny, a nawet mniejsze firmy audiofilskie i wytwórnie muzyczne, sprzedaż albumów w formacie DAC wyprzedza kompakty i winyle razem wzięte. Artyści wycofują swoją muzykę z serwisów streamingowych, bo też chcą zarabiać. Słuchanie muzyki z komputera jest passé - w powszechnej opinii tak robią tylko wieśniaki i biedota, której nie stać na najtańszą miniwieżę z czytnikiem DAC. Z drugiej strony, powstają coraz bardziej hi-endowe odtwarzacze bazujące na najlepszych przetwornikach na świecie, a japońskie i amerykańskie wytwórnie audiofilskie oferują albumy wydane na kartridżach z pamięcią o parametrach spełniających normy militarne, w tytanowych obudowach. Na wystawie CES-ie w Las Vegas debiutuje flagowy odtwarzacz DAC-ów McIntosha za czterysta tysięcy dolarów, ale to i tak małe piwo, bo w maju w Monachium będzie można posłuchać źródła MBL-a za okrągłe pół miliona euro. Aby ułatwić życie melomanom, wytwórnie i sklepy płytowe ogłaszają, że po wysłaniu do nich płyt kompaktowych, kaset lub winyli będą zamieniać je na te same albumy na nowym nośniku za 1/3 ceny. Powstają punkty, gdzie przesłuchane już kartridże można zamieniać na inne. Kształtuje się podział na trzy grupy cenowe - zieloną, żółtą i czerwoną. Największy internetowy serwis zrzeszający społeczność użytkowników DAC z roku na rok notuje czterokrotnie większą liczbę użytkowników, którzy wymieniają się kartridżami na zasadach społecznościowych. Jeden "Dark Side of the Moon" jest warty tyle, co cztery Biebery, a Norę Jones można wymienić na Stinga w stosunku jeden do jednego. Producenci słuchawek wprowadzają nauszniki z wbudowanymi czytnikami DAC. Z powodu utraty słuchu przez Briana Johnsona, zespół AC/DC definitywnie kończy działalność i z tej okazji wydaje pełną dyskografię na limitowanym, złotym DAC-u. Odradzają się urządzenia, o których już dawno zapomnieliśmy - podwójne decki i zmieniarki. Internetowe rozgłośnie radiowe nadają pełne koncerty w świetnej jakości, a słuchacze nagrywają je na swoich DAC-ach i wymieniają się kartridżami ze znajomymi. Z DAC-ów nałogowo korzystają DJ-e, a pewien amerykański astronauta jako pierwszy zabiera przenośnego DAC-mana firmy Sony na Międzynarodową Stację Kosmiczną...
Piii, piii, piii! Leżę na łóżku. Kurczę, śniło mi się, czy to jednak prawda? Chyba mamy dwudziesty pierwszy wiek, bo mam telefon z jednym przyciskiem i takim lustrzanym ekranikiem, odblokowuje się na odcisk palca. Telewizor mam podłączony tylko do prądu, ale włączam aplikację i oglądam wczorajszy "Klan". Samochód mówi mi, że jezdnia może być oblodzona, prosi o podanie celu podróży i podaje mi najlepszą trasę. W autobusach ludzie czytają książki na jakichś takich płaskich e-papierach, a na przystankach palą e-papierosy. Jadę do audiofilskiego sklepu! Dzień dobry, chciałbym posłuchać tych kolumn. A ma pan płytę? Nosz kur... Na półkach odtwarzacze CD, kilka gramofonów, sprzedawca wyjmuje klaser z porysowanymi kompaktami, a na pytanie o pliki dowiaduję się, że to może jakbym miał własny komputer, ale jakość będzie kiepska. Więc jednak mi się śniło. Normalnie witamy w latach osiemdziesiątych. Okazuje się, że po klęsce SACD nikt już nigdy nie podjął tematu stworzenia lepszego nośnika. Przez prawie 20 lat. W tym czasie kinomaniacy przeskoczyli raz z kaset VHS na płyty DVD, a potem na Blu-raye, ale dla melomanów było to zbyt trudne. Wielkie koncerny mówią, że nikomu nie potrzeba lepszej jakości brzmienia niż ta, którą zapewnia płyta kompaktowa, a jednak sprzedaż cedeków systematycznie spada. Na rzecz plików hi-res i winyli, które dają lepszy dźwięk - i jedne, i drugie. A bo to te smartfony, panie, dzieciaki tylko z nich słuchają, a starym melomanom nie chce się już nic zmieniać. Naprawdę? A może jednak warto podjąć jeszcze jedną próbę? Może format SACD się nie przyjął, bo był za mało rewolucyjny? Może dwadzieścia lat później mamy już na tyle duże możliwości, że udałoby się zrobić dla muzyki to, co technologia zrobiła dla filmów? Tam nieustannie trwa wyścig zbrojeń i jestem przekonany, że kiedy pojemność płyt Blu-ray okaże się niewystarczająca dla nowych super wyraźnych filmów 8K, branża wideo urodzi "kasety" z pamięcią 128 GB, a my... No chyba dalej będziemy stać w rozkroku.
-
tinto_brass
Idea całkiem fajna, ale powinna być połączona - żeby można było na przykład kupić muzykę online w hi-res jak do tej pory (sporo osób ma zainwestowane niezłe pieniądze w DAC, odpowiednie komputery do słuchania muzyki) albo na nośniku z okładką itd. W temacie zabezpieczeń cyfrowych - można przecież wziąć model z App Store - aplikację kupuje się na dane konto i nie da się jej uruchomić na innym sprzęcie niż na tym, który jest zalogowany na dane konto. To samo da się zrobić z plikami muzycznymi zapewne, szczególnie przy tworzeniu nowego formatu. Świat idzie do przodu - to prawda. Wiele młodych osób nie czuje już potrzeby gromadzenia pudełek z płytami, ale nadal chce mieć dobrą jakość.
1 Lubię -
Paweł
Ciekawo że na zdjęciu tutaj jest prosty MiniDisc którego cykl życia że wszystkich nośników był prawie najkrótszy. Co do kartridża to myślę że jakiś czas w jakimś kole melomanów będzie popularny, ale sam po sobie jest prostym pendrajwem. Wiadomo że pędrajwy czasem zawodzą. I długo nie trzymają informacji. Zostaje się stosować odtwarzacz z twardym dyskiem. Ciekawe, a jak by najlepiej wyglądał kartridż? Ktoś sobie przedstawia taki jak w dawne czasy dawał w wideo gry. A dla mnie był by najlepszy wygląd - taki jak był dla starych kalkulatorów MK 52. Malutki dodatek ale nawet teraz wygląda fantastycznie. Jak dla mnie najlepszym nośnikiem jest taśma. Było by super jak by wróciły DAT kasety - tylko by na nich można było pisać na jakości w 32 bit.
0 Lubię
Komentarze (2)